8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cały wyścig trwał zaledwie parę minut. Był to krótki odcinek z jednym ostrym zakrętem, co nie stanowiło dla mnie większego wyzwania. Z piątki zawodników, z którymi się ścigałem wróciłem jako pierwszy, co jakoś nieszczególnie mnie zaskoczyło. Rzadko zdarzało mi się oglądać czyjeś plecy.

Zatrzymałem się na mecie, po czym zdjąłem z głowy kask i odgarnąłem do tyłu włosy, które opadły przez niego na czoło. Chwilę później usłyszałem głośne wiwatowania i zadowolone okrzyki widowni. Uśmiechnąłem się lekko, kiedy poczułem jak dłonie zaczynają mi drżeć. Tak cholernie brakowało mi tego wszystkiego. Nie ścigałem się już jakiś miesiąc i sam nie byłem pewien jakim cudem tyle wytrzymałem.

- Kim ty do cholery jesteś? - warknął chłopak, który przyjechał zaraz po mnie.

- Nasz mały Nicky jednak nie umie przegrywać - zaśmiał się Harry, powoli idąc w naszą stronę z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Nie wtrącaj się Styles - prychnął, obdarzając go krótkim spojrzeniem, kiedy szedł w moim kierunku.

- Jak tak bardzo cię to interesuje Grimshaw to on jest ze mną - oznajmił, obserwując jego poczynania.

- Pierwszy raz go tu widzę - prychnął tamten w odpowiedzi.

- Ale na pewno nie ostatni - wtrąciłem, na co kolejny raz zgromił mnie wzrokiem, co nie zrobiło na mnie większego wrażenia.

- Nikt nie mówił, że ktoś nowy będzie się ścigać i to jest chyba wbrew tym waszym pierdolonym zasadom - warknął.

- Koleś o co ci w ogóle chodzi, to tylko wyścig. Nie zawsze się wygrywa, musisz się jakoś z tym pogodzić - westchnąłem, przewracając oczami.

- Matt, Nick denerwuje się tak bo wziąłeś udział w wyścigu, z którego zwycięzca możesz w nagrodę zabrać sprzęt jednego z przegranych - wyjaśnił mi Harry, znacząco spoglądając na chłopaka.

Miała to być chyba dosyć niedyskretna sugestia, abym to właśnie jego motocykl zabrał.

- I nie powołuj się na zasady. Sam tydzień temu wydarłeś się, że masz je głęboko w dupie i cię nie obowiązują - dodał zielonooki z chytrym uśmieszkiem, na co dało się słyszeć pomruki zgody ze strony otaczającego nas tłumu, który robił się coraz większy. - A więc? - ponaglił go, sugestywnie patrząc na kluczyki w jego ręce.

- Pierdolcie się wszyscy - warknął, podchodząc do mnie, po czym wcisnął mi je do ręki.

Przez chwilę stał wpatrując się we mnie, po czym jego pięść spotkała się z moją twarzą. Zrobiłem parę kroków do tyłu, zupełnie się tego nie spodziewając.

- Teraz mam pewność, że przynajmniej mnie zapamiętasz - prychnął, zamierzając odejść.

Jednak zanim to zrobił złapałem go za ramię, a gdy odwrócił się do mnie wymierzyłem pierwszy cios, przez który upadł na ziemię. Usiadłem na nim i niewiele myśląc kontynuowałem uderzanie go, aż ktoś, ku mojemu niezadowoleniu, postanowił mnie od niego odciągnąć.

Próbowałem wyrwać się Louisowi, kiedy kumpel Nicka pomagał mu wstać, gdy on starał się jakoś zatamować obfite krwawienie z nosa.

- Matthew uspokój się - powiedział Harry, uderzając mnie w tył głowy.

Przestałem wyrwać się jego przyjacielowi, obserwując jak tamta dwójka odchodzi. Wsiedli do czarnego jeepa i odjechali z piskiem opon, na co prychnąłem cicho.

- A wy możecie już sobie iść. Koniec przedstawienia - powiedział głośno Louis, na co ludzie wokół nas zaczęli się posłusznie rozchodzić.

Usiadłem na chłodnym asfalcie, starając się unormować oddech. Przymknąłem oczy, próbując przestać myśleć o tym wszystkim, co jednak uniemożliwiał mi pulsujący ból lewej strony twarzy.

- Lepiej ci? - usłyszałem przed sobą Stylesa, na co niechętnie otworzyłem oczy.

- Bywało gorzej - odparłem, biorąc od niego butelkę wody, którą szybko opróżniłem.

- Źle to wygląda - mruknął, przyglądając mi się uważnie. - Wygląda jakbyś miał rozcięty łuk brwiowy.

- Jeśli nie zauważyłeś wcześniej, miałem już szwy. Musiały się zerwać, ale spokojnie jakoś przeżyję - stwierdziłem, wzruszając ramionami.

Dotknąłem miejsca, w którym pieczenie było najnieznośniejsze, czego zaraz pożałowałem czując przeszywający ból. Kiedy popatrzyłem na swoje palce, zobaczyłem na nich dużo krwi. Było jej też sporo na knykciach, jednak ta zdecydowanie należała do Grimshawa.

Po chwili dołączył do nas Louis, podając mi wilgotny ręcznik, za co cicho mu podziękowałem. Zacząłem powoli zmywać krew z dłoni, zanim zdążyła całkowicie zaschnąć.

- Dlaczego? - zapytałem w końcu, przerywając tym dość niezręczną ciszę.

- Dlaczego co? - odparł cicho Harry, marszcząc brwi, najwidoczniej nie rozumiejąc o co mi chodzi.

- Dlaczego kazałeś mi jechać?

Nie rozumiałem tego. Znaliśmy się niecałą godzinę, a on wystawił mnie w takim wyścigu i to jeszcze dał mi motor swojego najlepszego przyjaciela, a na pierwszy rzut oka było widać, że Louis był do niego przywiązany. Gdybym był na jego miejscu, Styles już dawno nie byłaby w tak dobrym stanie.

- Nawet nie wiesz ile osłuchałem się o tym jak dobrze jeździsz - zaśmiał się w odpowiedzi. - Więc stwierdziłem, że muszę sprawdzić ile w tym wszystkim prawdy, a jeśli przy okazji mogłem wkurzyć Nicka. Nie wybaczyłbym sobie gdybym nie wykorzystał takiej okazji.

- Z nim jest coś chyba kurwa nie tak - stwierdziłem, co sprawiło, że nawet na twarzy Tomlinsona zagościł mały uśmieszek.

- Jego starzy mają forsy jak lodu, więc próbuje się rządzić - prychnął Harry, decydując się usiąść obok mnie.

Nie byłem pewien co zrobiłbym mu, gdyby Louis mnie nie odciągnął. Zazwyczaj nie rzucałem się na ludzi, jeśli nie miałem ku temu większych powodów. Gdy ktoś mnie uderzył najczęściej oddawałem mu i był to koniec sprawy, jednak kiedy siedziałem na Nicku nie czułem potrzeby żeby przestać. Przez wszystkie ostatnie wydarzenia łatwo się denerwowałem, a i bez tego już wcześniej miewałem czasami małe problemy z agresją.

- Na pewno zaraz dostanie nowy motor, ale nie taki jak ten - kontynuował. - Ponoć jest ich tylko dziesięć w Stanach. Dzisiaj w końcu postanowił go wypróbować w tym wyścigu, bo wcześniej za bardzo się o niego bał. Chyba nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy kiedy przyjechał po tobie - oznajmił, uśmiechając się szeroko. - Najlepszy moment mojego życia.

- Myślę, że powinieneś jechać do szpitala - stwierdził Louis, obdarzając mnie chłodnym spojrzeniem. - Jeśli zerwałeś szwy, to powinieneś jak najszybciej założyć nowe.

- Problem w tym, że nie wiem gdzie jest jakikolwiek szpital, ani w sumie gdzie w ogóle jestem - odparłem, wstając powoli.

- Możemy cię tam zawieźć, a później podrzucimy cię do domu, prawda Lou - zaproponował Harry, na co chłopak westchnął głośno, ale nie zaprzeczył. - Moja matka jest pielęgniarką, więc nie powinno być z niczym większych problemów.

- Załadujemy motor na pick-up'a. Lepiej żebyś nie jechał sam w takim stanie, a poza tym miałbyś cały kask we krwi. Hazz rusz tą leniwą dupę i mi pomóż - westchnął.

Chwilę później z jego pomocą wprowadzał motor na tył samochodu. Ja w tym czasie siedziałem na masce przyciskając do głowy ręcznik, który wcześniej dał mi Louis, żeby trochę zmniejszyć krwawienie. Głowa bolała mnie coraz bardziej, a ręka powoli zaczynała mi cierpnąć, co było nienajlepszy znakiem.

- Matthew dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blady - Harry stanął przede mną, wpatrując się we mnie z niepokojem.

- Wsiadajcie szybko i jedźcie - ponaglił go Tomlinson, wciskając mu do ręki kluczyki. - Spotkamy się na miejscu - dodał, zakładając kask na głowę.

Posłałem obu krzywy uśmiech, po czym zeskoczyłem na ziemi, jednak moje nogi odmówiły współpracy i gdyby Harry mnie nie podtrzymał, nie byłbym wstanie ustać. Z jego pomocą udało mi się wsiąść, po czym ruszyliśmy do szpitala. Przez całą podróż chłopak męczył mnie dziwnymi pytaniami, dla pewności, że nie zasnę, co zrobiłbym z przyjemnością.

Kiedy dotarliśmy na miejsce Louis już tam na nas czekał razem z nieco niższą od niego kobietą. Rozmawiali ze sobą, co od razu przerwali, gdy zatrzymaliśmy się niedaleko nich. Chłopak pomógł mi wysiąść i razem ze Stylesem prowadzili mnie w stronę budynku.

- Nagrabiłeś sobie Harry - powiedziała kobieta, patrząc na niego gniewnie.

- Ale... - zaczął chłopak, jednak ona uciszyła go gestem.

- Nawet nie próbuj się tłumaczyć - ucięła.

Chciałem zaprzeczyć, bo byłem mu wdzięczny za wszystko co robił. Jednak w tamtym momencie moje powieki zrobiły się za ciężkie, żebym był w stanie je unieść i w końcu całkowicie ogarnęła mnie ciemność.

~~~~~~~~~~~~~

No więc witam Was ponownie Tradycyjnie mam nadzieję, że rozdział się spodobał i nie zanudziłam Was tym razem.
I przepraszam, jeśli komuś przeszkadzają, że nowi bohaterowie to raczej sławne osoby, ale po prostu dzięki temu łatwiej mi zapamiętać jak kto wygląda bo strasznie się w tym zawsze gubię
Dziękuję za wszystkie wyświetlenia, gwiazdki i komentarze!
Nie zapomnijcie ciepło się ubierać i do zobaczenia w następnym

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#brokenboy