Rozdział 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

NOTATKA POD ROZDZIAŁEM

Przed misją nie spodziewałam się, że będę jechała z Bucky'm do Sam'a, jedząc ciastka i słuchając na cały głos Pitbulla. Zmusiłam Bucky'ego do słuchania go, na początku był zirytowany i nie chciał się do mnie odzywać, ale muzyka chyba mu się podobała, bo jego palec podrygiwał w rytm piosenki.
Atmosfera między nami była przyjemna, w końcu poczułam, że naprawdę idziemy do przodu. Zemo został zamknięty i została nam tylko sprawa z Karli. Miałam już ochotę wrócić do mieszkania do ciepłej wanny i wina przygotowanego przez Banner'a. Byłam wdzięczna temu człowiekowi, bo udało mu się stworzyć alkohol, który działał na superżołnierzy. Jednak proces tworzenia był pracochłonny i w domu miałam tylko dwie butelki, ale od razu po misji miałam zamiar zadzwonić do Banner'a i poproszenie i zrobienie kolejnych dwóch, bo to co miałam w domu na pewno by nie wystarczyło by odstresować się po misji.
Oczywiście nie miałam zamiaru wypić wszystkiego naraz, chciałam mieć po prostu zapas jakby to się skończyło i może podzielić z Bucky'm.
Już się nie bałam, że odejdzie. Zaufałam mu i chciałam jeszcze bardziej poprawić z nim kontakt, mając nadzieję, że nie będę mu się narzucać. Po prostu brakowało mi go.

— Jeszcze jeden okruszek spadnie na siedzenie i wyrzucę cię z samochodu.

Odwróciłam głowę w stronę Bucky'ego i patrząc prosto w jego oczy, zjadłam kolejny kęs ciasteczka, a okruszki spadły mi na nogi. Widziałam błysk irytacji w oczach Bucky'ego i uśmiechnęłam się zadowolona.

— Igrasz z ogniem, Liz.

— Lubię ogień — wzruszyłam ramionami.

— Ciekawe czy będziesz go lubić jak cię podpalę — burknął pod nosem.

— Grozisz mi? — uniosłam brwi.

— Tylko ostrzegam, aniołku — puścił mi oczko.

Przewróciłam oczami i odwróciłam się w stronę okna. Udawałam obojętną, ale moje zdradzieckie serce biło szybko i nie miało zamiaru się uspokoić. Lubiłam drażnić się z Bucky'm. Dodawało to jakiejś iskry do naszej relacji.
Oparłam czoło o okno i przyglądałam się domkom obok portu. Boże, jak ja dawno tu nie byłam. Cieszyłam się, że mogliśmy tu przyjechać, bo chciałam porozmawiać z Sarah i zjeść ich pyszną rybę. Nie wiem co do niej dodawali, ale smakowała cudownie.
Razem z Bucky'm wyszliśmy z samochodu i skierowaliśmy się w stronę portu. Z daleka przyglądałam się Sam'owi, który przyglądał się dużemu akumulatorowi do łódki i pewnie zastanawiał się jak to zdjąć.
Bucky wcisnął mi walizkę, którą wcześniej wyciągnął z auta do ręki i ruszył do przodu. Bez słowa przeniósł akumulator, a wszyscy patrzyli na niego w szoku. No tak, nie codziennie spotyka się kogoś z nadludzką siłą.

— Nie popisuj się, Barnes — podeszłam do nich, a Bucky uniósł jeden kącik ust i puścił mi oczko.

On mi robi na złość? Zaraz zrobię się czerwona jak burak.

— Co wy tu robicie? — powiedział Sam, delikatnie przytulając mnie na przywitanie.

— Dostarczamy paczkę — uśmiecham się kładąc walizkę na przyczepie — Na mnie nie patrz. Bucky nie pozwolił mi zobaczyć co to jest.

— Wakandyjczycy wisieli mi przysługę — brunet poklepał walizkę.

Sam patrzył na to z zaskoczeniem, ale zanim był w stanie cokolwiek zrobić, usłyszeliśmy dźwięk uciekającego powietrza i zauważyłam, że na starej łódce od Sam'a i jego siostry z jednej z rur wylatywała jakaś para.
Sam od razu tam podbiegł i próbował zakręcić jakąś śrubę, ale nie wychodziło mu to zbyt dużo i do pomocy ruszył mu Bucky.

— W złą stronę kręcisz — powiedział spokojnie.

Podeszłam bliżej łódki, przyglądając się pracującemu Barnes'owi.

— Bucky Barnes, srebrna rączka — powiedziałam rozbawiona.

— Naprawdę chcesz dzisiaj oberwać — spojrzał na mnie kątem oka.

Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo nagle ktoś mocno mnie przytulił. Po perfumach od razu wiedziałam, że była to Sarah.

— Miło cię widzieć! — mocno ją przytuliłam.

— Boże, nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę — odsunęła się delikatnie — Co u ciebie?

— Trochę się pozmieniało — wskazałam głową na Bucky'ego, który rozmawiał z Sam'em — Opowiem ci później. Nie chcę, żeby ci dwaj podsłuchiwali.

— Okej, skoro jest tu on, to musiało się dużo wydarzyć — uśmiechnęła się — Przygotuję herbatę.

— Zaraz do ciebie dołączę.

Sarah kiwnęła głową i odeszła w stronę domu, a ja odwróciłam się w stronę przyjaciół. Mój wzrok połączył się z Bucky'm, który podszedł na brzeg łodzi i ze szelmowskim uśmiechem, wyciągnął do mnie rękę.

— Czy piękna pani chce wyruszyć ze mną w rejs?

Co. On. Powiedział.

— Bardzo chętnie, ale musimy to przełożyć — oparłam się o jakąś wystającą bale — Mam już plany.

— Ah, jaka szkoda — wyszedł z łódki i nachylił się do mnie, aż poczułam jego ciepły oddech na moim policzku — Więc do zobaczenia później, aniołku.

Nie czekając na odpowiedź, odsunął się i ruszył w stronę narzędzi, które leżały na stole. Odwróciłam się i szybkim krokiem ruszyłam w stronę domu Sarah.
Co to było? Był tak blisko, albo może ja przesadzam. Chciał mnie po prostu drażnić, a ja sobie za dużo wyobrażam. Czułam jak moje policzki pieką od rosnącego rumieńca, a serce biło jakby zaraz miało wyskoczyć mi z piersi. Byłam pewna, że gdybym nie była superżołnierzem to już dawno miałabym zawał.
Wpadłam do domu Sarah i usiadłam przy stole, zakrywając twarz rękami. Musiałam się uspokoić, nie chciałam by Bucky widział jak na mnie działa.

— Jezu, co ci się stało? — usłyszałam jak obok mnie odsuwa się krzesło, a zapach herbaty dotarł do mojego nosa.

— Cholerny Bucky Barnes się stał — burknęłam i upuściłam ręce, kładąc je na bokach kubka — On nawet nie zdaje sobie sprawy co ze mną robi.

— Czekaj, musisz mi opowiedzieć wszystko, bo nie rozumiem co się dzieje.

Opowiedziałam Saraz wszystko co tylko umiałam. W ciągu tego czasu wypiłyśmy dwie herbaty, a ja miałam coraz większą ochotę zakopać się w ziemi.
Sarah uważnie mnie słuchała, nic nie mówiła, ale po jej mimice twarzy mogłam stwierdzić jej reakcje na opowiadane historie.
Kończąc wszystko opowiadać, wzięłam głęboki wdech i oparłam tył głowy o krzesło.

— Boże — w końcu się odezwała — Mogłam jednak nalać wina.

Parsknęłam cicho śmiechem, patrząc w sufit.

— Już i tak jest późno — uśmiechnęłam się delikatnie — Ja i Bucky pewnie za niedługo jedziemy. Obiecuję, że przyjadę gdy to wszystko się skończy i zrobimy sobie prawdziwy babski wieczór.

— Bardzo chętnie. Chcę wiedzieć więcej na temat twojego potencjalnego męża.

— Przestań — spojrzałam na nią cała czerwona.

Nie mogłam uwierzyć, że aż tak reagowałam na wszystko co związane z Bucky'm. Czułam się jak nastolatka. Musiałam się uspokoić, ale nie potrafiłam. Za każdym razem, gdy to sobie mówiłam to sytuacja się nie poprawiała tylko pogarszała.

— Możecie tu przenocować — powiedziała Sarah — Mamy jeszcze wolną kanapę.

— I mam z nim spać? Nie ma mowy — skrzyżowałam ręce.

— Nie chcesz czy się boisz? — uniosła brwi wymownie.

Chciałam odpowiedzieć, ale do domu wszedł nagle Sam i Bucky. Oby dwoje byli trochę brudni od pracy na łodzi.

— Ja i Bucky dogadaliśmy się, że zostaniecie na noc — powiedział Sam jakby nigdy nic, ściągając kurtkę.

Mój wzrok od razu skierował się na Sarah, która uśmiechała się do mnie zadowolona, a ja miałam ochotę się postrzelić. Wiedziałam, że to ja będę musiała spać z Bucky'm, bo on i Sam w jednym łóżku to złe połączenie i jeszcze skończy się śmiercią.
Odwróciłam głowę w stronę Bucky'ego, który opierał się o drzwi i  przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Czekała mnie ciekawa noc.

Hej! Udało mi się znaleźć chwilę by napisać rozdział, kolejny może uda mi się nawet napisać w ten weekend.
Chciałabym was zaprosić do mojej nowej książki ,,Bestrix". Pisałam ją już kiedyś, ale nigdy nie opublikowałam i postanowiłam zrobić to teraz, a jeśli będzie miała dobry odbiór, to może będę dodawać rozdziały co tydzień. Może książka nie jest o Buckym ani żadnym innym superbohaterze, ale jedna z postaci została stworzona na wzór jego wyglądu (oczywiście bez metalowej ręki). Jest to książka fantasy, która może na początku się taką nie wydawać, ale uwierzcie mi, tak jest.
Miłego czytania!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro