Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    To znowu się stało, cały schemat się zgadzał jedynie miejsca się różniły. Klątwa nie chciała z nich zejść. Tym razem pojawiła się jeszcze jedna różnica, pewna nowość, którą była obojętność.  Patrzyła w to okno już trzeci dzień z rzędu i pocieszało ją, że nie omija jej nic dobrego. Deszcz padał ciągiem odkąd tu przyjechała. Siedziała na fotelu, patrząc na ojca podłączonego do kroplówek. Pomimo tego, że wszystko zwymiotował wciąż konieczne było płukanie żołądka oraz kroplówki, czy leki na uspokojenie.  Budził się raz po raz, widział Grace i Rose i obracał się do nich plecami. Jego, żona miała już dość pojechała do domu, zostawiając córkę z ojcem. Siedziała tam i czekała by z nim porozmawiać. Cierpliwość po woli jej się kończyła, nic mu już nie było. Jedyne co mu doskwierało to poczucie braku sprawiedliwości i gniew, że znów się nie udało. Długo czekała na to, aż odwróci się do niej i spojrzy na nią przekrwionymi niebieskimi oczami. Nie widziała w nich już nic, zgasło już kompletnie wszystko przez co przeszedł ją dreszcz. Patrzyli tak na siebie, przez krótki moment w milczeniu. Nie mogła pojąc tego, co stało się z jej ojcem. Kiedyś był kimś ważnym, był zadbany, wyrywał każdy siwy włos, teraz już nie były kruczoczarne. Mark z przystojnego czterdziestoletniego mężczyzny stał się wątłym, cherlawym człowiekiem. 

-Jak się czujesz ?- Zapytała, nie dlatego że ją to jakoś specjalnie obchodziło tylko bo wypada. Chciała też sprowokować rozmowę. Im dłużej czekała na chwilę, w której się odezwie tym więcej frustracji się w niej kumulowało. Może lepiej, żebyś jednak dalej nic nie mówił. Bała się, że nie będzie potrafiła się powstrzymać, przed powiedzeniem wszystkiego co leżało jej na sercu.

- Zawiedziony.- Rzucił z ironicznym uśmiechem. Zaśmiała się w jednak w środku coś głęboko w niej pękło. Nie potrafiła na niego patrzeć, odwracała wzrok czując gniew. Też była zawiedziona, od wielu lat, nie czuła nic innego niż ciągły zawód.

-Nie martw się w końcu się uda.- Burknęła złośliwie podnosząc się z fotela.  Mark spojrzał na nią z niedowierzaniem, jakby właśnie dostał w twarz. Nie był w stanie zrozumieć tego skąd wzięła się ta złośliwość, przecież prawie umarł.

- To było nie potrzebne.-Powiedział stanowczym tonem na co dziewczyna zaczęła się śmiać. Wbiła w niego przeszklone od łez spojrzenie i pokiwała na boki głową. Przetarła zmęczoną twarz, nie mogąc pojąć, że to naprawdę się dzieje, że znów muszą przez to przechodzić. Widziała jego gniew, ale już jej to nie obchodziło, nie miała już powodów by dusić to wszystko w sobie.

- Wiesz co było niepotrzebne tato ?-Poczuła ścisk w gardle.- Cztery nieudane próby samobójcze. Zrób to w końcu jak należy.

-Jak możesz ?

-Nie, serio zrób to w końcu albo weź się kurwa w garść i zrób coś w kierunku tego, żeby było ci lepiej.- Mówiła czując jak po policzkach spływają jej łzy. Mina jej ojca zrzedła, zacisnął zęby i odwrócił od niej wzrok.  Czuł gniew i rozczarowanie, niezrozumienie jego problemu.

- Wiesz, że to ciężka choroba.

-No co ty ?- Powiedziała sarkastycznie. Usiadła z powrotem na fotelu. Oparła się i wzięła głębszy wdech.- Wiesz, żeby z czegoś wyjść trzeba zrobić jakiś krok w tym kierunku. Nie chcesz zgodzić się na leczenie bo to by ujęło twojej dumie prawda ?

- Co ty możesz o tym wiedzieć ?- Powiedział, a Rose zamarła. Zaczęła się śmiać. Nie była w stanie już wytrzymać, hamować się. tego było zbyt wiele. 

- Nie wiem, bo przecież stworzyłeś sobie jaki jebany monopol na ból, zabierając nam szanse na odczuwanie smutku. A nie tylko ty coś kurwa straciłeś, nie tylko ty samolubny chuju!- Krzyczała na niego, czując jak łzy spływają po jej policzkach.- Nawet nie wiesz jak nas krzywdzisz, musimy się trzymać bo nie możemy pozwolić sobie na chwilę słabości, bo ty grasz pierwsze skrzypce. Wiesz co się działo przez ostatnie trzy lata kiedy byłeś pochłonięty własnym cierpieniem ? Nie wiesz, bo nikomu nie jest tak źle jak tobie.- Mówiła widząc jak ojciec ucieka wzrokiem. Jego usta drżały, miał zamknięte oczy i siedział w zawieszeniu. Rose nie miała zamiaru teraz przestawać, musiała powiedzieć to co leżało jej na sercu.- Wiesz, że się cięłam przez pierwsze pół roku, albo że chodziłam do psychologa szkolnego tylko po to by dawać jakoś radę dla ciebie i mamy ? Wiesz, że zaczęłam ćpać i pić po nocach tak żeby nikt nie widział? Wiesz, że ktoś mnie zgwałcił? Nie wiesz o tym, bo to by cię dobiło tato.- Płakała, a on spojrzał w jej stronę z pełnym współczuciem. Chwycił jej dłoń, zobaczyła jak po jego policzku spływa łza, jego cały świat zawalił się ponownie. Nie wiedział o tym wszystkim i czuł, że zawiódł. Nie był w stanie nic jej powiedzieć, a ona nie przestawała.- Ja mam tylko siedemnaście lat i też już nie mam siły. Nie jestem w stanie robić za ścianę nośną w naszym życiu, bo to wasz obowiązek.

- Przepraszam cię.- Powiedział, przecierając jej łzy. Oboje zaczęli szlochać, usiadła na łóżku obok ojca, a on objął ją i wtopił twarz w jej włosy. Musiał być tu dla niej i nie wiedział co zrobić by wszystko naprawić.


~~~

     Powrót do domu miał być czasem, który miała wykorzystać na to by doprowadzić się to stanu względnego ładu. Wiedziała, że pojawią się pytania o to, dlaczego jej oczy są aż tak czerwone.  Jarałam mamo. To brzmiało jak dobre usprawiedliwienie. Wolała zgarnąć opieprz niż rozkleić się ponownie pod napływem pytań. Wysiadła z autobusu i starała się dojść do domu. Czuła się dziwnie pusta po tej rozmowie, jakby coś wyssało ją do cna. Nie lubiła tego uczucia, wolała czuć cokolwiek, nie ważne jakby miało to boleć. Pustka była zła, doprowadzała do znieczulenia oraz obojętności, w której nie była ona już sobą i krzywdziła innych równie mocno co jej ojciec. Dochodząc do domu, zobaczyła znajomą jej sylwetkę kręcącą się dookoła jej domu. Chłopak zauważył ją i podszedł do niej nie pewnie, trzymając dłonie w kieszeniach dżinsów. 

-Co tu robisz ?- Zapytała Eddiego. Wydawał się jej być zmartwiony. Na tyle ile może być zmartwiony ktoś, z kim rozmawiało się może przez godzinę.  Podszedł bliżej i spojrzał na nią z pewnym współczuciem.

- Wszystko okej ? Słyszałem tu kilka dni temu karetkę, a potem nie pojawiłaś ani wczoraj ani przed wczoraj nad jeziorem. 

- Nie umawialiśmy się przecież na termin.- Zauważyła, na co zakłopotał się. Nabrał w płuca sporą ilość powietrza i zebrał się w sobie by odpowiedzieć.

- No tak.- Spuścił wzrok na swoje poniszczone trampki, pozwalając na to, by włosy spadały mu swobodnie na zmęczoną twarz. Czuł, że coś jest nie tak, dziewczyna wyglądała przeszła piekło i mimo, że nie była to w żadnym stopniu jego sprawa, czuł że musi jej ulżyć.- Ale miałem bardzo dobry towar, chciałem ci go dać.- Zaczął grzebać pi kieszeniach na co dziewczyna spłoszyła się i rzuciła.

-Może nie tu?- Uśmiechnęła się nerwowo, rozglądając się dookoła. Ruszyła w stronę lasu, na co chłopak zerwał się z miejsca i poszedł za nią. Schowali się za jednym z większych drzew, upewniając się, że nikt ich nie zobaczy. Eddie wygrzebał w końcu woreczek z kilkoma gramami i podając jej powiedział.

- Przepraszam, jestem rozkojarzony.- Uśmiechnął się do niej, czując pewne zawstydzenie ponieważ raczej nie zdarzało mu się być aż tak nieroztropnym. Bardzo dbał o to, żeby nikt się nie dowiedział o tym, że deeluje. Przy niej tracił głowę, sam nie bardzo rozumiał dlaczego. Owszem była atrakcyjną dziewczyną, ale nie na tyle by postradać zmysły. Była normalna, nie wyróżniała się bardziej niż on. Mimo to gdy jej palce musnęły jego dłoń, by przejąć woreczek poczuł jak przechodzi go dreszcz. Przygryzł delikatnie dolną wargę unikając kontaktu wzrokowego. 

-Masz bletki bo nie bardzo wiem gdzie kupić? 

-Niestety tyle co dla siebie dwie, ale możemy teraz jednego zwinąć i spalić, a jutro przyniosę ci bletki.- Zaproponował, na co dziewczyna tylko przytaknęła. Potrzebowała tego, a tłumaczenie przed matką nie było by już tylko wymysłem, miała by realne wytłumaczeniem czerwonych oczu. Chłopak usiadł po turecku na ziemi i zaczął zwijać. Rose tylko obserwowała jego skupienie, na co on postanowił zagaić.- Ciężki dzień ?

- Nie masz pojęcia.- Zaśmiała się, zniżając do jego poziomu. Usiadła na ściółce, a on wbił w nią zainteresowane spojrzenie, dokończając robienie jointa. Przez chwilę wahał się czy pozwolić sobie na wścibstwo, ale w końcu zebrał się w sobie.

-Mogę zapytać co się stało?- Zapytał, odpalając swoje dzieło i przekazując je dziewczyny. Chwyciła go niepewnie i wkładając go pomiędzy wargi spuściła wzrok. Zaciągnęła się i pocierając kolana zaczęła.

-Ta karetka o której wspomniałeś.- Zatrzymała się na moment by znów się zaciągnąć i pozwolić sobie na chwilę wyciszenia, bojąc się że rozklei się przed kimś kogo prawie nie zna. Podała mu Jointa i wróciła do mówienia. -Przyjechała po tatę. Jest bardzo chory i nie dajemy sobie z tym zbyt dobrze rady. W sensie, to siedzi bardziej w głowie, jeśli rozumiesz o co mi chodzi.- Zaśmiała się, na co on tylko przytaknął. Widziała w jego oczach oparcie i zrozumienie.- Kurwa nie chcę zrobić z ojca wariata, no ale zrobił kiedyś coś co nie daje mu spokoju i cierpi na tak zwaną chujozę egzystencjonalną.

-To specjalistyczny termin?- Zaśmiał się, co rozluźniło atmosferę. Zaczęła się śmiać razem z nim. Jego towarzystwo jej pomagało, sprawiało że czuła się lepiej.

-To mój termin medyczny, nie oceniaj.- Powiedziała uśmiechając się do niego serdecznie, co on odwzajemnił zwracając jej jointa. - W każdym razie, nie jest nam wesoło. Kurwa mam wrażenie, że mówię ci zbyt wiele.

- Możesz mi zaufać, jestem jak lekarz, obowiązuje mnie tajemnica zawodowa.- Powiedział, zachęcając ją do dalszego mówienia. Lubił jej słuchać i chciał jej pomóc. Widział, że oczy jej się szklą i nie chciał zostawiać jej z nieprzerobionym problemem.- Mogę być twoim terapeutą.

- Z zaufaniem też u mnie ciężko.

- A więc mówisz, ze masz problem z ufaniem innym ludziom.- Zaśmiał się udając ton głosu terapeuty, na co ona tylko zachichotała pod nosem. Jednak po chwili spoważniała i dokańczając jointa powiedziała.

- Powiedzmy, że kiedyś, ktoś komu bardzo ufałam, bardzo mnie skrzywdził.- Powiedziała, a Eddie trochę zamarł. Domyślił się, że nie chodzi tu o przemoc kłótnie czy zdradę, a o coś o wiele mroczniejszego. Nerwowo przełknął ślinę, kiwając tylko głową ze zrozumieniem. Nie chciał się w to zagłębiać.- A ty? Opowiesz mi coś o sobie. -Zapytała, na co zmieszał się uciekając wzrokiem.

- Tu chyba nie ma za bardzo o czym mówić.- Uciął rozmowę, na co on poczuła się zdradzona. Zirytowała się i zaczęła wstawać mówiąc.

-No tak, mogłam się spodziewać.- Rzuciła odchodząc od niego zostawiając go w głębokim szoku i niezrozumieniu. Wstał otrzepując się z ziemi i ruszył za nią pytając.

- Co się właśnie stało ?

- Nic. Po prostu jak zwykle, pozwoliłam sobie na to żeby mówić komuś obcemu o swoim życiu i nie dostałam nic w zamian.- Burknęła. -Zapomnij, jestem dziwna.- Ruszyła w stronę domu, czując, że wszystko ją przytłacza. Nie rozumiał jej zachowania, przez krótki moment stał w osłupieniu, widząc jak znika za dębowymi drzwiami jej domu. Przetarł zmęczoną twarz i ruszył w stronę swojego domu.


~~~

Napisałam właśnie chyba najtrudniejszy dla mnie rozdział w mojej pisarskiej historii. Dajcie znać co uważacie i jakie macie spekulacje na temat przyszłości tej dwójki. 

Przepraszam, jeśli pojawiły się jakieś błędy, pisałam go na szybko.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro