Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   ,, A słońce świeciło, nie mając innego wyjścia, na nic nowego". Patrzyła przez okno z nadzieją, że nadejdzie mrok. Sen wydawał jej się jedynym słusznym rozwiązaniem jej problemów. Przespała tak prawie trzy dni, budząc się tylko by wyjrzeć przez okno i zdecydować się na powrót do łóżka. Przechodziła coś na kształt żałoby, ale nawet gorsze było to, że miała świadomość, że osoba z którą nie może już być, żyje i funkcjonuje bez niej. Być może chodzi normalnie na zajęcia, gra ze znajomymi, może żyje normalnie. Może zapomniał? Pozbył się ciężaru jakim jest drugi człowiek. Może to wybawienie i upragniona wolność. Usłyszała kroki na schodach, które wyrwały ją z rozmyślań. Cierpliwie wpatrywała się w drzwi, czekając aż się otworzą i stanie w nich Robin. Już dwa dni z rzędu przynosiła jej notatki, siadała z nią do nauki i próbowała przekonać do tego by wyszła z łóżka. Przyszła środa i co miało być inaczej. Stanęła w progu, uśmiechnęła się delikatnie i zapytała troskliwie.

-Jak się czujesz?

-Jakie to ma znaczenie?-Zapytała, a dziewczyna usiadła na łóżku. Widziała, że jego gorzej niż było. Włosy Rose były tłuste i nie ułożone, jej oczy były podkrążone a skóra szara, papierowa. Widać było, że straciła całą nadzieję, przez co poczuła gniew i czystą nienawiść w stosunku do Munsona i tego co zrobił jej przyjaciółce. Wyciągnęła z torby jogurt i łyżeczkę. Otworzyła wieczko i spojrzała na Rose porozumiewawczo.

-Musisz coś zjeść.-Podsunęła jej jedzenie na łyżeczce, a ona niepewnie to zjadła. Jej żołądek był skurczony. Każdy ruch sprawiał ból.-Niedługo dostaniesz odleżyn. Zjesz, umyjesz się i przyjeżdża po nas Steve.

-Ale..

-Ale nie chcę słyszeć żadnego ale. Czas zacząć żyć.- Mówiła stanowczo. Włożyła jej pojemniczek z jogurtem do ręki i wstała. Podeszła do szafy, wyciągnęła kilka rzeczy, które wydały jej się odpowiednie na dzisiejszy wieczór. Rzuciła je na łóżko i nawiązując z nią kontakt wzrokowy, dodała.- Czekam na dole, za trzydzieści minut masz być gotowa.- Poszła w stronę drzwi i zostawiła ją samą. Jej też już zaczynało brakować cierpliwości. Chciała by proces gojenia ran był szybszy, jednak nie miała na to żadnego wpływu. Robiła co mogła, przez ostatnie dni była głównym wsparciem, ramieniem do wypłakania, opiekunką i kucharką. Jednak to było nadal zbyt mało, potrzebny był czas.

~~~

   Siedziała przy stoliku, bawiąc się jedzeniem. Nie miała apetytu nawet na jej ulubioną lazanię. Z trudem utrzymywała się w pozycji siedzącej, czując że zaraz najzwyczajniej w świecie zsunie się pod stół, rozmowy dookoła ucichną, a każda para oczu w tej sali skieruje się na nią. Jakby kogoś to obchodziło. Niechętnie wkładała widelec do ust, czekała aż ser rozejdzie się po jej kupkach smakowych, aż ślinianki zaczną pracować i zmotywują żołądek. Było to jednak trudne, zwłaszcza w absolutnej ciszy, kiedy Steve poszedł do toalety, a w oczach Robin było coś co mówiło Rose o tym, że niedługo usłyszy coś co ją skrzywdzi. Blondynka uciekała wzrokiem, z trudem przełykała jedzenie, rozglądała się jakby czekała na odpowiedni moment, żeby wbić przyjaciółce nóż w plecy, a ona o tym wiedziała. Czekała na ten moment, przygotowywała się na to i starała się odgadnąć temat i oszacować straty. Nie może być już nic gorszego, po prostu to powiedz, szybko za nim wróci. Przecież czekałaś aż sobie pójdzie. Czekała.

-Muszę ci coś powiedzieć Rose.-Podniosła wzrok, przetarła zmęczoną twarz pozostawiając ją w dalszej niepewności. Zielonooka podniosła wzrok, udała zaskoczoną unosząc pytająco brwi. Okazała jej całą swoją uwagę.- Kiedy w niedziele zadzwonił po mnie Munson, powiedział co zrobiłaś i strasznie się wściekłam.

-Przepraszam.

-Nie na ciebie.-Dodała widząc poczucie winy w oczach przyjaciółki.- Na niego. Czułam, że jest temu winny, czułam wręcz nienawiść że mógł do tego doprowadzić i zrobiłam coś okropnego i wyrafinowanego.-Zatrzymała się czując ścisk w gardle, a dla Rose wszystko zdawało się nabierać sensu. Już wiedziała, ale miała nadzieje że się myli.

-Co zrobiłaś ?-Zapytała drżącym głosem. Dłonie zaczęły jej się pocić, a jej przyjaciółka cała się trzęsła. Z trudem potrafiła wrócić do rozmowy. Rozglądała się nerwowo, jednak nie było nigdzie Steve'a który by ją uratował. Musiała mówić.

- Przyjechałam, a Eddiego zjadało poczucie winy. Bardzo się obwiniał i powiedział, że bez niego byłoby ci lepiej, a ja poklepałam go po plecach i na to przytaknęłam. Powiedziałam, że ma racje, że ja się tobą zajmę, a on powinien na jakiś czas odejść, pomyśleć i dać ci dojść do siebie. Nie sądziłam, że serio to zrobi, to była luźna rozmowa, dałam mu do zrozumienia, że bardzo się o ciebie martwię i że mi na tobie zależy...

-Przestań, proszę cię.-Powiedziała czując jak opada z sił. Jej świat zaczął wirować. Nie mogła tego zrozumieć, straciła nadzieję na cokolwiek. Żałowała, że pozwoliła mu tak łatwo odejść, jednak czuła, że już za późno. Wstała od stolika i wpadła w zamyśleniu na Harringtona. Pomógł jej złapać równowagę, położył dłonie na jej ramionach i zapytał troskliwie.

-Wszystko w porządku?

-Źle się czuję, chcę jechać do domu.-Powiedziała, a on spojrzał pytająco na Robin. Nie potrafiła spojrzeć w ich stronę. Opierała się na łokciach, chowając usta pod dłońmi. Zrozumiał, że coś jest nie tak i przytaknął. Poklepał Buckley po ramieniu i oznajmił.

-Odwiozę ją? Dasz sobie radę ?

-Tak.- Odpowiedziała drżącym głosem, a on wyszli zostawiając ją z tym ciężarem samą. Zjadało ją poczucie winy. Bała się, że ją straciła.

~~~

 Przez całą drogę milczeli. Steve nie chciał wnikać co się pomiędzy nimi stało. Wolał to później wyciągnąć z Robin, ponieważ nie chciał dobijać jeszcze bardziej i tak już zdewastowanej emocjonalnie Rose. Ona z kolei nie chciała obgadywać Buckley z jej najlepszym przyjacielem, próbowała się pozbierać. Czuła jakby ktoś wbił jej sztylet w miejsce na plecach, do którego nie jest w stanie dosięgnąć. Zatrzymali się na podjeździe, a ona spojrzała na Harringtona i nawiązała z nim kontakt wzrokowy.

- Nie chcę być sama.-Głos jej się łamał. Wiedziała, że być może popełnia błąd, że przekracza granice, której nie powinna przekraczać. Bała się, że potraktuje to jako zaproszenie do czegoś więcej. Uniósł wysoko brwi, jego serce zabiło mocniej. Spojrzał niepewnie na jej dom, a przez jego głowę przewinęło się wiele sprzecznych myśli. Przygryzł wewnętrzną stronę policzka i nie do końca wiedząc co robi zgasił silnik i opadł w fotel. Spojrzał w jej przekrwione oczy i przytaknął.

-Mogę chwile z tobą posiedzieć.- Powiedział zerkając ostentacyjnie na zegarek, który wskazywał siedemnastą.  Wysiadł z samochodu, obszedł go dookoła i otworzył jej drzwi. Pomógł jej wysiąść i szedł za nią do jej domu. Czuł strach i ekscytację. Wiedział, że nie powinien wchodzić do jej domu, ale nie potrafił się temu oprzeć. Chciał być przy niej, chciał ją wesprzeć. Chciał jej dać to na co zasługuje, a według niego zasługiwało na wszystko czego zapragnęła. Weszła na hol, ściągnęła buty i kurtkę i ruszyła do salonu. Chłopak rozglądał się, podziwiał meble i obrazy. Był w szoku, nie miał świadomości tego na jakim poziomie żyje Rose.- Nie spodziewałem się, że tak mieszkasz. Nie pasujesz do tego.

-To znaczy ?- Zmarszczyła czoło, opadając na kanapę. Chłopak usiadł obok niej, a ona przykryła się kocem. Wpatrywała się w niego oczekując odpowiedzi. Poczuł się zakłopotany, podrapał się nerwowo po głowie i odpowiedział jej.

- Jesteś raczej skromna, nie masz wybujałego ego. Nie jesteś raczej duszą towarzystwa.

- A to źle ?

-Nie, absolutnie nie.-Zakłopotał się na co dziewczyna zaśmiała się. Oparła głowę o jego ramię, sprawiając, że na krótki moment wstrzymał oddech. Przełknął nerwowo ślinę, a one nakryła go kocem, pod którym sama siedziała. Czuł, że plącze mu się język.-Jesteś świetną osobą.

-Kłamiesz.- Zaśmiała się, a on niepewnie objął ją ramieniem i zaczął gładzić ją po ramieniu. Wtuliła się w niego łaknąc ciepła i bliskości. Zaczynało mu się robić gorąco. Miał ją tak blisko, czuł jej zapach. Miał ochotę wsadzić nos w jej włosy i się w tym utopić.

- Na prawdę nie masz świadomości jak wartościowa jesteś.- Wyszeptał, a ona zignorowała to. Przez, krótki moment się zakłopotała. Sięgnęła po pilot do telewizora, chcąc zakończyć tą rozmowę. Włączyła pierwszy, lepszy film i wtuliła się w niego. Była wykończona, chciała by jej problemu zniknęły jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Jedyną szansą na to by poczuć się lepiej był sen. Nie chciała z tym walczyć. Pomimo, że nie znała dobrze Harringtona, liczyła na to, że jej nie skrzywdzi. Zamknęła oczy i odpłynęła, a on przyglądał się jej jak zasypia. Widział jak spokojnie oddycha, jak z każdą chwilą wycisza się coraz bardziej. Od dawna pragnął tego, by ułożyć ją do snu. Pocałował ją delikatnie w czoło, delikatnie zadrżała poprawiając się na jego ramieniu. Cicho mlasnęła, na co delikatnie się uśmiechnął. Wysunął się spod koca i ułożył ją na kanapie, podłożył jej poduszkę pod głowę i dokładnie ją nakrył. Wychodząc zgasił światło w pokoju i wyszedł na ganek. Zamarł widząc Munsona opierającego się o maskę jego samochodu. Edward czuł, jakby dostał z pięści twarz. widok Harringtona, wychodzącego z jej domu go dobił, nie chciał jednak robić niepotrzebnych scen. 

- Już myślałem, że stamtąd nie wyjdziesz.- Zaśmiał się, chcąc wyminąć Steve'a i wejść do domu. Chłopak, jednak zastawił mu drogę wprawiając go w pewnie zirytowanie.

-Czego od niej chcesz? Zerwaliście.- Burknął, próbując go powstrzymać.-Z resztą śpi.

- Zerwaliśmy, ale wciąż może na mnie liczyć. Chciałem sprawdzić jak się czuje.- Tłumaczył się. Założył ramię na ramię, starając się jakoś wyciszyć. Chłopak nie zamierzał jednak ustąpić. Podobnie jak wszyscy, uważał że Munson skrzywdził Rose. Pokiwał na boki głową i stanowczo chciał go o tym poinformować.

-Lepiej jej będzie jak nie będziesz mieszał jej w głowie. Ona tego nie potrzebuje, nikt tego nie potrzebuje. Miałeś już okazje się wykazać.

-No tak zapomniałem, że od dawna usiłujesz wejść w moje buty.-Zaśmiał się sarkastycznie. Zaciskał pięści, czując zazdrość. Po jego głowie zaczęły chodzić różne nieprzyjemne myśli. Zastanawiał się jak bardzo Harrington pocieszał Rose po ich rozstaniu. Wciąż ją kochał i myśl o tym, że może być z kimś innym, sprawiała że wariował, a następne słowa nie pomogły.

-Sam zwolniłeś miejsce, nie dziw się że korzystam.- Uśmiechnął się dwuznacznie. Munson też się zaśmiał, wprawiając go w pewną konfunduje. Nie wytrzymał, wymierzył Harringtonowi cios prosto w szczękę. Chłopak osunął się na drzwi i po nich zjechał. Poczuł ogromny ból, każdy pojedynczy pierścień odcisnął się na jego twarzy, pociemniało mu przed oczami. Potrzebował chwili by zacząć kontaktować. Czuł metaliczny posmak w ustach, dotknął drżącej wargi i zobaczył na palcach krew. 


~~~

Tak jak obiecałam przychodzę do was z nowym rozdziałem. Jestem ciekawa jak wam się podoba. Przepraszam, że trochę krótszy ale mam ostatnio mało czasu i pisze je na bieżąco.

Co uważacie o zachowaniu Robin?

Czy Rose wybaczy Robin?

Czy Eddie powinien tak zareagować na słowa Harringtona?

Co wyniknie z tej bójki?

No i pytanie nie związane z rozdziałem. Jak wam minął długi weekend?  Ja spędziłam go spokojnie, miałam wolną chatę wiec spędziłam trochę czasu z chłopakiem, znajomymi no i sprzątając. 

Przepraszam jeśli były jakieś błędy, nie miałam czasu dwa razy tego przeczytać.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro