Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

       Pierwszy raz od dawno było jej aż tak przykro. Szła wściekła chodnikiem, mijając przypadkowych przechodniów. Miała ochotę krzyczeć, była wściekła do tego zaczynało kropić. Zerwał się trochę silniejszy wiatr, który rozwiewał jej włosy na wszystkie strony, sprawiając że wchodziły jej one do oczu i ust. Pocierała zmarznięte ramiona, czując że to wszystko doprowadzi ją do płaczu. Na dodatek widziała jakieś sto metrów od niej uciekający jej autobus. 

- No kurwa mać!- Krzyknęła i tupnęła nogą jak mała dziewczynka, kiedy rodzice nie chcą kupić  lizaka. Powolnym krokiem szła w kierunku przystanku, wiedząc doskonale że najbliższy autobus zawiezie ją do domu dopiero za godzinę. Miejski zegar pokazywał godzinę 21;23. Czuła, że kiedy wróci do domu nie będzie wesoło. Ostatnio coraz częściej matka zerkała na nią z pewnym niezadowoleniem. Starała się ignorować zapach marihuany na jej ubraniach, dziwne pory o których wraca do domy czy butelki po alkoholu pod jej łóżkiem. Usprawiedliwiała to, wiedząc jak jest jej ciężko przez sytuacje z ojcem, jednak każda cierpliwość się kiedyś kończy. Rose miała przeczucie, że to właśnie ten dzień. Złamała chyba wszystkie możliwe zasady, więc byłaby zaskoczona gdyby nie dostała kazania. Deszcz padał coraz mocniej, a wiatr wyginał gałęzie.  Jego świst, przyprawiał ją o gęsią skórkę. Usłyszała pracę silnika, podniosła wzrok i zobaczyła samochód Eddie'ego. Stał na przystanku, otworzył okno i powiedział beznamiętnie.

- Wsiadaj, zawiozę cię. 

- Po co?- Burknęła. Wciąż była na niego zła, nie widziała sensu w dalszym prowokowaniu się. Chłopak spojrzał na nią z nutą irytacji i niezrozumienia. Przetarł dłońmi zmęczoną twarz, kończyła mu się cierpliwość. 

-Bo pada ?

-Dam sobie radę.- Chciała postawić na swoim. Odwróciła wzrok. Miała nadzieje, że da sobie spokój, że po prostu odjedzie. Wiatr stawał się coraz silniejszy, zrywał ogłoszenia ze słupków i drzew. Skuliła się, czując jak woda zacina też pod daszek, mocząc jej stopy i łydki. Cała drżała, mimo to była zbyt dumna by wsiąść z nim do samochodu.

- Chcę pogadać.- Starał się mówić spokojnie, mimo że deszcz wlatywał przez otwarte okno. Widział, że jej usta drgają i robią się sine z wychłodzenia.- Nie zachowuj się jak masochistka, proszę cię. - Mówił, czując że już dłużej nie wytrzyma. Dziewczyna w końcu podniosła się z ławki. Obiegła samochód i wsiadła na miejsce pasażera, zapięła pasy a Munson ruszył z miejsca. Widziała, że był zły. Spoglądał nerwowo po lusterkach, nie odzywał się. Jego usta były delikatnie wydęte, a czoło zmarszczone. 

-Podobno chciałeś porozmawiać.- Rzuciła gniewnie, na co on tylko nerwowo wciągnął powietrze do płuc. Widziała jak płatki jego nosa delikatnie się rozchylają, jego klatka piersiowa mocno unosi, a dłonie na kierownicy zaciskają aż pobledły mu knykcie. Przez chwilę poczuła strach, jednak mężczyzna zaczął się uspakajać.

- Czemu taka jesteś ?

- Jaka ?- Oburzyła się. -Mówisz jakby to ze mną było coś nie tak, a to ty zachowałeś się jak skończony pajac. -Mówiła, a on tylko uniósł brwi tak wysoko, że prawie zabrakło mu czoła. Uśmiechnął się i wskazując na siebie dłonią zaczął.

-To ja zachowuje się jak pajac ? To ty robisz sceny, rozmawiasz z Harringtonem, nie wiesz czego chcesz, obrażasz się, strzelasz fochy i masz jakieś wahania nastroju.

-Jestem kobietą do cholery!- Krzyknęła, zakładając ramie na ramię. Wbiła się w fotel, a gdy na nią spojrzał wyglądała jak pięciolatka z fochem. Miała zmarszczone brwi i naburmuszone policzki, aż z tego wszystkiego pojawił jej się podbródek. Nie wiedział czy ma się na nią złościć czy się z niej śmiać. Pokiwał głową na boki i powiedział.

-Jestem tylko człowiekiem Rose, a ty serio jesteś skomplikowana i robisz mi pod górę.

-A ty jesteś jak jebana klątwa.

-Co?- Zapytał mrużąc oczy.  To była najbardziej nieracjonalna rzecz jaką miał okazję słyszeć w ostatnim czasie, a było tego dużo.- Nie rozumiem cię. 

-No tak, zjawiasz się zawsze znikąd, mieszasz mi w głowie, relacjach i nawet w jebanych snach. Jesteś wszędzie no chyba, że akurat jesteś potrzebny to cię nie ma.- Mówiła a on spoglądał na nią, nie bardzo rozumiejąc dokąd ta rozmowa zmierza. Widział jak ucieka przed nim wzrokiem. Zjechał na jedno z poboczy w lesie, na co dziewczyna się zestresowała.- Co ty robisz?

- Nie mam podzielności uwagi.- Powiedział gasząc silnik. Oparł głowę na kierownicy i wziął kilka głębszych wdechów. Przetarł twarz i oczy po czym spojrzał na nią z lekko uchylonymi ustami. Widział, że się denerwuje. W końcu stali na poboczu w lesie, więc nie zamierzał jej dłużej stresować.- Rose ty też włazisz mi do życia z buciorami. Tydzień temu, nie wiedziałem o twoim istnieniu. Spotkaliśmy się kilka razy, otworzyłaś się przede mną, więc nie wiem czego się spodziewałaś. Czuję względem ciebie jakąś odpowiedzialność, kiedy zobaczyłem cię z tym kretynem poczułem jakbym dostał obuchem w łeb. 

- Wybacz ale to nie twoja sprawa.

- Może masz rację. Trochę popłynąłem.- Przyznał, na co dziewczyna złagodniała. Położyła dłonie na nogach i spuściła wzrok na kolana, które nerwowo pocierała.  Eddie wpatrywał się w nią, przygryzł delikatnie dolną wargę i powiedział.- Co nie zmienia faktu, że nie jestem z tego faktu jakiś bardzo zadowolony. Zależy mi na tej relacji i nie chce żeby ten pajac nam to po chamsku zniszczył.- Powiedział nie odrywając od niej wzroku. Spojrzała na niego zaskoczona, znów poczuła się jak dzień wcześniej pod domem.- Z resztą nie ważne.- Rzucił odpalając samochód.

- Czyli chyba jesteś jednak trochę zazdrosny.- Powiedziała uśmiechając się delikatnie, na co chłopak pokiwał na boki głową. 

-Jak cholera.- Spojrzał na nią, przeszywając ją wylot. Chwycił jej twarz w dłonie i z zaskoczenia wpił się w jej usta. Zesztywniała, całkowicie się tego nie spodziewając. Jej serce łomotało jak oszalałe, zakręciło jej się w głowie, a jej oddech przyśpieszył. Czuła jak jego palce delikatnie gładzą jej policzki, a ciepłe usta przylegają do jej warg. To był niewinny całus, to nie był nawet pocałunek francuski, a on przerwał czując że go poniosło. Wycofywał się po woli, nie mógł uspokoić oddechu, nie potrafił spojrzeć jej w oczy.- Przepraszam.- Powiedział, patrząc w osłupieniu na kierownice. Nie wiedział co go naszło. Podobała mu się ale równie mocno działała mu na nerwy.  Dziewczyna przełknęła nerwowo ślinę, trochę  zbyt głośno niż wypada kobiecie i powiedziała tylko.

- Po prostu zawieź mnie do domu.- Była w głębokim szoku i nie wiedziała co ma myśleć. Z jednej strony czuła, że to nie powinno było się wydarzyć, ale z drugiej miała odpowiedź na jedno z pytań, które krążyły po jej głowie od dłuższego czasu. Jego usta były miękkie tak jak zakładała, były delikatne i ciepłe.  On sam pachniał papierosami i czymś co było charakterystyczne tylko dla niego, pachniał po prostu sobą. Przypomniało jej się, że czytała kiedyś artykuł o tym, że niektóre osoby wydzielają feromon, który wyczuwalny tylko dla osób które również go wydzielają, co buduję pomiędzy nimi ogromne napięcie seksualne. Osoby te, nie muszą być nawet atrakcyjne, ale ich zapach doprowadza ich nawzajem do szału, ciągnąc do siebie z każdej możliwej strony. Rose tak właśnie się teraz czuła, jakby Eddie należał do tych osób. Nie było to w żaden sposób naukowo potwierdzone, ale ona była tego pewna bardziej niż czegokolwiek. Myślała o tym, tak intensywnie że nie wyłapała nawet momentu, w którym samochód zatrzymał się na jej podjeździe. Munson spojrzał na nią wyczekując chociaż jednego słowa. Zjadało go poczucie winy, każda jego komórka mówiła mu, że zrobił źle, ale nie potrafił się powstrzymać. Dziewczyna, nawiązała z nim kontakt wzrokowy doskonale wiedząc, że on też ma bałagan pod tą rozczochraną czupryną.- Muszę pomyśleć o tym co się stało.

- Jeszcze raz cię przepraszam.- Mówił z żalem, którego nie mogła znieść. Położyła dłoń na jego ramieniu, na co cały zadrżał.

- Nie masz za co, po prostu narobiłeś mi bałaganu w głowie i muszę to sobie uporządkować. Tobie radzę to samo.- Uśmiechnęła się delikatnie, wysiadając z samochodu. Zamknęła za sobą drzwi pozostawiając go w głuchej ciszy. Widział, jak podchodzi do domu, jak jeszcze po raz ostatni odwraca się by spojrzeć w jego stronę. Wychwycił jej spojrzenie i niepewnie urwał kontakt wzrokowy, odpalając samochód. Dziewczyna weszła do domu, starała zrobić to cicho, jednak poczuła zapach wody kolońskiej, który doskonale znała. Poszła za nim, aż do salonu gdzie zobaczyła ojca siedzącego na kanapie i matkę siedzącą na przeciwko ma fotelu. Oboje spojrzeli na nią w tym samym momencie, a na usta Marka wdarł się uśmiech.  Widziała jak szklą mu się oczy. Wstał z kanapy i podchodząc do niej rozłożył dla niej ramiona, a ona podeszła i po prostu się w niego wtuliła. Poczuła jego ciepło, jak gładzi jej plecy i jak topi nos w jej włosach. 

- Otworzyłaś mi oczy Rose.- Wyszeptał, tak że tylko ona mogła go usłyszeć. Poczuła jak łza spływa po jej policzku. Już nawet tego nie kontrolowała.  Tego dnia była tykającą bombą emocjonalną. Nie chciała już nic w sobie trzymać, miała nadzieję że od tego dnia będzie już tylko lepiej. Odlepiła się od ojca posyłając mu pokrzepiający uśmiech. Spojrzała w stronę matki, w której oczach nie widziała już tak wielkiego entuzjazmu. Wymusiła uśmiech i wzdychając powiedziała.

- Wróciłaś później niż mówiłaś.- Powiedziała, na co Rose spojrzała na zegar wiszący na ścianie. Zmarszczyła delikatnie czoło, nie rozumiejąc o co chodzi Grace.

- Zaledwie 15 minut.- Powiedziała nie widząc w tym większego problemu.- Uciekł mi autobus, podwiózł mnie znajomy.

- Ten, którego spotkałam ostatnio pod domem?- Zapytała. Nie była to jednak pokrzepiająca ciekawość, a raczej próba doczepienia się na siłę czegokolwiek. Ojciec Rose przyglądał się temu wszystkiemu skonfundowany, widział jak jego córka się denerwuje.

- Tak, ten sam kolega.

- Nie bardzo mnie to cieszy, ma w sobie coś dziwnego.- Mówiła na co jej mąż unosił brwi, nie rozumiejąc jej zachowania. 

- Grace daj jej dzisiaj spokój. Wiesz, że to odpowiedzialny dzieciak.- Chwycił córkę pod ramie, na co pokiwała tylko twierdząco głową. Czuła się zmęczona i wyprana z emocji. Czuła się dziwnie z tym, że jej mąż nagle zmienił się nie do poznania, to było zbyt piękne by było prawdziwe, przez co siedziała w napięciu czekając na to aż wszystko znów się posypie. Jednak tym razem zrozumiała, że nie ma co przywoływać tego na siłę i powiedziała.

- To prawda, powinnam bardziej jej ufać.- Uśmiechnęła się niepewnie, wstała z fotela i udała się do kuchni, zostawiając ich samych. 


~~~

Wracam do was z nowym rozdziałem, całkiem emocjonalnym i przełomowym dla bohaterów. Klasycznie czekam na waszą opinię i przemyślenia. 

Następny rozdział pojawi się jutro wieczorem albo w niedzielę.

Chciałabym wam też polecić jedno opowiadanie o Eddie'em, które bardzo przypadło mi do gustu. ,,Wake up!!! "  autorstwa:

@Mors_Reid.   Zachęcam was do odwiedzania jej profilu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro