Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Promienie słońca przedzierały się przez zasłony. Czuła ich ciepło na twarzy, chłodne powietrze muskało delikatnie jej skórę budząc z głębokiego snu. Czuła obcy zapach, było w nim jednak coś znajomego, coś co sprawiało że czuła się spokojna. Otworzyła niepewnie oczy, zasłaniała je dłonią chroniąc się przed oślepiającym światłem dziennym. Dopiero po chwili zdała sobie, że nie leży w własnym łóżku. Zerwała się do pozycji siedzącej i zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Nie było duże, ściany oblepione były plakatami, zobaczyła też czerwoną gitarę, którą doskonale pamiętała z ostatniego koncertu. Wszędzie walały się śmieci i ciemne ubrania. Czuła zapach papierosów i wody kolońskiej. Zaczynało do niej dochodzić, że znajduje się w pokoju nikogo innego jak Edwarda Munsona. Leżała w jego pościeli, czuła jego zapach jakby był obok niej, jednak była w pokoju całkowicie sama. Łóżko nie było imponujących rozmiarów, ale bez problemu pomieściłoby dwie osoby. Im dłużej w nim siedziała tym więcej wspomnień z poprzedniego dnia zaczęło ją dopadać. Czuła okropny wstyd, miała ochote zakryć się poduszką i udusić. Nie potrzebowała lustra by stwierdzić, że jej twarz przybrała kolor pomidora.

- Ja pierdole.- Powiedziała, zakrywając twarz dłońmi. Pamiętała każdy szczegół, aż do momentu w którym zwymiotowała wprost na buty Eddie'ego i opadła w jego ramiona. Czuła jak jej tętno i oddech przyśpieszają, dotarł do niej jej własny odór alkoholu, potu i wymiocin. Zajrzała pod pościel, wciąż miała na sobie tą samą, za krótką sukienkę, która podczas snu podwinęła jej się do połowy pośladków. Buty zlokalizowała zaraz obok łóżka. Jedyną rzeczą, której nie było dane jej zapamiętać było to, jak się tu znalazła. Patrząc na jej stan mogłoby spotkać ją cokolwiek, ale z drugiej strony doprowadziła się do takiego stanu, że nikt nie chciałby jej dotknąć, a już na pewno nie Munson. Nerwowo przygryzała dolną wargę, zastanawiając się w jaki sposób go przeprosi za swoje zachowanie. Niepewnie położyła nogi na podłodze, czując zimno pod podeszwami stup. Wstała i poszła w kierunku drzwi. Delikatnie je otworzyła i zobaczyła znany jej salon i kanapę, na której leżał Eddie. Jako poduszkę potraktował zwinięty w kostkę sweter i przykrył się cieniutkim zielonym kocem. Czuła coraz większe poczucie winy, widząc że odstąpił jej nawet własne łóżko, rezygnując z wygody i dobrego snu. Chciała wycofać się do pokoju i zapaść się jak najgłębiej pod ziemię.  Zrobiła krok, a podłoga zaskrzypiała tak głośno, że chłopak zaczął się rozciągać. Usiadł zaspany na kanapie, a koc opadł na kanapie odsłaniając jego nagi tors. Był bardzo szczupły, przez co można było zobaczyć delikatny zarys mięśni na jego brzuchu. Przetarł zmęczoną twarz i spojrzał w jej stronę. Spuściła wzrok, nie potrafiła mu spojrzeć w oczy. Czuła, że bardzo go zawiodła.

-Oj widzę, że komuś nie dane było zapomnieć.- Zaśmiał się widząc jej wyraz twarzy. Przeczesał dłonią włosy, które sterczały w każdym możliwym kierunku, dodając mu uroku.  Nabrała w płuca tyle powietrza ile się da. Chciałaby to wszystko zapomnieć, ale czuła że to jej kara i musi odpokutować.

- Przepraszam, na prawdę mi głupio.- Zaczęła mówić, ale chłopak nawet na nią nie spojrzał. Wstał z kanapy, a koc opadł na podłogę. Miał na sobie tylko bokserki, przez co zawstydziła się i odwróciła wzrok. Wciągnął na siebie spodnie i odpowiedział jej beznamiętnie.

-Zostawiłem ci w sypialni na krześle czysty ręcznik i ubrania, umyj się, zjemy śniadanie i odprowadzę cię do domu za nim twoja matka dostanie szału.- Powiedział, a ona nie dostrzegła na jego twarzy żadnej emocji. 

-Jesteś zły.-Stwierdziła czym zwróciła jego uwagę. Jego oczy pociemniały, a ciało napięło się. Kręcił się po pomieszczeniu, szukając czegoś, a irytacja narastała. Nachylił się, podpierając o stolik, a podnosząc się powiedział.

-No zadowolony nie jestem.- Rzucił spoglądając na nią. Był zły, z trudem mu było spojrzeć na nią tak jak wcześniej. Miał świadomość tego, że nie długo mu przejdzie. Zbyt bardzo mu na niej zależało, by obrazić się o to już na dobre. Widział jej wątłą sylwetkę opierającą się o próg, wory pod oczami i rozmazany tusz na jej twarzy. Jej stan karał ją wystarczająco.-Pogadamy o tym, jak się umyjesz.- Powiedział, a ona tylko przytaknęła. Chwyciła ręcznik i ubrania, o których mówił i schowała się w pomieszczeniu, na które wskazał jej otwartą dłonią. Łazienka, podobnie jak reszta pokoi była mała. Mieścił się w niej wąski prysznic, zlew z lustrem oraz ubikacja. Wszystko to mieściło się  w wręcz klaustrofobicznych warunkach. Rozebrała się i weszła pod prysznic, pozwalając na to by ciepła woda spływała po jej skórze, jakby miała zmyć błędy poprzedniej nocy. Użyła szamponu Munsona i mydła. Nie ważne ile będziesz szorować, nie pozbędziesz się tego okropnego uczucia. Jej wewnętrzny głos nie dawał jej spokoju. Obwiniała się o wszystko co się stało i zaczynała się stresować konsekwencjami. Nie chodziło już tylko o prawdopodobną utratę jedynej osoby, która ją rozumiała i dawała poczucie bezpieczeństwa. Wiedziała, że zawiodła więcej niż jedną osobę, to nie był to już tylko Eddie, ale też Robin, Steve oraz jej rodzice. Naruszyła ich zaufanie i wiedziała, że nie łatwo je odbuduje. Bała się wracać do domu, a jeszcze bardziej bała się tego co pomyślą o niej ludzie w szkole. Miała dużo dystansu, to że zwymiotowała na kogoś, mogło wydawać się zabawne, ale w tym momencie przeżywała wewnętrzny koniec świata.  Niechętnie wyszła spod prysznica, osuszyła ciało i włosy. Patrząc w lustro pozbyła się resztek tuszu spod oczu, by nie wyglądać jak szop pracz. Przepłukała usta płynem do jamy ustnej i umyła zęby na tyle dokładnie, na ile można zrobić to palcem. Podniosła ubrania, które jej dał. Nie chciała ubierać tego co miała na sobie poprzedniego dnia. Nawet jej stanik przesiąkł zapachem, którego nie potrafiła określić. Założyła na siebie jego czarną koszulę, w której prawie utonęła. Zasłoniła jej całą pupę, na którą wcisnęła jego bokserki i spodenki sportowe, które musiała naciągnąć tak mocno, aż skończył się w nich sznurek. Mimo to wciąż spadały jej z bioder i musiała je co chwilę podciągać. Niepewnie wyszła z łazienki. Poczuła zapach jajecznicy. Widziała, jak nakłada ją na talerze i kładzie je na stole, zdobiąc ją świeżym szczypiorkiem. Zaburczało jej w brzuchu. Podeszła do stołu, usiadła na krześle, a on spojrzał na nią. Wyglądała niewinnie, jej mokre włosy opadały na jej ramiona mocząc koszulkę. Od razu zauważył, że nie ma stanika i jak przez materiał prześwitują jej drobne piersi i odstające od chłodu sutki. Przełknął nerwowo ślinę, zajmując miejsce na przeciwko niej.

-Jeszcze raz bardzo cię przepraszam.- Powiedziała, patrząc na niego błagalnym wzrokiem, a on nie potrafił się na nią gniewać. Wyglądała tak niewinnie. Jej duże oczy go udobruchały.

-Nic się nie stało.- Odpowiedział odwracając wzrok. Zaczął jeść, czując jak żołądek przylepia mu się do kręgosłupa. Spojrzała na niego, nie wierząc mu. Czuła ścisk w gardle, miała ochotę się rozpłakać.

-Jak to nic się nie stało? Zatroszczyłeś się o mnie, oddałeś mi swoje łózko, ubrania a  teraz mnie karmisz, a ja ?- Zatrzymała się na moment czując, jak jej oczy zaczynają piec, a obraz staję się mniej wyraźny przez napływające łzy.-Zachowałam się strasznie i jeszcze na ciebie zwymiotowałam.- Prawie płakała. Schowała twarz w dłoniach, a on przez chwilę patrzył na nią współczując jej, ale coś w nim pękło i zaczął się śmiać. Dziewczyna odsłoniła twarz i patrzyła na niego z pewnym niezrozumieniem, a on starał się uspokoić. 

-Przepraszam to było nie na miejscu.- Powiedział, przybierając poważniejszy ton. Widział, że jej dezorientacja przechodzi w irytację. Poczuła się urażona i nie ukrywała tego.

-Bawi cię to ?

-W zasadzie to tak.- Odpowiedział, zapychając usta jajecznicą. - Nie złość się. Wszystko jest w porządku.- Mówił z pełnymi ustami. Chwycił ją za drżącą dłoń i potarł ją kciukiem, dając jej do zrozumienia, że wszystko na prawdę jest porządku. Poczuła ulgę i zaczęła jeść. Siedzieli tak w ciszy, aż do czasu kiedy zjedli, a on odprowadził ją pod sam dom. Zatrzymali się tak jak zazwyczaj na podjeździe. Widział jak cała drży, jak boi się konsekwencji więc chwycił w dłonie jej dziecięcą, pozbawioną makijażu twarz i pocałował ją w czoło.- Będzie dobrze.-Spojrzał w jej oczy,  a ona zatraciła się w nich, była mu wdzięczna. Czuła całą sobą, że może mu ufać. Stanęła na palcach i musnęła jego usta. Zamknął oczy i oddał pocałunek. Przez krótki moment, mogła zapomnieć o wszystkich zmartwieniach. Był tylko on, jego ciepło i słodki smak jego ust. Oderwał się od niej i pogładził dłonią jej policzek.

-Dziękuje.- Wyszeptała, a on uśmiechnął się delikatnie odsuwając się od niej. Obserwowała jak się oddala, czuła nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej. Było coś depresyjnego w tym pocałunku i pożegnaniu. Nie wiedziała, jak ma to interpretować, nie wiedziała nawet kim dla siebie są. Ciężko jej było stwierdzić czy jest to po prostu bardzo intymna przyjaźń czy rodzi się  pomiędzy nimi głębokie i namiętne uczucie. Czuła się tak pierwszy raz w życiu, nigdy nikogo nie kochała. Francois de La Rochefoucauld, napisał kiedyś, że są ludzie, którzy nigdy by nie byli zakochani, gdyby nie usłyszeli o miłości. Czasami miała wrażenie, że ona też do takich osób należy. Nie znała tego uczucia, więc ciężko jej było stwierdzić czy to, co przy nim czuje można nazywać miłością.

   Weszła do domu i już w progu spotkał ją wściekły wzrok matki. Jej oczy były przekrwione i podkrążone. To był moment, w którym zdała sobie sprawę z tego jak bardzo jest źle. Nie chciała nawet próbować się tłumaczyć, bo pogrążyła by się jeszcze bardziej. Pozwoliła na to, by jej matka wyraziła swoje niezadowolenie.

- Co ty sobie wyobrażasz Rose?!-Krzyknęła, a jej córka spuściła wzrok.- Gdzie ty byłaś ?! Czyje są te ubrania?!- Pytaniom nie było końca. Zastanawiała się, w ogóle powinna na nie odpowiadać, jednak szybko przekonała się, że są to pytania czysto retoryczne.- Czy ty zdajesz sobie sprawę co ja przechodziłam w nocy z ojcem, kiedy ty jak widać bardzo dobrze się bawiłaś z tym chłopakiem.

- My nie...

- Mam to w dupie Rose.- Przerwała córce. Czuła, że zaraz nie wytrzyma i wybuchnie.- Trudno jest zadzwonić i powiedzieć gdzie jesteś ? Za bardzo ci pobłażaliśmy i ufaliśmy z ojcem. Zapomnieliśmy, że jesteś tylko dzieckiem i trzeba cię kontrolować. Gwarantuje ci, że jedynym miejscem, do którego będziesz od tej pory chodzić jest szkoła. Idź do siebie.

-Mamo wysłuchasz mnie chociaż ?

-Do siebie!-Krzyknęła, na co Rose nie miała już siły. Zirytowała się i przechodząc obok matki, spojrzała na nią z pogardą. Nie potrafiła się powstrzymać. 

-To, że na jakiś czas przypomni ci się, że masz dziecko i trzeba mu pomatkować nie zmieni tego, jak bardzo zjebaliście. To nie była pobłażliwość, was po prostu nie było.- Powiedziała, a jej matka zastygła. Nie potrafiła jej nic odpowiedzieć, odwróciła wzrok czując jak do jej oczu napływają łzy. Rose poszła do góry i zamknęła za sobą drzwi, pozostawiając po sobie głuchą ciszę. Grace rozpłakała się, schowała twarz w dłoniach pozwalając sobie na szloch.

~~~

W dzisiejszym rozdziale trochę mniej się dzieję, ale mam nadzieje że wam się podoba. Klasycznie zachęcam do komentowania, gwiazdkowania no i zapisywania w waszych bibliotekach czy na listach :)



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro