Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Wiatr delikatnie owiewał jej skórę, pozostawiał po sobie gęsią skórkę. Czuła zimną trawę pod podeszwami stóp, jej wilgoć, skraplającą się rosę. Świetliki latały dookoła, siadały na liściach drzew, a świerszcze grały głośny koncert. W tym wszystkim było coś mistycznego, magicznego. Podniosła wzrok, pełny księżyc świecił tak jasno, a gwiazdy błyszczały, jakby ktoś puszczał zajączki na niebie. Poczuła dłonie na swojej tali, a jej serce zabiło szybciej. Spuściła wzrok i zobaczyła, męskie dłonie przyozdobione pierścieniami , błądzące po materiale cienkiej, białej koszuli do spania. Usta mężczyzny znalazły się na jej szyi, poczuła ich ciepło, pozostawiał wilgotne ślady na jej delikatnej skórze, a ona odchyliła głowę by się tym rozkoszować i dać mu lepszy dostęp. Jej serce przyspieszało. Oparła się o niego plecami, była tak blisko jak tylko mogła. Mężczyzna odwrócił ją do siebie, umieścił dłonie na jej pośladkach. Wtedy go zobaczyła, jego rozwiane na wietrze loki i zawadiacki  uśmiech, pełne i apetyczne usta. 

-Eddie?-Powiedziała z pełnym zaskoczeniem. Na krótki moment wstrzymała oddech. Był tak blisko, jego dłonie gładziły jej skórę, pozostawiając po sobie chłód pierścieni. Miał na sobie białą koszulę, zapiętą zaledwie na kilka guzików, przez co wiatr unosił ją i odkrywał jego ciało, bladą skórę i mięśnie brzucha, na których położyła drżącą dłoń i spojrzała mu w oczy. Widziała w nich błysk podniecenia i miała ochotę się w tym rozpłynąć. Mężczyzna nachylił się i wymijając jej drżące usta, wyszeptał do jej ucha.

-Czemu jesteś zaskoczona? To przecież twój sen.

    Zerwała się do pozycji siedzącej. Z trudem potrafiła uspokoić oddech. Nie mogła uwierzyć w to, że śnił się jej Eddie, którego przecież widziała na oczy może dwa razy. Czuła ciepło rozchodzące się po jej ciele, zwłaszcza w podbrzuszu. Gdy doszło do niej, że to tylko sen i siedzi samotnie w swoim łóżku, nie była pewna czy czuję ulgę czy wręcz przeciwnie. Opadła bezwiednie na poduszkę, przygryzła delikatnie dolną wargę odtwarzając to co działo się w śnie. Miała tak wiele pytań. Ciekawe czy na prawdę tak wygląda?  Było jej gorąco, a okno w jej pokoju było otwarte, więc jedynym rozwiązaniem jej problemu było zrzucenie z siebie pościeli.  Przed snem, nie myślała o chłopaku w taki sposób, a teraz sprawiał że nie była w stanie wysiedzieć a jej ciało zalane było potem. Wyobrażała sobie, jak ją całuje, jak ich usta się spotykają , zastanawiała się nad tym jak smakują, jaka jest ich tekstura, a przede wszystkim czy jest w tym dobry. Jej myśli były coraz pewniejsze, poświęcając chwilę na każdą jego część, schodząc coraz bardziej w dół i w dół. Przestań!  Jej oddech przyśpieszał, gładziła się po brzuchu, schodząc coraz niżej dochodząc do bielizny, aż w końcu nie wytrzymała. Wstała na drżące nogi i poszła do łazienki. Stanęła przy zlewie, odkręciła wodę i przemyła twarz. Podnosząc się z nad zlewu w lustrze zauważyła swoje czerwone policzki. Czuła się dziwnie, nie była w stanie wytłumaczyć tego snu i skąd się wziął. Nie znali się i dodatkowo ostatnie ich spotkanie skończyło się fochem Rose. Zgarnęła zagubiony kosmyk włosów za ucho i nawiązała sama ze sobą kontakt wzrokowy. Co z tobą nie tak ? 

~~~

   Poranek był ciężki, z trudem wygrzebała się z łóżka. Nie chciała z niego wychodzić, ale nie pozwoliła by sobie na to by przesiedzieć ostatni dzień wakacji przy biurku nad maszyną do pisania. Siedząco zapowiadało się w końcu najbliższe dziesięć miesięcy. Na myśl o twardych szkolnych ławkach poczuła ból pośladków i kości ogonowej i na jej twarz wdarł się lekki grymas. Nie podchodziła do szkoły ze zbyt  dużym entuzjazmem, to był etap który należało przeżyć i zdać i ruszyć dalej w życie, tworzyć plany na przyszłość. To było dla niej przerażające, potrzebowała relaksu. Miała przy sobie marihuanę i absolutnie żadnej bletki. Musiała substytuować sobie poczucie szczęścia w inny sposób. Podeszła do adaptera stojącego w rogu pokoju i uruchomiła go nie zwracając większej uwagi na to, jaka płyta się na nim znajduję. Kilka sekund później gdy igła dotknęła płyty po pomieszczeniu rozeszły się dźwięki ,,I don't want talk about it". Dziewczyna kołysała się do ballady. Nuciła ją pod nosem podchodząc do szafy. Wyciągnęła z niej podarte dżinsy i luźną koszulkę z iron maiden. Ubrała się i po porannej toalecie zbiegła po schodach. Już miała chwycić klamkę  i wyjść gdy usłyszała głos matki.

- A ty gdzie bez śniadania?- Zapytała się stojąc w progu dzielącym hol od kuchni. Rose uniosła tylko ramiona i spojrzała na matkę z pewnym zirytowaniem.

- Nie jestem głodna. I tak muszę iść do sklepu.

- Niech ci będzie.- Powiedziała z niezadowoloną miną. Spuściła wzrok na swoje botki i pocierając palcami brwi powiedziała.- Dzwonił lekarz. Tata niedługo do nas wróci.

-To chyba dobrze.- Rose uśmiechnęła się pomimo tego, że wspomnienie poprzedniego dnia i rozmowy z ojcem przyprawiało ją o ścisk w gardle. Odwróciła wzrok i wbiła go w klamkę, bardzo chciała już wyjść i zostawić temat za sobą, ale jej matka nie zamierzała skończyć tej rozmowy.

- Lekarze mówią, że wzbudziła się w nim chęć do współpracy. O czym wczoraj rozmawialiście gdy pojechałam do domu.

- O niczym ważnym.- Rzuciła wymijająco, jednak miała świadomość że to nie wystarczy, przynajmniej nie Grace, która marszczyła brwi wiedząc, że o czymś nie wie. Rose wzięła głęboki wdech i dodała.- Powiedzmy, ze powiedziałam dosadnie co sądzę o jego stanie i podejściu do życia. Mogę już iść ?- Zapytała niecierpliwiąc się, na co jej matka tylko pokiwała twierdząco głową i zniknęła w kuchni.  Dziewczyna w pośpiechu wyszła z domu i ruszyła wzdłuż drogi głównej w stronę sklepu. Temat ojca całkowicie zniechęcił ją do myślenia nad snem czy wczorajszym jej zachowaniem względem Eddie'ego.  Szła poboczem, raz na jakiś czas mijały ją pojedyncze samochody. Jeździły tą drogą raczej rzadko, ale im bliżej było do rozpoczęcia roku tym więcej się ich tu przewijało, sprawiając że okolica się ożywiła. Im dalej szła tym bardziej zapuszczała się w nieznane jej rejony, ładnych i dużych domów było coraz mniej. Każdy kolejny dom był coraz bardziej ubogi, podwórka zaśmiecone. W końcu doszła do wielkiego placu i kamperami i przyczepami mieszkalnymi, do których odchodziła szeroka droga pozbawiona asfaltu. Teren był zaśmiecony, znajdował się blisko lasu i pomimo tego nadal nie wzbudzał sympatii. Tym to musiało w życiu nie wyjść... Nagle zdębiała. Z jednej z przyczep wyszedł Eddie z zawieszonym pokrowcem od gitary przez ramię. Podszedł do swojego auta i wrzucił ją do bagażnika. Zamykając klapę od bagażnika, podniósł wzrok i ją zauważył. przez krótki moment patrzyli na siebie z pewnym żalem. On czuł wstyd nad, którym ciężko było mu zapanować. Nie chciał by wiedziała, że żyje w ten sposób. Rose z kolei poczuła się jeszcze bardziej oszukana. To absolutnie nie była jej sprawa, prawie się nie znali. Mimo to poczuła gniew, ponieważ zrozumiała, że nie powiedział jej o tym gdzie mieszka tylko dla tego, że oceniał ją przez pryzmat tego jak ona żyję. Zmarszczyła brwi. Urwała spojrzenie i ruszyła dalej, nawet się za nim nie oglądając. Nie mogła tego zrozumieć,  jej życie nie było kolorowe, mimo to potrafiła się do tego przyznać. Starała się sobie usprawiedliwić jego zachowanie, zrozumieć jego decyzję. Brała to jednak zbyt personalnie i to zaburzało jej realny osąd. Słysząc za sobą warkot silnika, zeszła na pobocze. Zaskoczyła się gdy samochód zrównał się z nią, a szyba opuściła się.

-Możemy porozmawiać?- Eddie krzyczał do niej przez całą szerokość samochodu, a ona spojrzała na niego z pewnym niedowierzaniem, wzruszając ramionami. 

-Jak musimy.- Rzuciła, a chłopak przyśpieszył i wjechał na pobocze, zatrzymując się kilka metrów przed nią. Zatrzymała się i założyła ręce na piersi. Czekała, aż chłopak wygrzebie się z samochodu. Trzasnął drzwiami i podenerwowany podszedł do niej. Przetarł zmęczoną twarz  i burknął.

-Nawet nie wiem czemu ci się tłumacze.- Wziął głęboki wdech.- Jednak czuję z jakiegoś dziwnego, nieokreślonego powodu, że jestem ci to winien.

-Nie jesteś mi nic winien.- Odburknęła.- To nie jest moja sprawa, prawie się nie znamy. Nie obchodzi mnie to jak żyjesz.- Mówiła, a on westchnął czując, że nie ma sił. Wziął głęboki wdech i zaczesując włosy dłonią do tyłu zaczął.

- Ale jednak jesteś zła.

- Bo mam wrażenie, że traktujesz mnie jakbym była jakimś rozpieszczonym szczeniakiem, który ocenia ludzi przez pryzmat tego gdzie żyją. No okej, nie patrzy się na takie warunki przyjemnie i pewnie większości z tych ludzi nie jest wesoło, ale w żaden sposób nie zmniejsza to ich wartości. Z resztą, ja się przed tobą wczoraj otworzyłam, a ty mnie zbywasz. Nie mówisz nic o sobie, przez co ja wychodzę na wylewną.- Mówiła, a on patrzył na nią starając się nadążyć. Kiedy się złościła mówiła szybciej niż zazwyczaj. Spuścił wzrok, próbował ją zrozumieć. Jednak w jego mniemaniu dziewczyna trochę zbyt mocno brała wszystko do siebie i awansowała dość szybko ich relację. Nie chciał jednak psuć tego w jej oczach, wiec wbił się w jej monolog.

-Miałem swoje powody Rose  i nie możesz mieć do mnie pretensji, że zajmuje mi trochę dłużej, żeby komuś zaufać. 

- Czyli ja robię to zbyt szybko?- Burknęła, patrząc na niego z oburzeniem. Eddie poczuł jak skacze mu prawe oko. Na jego twarz wdarł się grymas niezadowolenia. Pierwszy raz od dawna dał po sobie poznać, że zaczynają puszczać mu nerwy kończą się anielskie zasoby cierpliwości. Ten dzień był jednak dla niego ciężki, wczorajszy wieczór z Rose zostawił pewien niesmak, dodatkowo dzisiaj znalazł w skrzynce na listy rachunek, którego nie był w stanie opłacić. Teraz jeszcze ryzykował spóźnieniem się na próbę zespołu. Wziął głęboki wdech i spokojnym tonem powiedział,

- Nic takiego nie powiedziałem. -Zatrzymał się na moment, pozwalając powietrzu ujść z jego nozdrzy.- Każdy człowiek ma inny czas, który przeznacza na to by się przed kimś otworzyć. Osoby takie jak my, które mają problemy z zaufaniem dzielą na na tych, którzy nad tym pracują i wychodzą ze swojej strefy komfortu mówiąc o sobie albo takich jak ja, którzy mają w to  wyjebane.- Powiedział i obserwował, jak na jej twarz wchodzi trochę więcej ogłady i z rozumienia. Miał świadomość tego, że udało mu się wybrnąć z tego bezkolizyjnie. Spojrzał na zegarek na swojej dłoni i dodał.- Śpieszę się ale jeśli masz ochotę możemy porozmawiać o moich problemach z zaufaniem jutro po zajęciach.- Rzucił w pewien sposób sarkastycznie, zmierzając w stronę auta, na co dziewczyna tylko przytaknęła. Eddie wsiadł do auta i odpalił silnik. Miał mieszane uczucia, z jednej strony chciał uciekać od niej jak najdalej i nie mieć z nią nic wspólnego. Zaczynała go drażnić swoim rozchwianiem emocjonalnym i ofensywnością.  Z drugiej z kolei strony, jak już wcześniej jej powiedział coś sprawiało, że chciał jej się tłumaczyć i chciał utrzymywać z nią kontakt. Dziewczyna jednak narzucała mu zbyt szybkie tępo rozwoju tej relacji. Byli związani ze sobą umową odnoszącą się do nauki i marihuany, a dziewczyna już wchodziła w jego życie z brudnymi buciorami moralizując jego postępowanie. Rose również, miała problem z tą relacją. Nie wiedziała czy po prostu ją irytował czy irytował ją, bo denerwował ją fakt tego, że ją pociągał.


~~~

No i kolejny rozdział. Ostatnio mam dużą wenę twórczą :)

Dajcie znać co sądzicie o rozdziale, ponieważ wasza opinia jest dla mnie bardzo ważna. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro