Rozdział 36

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Słuchawka wypadła mi z ucha w momencie mocnego ciosu w szczękę zadanego przez nieznajomego. Przed moimi oczami pojawiły się mroczki i w ostatnim momencie przeturlałam się na bok i uniknęłam uderzenia twardym butem w twarz. 
Ból w szczęce był okropny i wyplułam trochę krwi na ziemię.
Spojrzałam na mężczyznę, który ciężko oddychał i patrzył na mnie jakby chciał mnie rozszarpać.
Nie znałam go. Przez chwilę myślałam, że to ktoś z rodzin moich ofiar, ale znałam każdą z nich i on do nich nie należał. 
Miał ciemne blond włosy i zimne jak lód niebieskie oczy. Wyglądał na maksymalnie dwadzieścia lat, ale po jego sylwetce zrozumiałam, że nie mogłam go lekceważyć, mimo tak młodego wieku.
Cofnęłam się do tyłu, a mężczyzna ruszył w moją stronę, wyciągając długi sztylet. Unikałam jego ciosów najlepiej jak umiałam, jednak ku mojemu zaskoczeniu był strasznie szybki i zwinny. Syknęłam cicho, gdy jego sztylet przejechał po moim ramieniu, a ból przeszył całą moją rękę.
Zacisnęłam dłonie w pięści, próbując zapomnieć o nieprzyjemnym uczuciu i chwytając z szafki wazon, rzuciłam nim prosto w mężczyznę. Wazon rozbił się o jego głowę i zaskoczyłam się widząc, że blondyn nie zemdlał tylko wytarł stróżkę krwi spływającą mu z czoła.

— Kim jesteś? — warknęłam, wyciągając sztylet, gdy stałam w bezpiecznej odległości.

— Dostałem imię Vindic — rzucił we mnie krzesłem, a ja w ostatnim momencie upadłam na zimie.

Krzesło odbiło się od okna, robiąc w nim delikatną szramę. Może gdyby udało mi się rozbić te okno to byłabym w stanie uciec i zająć tymi bezbronnymi ludźmi.
Chociaż jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Te imię - Vindic. Czułam, że ono oznacza coś więcej, jednak przez natłok myśli nie byłam sobie w stanie przypomnieć co.

— Okej, Vin — patrzyłam na niego uważnie, czekając na jego ruch — Dostałeś na mnie zlecenie czy po prostu ci się nudzi i chcesz się bić?

— Nie twój interes, głupia babo.

Znowu się na mnie rzucił, zablokowałam jego cios i uderzaliśmy się nawzajem lub próbowaliśmy zranić się nożem. Jego siła była zbyt wielka jak na normalnego człowieka. Zrozumiałam to w momencie jak uniknęłam jego pięści, która wbiła się głęboko w ścianę i nie zrobiło mu to krzywdy.
Miał w krwi serum.
Ile jeszcze jest takich osób do cholery?
Wskoczyłam na stół, zrzucając z niego jakieś papiery i uderzyłam Vindica nogą w klatkę piersiową by nie ruszył za mną. Wyciągnęłam pistolet i strzeliłam kilka razy w okno, które oczywiście jak na złość się nie rozbiło.

— Cholerne kuloodporne okna — mruknęłam pod nosem.

Odwróciłam się w momencie, gdy Vindic się na mnie rzucił i oboje upadliśmy na ziemię. Powietrze uciekło mi z płuc, a ciało przeszył ogromny ból, gdy prosto na mnie wpadł dwa razy cięższy mężczyzna, a drugi sztylet znowu gdzieś upadł.
Z jękiem próbowałam wyciągnąć ukryty sztylet w bucie, ale blondyn mnie wyprzedził i chwycił mój nadgarstek, wykręcając go w nienaturalny sposób, a z mojego gardła wydobył się krzyk bólu.

— Już nie jesteś taka mądra, co? — Vin zaśmiał się i przyłożył mi pistolet do czoła — Chyba musimy się już pożegnać.

Moje serce biło niemiłosiernie szybko z adrenaliny i strachu. Nie miałam szansy jak uciec i mogłam patrzeć tylko w te niebieskie oczy, które przypominały mi Bucky'ego, gdy był Zimowym Żołnierzem. 

— Liz! — nagle usłyszałam głos Barnes'a z korytarza.

Wypuściłam oddech, który nie wiedziałam nawet kiedy wstrzymałam, gdy Vin odsunął ode mnie broń i cmoknął niezadowolony.

— Cóż, musimy się pożegnać, jednak nie tak jak chciałem —mężczyzna wstał i jednym uderzeniem pięści rozwalił okno.

Powoli wstałam z ziemi, trzymając się za złamany nadgarstek i patrzyłam na Vindica, który odwrócił się w moją stronę. Jego twarz w tym momencie tak bardzo przypominała Bucky'ego, gdyby nie jego blond włosy. Nie wiedziałam kim był ten mężczyzna, a raczej dzieciak, ale musiałam się dowiedzieć.

— Pozdrów ojca, matko — Vin powiedział pustym głosem i wyskoczył z okna.

Zrobiłam krok do przodu, ale się zatrzymałam, zdając sobie sprawę co właśnie powiedział.
Matko?
Ojca?
Moje dłonie zaczęły niepohamowanie drżeć i nie zwracałam nawet uwagi na ból nadgarstka. Czy to mogła być prawda? Nie, przecież to niemożliwe. On chciał mnie zmanipulować. Jak mogłabym być matką skoro w HYDRZE zostały mi wycięte jajniki?
To nie miało sensu. Poczułam się zagubiona, nie wiedziałam co ze sobą zrobić, a łzy pojawiły się w moich oczach, rozmazując mój widok. 
Nie chciałam w to wierzyć, tak bardzo chciałam by to nie była prawda, ale ten chłopak był tak podobny do Bucky'ego... Przecież na początku go pomyliłam widząc jego oczy, dodatkowo ta mimika twarzy. 
Zaczęłam się dusić płaczem i chwyciłam się za głowę. Co oni nam zrobili w HYDRZE? Dlaczego tego nie pamiętam? Przecież większość wspomnień pamiętam, a reszta jest zamglona, ale wiedziałabym gdybym miała syna.

— Liz? — za sobą usłyszałam cichy głos.

Odwracając się w stronę Bucky'ego i patrząc mu w oczy, widziałam tego chłopaka. Cofnęłam się, a moja dolna warga zadrżała. Byłam w rozsypce, nie potrafiłam na niego patrzeć i musiałam odwrócić wzrok.
Nie myślałam nawet o tym jak mnie znowu zostawił, myślałam tylko o tym dziecku.
Moim dziecku.
Czy tak zawsze jest? Czy matki zawsze są w stanie rozpoznać swoje dzieci?

— Elizabeth, spójrz na mnie — Bucky chwycił mnie delikatnie, ale stanowczo za policzki i kazał spojrzeć sobie w oczy. Patrząc w jego niebieskie tęczówki z moich ust wydobył się zrozpaczony jęk — Co się dzieje? Liz, nie będę w stanie ci pomóc, jeśli nie powiesz mi co się dzieje.

Pokręciłam tylko głową, odrywając się od jego dłoni. Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem, musiałam stąd zniknąć zanim się rozpadnę.

— Sam, jak sytuacja? Poradzisz sobie sam z Sharon? Muszę zabrać stąd Liz, nie wiem co się z nią dzieje.

Nie usłyszałam głosu od Sam'a, bo moja słuchawka gdzieś się zgubiła, ale czując na moim ramieniu dłoń Barnes'a wiedziałam, że zaraz zostanę stąd zabrana.
Odwróciłam się w jego stronę, a on wytarł łzę z mojego policzka. Spojrzałam mu w oczy i widziałam w nich poczucie winy i determinację, ale szybko odwróciłam wzrok. Nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy.
Wiedziałam, że musiałam się uspokoić, ale w tamtym momencie było to cholernie trudne. Myśl, że mam dziecko, które od nie wiadomo jakiego czasu było ukrywane przez HYDRĘ bardzo bolało. 
Nawet nie pamiętałam tego, nie pamiętałam nic co było związane z tym, że mogłam być w ciąży.
Ten mężczyzna mógł mną manipulować, a ja głupia mu uwierzyłam, ale nie potrafiłam się powstrzymać.

— Mamy dziecko.

Hej hej!
Zapraszam was do obserwowania mojego profilu. Na moim profilu pojawiają się informacje kiedy pojawią się rozdziały. Za każdym razem będę pisała, żebyście mogli być gotowi ^^.
Jeśli podoba wam się ta książka, zapraszam także do przeczytania mojej autorskiej książki, u której zaraz opublikuję kolejny rozdział!
Dziękuję także za wszystkie wasze gwiazdki i miłe komentarze. Dzięki wam robi mi się ciepło na sercu i wiem, że ktoś czeka by dalej czytać.
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro