Część 2 Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  ,,Żywić urazę to jak wypić truciznę i liczyć na to, że umrze ktoś inny."  Wpatrywała się w biały sufit. Znała już go na pamięć, każde wgłębienie, zgrubienie od farby czy rysę. Jej pokój zaczynał być jej przekleństwem. Kojarzył jej się głównie z przepłakanymi nocami, cierpieniem jakie ją ogarniało gdy była w nim sama. Jej dzień zdawał się trwać już kilka dni. Kładła się, wstawała, siadała i chodziła w kółko. Co zrobić ? Co z tym wszystkim kurwa zrobić ? Zapomnieć ? Po prostu znowu naiwnie wybaczyć? Nie była w stanie stwierdzić co będzie jej następnym krokiem. Podeszła do okna, słońce już dawno zaszło, latarnie uliczne świeciły a w ich świetle tańczyły ćmy i inne owady. Krople deszczu delikatnie zaczynały stukać o parapet, zbierały się na oknie i spływały po nim tworząc smugi. Wiatr targał korony drzew, a ptaki latały w popłochu szukając schronienia. Pogoda obrazowała jej nastrój. Targały nią sprzeczne emocje, w większości negatywne. Uchyliła okno, do jej nozdrzy dotarł zapach deszczu i drzew. Przymknęła oczy szukając w tym ukojenia, które nie nadchodziło. Podeszła do łóżka i usiadła na nim. Zmarnowała cały dzień na zastanawianiu się i nic jej to nie dało. Nie mogła tracić ich więcej, potrzebowała odważnych decyzji, kroków na przód. Aktualny stan zatrzymywał ją w miejscu, zabijał perspektywy. Była zdecydowana, chciała przerwać ciąże. Tak zrobię. Pomyślała i usłyszała stuknięcie w okno. Odbił się od niego mały kamyczek, który sturlał się z parapetu z powrotem na ziemię. Podniosła się leniwie, podeszła do okna i rozchyliła je. Wyjrzała i zobaczyła stojącego pod jej oknem Munsona. Jego włosy były mokre, opadały mu na twarz. Woda spływała po jego czole, trafiała do jego oczu i ust, przez co musiał ją zdmuchiwać z warg. Był blady, jego oczy były podkrążone. Miał na sobie zaledwie ramoneskę, która chroniła go przed chłodem. 

-Porozmawiamy?- Zapytał ale dziewczyna nie odpowiedziała. Przewróciła teatralnie oczami i odeszła od okna, zostawiając je otwarte. Odebrał to jako zgodę i niezgrabnie wdrapał się do jej pokoju. Potknął się i prawie przewrócił co dziewczyna skwitowała tylko zmarszczeniem brwi. Była zniecierpliwiona i zdenerwowana. Jego obecność sprawiała, że miała ochotę połamać na nim połowę mebli znajdujących się w pomierzeniu. Założyła ramię na ramię.

-Chyba musimy.-Powiedziała. Zaczynała mu współczuć. Widziała w jego oczach czysty strach. Był roztrzęsiony, zmarznięty i przygnębiony. Nie potrafiła go wygonić. Musiała go wesprzeć. Stworzyć złudne poczucie tego, ze wszystko będzie w porządku. Poklepała miejsce na łóżku obok siebie. Usiadł niepewnie, jakby poruszał się po polu minowy. Spoglądał na nią z nadzieją, że jeszcze mu kiedyś wybaczy.

-Postaram się wytargować się o dodatkowy czas.- Powiedział, a ona położyła dłoń na jego kolanie. Uśmiechnęła się niepewnie, starając się go uspokoi. Chciała by się wyciszył, by lęk na moment znikł.

- Dobry pomysł.- Powiedziała, mimo że nie wierzyła w  to, że na to pójdą. Nie chciała jednak wyprowadzać go z błędu. To było jego jedyną nadzieją. Mimo, że obiecała sobie, że nie będzie się angażować w tą sytuację, nie mogła zostawić go bez pomocy. Wstała i podeszła do komody. Poprzerzucała ubrania, aż znalazła blaszane pudełko. Otworzyła je i wyciągnęła swoje oszczędności. Nie miała ich wiele, ale miała nadzieję że wystarczy. Podeszła do Munsona i podsunęła mu je pod nos. Uniósł wysoko brwi, widząc pęk stu dolarówek.

-Nie mogę tego wziąć.- Powiedział odpychając jej dłoń.

-Musisz.-Nalegała, ale on kręcił głową na boki jak dziecko nad brokułami. 

-To i tak za mało.-Powiedział, a dziewczyna opadła bezsilnie na łóżko, wciąż ściskając w dłoni banknoty. Nie była pewna czy chce go pobić czy rozpłakać się nad beznadzieją zaistniałej sytuacji.

-To ile tego było?

-Jakieś sześć tysięcy. Może trochę mniej.- Powiedział, a ona nabrała tyle powietrza do płuc, na ile pozwalała ich pojemność. - Jeśli interesuję cię ile mam teraz, to mam niewiele więcej niż ty ściskasz w dłoni.- Zaśmiał się, ale był to śmiech przez łzy.-Mam przejebane jak bałwan na Saharze.-Schował twarz w dłonie, a ona przysunęła się do niego. Włożyła pieniądze do kieszeni w jego kurtce. Spotkała się z jego zirytowanym spojrzeniem, ale nie zamierzała go słuchać. Zamknęła kieszeń suwakiem i poklepała po niej dłoni. Poczuła coś twardego po palcami, jakby metalowy okrąg.

- Co tam chowasz ?- Zapytała chcąc oderwać go od ciężkich myśli. Chłopak westchnął cicho i uśmiechnął się niepewnie. Szkliły mu się oczy przez co wyglądał strasznie bezradnie. Taki widok Munsona, sprawił że chciało jej się płakać. Sięgnął do kieszeni. Otworzył ją i wymijają pieniądze wyciągał coś co od razu schował zaciskając pięść. Spojrzał w oczy swojej ukochanej. 

-Wiem, że to nie najlepszy moment ale lepszego nie znajdę.- Zawiesił się na moment. Otworzył dłoń, a do jej oczu dotarł błysk kamienia szlachetnego. W dłoni Munsona znajdował się pierścionek z kamieniem.- Szukając dzisiaj czegoś co mogłoby mi uratować mi dupę, znalazłem ten pierścionek po mojej babci. Pomyślałem wtedy o tym, że nie ważne co się stanie, chciałbym spędzić z tobą resztę mojego życia. Chciałbym się tobą zająć i wychowywać nasze dzieci, teraz albo kiedyś.- Mówił spoglądając na jej wyraz twarzy. Była widocznie zaskoczona. Nie wiedziała co powinna zrobić, co na to powiedzieć. Co tu się odpierdala?  Szczypała się po ramieniu, nie będąc pewna czy to jawa czy sen. W przygasłym spojrzeniu chłopaka coś zabłysło, coś co ociepliło jej serce.- To jak ?- Dopytał uśmiechając się, a ona rozchyliła delikatnie usta jakby chciała coś powiedzieć, ale nie potrafiła. Jej serce galopowało w zawrotnym tempie.

-Ja...- Zaczynała się pocić. Przetarła twarz i zaczęła się nerwowo uśmiechać.- To naprawdę się dzieję?

-Chyba tak.- Zaśmiał się, teatralnie rozglądając się po pokoju.- To wszystko wydaje się być całkiem realne.- Mówił, a na jej twarzy pojawił się rozczulony uśmiech. Wyciągnęła niepewnie swoją prawą dłoń i przytaknęła mu skinieniem głowy. Nie wierzyła w to, że to się dzieję. Gdyby mogła zaczęła by głośno piszczeć, ale zakryła swoje usta otwartą dłonią gdy chłopak nakładał delikatnie pierścionek na jej serdeczny palec. Gdy to zrobił rzuciła mu się na szyję i mocno go przytuliła. Opadli na łóżko, a on zaczął gładzić jej plecy, zaciągał się zapachem jej włosów i zamknął oczy z nadzieją, że tak będzie już zawsze. Spojrzała mu w oczy, te ciemne prawie czarne oczy które zawsze przyprawiały ją o gęsią skórkę. Zbliżyła się do niego, ich usta dzieliły milimetry. Czuła się jakby poznawali się na nowo. Coś tego wieczoru było inaczej i chciała by był wyjątkowy jakby miał być to ostatni raz. Spoglądał na jej drżące usta, chciał się w nie wpić, poczuć po raz kolejny ich słodki smak. Gładziła jego policzek chłodną dłonią. Drugą wsuwała w jego głosy, gładziła jego kark i tył głowy. Przyciągnęła go do siebie, łącząc ich wargi w lubieżnym pocałunku. Pocałunku tak bardzo świadczącym o ich tęsknocie i potrzebie bliskości. Poczuła wilgoć jego ust i języka, pozwalała by penetrował jej podniebienie. Zaczęła wsuwać dłonie pod materiał jego koszulki, przyprawiając go o przyjemne dreszcze. Jego ramiona pokryły się gęsią skórką, a ona uśmiechnęła się łagodnie. Wciąż na siebie działali jak dawniej. Nic się nie zmieniło, wciąż byli głupimi, nieodpowiedzialnymi, zakochanymi w sobie nastolatkami. -Tak bardzo cię kocham.- Wyszeptał w jej usta, a ona składała kolejne pocałunki. Czuła narastające ciepło w dole jej brzucha, wilgoć zaczynała przebijać się przez materiał jej bielizny. 

-Ja ciebie bardziej.- Odpowiedziała, patrząc prosto w jego oczy. Ściągnęła z niego koszulkę. Ilustrowała każdy fragment jego nagiego torsu, każdy przebijający się mięsień, włoski na dole jego brzucha prowadzące do jego męskości i zarysowane mięśnie skośne. Topiła się pod dotykiem jego dłoni, które zaciskały się na jej biodrach, nieschludnie rozpinały zamek jej spodni. Nie pozostawała mu dłużna, już po chwili do jego uszu dobiegł brzęk klamry.  Stanął i czuł, jak spodnie zsuwają mu się z bioder i spadają na ziemię.  Zaczął ściągać jej spodnie. Położyła się na plecach, a on pozbywał się najpierw prawej nogawki, gładząc jej zgrabne uda i łydki, a później zajął się drugą. Pozbył się bielizny i wsunął się pomiędzy jej uda. Jej nogi owinęły się dookoła jego bioder. Czuła jego wzwód nacierając na jej wilgotną kobiecość. Cała pulsowała z podniecenia, a on nie chciał dać jej tego tak łatwo. Nachylił się nad jej prawą piersią i zaczął drażnić językiem wybrzmiały sutek. Dotknął go delikatnie koniuszkiem języka, spoglądał na jej twarz i widział jak w stanie podobnym do euforii, przygląda mu się . Wplątywała palce w jego loki, a on ostrożnie ssał jej pierś, sprawiając jej tym samym niesamowitą przyjemność. Przygryzł delikatnie sutek, a ona cicho jęknęła. Nerwowo wypinała biodra, chcąc poczuć go już w sobie. Chwycił swojego członka w dłoń i nakierował go do jej wejścia. Cicho jęknęła, co stłumił długim i wilgotnym pocałunkiem. Wsuwał się coraz głębiej, aż do oporu. Chwycił jej dłoń, spletli razem palce. Położył jej dłoń nad jej głową przypierając ją do materaca. Poruszał się w niej powoli, obserwował ją jakby to był ich pierwszy raz. Jej rozkosz była dla niego komplementem. Widział jej rozchylone w rozkoszy usta. Wolną dłoń zaciskała na jego barku, a on obcałowywał jej karki i przestrzeń za lewym uchem.  Słyszała jego gardłowe westchnienia i jęki co doprowadziło ją w rekordowo szybkim czasie. Czuł jak jej wnętrze się na nim napina, jak rytmicznie pulsuje raz za razem i nie przestawał się w niej poruszać aż do ostatniego skurczu. Wykonał jeszcze kilka ruchów, czując jak topi się jej sokach.

-Jesteś taka mokra.- Przygryzł płatek jej ucha. Wysunął się z niej, sprawiając jej zawód. Szybko jednak pokazał jej, że to jeszcze nie koniec. Odwrócił ją na brzuch. Wszedł w nią od tyłu i oparł się po jej bokach. Jedyne co widziała to jego napiętą dłoń, żyły które pod wpływem wysiłku zaczynały ją przyozdabiać  i czuła, coraz większe podniecenie. Munson przyśpieszył i po kilku ruchach doszedł. Opadł obok niej zadowolony z siebie. Spojrzał jej głęboko w oczy, a ona uśmiechnęła się wdzięcznie. Czuła miłość, nie chciała go stracić. W głowie układała sobie wiele scenariuszy, które mogliby razem przeżyć. Nie było w nich miejsca na złe zakończenie. Chciała w to przynajmniej wierzyć.


~~~~

Dzisiaj trochę luźniejszy rozdział na rozładowanie emocji po całym dniu.

Mówcie jeśli widzicie błędy bo nie miałam czasu go przejrzeć i poprawić .

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro