•Rozdział 16•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- I co? Wszystko jest w porządku? - Spytał zmartwiony Bokuto zaraz po tym, jak Anzu wyszła z gabinetu lekarza.

- Jakby ci to powiedzieć... - Zaczęła przyciszonym głosem - Będę mieć operację na kolano.

- Co? - Patrzył na nią - Przecież mówiłaś, że to nic poważnego! - Złapał ją za ramiona.

- Nic mi nie będzie. - Położyła dłonie na jego nadgarstkach i odwróciła głowę w bok - Mam cztery dni na psychiczne przygotowanie się do tej operacji, potem czeka mnie długa droga zwana inaczej rehabilitacją. - Westchnęła cichutko.

Kōtarō nie odpowiedział, przytulił ją do siebie i pogłaskał po głowie. Nie miał zamiaru robić jej żadnych wywiodów, sam fakt, że będzie miała ograniczoną czasową sprawność fizyczną był przygnębiający.
Anzu spuściła wzrok, wtulając bardziej twarz w tors chłopaka.

~•••~

Te cztery dni minęły jak z bicza strzelił, niedawno Anzu nawet by o tym nie myślała, jednak teraz siedziała w białej sali i czekała na swoją kolej. Z kolanem było coraz gorzej, przez te dni ledwo dawała radę chodzić, nie mówiąc już o przypadkowym uderzeniu się w coś. To było istne piekło, dziewczyna nawet nie podejrzewała, że tak nagle i szybko mogło się jej pogorszyć. Czuła się okropnie.

Bokuto chcąc nie chcąc musiał wyjechać na obóz wraz z jej bratem, próbował się jakoś z tego wykręcić i zostać, jednak nic to nie dało. Nawet Anzu poprosiła, by pojechał, tak byłoby dla niej znacznie łatwiej. A przynajmniej do chwili, gdyby go nie zobaczyła.

- Akaashi Anzu. - Do środka weszła pielęgniarka - Zapraszam.

Dziewczyna dobyła kuli i powoli zaczęła zmierzać w stronę wyjścia, tylko dzięki pomocy metalowych podpór była w stanie się utrzymać. Czuła się, jakby nagle straciła czucie w nodze, które wracało tylko po to, by mogła odczuć rwący ból.

Po kilkunastu minutach weszła na salę i podnosząc wzrok na lekarza, myślała, że się rozpłaczę. Był to ten sam cholerny lekarz, który przeprowadził nieprawidłowo operację. Natychmiast odwróciła się do pielęgniarki.

- Żądam zmiany lekarza operującego. - Rzekła twardo.

Sam lekarz się nie odezwał, wiedząc o co chodzi. Skinął tylko głową w stronę pielęgniarki i opuścił sale, dzięki czemu Anzu była w stanie odetchnąć z ulgą i znacznie mniej się stresować. Ciśnienie jej delikatnie spadło.

- Dobrze, więc będzie pani musiała poczekać jeszcze około pół godziny. Ale to już w tej sali, niech się pani nie przemęcza.

- Dziękuję. - Rzekła z wdzięcznością - Czy mogłabym mieć do pani jeszcze jedną, małą prośbę?

- Oczywiście.

- Na półce w mojej sali leży telefon, chciałabym przed operacją zadzwonić do chłopaka. - Spuściła wzrok.

- Przyniosę go. - Pielęgniarka posłała uśmiech Anzu i wyszła z pomieszczenia.

~

- Będzie dobrze, sówko. - Usłyszała łagodny głos Kōtarō - Musi być dobrze.

- Wiem, ale...Boję się, że coś pójdzie nie tak. Nie chce przestać grać w piłkę, to będzie zbyt wiele. - Wyznała, ocierając wierzchem dłoni mokre policzki.

- Sówko...Płaczesz? - Spytał zmartwiony, gdy usłyszał jej siąknięcie nosem.

- Nie...Po prostu... - Nabrała głęboko powietrza - Próbuje się odstresować.

- Chciałbym być teraz przy tobie. - Usłyszała jego westchnienie - Mogłem załatwić sobie lewe zwolnienie, czy coś.

- Nie, nie mogłeś. Te zawody są dla was ważne, nie możesz zostawić swojej drużyny. - Powiedziała, zaciskając palce na materiale swojego ubrania.

- A swoją dziewczynę mogę tak bezkarnie zostawić, gdy mnie potrzebuje? - Bokuto przetarł twarz dłonią - Niedługo wrócę i pierwszym co zrobię, będzie przyjście do ciebie w odwiedziny.

- Dziękuję. - Blado się uśmiechnęła, choć nie mógł tego zobaczyć - Bokuto-Kun?

- Tak?

- Zawsze będziesz mnie kochał, prawda? - Jej głos znacznie przycichł - Niezależnie od tego, jaka będę?

- Oczywiście, że tak! - Zawołał od razu - Skąd to pytanie?

- Tak po prostu. - Wzruszyła sama do siebie ramionami - Też cię ko...

- Pani Akaashi, już czas. - Nie zdołała dokończyć przez pielęgniarkę.

- Muszę już kończyć. - Ścisnęła mocniej w dłoni komórkę - Do zobaczenia, Bokuto-Kun... - Nie dając mu czasu na odpowiedź, rozłączyła się.

- Też cię kocham. - Powiedział do telefonu już po tym, gdy usłyszał dźwięk zakończonego połączenia.

~•••~

Anzu siedziała na łóżku z twarzą w dłoniach, miała zamknięte oczy, a w sali można było słyszeć jej ciężki oddech. Opuściła powoli dłonie i zadarła głowę. Złapała pomiędzy palce kołdrę, jednak przed jej podniesieniem, zawahała się. Bała się to zrobić, nie wiedziała, jak wygląda jej noga, jednak spodziewała się gorszego widoku, niż po pierwszej operacji.

Ku zdziwieniu lekarzy, po podaniu środka usypiającego, Anzu nie wybudzała się przez następne dwa dni po operacji. Odnieśli wrażenie, że jej ciało potrzebuje znacznie więcej czasu na regenerację, chociaż w tym przypadku było nieco inaczej. Zaraz po wybudzeniu się i w miarę ogarnięciu, co się wokół dzieje, zadzwoniła do Bokuto, żeby powiedzieć, że wszystko jest okej.

W końcu się odważyła, podniosła kołdrę i patrzyła ogłupiała na swoją nogę. Jej oczy się zeszkliły, uniosła dłoń i zakryła sobie usta. Spodziewała się wszystkiego, ale na pewno nie tego. Poczuła, jak znów robi jej się słabo. Dłoń bezwładnie opadła, znów przykrywając nogi, a Anzu wpadła w poduszki nieprzytomna. To na pewno nie był widok, jakiego chciała doświadczyć.

~•••~

- Dzień dobry, ja w odwiedziny do Akaashi Anzu. - Rzekł z uśmiechem Bokuto, stojąc przed recepcją.

- Sala numer siedemdziesiąt jeden, pójdzie pan schodami na górę i w prawo.

- Dziękuję. - Bokuto odwrócił się i szybko wszedł na górę, idąc co dwa, a czasami nawet trzy schodki.

Skręcił w prawo, jak pokierowała go starsza pani i wzrokiem szukał na drzwiach numeru siedemdziesiąt jeden. W końcu gdy go dostrzegł, zapukał do drzwi. Sala była mała, jednoosobowa. Kiedy nie usłyszał odpowiedzi, wszedł do środka i zastał Anzu, która leżała z głową obróconą w bok, patrzyła na widok za oknem. Tylko to jej pozostało, w końcu nie mogła wstawać.

- Sówko! - Zawołał szczęśliwy, patrząc na swoją ukochaną.

Akaashi podniosła się powoli do siadu i posłała chłopakowi blady uśmiech, poprawiając się na miejscu. Siatkarz przywitał ją namiętnym pocałunkiem, głaszcząc podczas pieszczoty jej policzek, a gdy się odsunął, pod nosem dziewczyny znalazł się duży pluszak. Pluszak w kształcie sowy.

- Dziękuję. - Przytuliła ją do siebie - Jest śliczna.

- Zupełnie tak, jak właścicielka.

Anzu delikatnie się zarumieniła, jednak jej zadowolenie spowodowane widokiem ukochanego nie trwało długo. Kōtarō usiadł na brzegu łóżka i chciał oprzeć dłoń.

- Bokuto-Kun, nie! - Zawołała natychmiast, chcąc go powstrzymać, ale było już za późno.

Kōtarō przez chwilę się nie ruszał, będąc niemal pewien, że położył dłoń na jej chorej nodze. Spojrzał w dół i chciał już się spoliczkować za tak pochopny czyn, jednak coś tu nie grało. Poruszył dłonią i nie wyczuł nic pod spodem, prócz pościeli i materacu, przeniósł wzrok na nagłe wzniesienie niedaleko, gdzie znajdowało się udo dziewczyny.

- Sówko... - Zaczął zszokowany i spojrzał na Anzu.

Płakała.

Patrzyła na niego zaczerwienionmi oczami, przyciskając do swojej klatki piersiowej pluszaka. Niedługo potem schowała w nim swoją twarz, zaczynając się trząść od płaczu.

- Mój Boże, sówko. - Otoczył ją ramionami, przytulając do siebie.

Odłożyła pluszaka na bok i schowała twarz w jego torsie, znosząc się jeszcze głośniejszym płaczem. Ten dźwięk łamał chłopakowi serce. Wiedziała że tak będzie, że nie złamie się, póki on nie pozna prawdy. Teraz ogarnęła ją panika, że odejdzie, zostawi ją.

- Nie płacz, już dobrze. Jestem przy tobie. - Szeptał, całując ją czule w skroń - I nigdzie się nie wybieram.

W tej chwili Bokuto przypomniał sobie pytanie jego dziewczyny, a wszystko stało się jasne i klarowne.

Zawsze będziesz mnie kochał, prawda?

Niezależnie od tego, jaka będę?

Zacisnął powieki, również był zrozpaczony, jednak nie tak bardzo, jak ona. To nie jemu stała się krzywda, to ona musiała się z tym pogodzić.

Przytulał ją aż do momentu, w którym nie zasnęła. Delikatnie ułożył ją na miękkiej pościeli i naciągając rękaw bluzy na dłoń, otarł jej mokre od łez policzki. Spuścił wzrok i złapał jej dłoń, przykładając ją sobie do ust. Jego wzrok zjechał do jej nóg, lecz długo tam nie pozostał. Miał wrażenie, że im dłużej patrzy, tym ona bardziej cierpi. Nie chciał jej krzywdzić. Po prostu nie chciał.

**************************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro