Część 2 Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Otworzyła leniwie oczy. Słyszała tyko pikanie maszyny po swoim boku.  Światło lampy wiszącej pod sufitem drażniło jej oczy i zmuszało do tego by je mrużyła. Dudniło jej w głowie i jeszcze przez krótki moment nie wiedziała co się z nią dzieje. Jednak z każdą chwilą wspomnienia powracały. Uderzały w nią bezlitośnie, a ona nie mogła nic zrobić. Byla przykuta do łóżka za pomocą kroplówki. Widziała jak po woli kapie i jak długo może jeszcze tu tkwić. Rozglądała się nerwowo po pomieszczeniu, aż w końcu do jej sali wszedł młody lekarz. Kojarzyła go, ponieważ kilka miesięcy temu zaszywał jej ranę na nadgarstku. On też ją poznał, widział zabliźnienia, które od razu rozjaśniły mu w głowie. Posłał jej uśmiech, sprawdził ile płynu zostało w kroplówce i zaglądając do jej karty zapytał?

-Jak się czujesz?

-Chyba okej.- Powiedziała.- Nie była jednak pewna. Czuła ogromną dezorientacje, nie czuła się już tak okropnie jak wcześniej. Nie była w stanie powiedzieć czemu, ale nie martwiła się już wszystkim dookoła.-Co właściwie się stało?-Zapytała, chwytając się za bolącą głowę. Dokuczał jej światłowstręt i rozpierała ją energia.

-Ze stresu straciłaś przytomność. Z badań krwi wynika, że byłaś odwodniona więc podaliśmy ci płyny.- Wskazał na kroplówkę.-Oraz leki na uspokojenie.

-A czy...

-Nie poroniłaś, było blisko ale wszystko jest w porządku. Musisz dużo odpoczywać.-Mówił, ale zawiesił się widząc stojących w progu ludzi. 

-Co to ma znaczyć ?!-Krzyknęła Grace, opadając w ramiona męża. Sama była bliska tego by stracić przytomność. Skonfundowany lekarz spoglądał raz na dziewczynę, a raz na histeryzującą kobietę. Widział, że Rose nie czuje się komfortowo. Podszedł do kobiety i domyślając  się, że jest ona jej matka powiedział.

-Proszę wyjść, pani córka nie potrzebuje więcej stresu.

-Jak pan śmie !

-Proszę nie utrudniać.-Burknął zamykając kobiecie drzwi przed nosem. Rose uśmiechnęła się niepewnie, choć znowu zaczynał ogarniać ją okropny lęk. Nie mogła uwierzyć, ze wszystko wyszło na jaw w takich okolicznościach. Był wdzięczna, że może jednak jeszcze o krótką chwilę odwlec awanturę.

-Dziękuje.- Powiedziała, mężczyzna uśmiechnął się niepewnie.

-Czasami przerażeni bliscy bardziej przeszkadzają niż pomagają.- Zauważył. Przyglądał się dziewczynie, widział jej głębokie przygnębienie i postanowił zapytać.-Ten chłopak, którego tu przywieźli jest ojcem ?

-Tak. Czy on..

-Niestety nie mam dostępu do takich informacji.-Odpowiedział jej wiedząc doskonale o co pyta. Chciał wiedzieć, chciał ukoić jej nerwy, ale nie był w stanie jej pomóc.

-A jest pan w stanie je zdobyć?

-Nie bardzo mogę, ale jestem pewien że niedługo ktoś cię poinformuje z twoich bliskich.-Starał się jej pomóc jak mógł, wspierał ją mentalnie bo tylko tyle był w stanie zrobić. -Myślę, że jeszcze z dwie godziny i będziesz mogła jechać do domu.-Powiedział z uśmiechem, ale dziewczynie w cale nie było wesoło. Powrót do domu kojarzyło jej się jedynie z samotnością i kłótniami, które w tym przypadku były nie uniknione. Obserwowała jak płyn po woli docierał do jej żyły. Liczyła każdą pojedynczą z nadzieją, że te dwie godziny nie miną szybko. Tak długo jak była w tej białej salce była bezpieczna. Minęło tak pół godziny, drzwi otworzyły się i zobaczyła w nich Robin i Steve'a. Podeszli niepewnie do klozetki, uśmiechnęli się nie pewnie. Buckley usiadła na fotelu obok, a Steve stał za nią opierając dłonie na jej ramionach.

-Jak się czujesz?-Zapytał Steve. W jego głosie słychać było troskę i zmartwienie.

-Teraz bardzo. Chyba się wyspałam.- Zaśmiała się, na co Robin odpowiedziała tym samym.

-Każdemu przyda się czasem dziesięciogodzinna drzemka. Budziłaś i zasypiałaś i tak w kółko.

-Kurwa jest już jutro.-Zerwała się do pozycji siedzącej, a Robin tylko chwyciła ją za dłoń i spoglądając w jej oczy powiedziała.

-Nie denerwuj się. Wszystko jest okej. Eddie jest po zabiegu i teraz śpi. Wszystko z nim w porządku.-Mówiła i widziała, jak dziewczyna łagodnieje.- Steve zawiezie cię potem do domu, musisz odpocząć, a Munsona odwiedzisz jak zacznie dochodzić do siebie.- Powiedziała stanowczo, na co Harrington przytaknął. Oboje byli pewni tego co mówią co nie spodobało się dziewczynie. Zaśmiała się pod nosem i pokręciła na boki głową.

-Nie ma szans, muszę go zobaczyć.

-Lekarze i tak ci nie pozwolą. Powinien teraz być sam i odpoczywać.-Tłumaczył jej chłopak. Musiała na to przytaknąć. Położyła się z powrotem, czując ulgę  że przespała to co najgorsze.

-Rodzice nadal histeryzują na korytarzu?-Zapytała uśmiechając się niepewnie, a oni niemal równocześnie przytaknęli z skrzywionymi minami.

-Twoja matka dostała jakichś spazmów, a ojciec stara się ją uspokoić.- Powiedziała blondynka i od razu spotkała się ze skwaszoną miną przyjaciółki.- Jak będziesz miała wyjść, zagadam ich żebyś mogła wyjść niezauważona.- Dodała puszczając jej oczko. Tylko tyle mogła zrobić. Bardzo współczuła jej wszystkiego tego co ją spotkało. Nie potrafiła wyobrazić sobie jakby przeżyła podobną sytuacje, gdyby dotyczyła ona bezpośrednio jej. -Dobra idę coś załatwić.- Powiedziała podnosząc się do pozycji stojącej. Roztargała dłonią włosy Rose i wyszła, rzucając jej ostatni przyjazny uśmiech. Zamknęła za sobą drzwi, zostawiła ich samych. Steve zajął jej miejsce na fotelu obok klozetki. Usiadł w delikatnym rozkroku i oparł łokcie o klona, splątując swoje dłonie. Przyglądał się dziewczynie, a ona jemu. Oboje czuli pewien niesmak i stres związany z zaistniałą sytuacją. Miał ochotę ją przytulić, pokazać że już zawsze przy niej będzie. Niecierpliwił się, zerkając na kroplówkę, z której płyn zdawał się nie ubywać. 

-Nie możesz włączyć jakiegoś turbo ssania?-Zaśmiał się, a dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i pokiwała głową na boki. Szybko jednak posmutniała, nie miała w sobie sił na to by cieszyć się czymkolwiek.

-Hej.-Chwycił ją za dłoń i gdy podniosła wzrok nawiązał z nią kontakt wzrokowy.-Będzie dobrze.

~~~

  Minęło kilka ciężkich dni. Codziennie przyjeżdżała do szpitala, zaglądała do niego z nadzieją że w końcu się obudzi. Drugiego dnia, na krótką chwilę się przebudził jednak szybko powrócił do głębokiego snu, majacząc pod nosem niezrozumiałe rzeczy. Siedziała tak przy nim czwarty dzień. Trzymała go za zimną dłoń, patrzyła na bandaż, którym owinięta była jego głowa i nie mogła wyjść z podziwu, że przeszedł tak wiele. Zaczynała jednak tracić nadzieje, na jego pełny powrót świadomości. Wstała z fotela i poszła na hol by zrobić sobie kolejną kawę. Tego dnia wypiła już trzy, przez co jej dłonie drgały niekontrolowanie. Przez ostatnie dni nie potrzebowała jednak kawy by się trząść. Matka dostarczała jej wystarczającej ilości wrażeń. Nie odpuszczała jej nawet w szpitalu.  Stanęła obok niej, opierając się o ścianę zaraz obok automatu z ciepłymi napojami. Spojrzała z żalem na swoja córkę i powiedziała.

-Lepiej, żeby się obudził, bo nie będzie miał kto alimentów płacić.- Rzuciła, a te słowa zadudniły w głowie jej córki. Roze rozchyliła usta w niedowierzaniu. 

-Mam nadzieje, że się przesłyszałam.-Powiedziała jeszcze raz, dając matce szanse na poprawę. Chciała być wyrozumiała, wiedziała że dużo ostatnio się dzieje, że każdy ma prawo, by się denerwować i złościć mimo to, uznała te słowa za zbyt krzywdzące by je wybaczyć. Grace jednak nie zamierzała przepraszać.

-A co zrobisz jak zostaniesz sama ? Jak dzieciaka wychowasz ? Oddasz go ?

-Idź stąd, bo zaraz nie będzie potrzeby się tym przejmować.-Powiedziała w złości. Chwyciła się za brzuch czując, że znów może powtórzyć się sytuacja podobna do tej sprzed kilku dni.

-Problem by się rozwiązał.

-Wyjdź stąd, po prostu stąd kurwa wyjdź.-Wycedziła przez zęby i ruszyła z powrotem do sali, w której leżał Munson. Nie potrafiła spojrzeć matce w oczy, to co powiedziała to było zbyt wiele i nie miała zamiaru więcej z nią rozmawiać. Stanęła w progu i o mało nie upuściła kawy mijając się w progu z młodą lekarką. Munson był przytomny, leżał rozglądając się dookoła, aż w końcu jego wzrok zatrzymał się na niej. Dziewczyna odstawiła kawę na jedna z dostępnych szafek i podbiegła do niego, Chwyciła jego dłoń i zaczęła ją obcałowywać.- Tak się bałam, że cię stracę, nie przeżyłabym tego.- Mówiła, a mężczyzna zachichotał pod nosem i zabierając swoją dłoń powiedział.

-Bardzo mnie to cieszy, że kogoś by obeszła moja śmierć, ale czy my się znamy?-Zapytał. Cały jej świat po raz kolejny rozpadł się na miliony kawałeczków. Zadudniło jej w głowie, rozchyliła delikatnie usta nie wiedząc co powiedzieć. Wpatrywała się z przerażeniem w twarz Munsona, która pokazywała pewną konfunduje. Skurwysyn dostał amnezji, zrobił mi bachora i tego nie pamięta. Zaczęła się pocić, jej serce biło coraz szybciej. To miało sens, miał poważną operacje na otwartym mózgu. Wiedziała, że takie rzeczy się dzieją, ale nie przepuszczała że kiedyś spotka to ją. Chłopak widząc stan dziewczyny, zaczął się uśmiechać co wprawiło ją w pewne zakłopotanie. Uśmiech na jego twarzy stawał się coraz większy, aż w końcu powiedział.-Żartuje Rose.

-Ty skurwielu !-Podniosła głos, miała ochotę go pobić ale musiała się powstrzymywać.- Jak mogłeś tak zażartować? Wiesz, że wszystko jest ostatnio możliwe ?-Śmiała się przez łzy. Nie mogła uwierzyć, że wszystko jest w porządku. Uniósł delikatnie dłoń, chciał sięgnąć do jej policzka by go pogładzić, ale nie starczyło mu sił. Dziewczyna widząc to, pomogła mu. Chwyciła jego dłoń i wtuliła w nią wilgotny od łez policzek. Ich spojrzenia się spotkały i już nic więcej poza sobą nawzajem nie potrzebowali. 

-Wybacz, ale jak lekarz mi powiedział o tej operacji mózgu nie mogłem się powstrzymać.- Mówił leniwie, jego głos był cichy, każde słowo sprawiało mu trudność ale miał zbyt wiele do powiedzenia by przejmować się zmęczeniem.- Myślałem też by udawać, że straciłem umiejętność mowy czy wzrok...

-Zaraz ci jebnę.-Powiedziała z pewną irytacją a on uśmiechnął się delikatnie. Przyglądał się, nie mogąc uwierzyć że była przy nim i ani na chwilę nie zwątpiła. Widział ile ją to kosztowało, mocno schudła co nie było zdrowe ani dla niej ani dla dziecka.

- Jeszcze będziesz miała okazje, ale są ważniejsze rzeczy.-Powiedział wskazując dłonią na jej brzuch. Dziewczyna zrozumiała o co mu chodzi i posmutniała.

-Kiedy zabierali cię na sale operacyjną prawie je straciłam.-Mówiła a głos jej drżał.-Co gorsza moi rodzice wiedzą i męczą twojego wujka o alimenty.-Powiedziała przewracając oczami. Chłopak uniósł delikatnie brwi nie mogąc uwierzyć w absurdalność tej sytuacji. 

-Mówiłaś prawdę, z tym że je urodzisz ?-Zapytał, a ona wzruszyła ramionami. Widział jej zakłopotanie na twarzy. Ostatnie dni sprawiły, że nie była już niczego pewna. Jej matka skutecznie obrzydziła jej każdy argument za tym by to dziecko zatrzymać. Mimo to nie chciała zawieść Munsona. Wzięła głęboki wdech i wypuszczając po woli powietrze odpowiedziała na jego pytanie.

-Tak myślę.- Zawiesiła się na moment.-Ale jeśli zmienimy zdanie jest na to jeszcze trochę czasu.

-No tak.-Powiedział zaciskając dłoń na jej palcu. Był tak słaby, ze prawie tego nie czuła. Była zamyślona. Wiedziała, że Eddie będzie potrzebował wsparcia w powrocie do pełnej sprawności. Jak mogła myśleć o wychowaniu dziecka skoro to on teraz najbardziej jej potrzebował.

-Może to paskudnie zabrzmi, ale byłoby lepiej gdybym je wtedy poroniła.-Prawie płakała, a on to rozumiał. Nie osądzał jej, był przy niej i wiedział, że już zawsze będzie. Spojrzał na jej dłoń, na której nosiła pierścionek od niego i był pewien, że ze wszystkim się uporają.

-Powtórzę to po raz kolejny. Nie ważne co wybierzesz...

-Będziesz przy mnie.-Dokończyła uśmiechając się do niego.-Kocham cię Eddie.

-A ja ciebie Rose.-Powiedział, wpatrując się w jej zielone oczy. Chciał by znów zabłysnęło w nich życie. Chciał je w nie tchnąć.- To zabrzmi strasznie nieporadnie, ale czy mogłabyś wstać i mnie w końcu pocałować ? Wybacz, ale nie jestem w stanie wyjść z inicjatywą.- Zaśmiał się cicho. Dziewczynie stopiło to serce. Na jej twarz wkradł się rumieniec. Wstała z fotela i zaczęła nachylać się w jego stronę, a on czując ekscytację z tym związaną nie potrafił przestać mówić.-Wiem, że możesz być obrzydzona. Nie widziałem się jeszcze w lustrze, ale prawdopodobnie przez opuchliznę wyglądam jak gnijące jabłko...

-Przestań mówić.-Zaśmiała się, zatrzymując się milimetry od jego ust. Oddychał ciężko, spojrzał w jej oczy i zauważył w nich tylko miłość, co sprawiło że poczuł się błogo. Pierwszy raz od dawna. Kiedy się zbliżyła, a ich usta musnęły się delikatnie bliski był eksplozji. Pogłębiła pocałunek, a on zebrał się w sobie i objął ją, przez co usiadła obok niego na łóżku. Gładziła dłonią jego zasiniony policzek, a on się w tym rozpływał. Nie potrzebował już nic poza smakiem jej ust i dotykiem, uczuciem jakie zostawiała na nim jej aksamitna skóra. 


KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ


~~~

Mam nadzieje, że ostatni rozdział spełnił wasze oczekiwania. Cieszę się, że jednym głosem wygrało pozytywne zakończenie, ponieważ daje ono możliwość kontynowania jego kolejnych części (może kiedyś się zmotywuje i je napisze). Dajcie znać co myślicie o zakończeniu i całokształcie i czy może chcecie, żebym opublikowała kiedyś  jako dodatek alternatywne  zakończenia?

Teraz na długi czas znikam z wattpada, nie wiem kiedy do was wrócę. 

Chciałam wam więc podziękować. Rzadko kiedy udaje mi się doprowadzić opowiadanie do końca. Jednak wasze komentarze i zainteresowanie bardzo mnie motywowało. Bardzo wam dziękuje za wszystkie głosy i komentarze. Cieszę się, że mogłam dla was pisać przez te ostatnie dwa miesiące. 

Zaraz ustawie, że dzieło jest dokończone i jeśli zdecyduje się kiedyś pisać kolejne jego części to już w osobnym opowiadaniu. Jak na razie zachęcam was do czytania moich innych opowiadań, tych lepszych jak i starych, gorszych pełnych błędów. Aktualnie chciałabym się skupić na opowiadaniu ,,wszyscy kochankowie mojej żony". Zajrzyjcie jeśli macie ochotę.

Postaram się wrócić do was w połowie października. Buziaczki. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro