Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Spędziła kolejną noc, nie mogąc zmrużyć oka. Myśli kotliły się w jej głowie w zawrotnej prędkości.  Gdy zamykała oczy czuła mrowienie na ustach, dotykała ich wtedy delikatnie, zastanawiając się co zrobić. Rozpierały ją sprzeczne emocje, czuła całą sobą że nie powinni być razem, ale nie potrafiła się powstrzymać. Całkowicie owładnął jej umysł, emocje i hormony. Każda komórka w jej ciele kazała jej to powtórzyć, jednak bała się. Trudno jej było komuś zaufać, a co dopiero zbliżyć się do kogoś, aż tak bardzo i pozwolić sobie na intymność między nimi. To było trudne i przerażające. Co jeśli on też mnie skrzywdzi? Pytała samą siebie, doskonale wiedząc o tym, że przekona się o tym tylko wtedy kiedy spróbuje. Jednak tego dnia nie było jej to pisane. Munson po raz kolejny nie pojawił się w szkole. Zaczynało do niej dochodzić, że oceny były jego problemem, a frekwencja. Martwiła się, że jeżeli każda niewygodna sytuacja ma być pretekstem do opuszczania zajęć to Eddie całkowicie zrezygnuje z chodzenia do szkoły.

   Tego dnia Rose spędzała czas z Robin. Zabijała w ten sposób czas pomiędzy zajęciami. Próbowały się poznać, gadały o ulubionych kolorach, filmach czy zespołach. Robin Buckley, była osobą żywą i gadatliwą co sprawiało, że ciemnowłosa czuła się komfortowo w jej towarzystwie, nie musząc mówić zbyt dużo. Co lepsza jej towarzystwo, odrywało ją od dręczących ją przemyśleń dookoła osoby Munsona. Po zajęciach udały się do baru mlecznego na obiad. Usiadły przy wolnym stoliku, zaraz pod oknem. Słońce rozświetlało pomieszczenie. Było w nim słychać gwar rozmów zwykłych ludzi, na temat pogody, łowienia ryb czy zbliżającego się sezonu na grzybobranie. Większość osób tam, to byli starsi bywalcy pijący kawę i zajadających się jabłecznikiem. Miało to w sobie pewien małomiasteczkowy urok, który Rose chłonęła całą sobą, podobnie jak unoszący się tam zapach naleśników. Poczuła jak burczy jej w brzuchu, na co jej towarzyszka spojrzała na nią z uśmiechem.

- Masz tam dinozaury ?

-To chyba demon.- Zaśmiała się, chwytając w dłoń kartę dań. Nie była duża, było w niej kilka potraw, deserów i napoi uzależnionych od pory roku. Robin przez całą drogę do tego baru męczyła ją mówiąc, że koniecznie musi przyjść tu w październiku na fenomenalne ciasto z dyni i ciepłą herbatę z cytryną.  Tym razem karta wciąż była letnia i miało tak zostać jeszcze przez tydzień czy dwa. Jej uwagę przykuły naleśniki z serem i konfiturą, posypane garścią owoców sezonowych o raz bitą śmietaną, mieszczące się pod numerem trzecim. - Już chyba wiem co wezmę.- Powiedziała, czując jak pracują jej ślinianki. Robin uśmiechnęła się.

-Ja też.- Rzuciła po czym na jej twarz wdarło się widoczne zakłopotanie.- To będzie dla ciebie problem, jeśli dołączy do nas Steve?- Podrapała się nerwowo po karku.

-Nie. Czemu to miałby być problem.- Zapytała marszcząc czoło. Dziewczyna spuściła wzrok na stolik i śmiejąc się odpowiedziała.

- To dobrze, bo właśnie tu idzie.- Powiedziała, a Rose usłyszała za sobą dzwoneczek wiszący nad drzwiami. Obejrzała się przez ramię i zobaczyła zadyszanego Harringtona ubranego w dżinsowe spodnie i czarną koszulkę z krótkim rękawem.  Podszedł do dziewczyn i tym razem zajął miejsce obok zielonookiej, co wprawiło jego przyjaciółkę w zaskoczenie. Uniosła delikatnie brwi, na co chłopak zaczął.

-Sory za spóźnienie, nie chcieli mnie wypuścić z roboty.- Zdążył powiedzieć i do stolika podeszła kelnerka z zeszycikiem. Miała niebieski fartuszek uwiązany w pasie i włosy związane w koka. Jej uśmiech był serdeczny, przez co każdy czuł bijący od niej sympatię. Nawet jej głos był przyjemny dla uszu.

- Czy mogę już zebrać zamówienia ?- Zapytała, na co wszyscy spojrzeli po sobie nerwowo. Steve wiedział, że to wina tego że się spóźnił i nawet nie zdążył zajrzeć do karty. Wziął głęboki wdech i uśmiechnął się do kobiety. To był czas na improwizację.

- Danie dnia i kawę.- Wybrnął z sytuacji, a kobieta zanotowała to patrząc na dziewczyny. Robin, zerknęła do karty i powiedziała.

- Dla mnie będzie numer 3 i biała kawa.

- Dla mnie tak samo.- Rzuciła Rose uśmiechając się do niebieskookiej. Ciężko było jej uwierzyć, że nawet gust do jedzenia mają podobny. Kelnerka zostawiła ich samych, a chłopak oparł się o oparcie, próbując zebrać w sobie trochę sił. Był wykończony pracą, jego włosy nie układały się tak jak zawsze i męczył go kac. Spojrzał na Rose i z uśmiechem zapytał.

- I jak wróciłaś wczoraj do domu?- Zmartwił się. Od poprzedniego wieczora dręczyło go poczucie winy z powodu tego, że przystali na to by Rose została sama czekając na muzyków. 

- Munson odwiózł ją do domu i ją pocałował.- Robin rzuciła bez chwili namysłu. Spotkała wściekłe spojrzenie Rose, która starała się nabrać do płuc tyle powietrza ile się da i nie wybuchnąć. Przetarła zmęczoną twarz, widząc z jakim niezadowoleniem patrzy na nią Harrington. Coś zagotowało mu się w żołądku. Nie był pewien czy tak po prostu działało na niego to nazwisko, czy był to pewien objaw zazdrości.

- Nie obraź się na mnie Rose, ale nie rozumiem co ty w nim widzisz.- Spojrzał jej w oczy. Widział w nich zakłopotanie. - Jest ćpunem i zawalił trzecią klasę już dwa razy.

- Zdaję sobie z tego sprawę.- Powiedziała, czując że znów zalewa ją fala przygnębienia. Znów zaczęła myśleć o wczorajszym wieczorze i jak niejednoznacznie się dla niej skończył. Do tego wszystkiego ona sama miała problem z używkami, więc nie miała prawa czuć się od niego lepsza. Robin spojrzała na nią pokrzepiająco, uśmiechnęła się do niej delikatnie.

- Ja tam nic do niego nie mam, jednak nie ukrywam że mam dla ciebie lepszą partie.- Spojrzała na Steve'a na co zarumienił się. Nie zdarzało mu się to, jednak tym razem nie był w stanie nad tym zapanować. W Rose było coś takiego, co go przyciągało i onieśmielało. Teraz po tym co powiedziała Robin miał ochotę zapaść się pod stół, tym bardziej, że obie dziewczyny zaczęły się głośno śmiać, zwracając na siebie uwagę pozostałych klientów. 

-Przepraszam, ale jesteś czerwony jak burak.- Mówiła Rose, na co on tylko kiwał na boki głową, nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje.- Spokojnie, też jesteś niczego sobie. Tylko, że ja raczej się nie rumienie.- Mówiła pokrzepiająco i nagle poczuł jej małą dłoń klepiącą go delikatnie po ramieniu. 

- Dzięki.- Zawstydził się i odwrócił wzrok. Czuł się zakłopotany, kiedy mu się przyglądała.  Rose przez, krótki moment starała się spojrzeć na niego jak na potencjalnego partnera. Był przystojny, wysoki, zadbany i miał przyjemny głos. Był wysportowany i posiadał wyeksponowane mięsnie. Żyły seksowanie, pojawiały się na jego przedramionach gdy się napinał. Był sympatyczny jednak nie potrafiła sobie wyobrazić go sobie jako partnera. Nie było dla niego miejsca w jej sercu, bo zdała sobie sprawę że Eddie zajmuje jego zdecydowaną część. To z nim chciałaby teraz przesiadywać w tym barze, jedząc naleśniki.

~~~

   Wracała do domu. Było około 17, pogoda pogarszała się z każdą minutą coraz bardziej. Wiatr przestawał być przyjemny i zrywał liście, które przyjmowały już jesienne kolory. Plecak zaczynał stwarzać nieprzyjemny ciężar na jej plecach i odciskał się na jej ramionach i pod pachą. Raz było jej za ciepło za chwilę z kolei za zimno. Była zmęczona, jednak przechodząc obok przyczep mieszkalnych dostrzegła wóz Munsona i przypomniała sobie o nadchodzącym sprawdzianie z matematyki. Toczyła wewnętrzną walkę o to czy powinna mu pomóc czy zlać temat, tak jak on zlewa sobie chodzenie do szkoły. Wiatr wiał coraz silniej, a ona widziała palące się światło w jego przyczepie. Ruszyła w jej stronę, czując że im jest bliżej tym bardziej jej serce chce połamać jej żebra i wyrwać się z piersi. Stanęła przed drzwiami, wzięła głęboki wdech i zapukała kilkukrotnie, mocno i stanowczo. Już po chwili usłyszała kroki wewnątrz, a drzwi odtworzyły się. Za nim zarejestrowała w nich obecność Munsona, uderzył ją biały dym i sama nie była przekonana czy to marihuana, papierosy czy palące się jedzenie na kuchence. Zmróżyła oczy i pomachała dłonią przed twarzą , a gdy dym rozrzedził się dostrzegła skonfundowanego Eddiego stojącego w progu.

- Co tu robisz ?- Zapytał zaskoczony. Jednak nie wyglądał na specjalnie zadowolonego. Naszła go w najmniej spodziewanym momencie. Miał na sobie to same dżinsy co wczoraj, poplamioną koszulkę i włosy pełne nierozczesanych kołtunów. Rozglądał się nerwowo, jakby sprawdzał czy nikt ich nie obserwuje. Przez krótką chwilę przeszło jej przez myśl, że może nie chce by ktokolwiek wiedział o ich relacji. Jednak wydało jej się to absurdalne i z pewną irytacją w głosie powiedziała.

- Też się cieszę, że cię widzę.- Burknęła sarkastycznie.- Chciałam ci powiedzieć, że w przyszłym tygodniu mamy pierwszy sprawdzian z matematyki, a ty sukcesywnie próbujesz nie zdać. Także, będziemy robić zadania do usranej śmierci, do póki nie uznam że zdamy to gówno, co najmniej dostatecznie.- Mówiła, a on uniósł wysoko brwi, nie bardzo rozumiejąc co w ogóle się dzieje. Dudniło mu w głowie od nadmiaru informacji. Widziała coś na kształt przerażenia w jego oczach.- Będziesz tak stał czy mnie wpuścisz ?

- Niechętnie.- Burknął, robiąc jej miejsce w przejściu. Przecisnęła się obok niego czując zapach jego wody kolońskiej.  Zamknął za nią drzwi. Czuł wstyd związany z tym, że przyjmuje ją u siebie w domu. Oparł się o drzwi i obserwował jak dziewczyna rozgląda się po zabałaganionym pomieszczeniu. Widziała niepomyte naczynia, przypaloną patelnie po czymś co prawdopodobnie miało być jajecznicą.  Na małym drewnianym stoliku bok kanapy widziała kilka gazet i pełną popielniczkę z jeszcze tlącym się papierosem. Obok leżało kilka poprzewracanych puszek po piwie. Patrzyła na to wszystko z pewnym zniesmaczeniem, jednak nie chciała wyjść na niegrzeczną. Usiadła na kanapie uśmiechając się delikatnie, kiedy on otworzył okno pozwalając by do pomieszczenia weszło trochę świeżego powietrza. Obserwował ją z pewnym zaniepokojeniem. Położyła plecak pomiędzy swoimi nogami i rozpięła go mówiąc.

-Nie jestem najlepsza z matematyki. W zasadzie jestem beznadziejna i powinnam to zaznaczyć już pierwszego dnia, kiedy zobowiązałam się ci pomóc.- Mówiła nerwowo, czując wstyd. Widziała, jak chłopak wypuszcza powietrze z płuc, czując zażenowanie. Nie to, że wczorajsza sytuacja pozostawiła w jego głowie duży niesmak, przez co ciężko było mu z nią przebywać jakby nigdy nic, to jeszcze ta informacja go dobiła. Nie zamierzała się jednak poddać. Nerwowo przełknęła ślinę i wyciągnęła z plecaka zeszyt i podręcznik od matematyki, który niepewnie położyła na stole.- Mimo to uważam, że ciężka praca popłaca i razem będziemy w stanie to ogarnąć. Może nie wytłumaczę ci tego wszystkiego, ale przynajmniej zmuszę cię do tego, żebyś spróbował to zrozumieć.

-Średnio to pocieszające.- Powiedział krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.-Nie wiem, czy to ma jakiś sens.- Rzucił drapiąc się po głowie. Obserwowała jak gaśnie w nim nadzieja na zdanie tego roku i nie mogła na to pozwolić. Zmarszczyła czoło i spojrzała na niego z pewną irytacją.

- No tak. Przecież zawsze można się poddać.- Powiedziała, chwytają z powrotem swoje książki. Wstała, chcąc wrzucić je do plecaka, na co chłopak westchnął i podszedł do niej mówiąc.

- Nie no dobra. Spróbujmy chociaż.-Zatrzymał się zaraz przy niej. Uniosła głowę by spojrzeć mu w oczy. - Mam dzisiaj wolny wieczór.- Mówił, a ona przygryzła nerwowo dolną wargę i urwała kontakt wzrokowy. Odłożyła książki na stolik i usiadła z powrotem na kanapie, czując dumę że postawiła na swoim. Teraz wystarczyło tylko spróbować. 


~~~

Udało mi się dzisiaj wstawić rozdział wcześniej niż planowałam. Klasycznie zapraszam was do komentowania. 

Ps. Moja znajoma uznała, że nie jestem w stanie przekroczyć tysiąca wyświetleń do przyszłej soboty. Pomożecie mi pokazać jej, że się myli ??


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro