Rozdział 22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miałam tysiąc myśli na sekundę. Nie chciałam tego pokazywać, więc próbowałam przybrać znudzony wyraz twarzy, idąc obok Bucky'ego i Sam'a.
Po rozmowie z Bucky'm wróciliśmy do mieszkania i od razu zamknęłam się w swoim pokoju. Spałam dwanaście godzin, zmęczona wszystkimi emocjami, które czułam, a po przebudzeniu się wszystko na nowo wróciło. Oczywiście było lepiej, nie czułam już takiej presji jak na samym początku, jednak zastanawiałam się gdzie jest Zemo i jaki będzie kolejny krok Flag Smasherów. O Bucky'm nie chciałam myśleć, to było dla mnie za dużo i wolałam tym tematem zająć się po całej misji. 
Moje myśli przerwał zestresowany Sam, który rozmawiał przez telefon. 
Znowu byłam bardzo zamyślona i nie zwracałam uwagi co dzieje się wokół mnie, cholera.

— Co powiedziała? Okej, słuchaj mnie uważnie. Zabierz najpotrzebniejsze rzeczy i znikajcie stamtąd.

— Co się dzieje? — spytałam razem z Bucky'm.

— Karli dzwoniła do Sary i groziła jej synom.

Przygryzłam wargę, nie mogłam tak tego zostawić.
Wyrwałam telefon Sam'owi i przyłożyłam go do ucha.

— Halo? Sara?

— Liz?

— Tak, to ja — westchnęłam — Masz moje klucze do mieszkania, prawda? Zabierz dzieciaki i jedźcie tam. To najbezpieczniejsze miejsce. I nie mów mi, że nie chcesz się narzucać, twoje bezpieczeństwo i chłopaków jest teraz najważniejsze.

Przez chwilę po drugiej stronie panowała cisza.

— Dzięki... Napiszę Sam'owi jak będę na miejscu.

— Dobrze, bezpiecznej drogi.

Podałam przyjacielowi telefon, a on delikatnie się do mnie uśmiechnął i kiwnął głową na znak podziękowania. 
Nie mogłam przecież tego tak zostawić. Sara też była mi bliską osobą i chciałam zapewnić jej bezpieczeństwo, a moje mieszkanie właśnie nim było. Nikt nie byłby w stanie się tam włamać.

— Sara powiedziała, że Karli chce się spotkać, zostawiła jej namiary — w tym samym momencie na telefon Sam'a przyszło powiadomienie.

Stałam obok Bucky'ego i patrzyliśmy na ciemnoskórego, który czytał wiadomość. Bucky się nie odzywał, ale czułam jak bardzo był napięty.

— Mam być sam — po kilku chwilach w końcu odciągnął wzrok i na nas spojrzał.

— Idziemy z tobą — Bucky natychmiast odpowiedział.

Kiwnęłam głową potwierdzająco. Nie mogliśmy go zostawić samego z Karli, była zbyt niebezpieczna i nieprzewidywalna.

— Będę monitorowała wszystko z góry — powiedziałam spokojnie — I sprawdzę czy nie ma nikogo innego w pobliżu.

***

Stałam na dachu budynku i uważnie przyglądałam się otoczeniu. Miejsce wyglądało na bezpieczne, ale w jednym z pomieszczeń zauważyłam jakiś ruch. Karli na pewno nie przyszła sama, nie była tak głupia, żeby to zrobić.
Patrzyłam uważnie jak moi przyjaciele podchodzą do Karli, więc przestałam się ukrywać i stanęłam  bliżej krawędzi dachu. Bucky od razu mnie zauważył, a ja podniosłam delikatnie ściśniętą pięść, dając mu znak, że w budynku nie jesteśmy sami. Nic nie odpowiedział, chociaż widziałam zrozumienie w jego oczach.

— Straszysz mi siostrę — Sam podszedł bliżej Karli, był wkurzony.

— Nic bym jej nie zrobiła, chciałam cię tylko lepiej zrozumieć — odpowiedziała lekceważąco i spojrzała na mnie i Bucky'ego – Nie przyszedłeś sam.

— Ty też nie jesteś — położyłam dłonie na biodrach.

— Nie chcę wam nic zrobić — dziewczyna odsunęła się od ściany — Jesteście tylko narzędziem wrogiego reżimu. Jeśli bym was zabiła, nic by to nie zmieniło — spojrzała na mnie — Może poza tobą.

Bucky po tych słowach zrobił krok do przodu i ścisnął pięści. Widziałam jak jego wyraz twarzy zmienił się na bardziej wściekły. Wiedziałam, że mimo wszystko nic by jej nie zrobił, jeśli ona by nadal grzecznie stała.

— Nie należę do rządu, dostarczam im tylko przestępców z miasta — powiedziałam surowo — Nie myl mnie z ich pionkami, jestem wolnym duchem.

— Skoro nie jesteś, to może się do nas dołączysz? Ty i reszta twoich przyjaciół — napięłam się słysząc te słowa — Albo daj światu przysługę i mnie puść — te słowa skierowała już do Sam'a.

Nikt nic nie powiedział. Ostrożnie prowadziłam rękę w stronę mojego sztyletu na biodrze, ale zatrzymałam się słysząc słowa Sam'a.

— To Walker — spojrzał na ekran na nadgarstku — Idźcie, wyślę wam współrzędne.

— Co za wrzód na tyłku — warknęłam zirytowana i zeskoczyłam z dachu, rozkładając skrzydła.

Spojrzałam na ekran, Walker był niedaleko w jakimś dużym, opuszczonym budynku zajętym pewnie przez Flag Smasherów.
Pod sobą zauważyłam biegnącego Bucky'ego, a kilkanaście metrów podążającą za nim Karli.

— Karli za tobą biegnie — powiedziałam do słuchawki — Bądź ostrożny, nie wiadomo co przyjdzie jej do głowy.

— Rozumiem — Bucky spojrzał do tyłu na dziewczynę — Spotkamy się na miejscu.

Przyśpieszyłam, wiatr rozwiewał mi mojego warkocza, a zimno czułam na całej twarzy. Czułam jak moje policzki już delikatnie się rumienią i starałam się nie zwracać na to uwagi. Od zawsze tego nienawidziłam, powinnam zacząć zakładać jakąś maskę.
Zwinnym ruchem złożyłam skrzydła i zasłoniłam twarz, wlatując prosto w okno, które od razu się roztrzaskało, a ja wpadłam do budynku.
Wyciągnęłam sztylet i rozglądałam się po pomieszczeniu, była to mała sala z kilkoma łóżkami. Na szczęście było pusto i od razu wybiegłam na korytarz, musiałam znaleźć Walker'a i dowiedzieć się co on znowu wymyślił. 
Mijając korytarze, zatrzymałam się gwałtownie widząc, że stoi przede mną mężczyzna w masce i z jakąś rurą w ręce. Był wysoki i dobrze umięśniony, przyglądał mi się uważnie jakby czekał aż w końcu wykonam jakiś ruch, ale ja stałam w miejscu. Ta rura nie wyglądała zbyt ciekawie, gdybym zbyt bardzo się do niego zbliżyła od razu by mnie zaatakował, a ja chciałam ominąć walkę z nim.

— Serio masz zamiar zaatakować kobietę? Może odpuścimy i każdy pójdzie w swoją stronę? — schowałam sztylet.

Mężczyzna nie odpowiedział tylko z krzykiem rzucił się na mnie i na oślep wymachiwał rurą, a ja wszystko omijałam.
Nie potrafił walczyć, miał tylko mięśnie, więc zabrał rurę myśląc, że coś mi ją zrobi.

— Straciłeś okazję — chwyciłam jedną ręką przedmiot, gdy miał już mnie trafić w głowę.

Wyrwałam mu ją i spojrzałam mu w oczy, widząc w nich zaskoczenie i strach. Rzuciłam rułę gdzieś do tyłu i kopnęłam mężczyznę w brzuch, a on poleciał na ścianę, uderzając w nią głową i upadł na ziemię nieprzytomny.

— Dobranoc — skomentowałam cicho i pobiegłam dalej.

Usłyszałam dźwięk walki, więc od razu udałam się w tamtą stronę. Wbiegając do środka zostałam od razu odepchnięta i upadłam na ziemię z cichym jękiem. Karli biegła w stronę trzymanego Walker'a, a Sam i Bucky walczyli z resztą. Szybko wstałam by ją powstrzymać, ale Lemar był szybszy od razu ją odpychając. Zbyt wolno zareagowałam i zanim popchnęłam ją na ścianę, dziewczyna uderzyła z całej siły w Lemar'a, który poleciał prosto na ścianę. Usłyszeliśmy nie tylko trzask rozwalającej się ściany, ale także coś w ciele mężczyzny, który od razu upadł na ziemię, a z jego ust wyleciała stróżka krwi.
W pomieszczeniu zapanowała cisza, wszyscy przestali walczyć. Grupa z Flag Smashers patrzyła na to przerażona i odsunęła się od Bucky'ego i Sam'a. Karli oparta o ścianę, ściągnęła maskę i z rozchylonymi ustami patrzyła na martwego mężczyznę.
Zamknęłam oczy, było jeszcze gorzej niż myślałam, że może być. Nie chciałam patrzeć, jak Walker próbuje obudzić już nie żyjącego Lemar'a. Było mi go żal, stracił swojego przyjaciela i widział jego śmierć.

— Liz — poczułam metalową dłoń Bucky'ego na moim ramieniu — Musimy iść.

— Musimy złapać Karli przed Walker'em, będzie chciał się na niej zemścić.

Spojrzałam na Bucky'ego, który skinął głową i pobiegliśmy w stronę wyjścia. 
Sytuacja była zła, bardzo zła i musieliśmy zrobić wszystko by nikt więcej nie zginął.

Hej! Przepraszam za nieobecność, ale przez 2 tygodnie byłam chora i miałam pełno nauki przed zbliżają się maturą.
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał i jeśli dobrze pójdzie to w przyszłym tygodniu pojawi się kolejny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro