Część 2 Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Światło z ulicy delikatnie przedzierało się przez uchylone okno, oświetlało jego zmęczoną twarz. Odbijało się w jego prawie czarnych oczach. Gładziła delikatnie jego rozgrzane policzki. Nie mogła się przyzwyczaić do tego, że nie są już tylko parą. Był jej narzeczonym, a ona jego narzeczoną. Uczucie pierścionka na palcu, wciąż wydawało się obce i uwierające. Chwycił jej dłoń, przyciągnął ją do ust i złożył pocałunek na wierzchu jej drobnej dłoni. Pozostawił na niej przyjemnie rozchodzące się ciepło, na które się uśmiechnęła.

- Myślisz, że nadaję się na żonę ?- Zapytała, a on zmarszczył brwi i parsknął śmiechem. Jej pytanie wydało mu się co najmniej głupie. Przyciągnął ją bliżej do siebie i wpatrując się w jej zielone oczy, pogładził dłonią jej policzek i zaczesał jej włosy za ucho.

- Słuchaj skoro ty jakimś cudem stwierdziłaś, że ja nadaje się na męża to ty co do ciebie nie mam żadnych wątpliwości.- Powiedział, na co zaśmiała się cicho. Ciężko jej było wyobrazić sobie ich wspólne życie. Wciąż byli młodzi i wielu tematów jeszcze nie przedyskutowali. 

-No okej, ale wciąż musimy wiele sobie wyjaśnić za nim weźmiemy ślub.

-Na przykład ?-Zmarszczył brwi i uniósł lewy kącik ust, uśmiechając się zawadiacko. Zaskakiwała go swoim dobrym humorem i tym, że odłożyła wszystkie ich problemy na bok. Chciała się po porstu nim cieszyć, a on nie zamierzał jej tego niszczyć. Zwłaszcza teraz kiedy jego los był niepewny.

-Mieszkamy w domu.

-W bloku łatwiej.

-Nie ma szans, dom. Rezydencja w górach.- Mówiła stanowczo, a jego brwi unosiły się z każdą chwilą coraz wyżej. Przyjął wyzwanie tej walki. Usiadł, czując rosnące w nim napięcie. Zmrużył oczy, chciał jej pokazać że jest zdeterminowany.

-Nad morzem.- Powiedział, a ona zaśmiała się. Również przyjęła pozycję siedzącą i nawiązała kontakt wzrokowy. Atmosfera była gęsta, a mimo to oboje mieli ochotę wybuchnąć śmiechem. Dziewczyna przygryzła nerwowo dolną wargę i zaproponowała.

-Spotkajmy się w połowie. Domek w lesie nad jeziorem.

-Zgoda.- Rzucił. - Czas spędzony razem, cztery godziny dziennie.

-Osiem godzin.- Burknęła niezadowolona, a on nabrał w płuca tyle powietrza ile potrafił i odpowiedział.

-Sześć i osiem w weekendy.

-Zgoda.- Zaśmiała się i on również wybuchł niekontrolowanym śmiechem.- Dzieci.

-Troje.

-Jedno.

-Dwójka.

-Zgoda.- Odpowiedział mrużąc oczy.-Ślub kościelny.- Oznajmił, na co dziewczyna wzdrygnęła się. Odkąd sięgała pamięcią nie miała więzi z kościołem. Była ateistką. Zadziwił ją fakt, że Munson z kolei wyszedł za taką inicjatywą. Tak bardzo wybiło ją to z rytmu, że jej odpowiedź nie była pewna.

-Cywilny?-Bardziej zapytała niż stwierdziła, co dało mu przewagę. Pokiwał na boki głową, sprzeciwiając jej się.

-Nie ma mowy, kościelny.

-Ja nie ustąpię.- Powiedziała, a on podrapał się nerwowo po karku. Wyciągnął w jej stronę dłoń i podsumował ich rozmowę.

-Ja też, ale jakoś się dogadamy. -Uśmiechnął się a ona uścisnęła jego dłoń. Przyciągnął ją do siebie, a ona opadła na niego bezwładnie. Oboje zaczęli się głośno śmiać.-Czeka nas interesująca przyszłość.- Pocałował ją. Była kobietą jego snów, spełnieniem marzeń. Chciał dać jej wszystko co najlepsze. Musiał więc zmotywować się do działania i zamknąć sprawę ze sprzedażą narkotyków. 

~~~

    Kolejny dzień zaczął się leniwie. Z trudem wstała z łóżka, pożegnała się z Munsonem, który z przyzwyczajenia wyszedł oknem. Obserwowała jak odchodzi, myślała o ostatniej nocy, która była nad wyraz intensywna. Kochali się i rozmawiali prawie do świtu. Spali może krótką chwilę. Umyła się, ubrała w najzwyklejsze dżinsowe spodnie i luźny zielony sweter z pokaźnym dekoltem. Zrobiła delikatny makijaż i niechętnie zeszła na śniadanie. Jej  rodzice podnieśli wzrok znad swoich talerzy. Widzieli, że jest zmęczona i niewyspana. Nie chcieli jednak pytać czy po raz kolejny nawiedził ją Munson. Im mniej wiedzieli tym lepiej im się spało. Usiadła zaciągając się zapachem świeżego pieczywa i soku pomarańczowego. Chwyciła jedną kromkę w dłoń i położyła ją na talerzu. Sięgając po konfiturę jej nowa biżuteria przykuła uwagę matki. Grace przymrużyła oczy, zatrzepotała kilkukrotnie rzęsami nie mogąc uwierzyć własnym oczom.

-A Munson to kiedy zdążył ci się oświadczyć?-Zapytała bez większego namysłu, zwracając uwagę męża. Mężczyzna przez krótki moment nie wiedział co się dzieje, prawie zakrztusił się kawą na słowa Grace. 

-Mamo.-Burknęła niezadowolona, jednak nie z nią było jej teraz dyskutować. Na twarz jej ojca wdarła się jakaś niezrozumiała dla nich emocja. Odłożył kubek na stół i marszcząc czoło burknął.

-Czy was już do reszty popierdoliło? 

-Pewnie w ciąży jest.-Dodała Grace, na co Rose schowała twarz w dłoniach. Nie miała siły na to co się dzieje. Miała ochotę schować się przed światem i rozpłakać jak małe dziecko. Nie mogła jednak zostawić słów matki bez odpowiedzi.

-Nie jestem w żadnej ciąży.-Burknęła. Chwyciła swój talerz i odeszła od stołu. Poczłapała nerwowo do swojego pokoju. Zamknęła za sobą drzwi i w gniewie wepchnęła sobie całego tosta do ust.

~~~

   Kilka ostatnich godzin spędziła samotnie w pokoju. Nie chciała kolejnej konfrontacji z jej rodzicami. Bała się niewygodnych pytań, więc nie zamierzała się nawet im pokazywać. Odetchnęła z ulgą gdy po obiedzie, elegancko ubrani opuścili dom i wsiedli do samochodu. Nie była nawet ciekawa gdzie jadą, jedyne co ją interesowało to, to że mogła swobodnie poruszać się po własnym domu. Zeszła na dół, rozsiadła się na kanapie z kubikiem ciepłej kawy i chwyciła pilot do telewizora. W tym momencie usłyszała dzwonek do drzwi, na który głośno westchnęła i z grymasem niezadowolenia na twarzy, wstała. Podeszłą do drzwi i otworzyła je. Uszczypnęła się w ramie gdy zobaczyła na ganku Mike'a Wheelera i Dustina Hendersona. To działo się na prawdę i nie mieściło jej się to w głowie. 

-A wy co tu robicie ?-Zapytała zaskoczona. Podrapała się nerwowo po karku, a chłopcy spojrzeli po sobie. Wyglądali na zaniepokojonych, co zaczynało wpływać też na Rose. Czuła, że coś jest nie tak i wtedy Dustin zapytał.

-Jest może u ciebie Munson?

-Nie. Poszedł do domu jakoś przed dziewiątą.- Powiedziała.- Dlaczego pytacie ?-Zaczynała odczuwać stres. Chłopcy też nie wyglądali na pocieszonych tą odpowiedzią. Mikke podrapał się po karku i odpowiedział na pytanie dziewczyny.

-Od dobrych dwóch godzin powinien być na kampanii, ale nie przyszedł. To do niego nie podobne. Przyszliśmy bo mógł być albo tu, w domu albo ewentualnie z zespołem. Nigdzie go nie ma, a nas by nie wystawił.

-Faktycznie, niepodobne do niego.-Powiedziała cicho. Zaczynała odczuwać niepokój. Niechciała jednak by chłopcy to zobaczyli. Zakładała, że nie mieli pojęcia o tym, co robi Munson po godzinach. Nie zamierzała więc psuć im jego obrazu.- Może robi coś ważnego.

-Rose, dla niego nie ma nic ważniejszego niż D&D i ty.- Zauważył Henderson. Te słowa ociepliły jej serce. Zrozumiała, że sprawa musi być poważna. 

-Byliście już w garażu gdzie ma próby?

-Tak.- Odpowiedzieli prawie chórem. Posmutnieli, wyglądali jakby tracili nadzieję. Nie wiedziała jak im pomóc. Wetchnęła głęboko, czując że mogło spotkać go wszystko co najgorsze.

-Może być jeszcze w jednym miejscu.- Powiedziała. Cofnęła się na korytarz, założyła swoje obłocone trampki i wyszła na ganek. Ruszyła przed siebie, a chłopcy starali się dotrzymać jej kroku. Nie chciała ich zawieźć, a przede wszystkim miała nadzieję że wszystko jest w porządku. Może właśnie targuje się o więcej czasu. Pomyślała. Czuła silną potrzebę powiedzenia im o kłopotach Eddie'ego, ale nie mogła tego zrobić. Nie chciała ich w to angażować. W milczeniu doszli aż do nad jezioro, na dziką plaże. Rozejrzała się dokładnie, ale nigdzie go nie było. Nie było nawet po nim śladu. Pety czy niedopałki po jointach pamiętały zeszłe lato. Przetarła zmęczoną twarz.- Kurwa mać.-Przeklęła pod nosem. 

-Rozumiem, że to była ostatnia nadzieja?-Zapytał Mike, na co dziewczyna niechętnie przytaknęła.

-W tej okolicy na pewno. Ale przejadę się na miasto do baru. Może jest tam.

-Co miałby tam robić w środku dnia?-Zauważył Dustin.

-Jak będziesz starszy do zrozumiesz.-Odpowiedziała uśmiechając się niemrawo. Nic innego nie mogła im powiedzieć, tylko tak mogła stworzyć w ich głowach złudną nadzieję, która zajmie ich myśli na najbliższe godziny.-Wracajcie do domu. Jak czegoś się dowiem to od razu wam powiem.- Rzuciła, a oni odeszli zrezygnowani. 

~~~

   Nie mogła uwierzyć, że przepadł. Było ok siedemnastej a ona wyciągnęła Robin, Steve'a i Nancy na piwo w samym środku dnia. Nie protestowali, ale tak wczesne picie i tak nie było najzdrowszym pomysłem. Sam fakt jej ciąży sprawił, że byli zaskoczeni że ich zaprosiła do baru. Usiedli przy stoliku i postanowiła im to wyjaśnić.

-Nie patrzcie tak na mnie. Chciałam tu przyjść bo cały dzień szukam Munsona.

-Jebany wybrał się po mleko.-Zażartowała Robin i dostała kuksańca pod stołem od Nancy, która za wszelką cenę chciała przegonić dołujące pomysły.

-Na pewno nie.- Powiedziała, kładąc dłoń na dłoni Rose. Chciała ją uspokoić jak tylko potrafiła. Posłała jej ciepły uśmiech.- Na pewno ma powód.- Steve przysłuchiwał się temu wszystkiemu i zjadało go poczucie winy, ponieważ miał cichą nadzieję że Munson zniknie i zwolni mu miejsce u boku Rose. Od bardzo dawna się w niej kochał i musiał to przeganiać, by nie popsuć ich przyjaźni.

-Mam nadzieje, że wszystko z nim w porządku.- Powiedziała przejęta Rose.

-A czemu miałoby nie być?-Zapytał Steve, dziewczyna westchnęła głęboko i karciła się w duchu, za to co zaraz powie.

-Eddie wpadł w złe w towarzystwo, zgubił pieniądze które nie należały do niego.

-Skoro tak stawiasz sprawę to nie szukałbym w barach tylko po szpitalach albo w kostnicy.

-Steve!-Robin uderzyła go w ramię. Chłopak oburzył się jej zachowaniem i podnosząc głos burknął.

-No ale taka prawda!

-Nie słuchaj go.-Przerwała mu Wheeler.-Na pewno wszystko jest okej. Jeszcze z Robin, będziemy druhnami na waszym ślubie.

-Muszę iść do toalety.-Rzucił Harrington, wstając od stołu. Był zazdrosny i targały nim sprzeczne emocje. Nie potrafił ich słuchać. Wiedział, że robi źle, ale nie potrafił inaczej. Zostawił je same. Rose była przerażona, ale cała sobą chciała wierzyć w słowa dziewczyn.


~~~

Bardzo intensywny rozdział. Może nawet zbyt dużo w nim przeskoków, ale mam nadzieję że wam się podobał.

Jak myślicie ? Czy Eddie'emu przytrafiło się coś złego?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro