Rozdział 33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poczułam jak ktoś delikatnie mną szturcha. Automatycznie moja ręka wylądowała na udzie, na którym powinien być sztylet jednak go nie znalazłam. Spanikowana otworzyłam oczy, a gdy spotkałam wzrokiem niebieskie tęczówki, od razu się uspokoiłam. Dziękowałam w duchu Barnes'owi, że tego nie skomentował.

— Już jesteśmy? — spytałam zaspana.

— Tak — Bucky pomógł wyjść mi z samochodu — Pomogę ci zabrać rzeczy.

Kiwnęłam głową i spojrzałam na wieżowiec, w którym mieszkałam. Nie spodziewałam się, że prześpię całą drogę. Samochód Bucky'ego był tak wygodny, że nawet nie wiedziałam, w którym momencie zasnęłam. Dodatkowo włączone ogrzewanie foteli zadziałało swoje.
Widząc, że Bucky trzymał moją torbę, weszłam do wieżowca i skierowałam się do winy. Między nami panowała cisza, jednak nie była niekomfortowa. Nie czułam potrzeby rozmowy, podobnie jak Barnes i żadnemu z nas to nie przeszkadzało.
Weszliśmy do windy, a w tym małym pomieszczeniu od razu wyczułam ostre perfumy Bucky'ego. Zrobiło mi się ciepło, jego perfumy były cudowne i mogłabym je wdychać cały czas. Bucky zawsze miał dobry styl, kiedyś używał wody kolońskiej, na które leciała każda kobieta, którą spotkał.

— Mogłem się spodziewać, że mieszkasz na najwyższym piętrze — powiedział rozbawiony Bucky, gdy wcisnęłam guzik.

— A co? — spojrzałam na niego z delikatnym uśmiechem — Pan James Bucky Barnes boi się wysokości?

— Przypominam aniołku, że skakałem bez spadochronu z samolotu — puścił mi oczko.

— I krzyczałeś.

— O tym fragmencie możemy zapomnieć.

Zaśmiałam się cicho na jego odpowiedź i pokręciłam głową.

— Mówię serio. Nie wspominaj o tym nikomu — szturchnął mnie łokciem — Wolę nadal być znany z tego, że niczego się nie boję.

— Zastanowię się — powiedziałam ze złośliwym uśmiechem i wyszłam z windy.

Usłyszałam za sobą prychnięcie i próbowałam powstrzymać śmiech. I tak nikomu bym tego nie powiedziała. Co dzieje się na misji, zostaje na misji.
Otworzyłam drzwi i zaprosiłam Bucky'ego do środka. Westchnęłam z ulgą, będąc znowu w swoim ciepłym mieszkaniu. Brakowało mi mojego małego kąciku, w którym mogłam sobie posiedzieć sama i nic nie robić.

— Ładne mieszkanie — Bucky przeszedł obok mnie, odkładając torbę na krzesło.

Mieszkanie nie było duże. Przy drzwiach wyjściowych była kuchnia, na przeciwko mała jadalnia i barek. W tym samym pomieszczeniu znajdował się duży salon, a po prawej stronie, na podeście było łóżko, a obok wejście do łazienki.
Nie potrzebowałam ogromnego mieszkania, bo i tak mieszkałam tutaj sama. Chciałam tylko miec miejsce do spania, jedzenia i trenowania.

— Dzięki — podeszłam do kuchni — Chcesz się czegoś napić?

— Nie, dzięki — spojrzał na mnie —Zaraz i tak będę wychodził.

— Zostań na chwilę — powiedziałam bez zastanowienia i znowu poczułam jak moje policzki płoną. Ten człowiek działał na mnie okropnie — To znaczy... Jeśli nie chcesz to nie musisz, ale mam wino od Bannera, które może nas kopnąć.

Gdy stałam sobie sprawę co powiedziałam, poczułam się zażenowana moim zachowaniem. Bucky dał wyraźnie znak, że musiał jechać, a ja na siłę próbowałam go zatrzymać.

— Wino od Bannera?

— No tak... Jesteśmy w stanie na ten alkohol zareagować tak, jak zwykli ludzie.

Bucky patrzył na mnie intensywnym wzrokiem, a ja siłą utrzymywałam z nim kontakt wzrokowy. Było to dość trudne, bo czułam się jakby czytał w moich myślach.

— Wiesz co? Jednak zostanę — oparł się o stół — Jestem zainteresowany tym eksperymentem Bannera.

Moje serce zabiło szybciej i powstrzymywałam szczęśliwy uśmiech, który chciał pojawić się na mojej twarzy.

— Rozgość się. Przyniosę kieliszki i wino.

Podeszłam do małego barku i wyciągnęłam dwa kieliszki i wino. Nie powinnam być tak szczęśliwa, że został. Bucky to tylko mój przyjaciel, nikt więcej.
Wróciłam z winem i podałam Bucky'emu kieliszek, nalewając do niego czerwonej cieczy.

— Jeśli to co mówiłaś to prawda, to będę w niebie — Bucky spojrzał na mnie, gdy nalewałam sobie wino.

— Ja też — uśmiecham się — Po tej całej akcji z Karli, jedyne na co mam ochotę to upić się i obudzić się następnego dnia z kacem.

— Jest po tym kac? — uniósł brwi — Chyba będę pierwszą osobą na świecie, która będzie cieszyć się z kaca.

Zaśmiałam się i usiadłam obok niego, znowu czując jego perfum. Modliłam się by nie powiedzieć nic głupiego, jeśli się upiję.
Wiedziałam, że nie będę delikatnie wstawiona. Picie z Bucky'm zawsze kończyło się stanem, gdzie Steve i on musieli zanosić mnie do domu.

— Na początku też się z tego cieszyłam — zaśmiałam się — Teraz chociaż są te specjalne soki by nie mieć kaca. Kiedyś tego nie było i umierało się przez cały dzień.

Spojrzałam na kieliszek wina w ręce. Często brakowało mi bycia normalnym człowiekiem. Może to zabrzmieć dziwnie, ale żałowałam, że po skaleczeniu nie miałam żadnej blizny, która mogła mi przypominać o mojej głupocie.

— Nie przypominaj mi. Do dziś pamiętam jak ukradłem cytrynę sąsiadce, żeby zrobić sobie wodę z cytryną, która i tak nie pomogła.

— Tej historii nie słyszałam — wzięłam łyk wina, a moje ciało się rozluźniło — Myślałam, że jesteś dżentelmenem, Barnes.

— Jestem dżentelmenem wtedy kiedy chcę, aniołku — mruknął, a po moich plecach przeszły dreszcze.

Bucky powiedział to takim głosem, że myślałam, że się przewrócę, a byłam jeszcze trzeźwa. Bez zastanowienia za jednym razem wypiłam całą zawartość kieliszka, a brunet spojrzał na mnie zaskoczony.

— Widzę, że stare nawyki nie przeszły — kącik jego ust uniósł się w delikatnym uśmiechu i też wypił wszystko — Myślałem, że to będzie kulturalne picie, jednak to mi nie przeszkadza.

— Nie powiedziałam, że to będzie kulturalne picie — puściłam mu oczko, mimo że w środku cała drżałam.

— Och Elizabeth, nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać — nalał nam kolejny kieliszek.

Wiedziałam, że picie w takim tempie jest złe, bo moja głowa do alkoholu była słaba. Jednak nic nie mogłam na to poradzić, bo czułam się pewniej i nie byłam tak napięta w jego towarzystwie. Bucky był moim przyjacielem i powinnam czuć się przy nim normalnie, to nie powinno tak wyglądać i bałam się, że wszystko zniszczę. A byłam w stanie to zrobić, jeśli bym się upiła i zaczęła gadać głupoty. Musiałam się uspokoić, chciałam by wszystko było między nami okej. Przecież niedawno odzyskałam Bucky'ego i nie chciałam znowu go stracić.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że te wino pokaże mi prawdziwą twarz Jamesa Barnesa.

Hej hej! Przypominam wam o mojej autorskiej książce pt. BESTRIX. Jest już coraz więcej rozdziałów, a akcja się rozkręca!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro