•Rozdział 13•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jak myślisz, jeszcze żyje? - Spytał Keiji, opierając się pośladkami o parapet i krzyżując ramiona na torsie.

- Nie mam pojęcia. - Pokręciła głową - Ale wiem jedno... - Spojrzała na brata - Ja też będę martwa.

- To wiem. - Zaśmiał się pod nosem - Ale na pewno to zaakceptują i będą cieszyć się razem z wami.

- Problem w tym, że jak na razie tylko Bokuto-Kun się cieszy. - Oparła brodę na dłoniach - Nudzi mi się. - Mruknęła, opadając plecami na łóżko.

- Wiesz...Może i nasz ojciec jest momentami bardzo porywczy... - Dodał rozgrywający - Ale raczej ojca twojego dziecka nie zamorduję.

- Dajmy już spokój z tym tematem, okej? - Położyła dłonie za głową - Może porozmawiamy o czymś luźniejszym, co?

- Niech będzie. - Odepchnął się od parapetu i usiadł na fotelu, podjeżdżając bliżej łóżka - O czym chcesz rozmawiać?

- O tobie. - Parsknęła śmiechem - Kim była ta urocza dziewczyna, z którą ostatnio spacerujesz po korytarzu, hm?

Zaobserwowała, jak Keiji poczerwieniał z zawstydzenia. Odchrząknął i mruknął pod nosem ciche "nie twój interes", po czym odwrócił się do niej palcami na krześle. Anzu podniosła się gwałtownie i położyła dłonie na jego ramionach, zaglądając mu przez jedno z nich i zaśmiała się głośno.

- Czyżby to było coś poważnego? - Poruszyła zabawnie brwiami, uśmiechając się szeroko.

- M-Mówiłem ci już. Nie twój interes.

- Tak~? Jakoś Bokuto-Kuna wypytałeś o wszystko, gdy się dowiedziałeś, że jesteśmy razem. Ja też mam zamiar. - Przytuliła go od tyłu - Sprawdzę tę twoją dziewuszkę, nie chce żeby sytuacja sprzed dwóch lat się powtórzyła.

- Eh... - Westchnął, wywracając oczami - Okej, ale nie nagadaj jej niczego, dobrze?

- Oczywiście! - Poczochrała go po fryzurze, całkowicie ją rozwalając - Dla ciebie wszystko!

Keiji oparł się o jej klatkę piersiową i delikatnie się uśmiechnął, już dawno zapomniał, jak to jest być przytulanym przez własną siostrę. Prawdę mówiąc, bardzo mu tego brakowało. Odsunęła się od niego i wtedy do pokoju wpadł nie kto inny, jak Bokuto.

- Zu-Chan! Ja żyje! - Zawołał wesoło i rzucił się na nią, czule przytulając.

W drzwiach stali rodzice Anzu i Keijiego z, którzy patrzyli na córkę i jej chłopaka z delikatnymi uśmiechami.

- Mamo. Tato. - Spojrzała na nich przepraszająco.

- Nic nie mów kochanie. Będziemy was wspierać, niezależnie od sytuacji. - Rodzicielka rozłożyła ramiona na boki.

Anzu spojrzał na swoich rodziców ze łzami w oczach i podnosząc się, podeszła do nich i mocno przytuliła, cicho dziękując im za zrozumienie.

~

- Idę po coś do picia. - Anzu chciała się podnieść, jednak Bokuto posadził ją z powrotem na łóżku.

- Ja przyniosę.

Wywróciła oczami i pociągnęła go za nadgarstek do siebie.

- Nie, ja przyniosę.

- Chcesz się kłócić? - Podniósł jedną brew.

- A chcesz się bić?

- Nie biję dziewczyn. - Pokazał jej język.

- Więc twierdzisz, że dziewczyna jest gorsza, tak? - Stanęła na łóżku - Ja ci pokaże.

- Zu-Chan, daj sobie spokój. I tak nic mi nie zro... - Uciął, gdy Anzu skoczyła w jego stronę i lądując obok niego, złapała za przedramie siatkarza.

Nim się zorientował, schyliła się i przerzuciła go przez ramię. Bokuto upadł z hukiem na podłogę.

- C-Co? - Spytał zszokowany, a czarnowłosa otrzepała dłonie z niewidzialnego kurzu.

- Nie znasz mnie jeszcze tak dobrze. - Parsknęła śmiechem, uśmiechając się z wyższością.

- Jezus Maria, Zu-Chan! Nic sobie nie zrobiłaś?! - Podniósł się gwałtownie i złapał ją za ramiona - Nie naderwałaś sobie żadnych mięśni?! Mogłaś sobie coś zrobić! - Potrząsnął nią delikatnie.

- Głupi. - Mruknęła i popchnęła go na łóżko.

Momentalnie wrócił wspomnieniami do tamtej pamiętnej nocy, przez co się mocno zawstydził.

- Co? - Spytała zdziwiona - Czemu się rumienisz? - Skrzyżowała ramiona pod biustem.

- To nic takiego. - Mruknął i spojrzał na sufit - Po prostu coś sobie przypomniałem, nieważne.

Podskoczył na łóżku, gdy Anzu na nie skoczyła. Jednak nie spodziewała się, że gdy Kōtarō opadnie, ona poleci do góry. Oparła się dłońmi po bokach jego głowy, lądując pomiędzy jego nogami.

- Jesteś jeszcze bardziej czerwony. - Mruknęła, dalej nad nim wisząc.

Jej czarne, długie włosy opadły i delikatnie łaskotały go w twarz. Patrzył na nią świecącymi się tęczówkami, oczarowany jej urodą. Delikatnie się uśmiechnęła i schyliła ku niemu.

- Ostatnio dużo nad tym myślałam i... - Zmrużyła delikatnie powieki - Pamiętam wszystko z tamtej nocy. - Szepnęła, sprawiając, że Bokuto przeszedł przyjemny dreszcz.

- N-Naprawdę? - Zająkał się, będąc zawstydzony przez jej zachowanie.

- Pamiętam, jak krzyczałeś moje imię. - Dodała, ledwo powstrzymując się od śmiechu - Każdy twój pocałunek...Dotyk. Momenty, kiedy chciałeś więcej...I więcej...

- Zu-Chan, przestań! - Zakrył czerwoną od zawstydzenia twarz, swoimi dłońmi.

Usiadła na jego biodrach i zaśmiała się głośno, prostując swoją postawę.

- Żartuje przecież. - Położyła dłonie na swoich udach - Ciągle nic nie pamiętam.

Nie miała jednak pojęcia, że trafiła w dziesiątkę, choć nieświadomie. Bokuto dalej krył twarz pod dłońmi i jakoś nie zanosiło się na to, by ją odsłonił. Złapała za jego ręce i siłą położyła je nad jego głową.

- Po co się chowasz? - Kącik jej ust powędrował ku górze, tworząc zadziorny uśmiech - Nie przypuszczałam, że zrobiłeś się taki nieśmiały. Przecież zawsze byłeś taki pewny siebie, nikt nie był w stanie cię zawstydzić...Co się stało? - Nachyliła się.

- Nic... - Uciekł wzrokiem gdzieś w bok - Naprawdę nic.

- Okej, nie będę naciskać. - Musnęła jego wargi, puszczając nadgarstki siatkarza.

Jej chłodne dłonie znalazły miejsce na jego ramionach, Kōtarō zamknął oczy, nie stawiając się, nie miał takiego zamiaru.

~•••~

Patrzyli na reakcję rodziców Bokuto, którzy patrzyli na nich z poważnymi wyrazami twarzy. Pierwsza okazała się odezwać jego matka.

- Synu, coś ty najlepszego zrobił. - Złapała się za głowę - Kochanie, współczuję ci takiego przyszłego męża. - Zwróciła się do Anzu - A dziecku współczuję ojca.

- Mamo! - Zawołał z urazą - Jak możesz!

- Mama ma rację. - Do rozmowy wtrącił się ojciec siatkarza - Wyrazy współczucia, drogie dziecko. - Spojrzał na Akaashi.

Szczerze powiedziawszy, Anzu nie takiej reakcji się spodziewała, choć sytuacja ją bawiła.

- Czyli, że...Nie jesteście źli? Nie chcecie nas okrzyczeć, czy coś w tym stylu? - Spytał zdezorientowany Kōtarō, który dalej trzymał jej dłoń z nerwów.

Jego mama tylko zaśmiała się pod nosem, a ojciec pokręcił głową z rozbawieniem.

- Może i twoja dziewczyna by coś zrozumiała, ale tobie nie opłaca się nic tłumaczyć.

- Racja synu, ty jednym uchem słuchasz, a drugim wypuszczasz to, co do ciebie mówimy.

- Wow... - Kōtarō pochylił się do czarnowłosej - Poszło lepiej, niż przypuszczałem. Upiekło nam się. Znowu.

**************************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro