Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Nawet po największych ilościach alkoholu nie miała nigdy aż tak ciężkiego poranka. Każdy jej ruch, każdy wymuszony oddech palił, jakby przełykała wrzątek. Musiała zmuszać się do kolejnych kroków. Starała się po sobie nie poznać, że przepłakała całą noc, na szczęście w szkole nie było Munsona, co zaoszczędziło jej kolejnych dawek bólu. Robin od razu zauważyła jej popękane, czerwone i podkrążone oczy. Widziała, jej zapadnięte policzki i spojrzenie tak puste, że aż przeszły ją dreszcze. Wyszła więc z inicjatywą tego, by po zajęciach spotkały się z Steve'em na kawę. Zgodziła się niechętnie i jak się okazało, gdy była już na miejscu Buckley się spóźniała, przez co skazana była na samotną rozmowę z Harringtonem. Z początku oboje milczeli, bali się odezwać, zacząć jaki temat. Czuła, że jej się przygląda, w jego oczach dostrzegała współczucie, a to sprawiało że miała uciec. Widziała ten wzrok latami, po tym jak straciła młodszą siostrę. 

- Bardzo mi przykro Rose. -Tylko tyle udało mu się z siebie wydusić, ale to wystarczyło by spojrzała mu w oczy.- Eddie zachował się jak ostatni tchórz. Widocznie nie był na to gotowy, może jeszcze nie teraz.

-A może nigdy nie będzie.- Powiedziała pesymistycznie, a jej twarz nie pokazywała żadnej emocji. Była całkowicie pusta, nie było w niej ani smutku, ani gniewu. Wyłączyła wszystkie emocje, tak było jej łatwiej przetrwać. Poczuł płynący od niej chłód i chciał być tym, który wprowadzi do jej życia trochę ciepła. Położył nie pewnie rękę na jej zmarzniętej dłoni. Poczuła jego miękką skórę i ciepłe palce, które delikatnie przesuwały się po grzbiecie jej ręki. Uśmiechnął się do niej delikatnie, starając się ją pokrzepić tak jak tylko mógł.

- Trochę wiary, z resztą nie było oficjalnego rozstania.-Stwierdził, samemu do końca nie wiedząc dlaczego pociesza ją w ten sposób. Nie potrafił jednak wykorzystać sytuacji, wykorzystać jej cierpienia na własną korzyść, wydawało mu się to zbyt okrutne. 

- No niby nie, ale nie lubię robić sobie nadziei.- Odpowiedziała mu, a on tylko przytaknął. Posłał jej pokrzepiający uśmiech i patrząc prosto w jej oczy, powiedział.

-Będzie dobrze, pamiętaj że nie jesteś sama. Zawsze ci pomogę.- Powiedział i zobaczył jej uśmiech, który ocieplił jego serce. Dało mu to pewnego rodzaju ukojenie. Nawet nie zauważył, kiedy do stolika podeszła Robin. Dziewczyna od razu mocno, przytuliła Rose. Chwyciła jej twarz w dłonie i oznajmiła jej

-Dzisiaj u ciebie śpię. Będziemy pić wino i to wypłaczemy, aż poczujesz się lepiej.- Rzuciła, na co zielonooka przytaknęła, a w jej oczach zaczęły zbierać się łzy. Wtuliła się w przyjaciółkę czując, że znów rozpada się na małe kawałeczki. Nie była pewna czy uda jej się znowu je poskładać do kupy. Steve przyglądał się temu z pewną zazdrością. Wiele by dał by być na miejscu Robin. Chciał spędzić więcej czasu z Rose, pozwolić jej się wypłakać, położyć ją spać i obserwować jak powoli zasypia. Potrzebowała opieki i czuł żal, że ta rola przypadła Buckley. 

-Zrobimy bitwę na poduszki?-Zapytał żartobliwie, na co Rose zaśmiała się a Robin zmierzyła go niepewnym spojrzeniem. Zmarszczyła brwi i burknęła całkowicie nie wyłapując żartu.

-To babski wieczór.-Po tych słowach, zaczął rozumieć zachowanie Robin. Zaczął dostrzegać, w jaki sposób patrzy na Rose i wszystko stało się oczywiste. Nie był pewien czy czuje zazdrość, czy jej kibicuje. Nie chciał być jednak tym, który będzie w to ingerował. Pozwolił by sprawy toczyły się same.

~~~

   To był już kolejny dzień, kiedy Rose nie widziała Eddie'ego. Nie było go w szkole, a ona sama czuła że uchodzi z niej coraz więcej życia. Piątek był dla niej wybawieniem. Z upragnieniem czekała na popołudnie tylko by schować się przed pytającymi spojrzeniami ludzi dookoła. Czekała tylko na to by się upić i zjarać, ale skończył się jej już towar. Większość wolnego popołudnia spędziła samotnie w domu, tłumacząc innym, że potrzebuje pobyć sama, pozbierać myśli. Piła piwo, oglądając telewizyjne telenowele. Ciężko było jej powiedzieć ile opakowań chusteczek zużyła wycierając swoje łzy. Chciała przestać się tak czuć i miała dwa wyjścia. Poczekać aż to po prostu minie, pić tak długo aż zaśnie z wycieńczenia albo zebrać się w sobie i porozmawiać z Edwardem. Druga opcja była kusząca, długo zbierała się w sobie, aż w końcu podjęła decyzję. Wstała z kanapy, ubrała się ciepło i wyszła z domu.  Jesień była coraz bliżej. Liście zbierały się po bokach drogi, a dzień był coraz krótszy. Zbliżała się osiemnasta, a na dworze prawie panował mrok. Lampy uliczne zaczynały się po woli tlić, wiatr wiał coraz mocniej, zwiastując zimny jesienny deszcz. Takich dni było coraz więcej i idealnie pasowały do jej samopoczucia. Hawkins było ponurym miasteczkiem i pogoda dawała jej się we znaki, a nawet nie nadszedł jeszcze październik czy listopad.  Szła po woli, chowała się przed wiatrem, za materiałem swojej kurtki, coraz bardziej zaczynała żałować swojej decyzji. Chciała zawrócić ale była już zbyt blisko. Widziała światło palące się w jego przyczepie, miał odsłonięte okna więc widziała, jak niespokojnie się po niej kręci. Podeszła bliżej, zapukała do jego drzwi czując, że ma serce w gardle. Z każdą sekundą żałowała coraz bardziej, ale nie było już odwrotu. Drzwi się otworzyły, a w nich stał przygnębiony Eddie z papierosem w dłoni. To co dostrzegła jako pierwsze był jego stan. Nie tylko ona cierpiała. Chłopak wyglądał jakby ostatnie trzy noce pił i ćpał. Jego spojrzenie było nieobecne, oczy czerwone i podkrążone. W jego włosach widziała wiele nierozczesanych kołtunów. Nie była pewna czy w ogóle się mył i coś jadł przez ostatnie dni bo wyglądał jak zwłoki i jego zapach też na to wskazywał. Na krótki moment zamarła, nie podobało jej się to co widzi. On też ją ilustrował. Przyglądał jej się z niezrozumieniem.

-Hej.- Powiedział cicho, prawie niesłyszalnie. Jego głos był zdarty. Ciężko mu było mówić bo każde słowo powodowało ból. Wpuścił ją do środka, nie potrafiąc spojrzeć jej w czy. Gdy weszła do środka zobaczyła bałagan jakiego jej oczy nie miały jeszcze okazji widzieć. Przełknęła nerwowo ślinę i spojrzała na niego, widząc coś co zaledwie przypominało jej cień mężczyzny.

-Uznałam, że powinniśmy porozmawiać o tym co się stało.-Powiedziała stanowczo, a chłopak pokazał otwartą dłonią na kanapę, na której usiadła niepewnie. Brzydziła się czegokolwiek dotknąć.- Twój wujek gdzieś wyjechał ?-Zapytała zastanawiając się, czy on zezwala na życie w takich warunkach. Chłopak przytaknął, zajmując miejsce obok niej.

-Nie będzie go jeszcze kilka dni.- Powiedział, odpalając kolejnego papierosa. Zaczynał gubić rachubę, który to już był. - O czym chcesz rozmawiać?-Zapytał beznamiętnie, a ona poczuła ścisk w gardle. Jego obojętność sprawiała jej okropny ból. Uniosła delikatnie brwi i starając się nie rozpłakać zaczęła mówić.

-Przyszłam cię przeprosić.- Powiedziała, na co chłopak spojrzał na nią z głębokim niedowierzaniem.  Wyglądał na zdziwionego, na jego twarz wdarł się delikatny ironiczny uśmiech. Z trudem opanowała złość i postanowiła zignorować zachowanie chłopaka. Wzięła głęboki wdech.- Powinnam była cię zrozumieć. Nowe rzeczy wymagają czasu, adaptacja nie dzieje się na przestrzeni kilku dni. Poza tym, moje zachowanie... zachowałam się jak wariatka. Nie poznaje się ostatnio.- Mówiła, a on tylko słuchał. Zerkał na nią, czuł że mięknie mu serce, ale się bał znów w to wchodzić. Wiele go to kosztowało.

-Ja też. Mam wrażenie jakbym wariował.- Przełamał się. Czuł, że powinni porozmawiać. Uśmiechnęła się i niepewnie położyła dłoń na jego kolanie. Przeszły go dreszcze, ale chwycił jej dłoń. Przełknął nerwowo ślinę.- Czuje się nikim.

-Wiesz, że tak nie jest.- Mówiła pełna nadzieli, że to sprawi że w to uwierzy. Chłopakowi zaszkliły się oczy. Uśmiechnął się i zaczął sarkastycznie.

-Czasami słowa są tylko słowami. To, że będziesz to powtarzać nic nie zmieni.

-Wszystko zależy od podejścia i motywacji. Nie zrobisz nic tkwiąc w przekonaniu, że jesteś skazany na to co cię otacza.- Mówiła, a on tylko kręcił na boki głową.-Wiem, że to trudne ale są rzeczy, o które warto zawalczyć. 

-Niby co?- Zapytał zrezygnowany. Widziała w jego oczach całkowitą rezygnację. Przeraziło ją to, bała się że jeszcze trochę i zapije się na śmierć. Musiała działać i jedynym co przyszło jej do głowy, były dalsze próby dotarcia do niego. Pokazania mu ile ma.

-Nie wiem, twój zespół, kampanie.  Myślę że może warto zawalczyć o nas. Zależy mi na tobie, na prawdę mi na tobie zależy.- Mówiła z pełnym przekonaniem. Niczego w świecie nie była bardziej pewna niż tego, że kocha Edwarda Munsona.- Nie mogę jeść, nie mogę spać. Myślę tylko o tobie i czuję, że po prostu najzwyczajniej w świecie cię kocham Eddie, nie chcę cię tracić i nie mogę patrzeć na to jak tak cierpisz, ja też dłużej nie chcę cierpieć.- Powiedziała, a on cały zesztywniał. Przez chwilę pomiędzy nimi panowała całkowita cisza. Oboje słyszeli swoje głośne uderzenia serc. Chłopak zabrał swoją dłoń i przetarł zmęczoną twarz. Nie wiedział, co ma z tym zrobić. Czuł jak grunt ucieka mu spod stóp. Wstał i spojrzał na nią, widział jej duże oczy, w których było pełno nadziei. Całym sobą czuł, że ją krzywdzi, że zawrócił jej w głowie i to wszystko jej się tylko wydaje. Nie dopuszczał do siebie informacji, że ktoś może go kochać.

-Raz się ze sobą przespaliśmy i ci się wydaje, że coś czujesz. Oksytocyna uderzyła ci do głowy i nie myślisz jasno, to nic nie znaczy.- Burknął wychodząc z pomieszczenia. Nie mogła uwierzyć w to, że się tak zachował. Znów jej oczy zalały się łzami, znów przez niego płakała. To był moment, w którym zdała sobie sprawę z tego, że nie jest w stanie nic zrobić.

~~~

Przepraszam za tak krótki rozdział.  Mam jednak nadzieję, że wam się podoba. 

Mam do was pytanie. Chcę tą książkę podzielić na 2 części. Jedną dłuższą 27 rozdziałową, a drugą 10 rozdziałową. Zastanawiam się czy zrobić to w osobnych książkach czy w tej samej, tylko po krótkiej przerwie pomiędzy częściami. Dajcie znać w komentarzach, co uważacie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro