•Rozdział 18•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jak się wam żyje? - Usłyszała w słuchawce głos swojej matki.

- Jest...Dobrze. - Kiwnęła głową sama do siebie - A przynajmniej na razie. - Dodała już nieco ciszej.

- A jak twoja rehabilitacja?

Chciała powiedzieć, jak źle się czuję, ale nie chciała martwić rodzicielki. Więc westchnęła i powiedziała, że wszystko dobrze.

- Niedługo przyjedziemy do was w odwiedziny... Muszę już kończyć, z tatą idziemy na ważne spotkanie w pracy.

- Jasne... - Spuściła wzrok - Do zobaczenia, mamo. Pozdrów tatę i Keijiego.

- Oczywiście. Pa, słońce.

Kiedy usłyszała dźwięk przerwanego połączenia, oparła bok głowy na dłoni i zamknęła oczy, nie chcąc się rozpłakać. Ostatnimi czasy płakała codziennie, w ukryciu. Tym sposobem dawała upust emocjom i uspokajała się, a jednocześnie coraz bardziej utwierdzała w przekonaniu, że nie da rady.

- Zu-Chan! Wróciłem! - Usłyszawszy głos chłopaka, szybko wytarła policzki i położyła się na łóżku, na brzuchu.

Schowała twarz w poduszkę i udawała, że śpi. Kroki chłopaka zbliżały się, aż wszedł do środka, a odgłosy ucichły.

- Nie udawaj, że śpisz. - Usiadł obok i przyjrzał jej się dłużej - Znowu płakałaś?

Otworzyła oczy i przekręciła się na bok. A jednak zauważył.

- To akurat mało istotne, kiedyś mi przejdzie. - Odrzuciła na bok telefon, który parokrotnie odbił się od łóżka.

- Nie możesz ciągle płakać, dobrze wiesz, że nic ci to nie da.

- Jeśli przyszedłeś tylko po to, by prawić mi morały, to równie dobrze możesz wyjść.

Przytuliła się do poduszki i patrzyła tępo w ścianę. Bokuto nie wiedział, co ma zrobić w tej sytuacji. Lekarz stwierdził, że Anzu poprzez utratę nogi i zdrowia, prawdopodobnie wpadła w depresję, jednak zazwyczaj dobrze to ukrywała. Ale nie tylko to stało za jej złym samopoczuciem, nowi znajomi Kōtarō również.

Nie raz, gdy do niego przychodzili i nie wiedzieli, że Anzu siedzi na górze, słyszała ich rozmowy na jej temat. Że Bokuto jest głupi, bo związał się z niepełnosprawną dziewczyną, że wziął na siebie ogromny obowiązek, że czarnowłosa jest bezużyteczna i tylko mu zawadza. To było nie do zniesienia, nie chciała dłużej tego słuchać.

- Nie chce wychodzić. - Odezwał się po kilku chwilach ciszy - Chce żebyś ze mną szczerze porozmawiała.

- O czym? - Gwałtownie się podniosła, obrzucając go nieprzychylnym spojrzeniem - O tym, że wciąż nie chodzę zbyt dobrze? A może chcesz przyznać rację swoim znajomym, którzy twierdzą, że związek z kaleką to głupota?

Zaskoczyła swoimi słowami złotookiego. Przyglądał jej się w milczeniu, ale koniec końców pokręcił głową ze zrezygnowaniem.

- Nic z tych rzeczy, Zu-Chan.

Był zdziwiony tym, że słyszała rozmowy jego znajomych. Często kłócił się z nimi w tej sprawie i nie pozwalał szydzić ze swojej ukochanej, nie mógł tego tolerować, więc z niektórymi osobami po prostu się pożegnał i nie chciał mieć nic wspólnego.

- Wiesz co? Nie mam ochoty rozmawiać. - Usiadła na brzegu łóżka i złapała za kule.

Wstała i powoli zaczęła wychodzić, zostawiając Bokuto samego na łóżku. Nawet nie zorientował się, że pogrążył się w myślach do tego stopnia, że nie usłyszał jej pytania.

"- A może już nie chcesz ze mną być?"

Nie usłyszał tego, ale ona nie wiedziała. Cisza powiedziała jej naprawdę wiele, a przynajmniej zasiała w jej umyśle ziarno niepewności. Spojrzała z powątpieniem na schody, ale koniec końców, powoli, zeszła po nich. A potem wyszła na dwóch, chciała odetchnąć świeżym powietrzem i nie myśleć o niczym. Chociaż przez chwilę.

Usiadła na ławce w parku niedaleko ich domu, odłożyła kule na bok i spojrzała na swoją proteze. Nie było ciepło, ale zimno też nie. Siedziała w krótkich, białych spodenkach, czarnej bokserce i szarym swetrze narzuconym na ramiona. Zadarła głowę trochę do góry i przetarła twarz dłońmi, wypuszczając powietrze ze świstem.

Niedaleko niej na ławce siedział chłopak, wysoki, o ciemnych, brązowych włosach wygolonych po bokach. Na twarzy miał czarną bandamkę, która zasłaniała połowę jego twarzy oraz kolczyk w lewym uchu. Ubrany był w sportowe, krótkie spodenki, koszulkę z krótkim rękawem, a na nią zarzucił kurtkę w kolorze brudnego błękitu. Jego nogi pokrywała terma, a w dłoniach trzymał deskorolkę. Co jakiś czas zerkał na Akaashi, co była w stanie zauważyć.

W końcu podniósł się i opuszczając deskę na chodnik, stanął na nią jedną stopą i odepchnął się drugą. Podjechał do dziewczyny i zatrzymał się.

- Wolne? - Spytał z uśmiechem, wskazując na miejsce obok niej.

- Nie, mój zamyślony przyjaciel tutaj siedzi, jakbyś nie zauważył. - Odparła sarkastycznie, krzyżując ramiona pod biustem.

Ciemnowłosy zaśmiał się i usiadł na desce, centralnie przed nią, opierając przedramiona o pociągnięte kolana.

- Co tutaj robisz, tak lekko ubrana? - Spytał ciekaw.

- Nie jest mi zimno. - Mruknęła cicho, patrząc w zupełnie innym kierunku, niż na niego.

- Naprawdę? - Podniósł brwi ze zdumieniem - Jest zero stopni, powinnaś marznąć i to tak porządnie, a tymczasem twierdzisz, że nie jest ci zimno? - Parsknął cicho - Niezła jesteś.

- Nie rozumiem, po co zaczynasz rozmowę z kimś, kogo nie znasz?

- Żeby poznać, to chyba logiczne? No, ale mniejsza o to, nazywam się Alan. - Wyciągnął w jej stronę dłoń.

- Alan... - Powtórzyła powoli - Nie jesteś z Japonii.

- Nie. - Przyznał jej rację - Pochodzę z Anglii.

- Mhm...Anzu. - Ścisnęła jego dłoń.

- Jestem Alan. - Powtórzył, patrząc na miejsce obok niej - Miło mi cię poznać.

- Co...Ty odwalasz? - Spytała zaniepokojona.

- Jak to, co? Witam się z twoim wymyślonym przyjacielem, przecież tu siedzi, no nie?

Zamrugała kilkukrotnie, aby po chwili parsknąć cichym i kpiącym śmiechem.

- Jesteś dziwny. - Skwitowała.

- Dużo osób mi to mówi, ale podobno to moja dobra cecha. - Wzruszył ramionami - Jestem oryginalny, w swój własny, posrany sposób.

Nie była względem niego zbyt ufna, jednak chłopak miał w sobie to "coś", co sprawiało, że chciało się z nim rozmawiać. Był zabawny, to na pewno. Momentami udawanie poważnej i znudzonej jego obecnością było naprawdę trudne. Koniec końców skończyło się na tym, że odprowadził ją pod dom i pożegnał się machnięciem dłoni.

- Do zobaczenia, Anzu. - Kiwnął jej głową i ruszył w swoją stronę.

Akaashi weszła do domu i zamykając drzwi, zaraz po odwróceniu się spostrzegła Bokuto, opierającego się biodrem o ścianę.

- Gdzie byłaś? - Spytał od razu, nie witając się czy tym podobne.

- A co? Już nie mogę normalnie wyjść do parku? - Spytała oschle - Spokojnie, to, że jestem kaleką nie oznacza, że potrzebuje obserwacji dwadzieścia cztery na dobę.

Przeszła powoli obok niego i zatrzymała się przed schodami, spojrzała po całej ich długości i zamknęła na chwilę oczy. Powoli zaczęła wchodzić na górę.

- Pomóc ci? - Spytał, a ona od razu się zatrzymała.

- Daruj sobie i idź zrób coś pożyteczniejszego, tylko marnuje twój czas. - Kiedy weszła na górę, zniknęła za drzwiami pokoju gościnnego.

Oznaczało to tylko jedno. Była zła, więc chciała pobyć sama i spać w osobnym pokoju, zdala od Kōtarō. A siatkarz już wiedział, że tej nocy nie zaśnie. Jak zawsze, ilekroć nie czuł przy sobie jej obecności.

**************************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro