Część 2 Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Noc była ciężka. Wiele ciążyło na jej sercu, uniemożliwiając jej sen. Z trudem zebrała się w sobie by wstać do szkoły. Miała zbyt wiele obowiązków by pozwolić sobie, na dłuższe przesiadywanie w łóżku. Wymówka z grypą żołądkową zaczynała ulegać przedawnieniu, nie miała więc wyboru. Musiała iść do szkoły i udawać, że nie przepłakała całej nocy. Umalowała się i zakropliła czerwone oczy z nadzieją, że nikt nie zauważy w jakim jest stanie. Do szkoły poszła na piechotę, wdychając świeże powietrze. Widziała pojawiające się pąki kwiatów i wcale nie wprawiało jej to w taki zachwyt jak zazwyczaj. Tym razem narodziny czegoś nowego, nie kojarzyły jej się już przyjemnie. Weszła do szkoły, schowała rzeczy do szafki. Gdy ją zamknęła zobaczyła  obok siebie Eddie'ego. Cała podskoczyła, położyła dłoń na klatce piersiowej i starała się złapać oddech. On uśmiechnął się do niej niepewnie i zapytał.

-Już lepiej ?

-Nadal jestem na ciebie zła, ale nie chcę tracić na to sił.-Powiedziała, a on uśmiechnął się jeszcze bardziej. Położył dłonie na jej biodrach i przyciągnął ją do siebie, składając na jej ustach niewinny pocałunek, przepełniony tęsknotą. Nie lubił ich sprzeczek, sprawiały one że przypominał sobie burzliwe i toksyczne początki ich relacji i nie miał zamiaru ich odtwarzać. Dziewczyna oderwała się od jego ust i wlepiła w jego tors, pozwalając mu na to by gładził jej głowę i plecy. Potrzebowała jego bliskości, bo czuła że niedługo może wiele się zmienić. Bała się, że gdy powie mu o ciąży ucieknie przed odpowiedzialnością. Drugą obawą był fakt, że narzuci jej co ma zrobić z dzieckiem. Nie było w jej głowie raczej pozytywnych rozwiązań, ale w głębi ducha miała na nie nadzieję. Zadzwonił szkolny dzwonek, a oni weszli do sali. Pierwsze dwie lekcje minęły normalnie. Czasem odczuwała mdłości, starała się jednak skupić na tym co mówi nauczycielka. Wyczekiwała długiej przerwy, marząc o jedzeniu. Gdy przyszedł na nią czas, Eddie chwycił ją pod pachę i razem z Robin udali się na stołówkę. Usiedli przy jednym stoliku wraz z dzieciakami i zespołem Munsona. Było przy nim bardzo tłoczno, ale swojsko. Jedyną osobą, która zdawała się czuć niezręcznie była Robin, która posyłała Rose pytające spojrzenia. Nie mogła uwierzyć, że nadal nie powiedziała o ciąży Munsonowi i czuła, że sama nie wytrzyma milcząc. Nagle całą tą niezręczność przerwał Lucas, który podszedł do stolika z rudowłosą dziewczyną Max. Wszyscy ją znali, ale przez ostatnie pół roku raczej się oddalali niż zbliżali. Dziewczyna pomachała do wszystkich niepewnie i zapytała.

-Mogę usiąść?- Na jej pytanie wszyscy zaczęli nerwowo po sobie spoglądać. Mike i Dustin uśmiechnęli się i odpowiedzieli prawie chórem.

-No pewnie, dawno cię z nami nie było.- Po tych słowach dziewczyna zajęła miejsce obok Lucasa. Było pomiędzy nimi coś niezręcznego. Wszyscy wiedzieli, że kiedyś byli razem, ale rozstali się  jeszcze w czasie wakacji. Niedługo potem straciła ona przyrodniego brata i żałoba całkowicie odizolowała ją od przyjaciół. Rose nigdy nie miała okazji jej osobiście poznać. Mijała ją na korytarzu, wiedziała o jej istnieniu ale to wszystko. Teraz siedzieli przy jednym stole jakby nigdy nic. Rzucali sobie z Lucasem przelotne spojrzenia, jakby znowu coś się pomiędzy nimi rodziło. Max widziała, że wszyscy na nich patrzą i spojrzała na Mike'a i zapytała.

-Co u El? 

-Jadę do niej jutro na ferie.- Odpowiedział i zaczęła toczyć się pomiędzy nimi rozmowa,  od której Rose całkowicie się odłączyła myślami. Otworzyła swoją śniadaniówkę. Miała w niej sałatkę i kanapkę z camembertem, którego zapach wywołał u niej silne mdłości. Nie była wstanie ich powstrzymać. Eddie zauważył, że dziewczyna blednie.

-Wszystko okej ?- Zapytał, a ona wstała zasłaniając usta i wybiegła z stołówki. Zerwał się na równe nogi, pobiegł za nią, jednak Max zatrzymała go tuż przed drzwiami damskiej toalety.

-Przerazisz wszystkie dziewczyny w toalecie, ja jej pomogę.-Uspokoiła go i wbiegła za Rose do toalety. Szybko namierzyła uchyloną kabinę i weszła do niej. Pomogła dziewczynie zebrać wszystkie włosy w kucyk, by nie ubrudziła ich wymiocinami. Cierpliwie czekała, aż skończy, gładząc jej plecy. Czuła nieprzyjemny zapach, zasłoniła nos materiałem bluzy. Wiedziała jak pomóc, ponieważ jej mama często nadużywała alkoholu i kończyła wymiotując. Rose opadła bez sił na zimne kafelki, a dziewczyna podała jej papier toaletowy i wyciągnęła z torby nieotwartą butelkę wody.- Weź, mam drugą.- Powiedziała. Rose chwyciła ją niepewnie. Czuła ogromny wstyd.

-Dziękuje.- Wymamrotała i wzięła kilka łyków, starała się wypłukać usta, jednak okropny posmak wciąż pozostawał. Starała się wstać, a Max podała jej dłoń. Stanęła na równe nogi i wyszła z kabiny. Podeszła do zlewu by przemyć twarz. Nie mogła uwierzyć, że to znów stało się w szkole. Nie miała już więcej solidnych wytłumaczeń. Spoglądała nerwowo w odbicie w lustrze, widziała jak stojąca za nią rudowłosa opiera się o drzwi jednej z kabin. Wyglądała na zmartwioną, miała wiele pytań  i widać było, że dusi je w sobie. Nie chciała być nachalna, więc zapytała tylko o jedno.

-Na pewno już wszystko dobrze ?

-Tak, jest okej. Dziękuję.-Rose odpowiedziała idąc w stronę drzwi. Wciąż stała niestabilnie, a nogi jej drżały. Wyszła na korytarz, gdzie czekał już na nią Munson. Miała deja vu. Uśmiechnęła się niepewnie, a on patrzył na nią jakimś niezrozumiałym dla niej spojrzeniem.  Z jednej strony widziała troskę, a z drugiej irytację.- Chyba za wcześnie wróciłam do szkoły.- Uśmiechnęła się niemrawo, a on założył ramię na ramię. Nie wierzył w ani jedno jej słowo.

-Tak myślisz?

-Powinna pojechać do domu.-Wtrąciła się Max przechodząc obok nich, a Eddie przytaknął na to głową i chwycił Rose pod ramię prowadząc ją w stronę wyjścia. Gdy wyszli z budynku i znaleźli się na parkingu wbijał w nią zainteresowane spojrzenie. Całym sobą czuł, że nie jest to grypa żołądkowa.

-Czy jest coś o czym powinienem wiedzieć ?-Zapytał, a ona cała zesztywniała. Szybko weszła do samochodu, uciekając przed odpowiedzią. Genialny pomysł, on i tak wejdzie do samochodu. Przetarła zmęczoną twarz, a on usiadł na miejscu kierowcy. Zapiął pasy i zilustrował ją czy też zdążyła to zrobić. Odpalił silnik i patrząc w lusterko wycofał.- To jak ?- Dopytał po raz kolejny, po tym jak nie uzyskał odpowiedzi. Wyjechał na drogę główną, a ona nerwowo pocierając kolana odpowiedziała mu.

-Nie, czemu pytasz ?

-Widzę, że coś jest nie tak a to nie wygląda mi na grypę bo dawno byłbym chory.- Odpowiedział. jego ton był spokojny, wykazywał się ogromnymi pokładami cierpliwości licząc, że dziewczyna po dobroci powie co przed nim ukrywa.

-Masz lepszą odporność.- Ciągnęła to dalej, a on tylko pokiwał głową na boki i zaśmiał się pod nosem. Spoglądał na nią, widział że się denerwuje, że ucieka wzrokiem. 

-Nie potrafisz kłamać. Co się dzieje Rose? Wiem że byłaś wczoraj u lekarza. Nie ważne co to jest, wrzody czy rak, damy sobie z tym radę. -Mówił, a ona uniosła wysoko brwi. Nie miała pojęcia skąd wie, że była u lekarza, ale nie mogła wyjść z podziwu, że jest aż tak bardzo niedomyślny. Kiedy dopytywał myślała, że potwierdzenie ciąży będzie tylko niewygodną formalnością ale teraz chciało jej się płakać z bezsilności. Nie wiedziała co mu powiedzieć, miała wrażenie że zwalnia żeby przetrzymać ją w samochodzie.

-Jestem w ciąży.-Powiedziała szybko i bez zastanowienia, a ona prawie się zakrztusił. Zapadła cisza, grała tylko muzyka w radiu. Widziała, że jego dłonie zaciskają się na kierownicy, że głos uwięzł mu w gardle i z trudem przełyka ślinę. Patrzył beznamiętnie w przestrzeń, wypuszczając nagromadzone w płucach powietrze. Pierwszy raz od dawna był przerażony i nie wiedział co ma powiedzieć. Stres zabijał jego szare komórki.

-Przynajmniej nie rak.- Powiedział przecierając zmęczoną twarz. Podparł głowę dłonią, opierając się o drzwi samochodu. Pot zaczął skraplać się na jego czole, jego dłonie pozimniały. Zaczął nerwowo się rozglądać, aż w końcu zjechał na pobocze i zgasił silnik. Widziała, że jest blady jak ściana. Cały się trząsł.- Daj mi chwilę.-Powiedział łamiącym się głosem, po czym otworzył drzwi od samochodu i wyszedł z niego. Odszedł kilka metrów i odpalił papierosa. Pierwszy raz widziała go w takim stanie. Bała się, że wystraszony ucieknie w popłochu. On jednak z każdą chwilą łagodniał, wracał do siebie, zaciągał się spokojniej. Było coś w jego zachowaniu co ją bawiło. Był jak zagubiony pięciolatek. Wyrzucił peta na ziemię i trzymając dłonie w kieszeniach, dżinsowych spodni, ruszył w stronę samochodu. Wsiadł do niego i spojrzał na Rose zestresowany.-O tym chciałaś mi powiedzieć za nim przeszkodziła ci w tym Chrissy?

-Tak.-Powiedziała cicho. Głos jej drżał, a on chwycił jej dłoń, chcąc dodać jej otuchy. Gładził wierzch jej dłoni, chociaż to on potrzebował teraz wsparcia. Miał bałagan w głowie i starał się zachować spokój.

-Rozumiem, że lekarz to potwierdził?-Zapytał, a ona skinęła głową. Znów przetarł twarz. Nerwowo poruszał kolanem, starając się uspokoić.- Jak do tego doszło?

-Nie wiem Eddie, dzieci nie powstają przez zapylenie albo podział komórki.-Powiedziała sarkastycznie, ale jemu nie było do śmiechu. Starał się odtworzyć moment, który zaważył o ich życiu i nie potrafił go wyodrębnić.

-Za każdym razem wyciągałem na czas.

-Widocznie zbyt wolno.- Burknęła, a on oparł głowę o kierownicę. Był wykończony, był w słabej sytuacji finansowej, sprzedawał narkotyki i zaczynał być dłużny osobie, od której brał towar. Nie zdał jeszcze liceum i nie miał normalnej pracy. Zaczynało go to przytłaczać i wariował.

-Jesteś pewna, że jest moje ?-Zapytał nie wiele myśląc, a ona chwyciła swój plecak i zaczęła go nim okładać. Zasłaniał się dłonią, rozumiejąc jaki błąd popełnił mówiąc to.

- Nie wkurwiaj mnie nawet !- Krzyczała, a on starał się przechwycić ,,bron". Gdy  ją unieszkodliwił, zaczęła okładać go dłońmi po czym wyszła z samochodu. Łzy zaczęły zbierać się w jej oczach, spływały po czerwonych policzkach. Czuła się okropnie, nie mogła znieść własnego odoru wymiocin, a teraz jeszcze bała się opuszczenia. Wyszedł za nią z samochodu i przytulił ją od tyłu, schował twarz w zgłębieniu jej ramienia.

-Przepraszam, sam jestem przerażony. Nie wiem co mam myśleć.- Mówił, a ona zaczęła szlochać. Odwróciła się i przytuliła się do niego. Przez chwilę starał się ją uspokoić, po czym chwycił jej dłoń i pociągnął w stronę samochodu, do którego sam po chwili wsiadł.  W milczeniu zawiózł ją pod dom. Odezwał się dopiero na podjeździe.- Ktoś wie ? 

-Robin.

-Czyli wszyscy wiedzą.- Zakpił śmiejąc się pod nosem. Wysiadł z samochodu i otworzył jej drzwi. Weszli do domu, w którym jak się okazało byli sami.

-Rodzice są pewnie w pracy.-Zauważyła. Eddie wziął ją pod ramię i zaprowadził do jej pokoju. Usiadła na łóżku, a on na krześle przy jej toaletce. Przez chwilę wpatrywał się w dziewczynę, nie wiedząc jak się zachować. W końcu zadał dość istotne pytanie.

-Jaki mamy plan działania ?

- Zastanawiam się nad przerwaniem ciąży.-Powiedziała, a on rozchylił usta w zaskoczeniu. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, usłyszeli dzwonek do drzwi. Oboje podskoczyli, a on pocierając nerwowo dłonie rzucił.

-Sprawdzę kto to. -Wstał. Nie widziała na jego twarzy żadnej konkretnej emocji. Był w głębokim szoku. Wyszedł z pokoju, drapiąc się po karku. Nie wiedział co ma myśleć. Przez cały czas powtarzał sobie, że będzie ją wspierał nie ważne co stanie im na drodze. Tego jednak się nie spodziewał. Zbiegł po schodach i otworzył drzwi. Zobaczył Robin i Steve'a którzy wyglądali na zestresowanych. Widząc wyraz twarzy Munsona posłali sobie porozumiewawcze spojrzenia. Steve poklepał  go po ramieniu.

-Dasz sobie radę stary, głęboko w to wierzę.- Powiedział, po czym wyminęli go w progu, pozostawiając w głębokim szoku. Stał jak zamurowany z uniesionymi wysoko brwiami i rozchylonymi delikatnie ustami. Wziął głęboki wdech i poszedł za nimi. Gdy wszedł do pokoju Rose, nie miał pojęcia co właściwie zastał. Oboje siedzieli obok jego dziewczyny, tuląc ją z obu stron. Steve właśnie szeptał jej do ucha.

-Będzie dobrze, damy sobie z tym radę.- Mówił, a Eddie'emu zaczynało skakać oko i pulsować żyłka na czole. Zaczynał czuć się niepotrzebny, a Harrington zachowywał się jakby właśnie awansował się na pozycje ojca. Munson stał w progu, założył ramię na ramię i przypomniał o swoim istnieniu.

-To ja może nie będę wam już przeszkadzał.

-Zajmiemy się nią, nie martw się możesz ze spokojem iść.- Powiedziała Robin, tuląc Rose do swojej piersi. Gładziła ją po włosach, a on uniósł brwi jeszcze wyżej. Chciał coś powiedzieć, ale machnął na to ręką. Po prostu podszedł do nich, a Rose wstała i przytuliła się do niego. Pocałował ją w czubek głowy, a ona powiedziała.

-Jutro porozmawiamy.

-Jasne.- Powiedział i odlepił się od niej. Niechętnie wyszedł z pomieszczenia zostawiając ich samych. Rose spojrzała z pewną pretensją na Buckley i od razu wyraziła swoje swoje niezadowolenie.

-Miałaś nikomu nie mówić.

-Ale to Steve ! Pewnie zostanie ojcem chrzestnym. Jak miałam mu nie powiedzieć ?!- Robin tłumaczyła się z nadzieją, że Rose jej to wybaczy. 


~~~

Oto kolejny rozdział. 

Jestem ciekawa co uważacie. 

Czy reakcja Munsona was usatysfakcjonowała ? 

Czy zgodzi się na przerwanie ciąży ?



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro