Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


    W momencie, w którym ich dłonie połączyły się w geście zapieczętowania umowy, oboje poczuli się zobowiązani. Dla Eddiego to było nic. Miał stałe źródełko, z którego mógł brać tyle marihuany ile dusza zapragnie, ale Rose poczuła się trochę przytłoczona. Nie lubiła w sobie pochopności wykonywanych działań. Nie była asem, jeśli chodzi naukę, ale przecież nikt nie musi o tym wiedzieć. Prawda ?  Była raczej uczniem bardzo przeciętnym, a matematykę przeważnie zdawała cudem, albo poprzez niebotyczne wysiłki i godziny spędzone w równaniach. Nie wiedziała też, czego się spodziewać, nie miała pojęcia jaki poziom reprezentuje liceum w Hawkins. To było małe miasteczko, więc z początku nie przejmowała się tym zbyt bardzo, ale teraz patrząc na Eddiego poczuła pewien ścisk w gardle. Byli w pewien sposób podobni, a on przecież nie zdał.

- Zawiesiłaś się.- Jego głoś wyrwał ją z zamyślenia. - Nie wiem o czym tak myślałaś, ale zacząłem się bać o swoje życie.- Zaśmiał się, po chwili naśladując wyraz twarzy dziewczyny, na co wybuchła śmiechem, chowając twarz za dłońmi. Czuł satysfakcję z tego jak bardzo dziewczyna zmieniła się od początku ich rozmowy, jak bardzo się otworzyła. Czuł silną potrzebę sprawiania tego, by ludzie czuli się przy nim dobrze. Nie potrafił sobie  tego logicznie, ponieważ nigdy nie miał przykładu odpowiedniego zachowania, a mimo to nie potrafił być wredny. Wyjątkiem były osoby, których perfidnie nie lubił. Nie znał jednak nienawiści, było też ciężko wyprowadzić go z równowagi. Rose czuła się przy nim bezpiecznie, nie potrafiła powiedzieć czemu. Emanował ciepłem, jakby roztaczała się dookoła niego przyjazna aura. Nie ufała ludziom i miała ku temu uzasadnione powody, więc nie potrafiła powiedzieć czemu cała jej ostrożność zniknęła.  Traciła przy nim poczucie czasu jakby znali się od lat.

-Faktycznie strasznie wyglądam.

- Przerażająco.- Zrobił duże oczy, jakby faktycznie się bał, na co ona tylko rozbawiona zaczęła kręcić głową. Chłopak uśmiechał się do niej, było w tym coś uroczego i kokieteryjnego. Widziała błysk w jego oczach, za każdym razem kiedy na nią patrzył. Pierwszy raz od dawna ktoś tak na prawdę był jej ciekaw.- Dlaczego właśnie Hawkins?

- A czemu nie?- Zapytała nawiązując kontakt wzrokowy.  Chłopak podrapał się po czuprynie i wydął delikatnie usta. Zastanawiał się od czego zacząć.

-Ludzie raczej stąd uciekają, niż przyjeżdżają. Kilka osób zginęło bez śladu, a jakiś czas temu wyjebało nam w powietrze jedyne centrum handlowe. Niektórzy uważają, że miasteczko jest przeklęte.- Ostatnie słowa powiedział zniżając znacząco ton głosu i robiąc duże oczy. 

- Jeśli mówisz prawdę to nie będę się przynajmniej nudzić.- Powiedziała, zerkając na zegarek, który miała na nadgarstku.- O kurwa.- Zerwała się na równe nogi i zaczęła otrzepywać pośladki z piasku i liści.- Powinnam już być w domu.- Oznajmiła do chłopaka, który siedział zdezorientowany.  Podniósł się z ziemi i stanął na przeciwko niej. Dopiero wtedy zauważyła, że był od niej wyższy o jakieś 15 centymetrów. Zważając na to, że miała zaledwie 163 centymetry wzrostu, nie było to niczym imponującym ale na niej zrobiło to pozytywne wrażenie. To, że  musiała unosić delikatnie głowę, by patrzeć mu w twarz sprawiało, że czuła się przy nim mała i bezbronna.

- Ale z ciebie krasnal.- Powiedział szczerząc się głupio. Dziewczyna tylko zmarszczyła brwi i odpowiedziała złośliwie.

-A z ciebie pajac.

- A ten pajac chciał odprowadzić cię do domu. - Rzucił wskazując na dróżkę którą tutaj przyszła. Było tam już praktycznie ciemno, poczuła się jeszcze mniejsza i już jej się to nie podobało. Widział, że się zestresowała, więc dociął jej.- Taka wredna a się ciemności boi.

-Nie boje.- Burknęła na co on tylko uniósł brwi i parsknął śmiechem. Nie mogła tego znieść, pozwoliła sobie na więcej zgryzoty.- Co się głupio szczerzysz?

- Dobra chodźmy zanim mrok przemieni cię w chochlika.- Wyśmiał jej złośliwość i wyminął ją. Przez chwilę jeszcze stała analizując co się stało. Chłopak odwrócił się by sprawdzić czy idzie ona za nim. Spojrzał na nią wymownie, więc ruszyła się z miejsca. Dogoniła go. Szła blisko. Wstyd było jej przyznać, ale gdy robiło się ciemno, zwłaszcza w lesie zmieniała się w płochliwą sarnę. Każda pękająca gałąź pod butami, szelest czy głośniejszy świst wiatru sprawił, że czuła ścisk w gardle, a jej oczy z kroku na krok robiły się coraz większe i bardziej przestraszone. 

-Weź coś mów. -Burknęła, na co odpowiedział jej głośnym śmiechem. Czuła się sfrustrowana. Nie lubiła gdy ktoś z niej nabijał. Dla niej jej lęk był racjonalny, a cisza wcale nie pomagała.  Czuła, że mrok przynosi złe rzeczy.

- To tylko 100 metrów.- Zauważył, klepiąc ją delikatnie po ramieniu na co cała się spięła. Zacisnęła zęby i przyśpieszyła kroku. Doszli do drogi głównej gdzie było już jaśniej. - W którą stronę idziesz?- Zapytał. Kiedy wskazywała drogę otwartą dłonią, poczuła jak chłopak palcami przeczesuje po jej włosach. Zamarła, a on spojrzał w jej oczy.- Liść.

-Co ?- Zapytała w otępieniu, wpatrując się w jego ciemne oczy. 

-Miałaś liścia we włosach.- Pokazał go jej i wyrzucił.- Idę w tą samą stronę. - Oznajmił, robiąc pierwszy krok, a ona przełknęła nerwowo ślinę i ruszyła za nim.  Jej serce dudniło tak mocno, że z trudem mogła je uspokoić, a tylko przeczesał dłonią jej włosy. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Nie wiedziała, czy coś mówić, czy siedzieć cicho, spojrzeć na niego  czy lepiej nie. Miała mętlik w głowie, a on doskonale wiedział, że do niego doprowadził. Widział, że ucieka wzrokiem, a jej klatka piersiowa unosi się gwałtowniej niż wcześniej. 

- To tu.- Zatrzymała się gwałtownie. Eddie spojrzał na jej dom i poczuł ścisk w żołądku. Rose żyła w warunkach, o których on mógł pomarzyć. To był duży, piętrowy dom w kolorze kawy z mlekiem. Trawnik był równo ścięty a pod samym domem rosły kwiaty. Był taki jak w filmach o szczęśliwych rodzinach z przedmieść. Rose nie bardzo wiedziała, dlaczego chłopak się zawiesił patrząc na jej dom. Uśmiechnęła się niepewnie i zapytała przerywając niezręczną ciszę.- Podasz mi adres, żebym wiedziała gdzie podejść po towar?

-Wiesz co...- Wziął głęboki wdech. Zauważyła że się denerwuje, zmarszczyła delikatnie brwi czekając na jego odpowiedź. Czuł w tym momencie wstyd i nie miał zamiaru chwalić się tym jak żyje. Nie po tym jak zobaczył jej dom.- Spotykajmy się nad jeziorem. Jestem tam kilka razy w tygodniu około 16 może 17.

- Okej?- Powiedziała zdezorientowana. Nie chciała być niegrzeczna, więc odpuściła i nie dopytywała, dlaczego chłopak zdecydował właśnie tak, a nie inaczej. Miał swoje powody, które ona postanowiła uszanować mimo, że jego zachowanie wydało jej się być co najmniej dziwnym do wyjaśnienia.-W każdym razie. Miło było mi cię poznać.- Powiedziała wyciągając dłoń w jego kierunku. 

- Mi ciebie też Rose.- Uścisnął jej dłoń i pożegnał ją przyjaznym uśmiechem. Poszła w stronę,  domu ,a chłopak dalej wzdłuż ulicy. Oparła się o drzwi nie wiedząc co się z nią dzieje. Od dawna nie czuła się tak dobrze. Starała się przemówić sobie do rozsądku, że nie powinna brać tej relacji w żaden sposób na poważnie. Jednak tak ciężko było oprzeć się myśli o kolejnym spotkaniu. Wszystko w niej pragnęło znów go zobaczyć, jego ciepły uśmiech, błysk w jego oczach i długie, gęste włosy. Potrzebowała czasu by zebrać się w sobie, ochłonąć i wejść do domu.  Zrobiła to powoli, stanęła w progu. Jej matka siedziała zapłakana na schodach. Kiedy Rose zobaczyła jej czerwoną i mokrą łez twarz była gotowa na najgorsze. Podbiegła do matki i nim zdążyła o cokolwiek zapytać, Grace z wielkim trudem zaczęła mówić.

-Znowu to zrobił.- Zaczęła szlochać.-Znowu to kurwa zrobił!

- Czy on?- Zapytała mając nadzieje, że jej ojciec żyje, że znów mu się nie udało. Grace uspokoiła się trochę wycierając nos. Spojrzała na córkę i czując, że narobiła jej niepotrzebnego stresu powiedziała.

- Nie. Wsadziłam mu palce do gardła i wszystko wyrzygał.- Pociągnęła nosem.- Leży niepocieszony w łóżku, ale i tak zadzwoniłam po pogotowie. - Powiedziała zerkając nerwowo na zegar. Rose usiadła obok niej na schodach i objęła ją ramieniem. Nie była w stanie nic powiedzieć ale czuła ulgę. Gdyby jej tata skutecznie odebrał sobie życie, jej życie bardzo by się zmieniło. Była w pewien sposób przygotowana na to, że kiedyś może mu się udać i wiedziała z czym by się to wiązało. Cały ból i cierpienie przeszło by na Grace, a Rose musiałaby znowu podtrzymywać kogoś przy życiu. Gładziła znerwicowaną matkę po plecach. nie mogła sobie wybaczyć, że nie było jej akurat wtedy w domu.- Ja już nie mam siły Rose. Nie jestem w stanie na niego patrzeć. Czy to sprawia, że jestem złym człowiekiem?

-Nie mamo.- Spojrzała w jej oczy, czując jak ona sama zaczyna się załamywać. Samotna łza pociekła po jej policzku.- Jesteś tylko człowiekiem. Cholernie silnym człowiekiem i nie waż mi się w to wątpić. -Matka chwyciła ją za dłoń i uśmiechnęła się delikatnie. 

-Dziękuje.- Powiedziała, gładząc policzek córki. Spojrzała w stronę okna, gdy usłyszała syreny karetki. Wstała i na chwiejnych nogach podeszła do drzwi by je otworzyć i wyjść na podjazd. Rose podniosła się i poszła do salonu by usiąść na kanapie. Nie miała siły, przechodzić tego ponownie.  

      Bo który to już raz? Trzeci? Może jednak czwarty? Jakie to ma znaczenie. To tylko jedno małe światełko  gasnące na niebie tysięcy gwiazd. Czy kogoś to obejdzie? Nie. Bo nikt by nie zauważył. Jesteśmy tu absolutnie sami. Nie ma znaczenia człowiek, a to co z może sobą zaoferować, co można mu zabrać, ile można z niego wyciągnąć, wyssać aż do dna. Sztuczne podtrzymywanie przy życiu bo przecież musimy być sobie równi. ,,Gdzie spierdalasz ? Wszyscy jesteśmy po uszy w gównie i ty też musisz w nim być. Nigdzie nie pójdziesz, będziesz żył." Jak ten świat brać na poważnie?


~~~

Przychodzę do was z nowym rozdziałam. Przepraszam was, bo mam wrażenie że nie jest aż tak dopracowany jak poprzedni i jest troszeczkę krótszy. Mam jednak nadzieję, że wam się podobał. Zachęcam do komentowania, wasza opinia jest dla mnie bardzo ważna. 

Ciekawi mnie jakie macie nastawienie do głównej bohaterki, czy wzbudza waszą sympatie czy raczej was denerwuje ?



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro