Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czasem tak trudno pozbierać myśli, zacząć, postawić pierwszą literę, słowo i zdanie. Krok po kroku. Tak trzeba, znaleźć motywację i nie przestawać, powtarzać w myślach krok po kroku i działać. Bo to działa, prawda ? Kiedyś działało, więc to przepis na sukces. Słowo po słowie i tak do wyrzygania. Nie ma co myśleć za dużo, to szkodzi. Co z tobą nie tak ? Po prostu to kurwa zrób, albo poddaj się jak za każdym jebanym razem, to potrafisz najlepiej! Nie oszukuj się. Tak jest, było i będzie... Prawda? Ciężko znaleźć motywację kiedy w twojej głowie żyją sami prokuratorzy, nie dajemy sobie szansy na to by obudzić głos broniącego nas adwokata.

Wpatrywała się w pustą kartę, zalewała się pretensjami. Czuła, że to wychodzi jej najlepiej. Głowę miała przecież przepełnioną niepotrzebnymi oskarżeniami, nie zalazło się jednak nic co by pozwoliło jej przerwać to zapętlenie bezradności. Liczyła na to, że jeśli będzie wystarczająco długo patrzyła na kartę, słowa zaczną same się pojawiać. Przeciągnęła się i oparła plecami o krzesło, przetarła zmęczoną twarz, potarła przekrwione oczy i spojrzała w stronę okna. Wakacje się kończyły, a ona czuła że ich nie wykorzystała. Kiedyś potrafiła pisać godzinami, zdania układały się w jej głowie szybciej niż była w stanie nadążyć z ich zapisywaniem. Coś się zmieniło, z roku na rok odczuwała to coraz bardziej, jakby jej mózg zachodził czarną breją, zalepiał wszystkie połączenia nerwowe w jeden wielki chaos, i nadchodziła ciemność. Patrzyła w to przeklęte okno godzinami jakby coś miało się zmienić, ale jedyne co się zmieniało to kształty chmur za oknem. Przez całe wakacje nie wychyliła się dalej niż do pobliskiego sklepu, czy nad jezioro, niecały kilometr od domu. Gdy przechodziła obok osób w jej wieku, spuszczała wzrok by uniknąć niepotrzebnego kontaktu z drugim człowiekiem. Nie była nieśmiała, wręcz przeciwnie jej ekscentryzm sprawiał, że ludzie nie patrzyli na nią zbyt przychylnie. Kontakty międzyludzkie nie były jej potrzebne, przynajmniej nie teraz. Przechodziła trudne chwile. Przeprowadzka z dużego miasta, do Hawkins miała dać jej nowy start, jednak strach przed ponowną porażką zamknął ją w czterech ścianach na poddaszu.

- Zamierzasz tak spędzić ostatnie dni wakacji?-Usłyszała głos matki. Była tak zamyślona, że nie zarejestrowała nawet momentu, w którym otworzyła drzwi i stanęła w progu. Rose spojrzała w jej stronę, unosząc delikatnie ramiona. Bo co miała powiedzieć ?- Wyjdź gdzieś, niedaleko jest jezioro a to ostatnie takie ciepłe dni. Poznaj kogoś na litość Boską, to ostatnia klasa, chwile uniesień, seksu..

-Zrozumiałam.- Burknęła, podnosząc się z krzesła spojrzała na matkę z pewną dozą poirytowania.- Rozumiem też, że nie odpuścisz, więc ogarnę się i wyjdę.- Powiedziała podchodząc do szafy. Jej matka nadal patrzyła na nią z pewnym niezrozumieniem. Miała świadomość, że to wszystko jest nowe i przerażające. Nowe miasto, raczej miasteczko. Problemy, które miały przecież zostać w Waszyngtonie, nie bardzo miały ochotę się odczepić, albo chociaż zostać na wycieraczce. Grace miała świadomość, że ucieczka nie sprawi, że jej mąż magicznie ozdrowieje i przestanie planować kolejne próby zakończenia własnego żywota, ani że jej córka nie przestanie popadać podobnie jak ojciec w stany depresyjne zagłuszając je głośną muzyką i używkami. Widziała jak gaśnie z każdym rokiem coraz bardziej, jej płomień tlił się coraz słabiej i ona sama nie bardzo miała już siłę podsycać go, każdego dnia na nowo.

~~~

Rose wyszła z domu. Na zakręcie wyciągnęła z kieszeni pogniecionego papierosa i odpaliła go drżącą dłonią. Nie bardzo wiedziała, co wyjście nad jezioro może zmienić. W jej mniemaniu, nie sprawiłoby to, że jej życie będzie mniej ,,chujowe" . Przeczesała palcami opadające na jej twarz włosy. Skręciła w jedną z dróżek odchodzących od drogi głównej. Podniosła wzrok na rosnące dookoła niej drzewa, czuła ich zapach, wilgoć mchu, szum wiatru uderzający o liście, które delikatnie z nim tańczyły. Słońce przedzierało się przez korony drzew, rzucając światło w pojedyncze miejsca na jej drodze. Pierwszy raz od dawna poczuła błogi spokój, ścisk w gardle na chwilę znikł i poczuła, że może swobodnie oddychać. Zobaczyła dziką plażę, jeszcze idąc zaczęła ściągać swoje trampki i podwijała nogawki dżinsów. Usiadła nad brzegiem, mocząc podeszwy stup w zimnej wodzie. Sierpniowe popołudnia w Hawkins miały to do siebie, że nie były specjalnie ciepłe. Więc nie widziała ona ludzi dookoła kąpiących się po drugiej stronie jeziora. Zauważyła ona jednak jednego samotnego wędkarza na środku jeziora. Pił on piwo i wyglądał spławika na tafli wody. Rose wzięła z niego przykład i wyciągnęła z wewnętrznej kieszeni ramoneski piwo. Podważyła kapsel zapalniczką i już miała brać łyka gdy poczuła znajomy jej, specyficzny zapach. Odstawiła butelkę i pociągnęła nosem, zapach miał swoje źródło nie daleko, gdzieś za nią. Odwróciła głowę i zobaczyła chłopaka siedzącego jakieś 20 metrów od niej pod drzewem. Uniosła delikatnie brwi widząc, jak trzyma on w ustach świeżo odpalonego jointa. W skupieniu przeglądał notatki, a burza brązowych loków opadała na jego bladą twarz. Nie mogła przestać na niego patrzeć. Nie wiedziała czy to przez jego specyficzny wygląd, koszulkę z Ozzym czy może dlatego, że nie miała w ustach tego daru natury od ponad miesiąca. Wzięła głęboki oddech gdy nagle mężczyzna podniósł wzrok znad notatek i ich spojrzenia się spotkały. Speszona odwróciła wzrok i wbiła go w tafle wody, czując jak jej tętno przyśpiesza. Rozbawiło go to, zmarszczył delikatnie brwi, a na jego twarz wdarł się uśmiech świadczący o jego pewności sobie. Ciemnowłosa zaintrygowała go. Schował notatki do plecaka i zaciągając się wstał z miejsca. Słyszała jak idzie w jej stronę, ale czuła się sparaliżowana. Z każdym jego krokiem stawała, się coraz bardziej przygarbiona, aż nagle usłyszała głos, który przyprawił ją o gęsią skórkę.

-Eddie.-Przedstawił się siadając obok niej, wprawił ją w pewne zaskoczenie. Uniosła brwi spoglądając w jego stronę. Otarła wilgotną od zimnej butelki dłoń o spodnie i niepewnie podała mu dłoń mówiąc.

-Rose.-Przedstawiła się, uciekając przed wiercącym spojrzeniem chłopaka. Wpatrywał się jakby miał zajrzeć do jej wnętrza. Przyglądał się jej bo nigdy wcześniej jej nie widział, znał prawie wszystkich w okolicy. Zapamiętałby jej zielone oczy i włosy żyjące własnym życiem, ten zgrabny nos i kilka uroczych piegów. Uśmiechnął się delikatnie, podsuwając jej jointa.

-To na niego tak patrzyłaś?-Zapytał uśmiechając się serdecznie, na co dziewczyna zawstydziła się jeszcze bardziej niepewnie wyciągając po niego dłoń. Zaciągnęła się, poczekała aż dym rozejdzie się po jej podniebieniu i podrażni płuca. Poczuła się odważniej. Nie bała się już patrzeć mu w oczy. Te brązowe oczy. Przygryzła dolną wargę i oddając mu jego własność powiedziała.

-Dawno nie miałam okazji palić.- Zaśmiała się.- Swoją drogą dobry towar.

-Do usług.-Rzucił, dokańczając palić.- Jesteś stąd ?

-Przeprowadziłam się tu jakiś miesiąc temu.- Powiedziała, a on zauważył że nie była to odpowiedź pełna entuzjazmu. Domyślił się, że była raczej z dużego miasta. Z jednej stron sprawiało to, że tracił zainteresowanie dalszą rozmową, a z drugiej nie potrafił odpuścić. Nowa relacja była dla niego szansą na to by uciec od problemów i łatki jaką nakładała mu społeczność Hawkins.

-Nie wyglądasz na zadowoloną.

-Bo to miasto jest smutne i nudne jak skurwysyn. Nawet ten ziomek co łowi ryby ma tak wyjebane, że chleje na środku jeziora. Chyba liczy na to, że się wywróci na swój głupi ryj i się utopi.- Wskazała dłonią w kierunku wędkarza i czuła narastającą frustracje. Przypomniało jej to, że sama ma do dokończenia piwo, więc wzięła kilka głębszych łyków. Wprawiła Eddiego w pewnego rodzaju podziw, patrzył na nią czując się niepewnie.

-Matko jedyna, a myślałem, że to ja jestem cyniczny.- Powiedział łapiąc z dziewczyną kontakt wzrokowy.- Ile ty masz lat ? 80?- Uśmiechnął się do niej delikatnie, pokazując rząd białych zębów sprawiając, że negatywne emocje z niej zeszły. Miał coś w sobie. Kiedy patrzyła w jego oczy widziała w nich kawałek siebie i i nie potrafiła przestać. Kto inny by się zmieszał, uciekł wzrokiem, ale nie Eddie. On był inny, dziwny, niepoprawny i w jakiś niezrozumiały dla niej sposób atrakcyjny. Byli podobni, tak samo popaprani, ale jeszcze nie mieli o tym pojęcia.

-Nie, jestem po prostu nieusatysfakcjonowana obecnym stanem rzeczy. Jednakże na całe twoje szczęście nie będę ci o tym opowiadać.- Mówiła, gdy nagle poczuła dłoń chłopaka na swojej. Przeszły ją przyjemne dreszcze gdy poczuła chłód spod jego palców. Na krótki moment wstrzymała oddech gdy nachylał się w jej stronę i wyszeptał.

-Zdradzić ci przepis na szczęście ? Jebać to wszystko i wszystkich.

-Wow. Głębokie.- Zaczęła się śmiać. Odsunęła się delikatnie i rzuciła.-Skończ pierdolić i po prostu powiedz, że wystarczy jarać bez opamiętania.

- Taka prawda, no ale nie wypada żebym ci o tym mówił. Co niektórzy nazywają to demoralizacją nieletnich.- Oboje zaczęli się śmiać. Poczuli więź, która zaczęła się pomiędzy nimi tworzyć. Potrzebowali się bardziej, niż im się wydawało. Rose odwróciła wzrok i napiła się. Po chwili ciszy irytującej uszy Eddiego, postanowił nadać rozmowie jakiś konkretny tor.- Rozumiem, że będziesz chodziła tu do liceum?

-Ta, a ty? Uczysz się tu ?

-Dużo powiedziane, ale jeśli o to ci chodzi, to tak bywam w tutejszym liceum.

-Też trzecia klasa ?- Zapytała, patrząc na niego z pewną nadzieją na pozytywną odpowiedź. Chłopak po raz pierwszy w czasie ich rozmowy wydał jej się być trochę speszony.

-Tak ta przeklęta trzecia klasa.- Burknął, wyciągając z kieszeni opakowanie papierosów. Wyciągnął jednego z opakowania i włożył go pomiędzy wargi. Rose zwróciła na nie uwagę, delikatnie przygryzając swoją dolną wargę. Gdy spojrzał w jej stronę, podniosła wzrok i powiedziała.

-Bez przesady, to ostatnia klasa, przemęczysz się i już nigdy nie wrócisz do tego miejsca.

-Już raz też się tak nabrałem.- Powiedział sarkastycznie, zaciągając się dymem. Coś w jego spojrzeniu zgasło, a Rose patrzyła na niego z pewnym zaskoczeniem. Wszystko zaczęło się jej układać. Chłopak wyglądał dojrzalej od niej, a przeważnie bywało inaczej. Mógł mieć na oko 19/20 lat, a ona dopiero miała skończyć 18 w październiku. Nie chciała dopytywać, więc próbowała go pokrzepić.

- Pomogę ci zdać w zamian za zioło.- Bardziej stwierdziła niż pytała. Zaintrygowała go jeszcze bardziej. Zaśmiał się unosząc brwi. Na początku uznał to za głupi żart, ale po chwili spoważniał i przygryzając nerwowo usta wyciągnął dłoń w jej kierunku.

-Zgoda.


~~~

Obejrzałam 4 sezon stranger things i nie mogłam sobie odpuścić. Napisałam ten rozdział w jeden wieczór.

1600 słów.

Jeśli wam się podoba, piszcie a ja postaram się go kontynuować.

ps; Przepraszam za błędy, miałam długą przerwę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro