Rozdział 24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

        Oddychał ciężko. Spojrzał na swoją dłoń, widział czerwoną ciecz na swoich pierścieniach i zaczynało dochodzić do niego co zrobił. Zrobił krok do tyłu, przecierając zmęczoną twarz. Czuł, że popełnił najgorszy możliwy błąd. Nigdy nie był agresywny, nigdy nikogo nie uderzył. Nawet jego samoobrona polegała na ucieczce. Doskonale wiedział, że na ma już odwrotu. Teraz też chciał uciec, widząc mężczyznę starającego się zebrać z drewnianego ganku. Steve splunął krwią i spojrzał na niego z zawodem.

-Spodziewałem się po tobie czegoś więcej Munson. Ogarnij swój toksyczny testosteron bo się staczasz..

-Ja..-Nie potrafił się wysłowić. Zaczął nerwowo chodzić, aż w końcu otworzyły się drzwi, a opierający się o nie Harrington opadł bezwładnie na na panele w holu. Uderzając się w tył głowy, cicho jęknął z bólu. Mina Rose wyrażała więcej niż tysiąc słów. Ledwo przebudzona ze snu, wciąż zastanawiała się czy na pewno się obudziła. Nie rozumiała tego co właśnie widzi. Widziała zestresowanego Eddie'ego, a zakrwawiony Steve leżał górną częścią ciała jej w domu.

-Co tu się kurwa dzieje ?!- Wydarła się, czując że traci kontrole.- Z resztą nie chce wiedzieć. Nie obchodzi mnie to.- Burknęła kucając. Widziała, że dolna warga jej przyjaciela jest rozcięta a szczęka zasiniona. Podniosła wzrok i widziała jak krew kapie Munsonowi z dłoni. Poczuła ścisk w żołądku. Tak jak pragnęła go odzyskać, tak w tym momencie zrozumiała, że miał racje. Nie był dla niej odpowiedni. Wstała i podeszła do niego. Wbijała w niego gniewne spojrzenie, a on oddychał ciężko. Wyglądał jak zagubione ciele, ale nie budziło to już jej współczucia.

-Sprowokował mnie.-Zaczął, ale dla niej nie miało to znaczenia. Zatrzymała się niecały metr przed nim i wymierzyła mu cios w policzek.

- To na otrzeźwienie.- Burknęła, a mężczyzna spojrzał na nią w głębokim szoku. Czuł rozchodzące się ciepło i mrowiące pieczenie w miejscu uderzenia. Nie miała dużo siły, ale to wystarczyło by zaczął  trzeźwo myśleć. - A to za...-Nie zdążyła wymierzyć kolejnego ciosu, ponieważ chwycił jej dłoń w nadgarstku, na co syknęła z bólu spowodowanym gojącą się raną. Mężczyzna szybko ją puścił i przejął kontrolę nad rozmową.

- Nie mogę na niego patrzeć i słuchać jak mówi o tym, że chce wejść na moje miejsce !- Krzyknął, a ona zmarszczyła brwi. Zaśmiała się. Czuła jak szklą jej się oczy. Cała ta sytuacja sprawiała, że miała wrażenie że to nie dzieje się na prawdę. Przetarła zmęczoną twarz i odburknęła.

-Trzeba było myśleć o tym wcześniej, za nim posłuchałeś Robin.

-Skąd o tym wiesz ?- Zdębiał, a jej zaczęły cieć łzy po zmarzniętych policzkach.- To było dla twojego dobra, a ja wciąż tu jestem. Wciąż będę cię wspierał.

-No zobacz jaki świetny ma to na mnie wpływ i jak dobrze ci idzie.- Powiedziała sarkastycznie ,a on poczuł jak przewraca mu się w żołądku. Widział, że schudła kilka kilogramów, że jej twarz zaczynała przypominać postać z animacji Tima Burtona.- Nie wybaczę ci tego, że uciekłeś jak tchórz. Dałam ci całą siebie, pokochałam cię, bezgranicznie ci zaufałam, a ty wytarłeś tym sobie dupsko. Nie potrafiłeś o nas zawalczyć. Podjąłeś decyzje, więc nie masz prawa karać za to innych. Miałeś rację Eddie.- Mówiła, coraz bardziej zanosząc się płaczem. - Będzie mi lepiej bez ciebie. Nie chcę żebyś przychodził, żebyś mnie ,,wspierał", sprawdzał co u mnie. Nie chcę żebyś udawał mojego przyjaciela, był moim dealerem. Nie chcę cię już w moim życiu bo to boli, kiedy się pojawiasz, robisz mi na dzieje i uciekasz jak niezdecydowany, rozchwiany emocjonalnie nastolatek.

-Rose ja...

-Nie.-Przerwała mu. Widziała, jak cały drży. Jak jego oczy zalewają się łzami, jak bardzo próbuje trzymać gardę. Ciężko jej było utrzymywać tą stanowczość, ale nie chciała już więcej cierpieć. Nie widziała sensu w dalszych próbach podtrzymywania tego. Otarła swoją twarz z łez i odwracając się do niego tyłem dodała.- Taką decyzję podjąłeś, możesz mieć pretensje tylko do siebie. Odejdź proszę.- Powiedziała, a ona po prostu zaczął iść, czując że świat mu się kończy. Podbiegła do Harringtona. Pomogła mu pozbierać się z ziemi i wstać.- Co ty mu powiedziałeś ? Albo nie, nie odpowiadaj.- Rzuciła, wprowadzając go do domu. Zaprowadziła go do łazienki, a on zdezorientowany usiadł na zamkniętej toalecie.

-Co robisz? -Zapytał, ale dziewczyna szukała czegoś po szafkach. Wychodząc z łazienki odburknęła mu tylko, krótkie...

-Poczekaj.- Wyszła, a on siedział na toalecie analizując jak doszło do tej sytuacji. Zaśmiał się pod nosem, zdając sobie sprawę z absurdalności tego co się stało. Dziewczyna wróciła, trzymała w dłoni worek z mrożonym groszkiem, który bez ostrzeżenia przyłożyła do jego twarzy, na co krzyknął z bólu.- Nie mazgaj się i to trzymaj.- Powiedziała z głosem pełnym gniewu. Zirytowany chłopak przejął mrożonkę.

-Przepraszam cię bardzo ale cierpię!- Podniósł głos, a ona zaśmiała się wyjmując nawilżone waciki do oczyszczania ran. Nie wiedziała co robi, jej jedynym doświadczeniem były rany, które wymierzała sobie kiedyś sama. To nie było to samo, to było nierówne pęknięcie, z którego nieustannie sączyła się krew.

-Sam jesteś sobie winien. Jesteście siebie warci.- Mówiła podchodząc bliżej. Uniosła dłonią jego brodę tak by rana była odpowiednio naświetlona. Chłopak obserwował ją w skupieniu. Syknął z bólu gdy ostrożnie przyłożyła wacik do jego wargi i zaczęła ją delikatnie oczyszczać z zaschniętej, jak i świeżej krwi.- Szybko się zasklepi.- Stwierdziła, widząc, że rana jest zaledwie powierzchowna. Zapomniał o bólu widząc jak w skupieniu przygryza usta, jak światło odbija się w jej zielonych oczach. Czuł do niej coś czego nie potrafił wytłumaczyć. Walczył z chęcią tego, by ją do siebie przyciągnąć. W jego wyobraźni właśnie siadała na nim okrakiem, a drobna dłonią zagarniała jego włosy do tyłu.- Wszystko w porządku?-Zapytała wiedząc w jakim jest zamyśleniu.

-Tak, po prostu myślę o tym, że pierwszy raz oberwałem za kogoś z kim się nawet nie całowałem.- Wymsknęło mu się. Widział jej zakłopotanie i jak na jej twarz wdziera się rumieniec. Odwróciła wzrok i podeszła do szafki, udając że czegoś jeszcze szuka. Obserwował ją, podziwiał jej ciało, jak spodnie opinają się na jej zgrabnych pośladkach i wyobrażał sobie jakby to było je z niej ściągnąć. Dokładnie w tym momencie kiedy opiera się o umywalkę, a przed sobą ma lutro w którym mógłby obserwować jak jest jej przyjemnie, kiedy brałby ją od tyłu. Wiedział jednak, że do tego nie dojdzie. Sam się zakłopotał i zapytał.- A u ciebie wszystko w porządku ?  Po tej całej sytuacji, po tym co mu powiedziałaś ?

-Nie wiem.- Spuściła wzrok. - Zaczęła opłukiwać dłonie. Miała pod paznokciami krew, której chciała się pozbyć. -Jest mi ciężko, ale to minie.- Spojrzała na Steve'a. Widział, że oczy jej się szklą. Wstał i podszedł do niej na co gwałtownie się odwróciła, a ich twarze znalazły się niebezpiecznie blisko. Oboje mieli serca w gardłach. Przełknęła nerwowo ślinę, a on unosząc palcem jej drobną  brodę, spojrzał jej w oczy i powiedział.

- Nie zasługujesz na to by tak przez kogoś cierpieć.

-Wiem, nie chcę się tak już czuć.- Coraz bliżej była płaczu. Chciała się odsunąć, schować swoje łzy przed światem, ale on nie pozwalał jej na to. Był zbyt blisko, aż w końcu niepewnie przyłożył napuchnięte wargi do jej ust. Otworzyła szeroko oczy, całkowicie się tego nie spodziewając. Nie wiedziała co powinna zrobić, położyła dłonie na jego klatce piersiowej, delikatnie go odpychając a on oderwał się od niej. Spojrzał w jej oczy i wyszeptał.- Przy mnie ten ból ci nie grozi.

- Nie wiem czy to najlepszy pomysł.- Mówiła, praktycznie w jego usta. Chłopak pogładził jej rozgrzany policzek. Chciał zapewnić jej wsparcie i ciepło. Nie chciał zadawać niewygodnych pytań, szukać wyjaśnienia tego co zrobiła Robin, chciał tylko przy niej być. Dać jej pełną akceptacje.

-Wszystko od ciebie zależy.- Powiedział, dając jej trochę przestrzeni. Poczuła chłód i zdała sobie sprawę  z tego, że już nigdy nie chce go czuć. Chwyciła go za materiał koszulki, by już dalej się nie odsunął. Spojrzała w jego oczy i znalazła w nich ciepło i uczucie. Chciała być kochana, chciała by ktoś się o nią troszczył, nawet jeśli ona sama tego nie odwzajemniała. Potrzebowała go, choćby miałaby go tylko wykorzystać.  Stanęła na palcach i ostrożnie zbliżyła usta do jego. Delikatnie je musnęła, starając się nie sprawić mu bólu. Położył dłonie na jej biodrach i przyciągnął ją do siebie. Pogłębił pocałunek muskając językiem jej dolną wargę, a ona rozchyliła usta. Pozwoliła mu na to, by jego dłonie sunęły bo jej brzuchu, biodrach i zjeżdżały na pośladki. Nie chciała już cierpieć, nie chciała już więcej samotności. Czuła, że Steve może jej pomóc, że może być tym który da jej wszystko czego zapragnie. Pocałunki stawały się pewniejsze, mniej kontrolowane. Czuła słodko, metaliczny posmak w ustach, jednak nie przeszkadzało jej to. Smutek zaczynał przeradzać się w podniecenie. Zaczynała gładzić jego dobrze zbudowane barki i ramiona. Dała się uwieść i jej to nie przeszkadzało. Zaczął zjeżdżać pocałunkami na jej szyję, a ona zaczęła podsuwać jego koszulkę do góry, odsłaniając jego umięśniony brzuch i włoski pokrywające jego tors. Zamarł kiedy poczuł jej zimne dłonie i oderwał się od pocałunku, cicho sapiąc w jej usta. Nie chciał zrobić czegoś nie tak.- Rose oboje jesteśmy pod wpływem skrajnych emocji, powinniśmy zwolnić za nim zrobimy coś pochopnie i nie będziemy potrafili spojrzeć sobie w oczy.- Powiedział, a ona uniosła wysoko brwi. Była w szoku. Nie spodziewała się tego ze strony chłopaka, ale zrobiło to na niej dobre wrażenie. Brzmiało to logicznie więc przytaknęła mu na to.

-Racja.- Speszyła się. Wciąż byli blisko, czuła ciepło w podbrzuszu i wzwód chłopaka naciskający na jej miednice. Chłopak odsunął się od niej, a ona starając się pozbierać myśli poszła w stronę holu.- Pójdę się przewietrzyć.-Zostawiła go samego z mętlikiem w głowie. Ona sama miała poczucie winy. Zastanawiała się jak do tego doszło  i czy powinna mieć poczucie winy. Wciąż cierpiała i jej zachowanie wydawało jej się niestosowne. Wyszła na ganek, odpaliła papierosa. Spojrzała pod stopy, widziała pojedyncze ślady krwi na drewnie i myślała o tym, że będzie musiała je wyszorować za nim wrócą rodzice. Nie wiedziała co powinna zrobić. Jej serce wciąż należało do Edwarda Munsona.  Każde rozstanie, to mała śmierć.*


~~~

*,,- Każde rozstanie – mruknął Patrick pod nosem – to mała śmierć." Edward St Aubyn,- Patric Melrose.

Mam dla was kolejny rozdział. Jesteśmy coraz bliżej końca pierwszej części i jestem ciekawa czy ktoś przewiduje jaki będzie finał.

Co uważacie o tym co zaszło pomiędzy Rose a Stevem ? Czy to w porządku?

Potępiacie jej zachowanie czy może ją rozumiecie? 

Wiem, że niektórych denerwują te rozstania i schodzenie się. Przepraszam :( Mam spaczony mózg przez latynoskie telenowele. Jak ktoś oglądał zbuntowanego anioła albo sos mi vida to zrozumie xddd Dajcie znać czy oglądaliście.


ps. Nie wiem czy jutro będzie rozdział bo mam lekarza, ale postaram się go wstawić wieczorem. Podobnie może być w piątek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro