Taki tam pojedynek~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czasami tak mam, że jestem zła sama na siebie, że nie umiem czegoś pisać. Wtedy właśnie wymyślam sobie kompletnie losową sytuację i piszę to, czego nie potrafię, bez skupiania się za bardzo na pozostałych aspektach. Tak po prostu, żeby poćwiczyć.

No i właśnie ostatnio stwierdziłam, że dobrze byłoby popracować nad opisami walk jako takich, w związku z czym wymyśliłam sobie pojedynek samurajski, bo w zasadzie, dlaczego by nie? Ale koniec końców uznałam, że byłaby to całkiem spoko historia, gdyby chciało mi się ją napisać (a nie chce mi się). W związku z tym, wrzucam to tutaj, całą resztę możecie sobie wyobrazić~ To znaczy... Sam początek, bo generalnie ta walka mogłaby być zakończeniem jakiejś historii...

I tak szybko w ramach wytłumaczenie: to na początku to są takie skrócone założenia pojedynku, żebym wiedziała, kto z kim i dlaczego. Opis bohaterów jest również bardzo okrojony i skupia się na tych sprawach, które mają jakikolwiek wpływ na walkę (czyli nie interesuje mnie, jaki ma kolor włosów, ilość blizn czy też jak się nazywa, ale liczy się, w jaki sposób może walczyć i dlaczego tak właściwie się tego podjął). Imiona też są zbyt męczące do wymyślania, właśnie dlatego jest trójka postaci: X, Y i Z. Dwóch pierwszych macie dalej opisanych, Z jest jakimś tam dawnym przyjacielem X, jednym ze "świadków". Tyle z objaśnień. Jeżeli literki Wam bardzo przeszkadzają, wymyślcie im imiona i nazwiska. Miłego czytania~

~~~~

Pojedynek dwóch samurajów.

X – wrobiony w zabójstwo klanu, zmuszony do porzucenia rodzinnej miejscowości i ucieczki, przez kilka lat pałętał się po świecie, zdobywając sławę jako niepokonany ronin. Powrócił, żeby zemścić się na prawdziwym mordercy, dowieść jego braku honoru i odzyskać dobre imię.

Y – bogaty samuraj, który swoje pieniądze i sławę zdobywał na oszustwach i morderstwach. Zabił klan X, żeby zdobyć ich majątek i zrzucił całą winę na X, żeby pozbyć się wszelkich podejrzeń. Jeżeli znajduje się w sytuacji patowej, jest w stanie zniżyć się do oszustw i „niehonorowych" zagrywek.

Miejsce: Plac przed byłą rezydencją X. Dookoła zebrany tłumek ludzi.

X stanął w pozycji bojowej, wyciągając katanę z pochwy i mierząc przeciwnika uważnym spojrzeniem. Wiedział, że nie może pozwolić sobie na chwilę słabości. Mógłby przypłacić to życiem, chociaż to w tej sytuacji nie miało dla niego żadnego znaczenia. Śmierć nie była niczym przerażającym dla wojownika. Musiał stoczyć honorową walkę. Nawet, jeżeli zginąłby, próbując.

Znał to stare przysłowie: „jeżeli pragniesz zemsty, musisz wykopać dwa groby". Był w stanie zapłacić tą cenę. Bo tutaj nie chodziło tylko o zemstę. Właśnie ważyły się losy dobrego imienia całego klanu.

Y również sięgnął po broń, przyglądając się uważnie człowiekowi, który wyzwał go na pojedynek. Miał wrażenie, że już go wcześniej widział, chociaż nie był w stanie skojarzyć twarzy z odpowiednim nazwiskiem. Słyszał podszeptywane cicho słowa, które przekazywali sobie stojący dookoła ludzie. Z mieszaniną lęku i podziwu spoglądali na ostre rysy nieznanego mężczyzny. Słyszeli już legendy o tajemniczym roninie, podróżującym samotnie i pokonującym każdego, kto odważył się z nim zadrzeć. Y nie był w stanie uwierzyć, że właśnie ten mężczyzna zjawił się w progu jego domostwa, wyzywając go na pojedynek przy świadkach. A jednak, stał tutaj, w pełnej chwale, trzymając obnażone ostrze, skierowane prosto w tchawicę przeciwnika.

- Zanim rozpoczniemy, zdradź mi swoje imię! - rozkazał donośnym głosem Y, hardo wpatrując się w oczy rywala.

Miał nadzieję w ten sposób nieco złamać ten żelazny upór czający się w chłodnych tęczówkach mężczyzny. Jednak otrzymał odwrotny skutek. Zamiast spodziewanej reakcji, w oczach ronina zabłyszczały iskierki jakiejś potężnej emocji, której jednak Y nie była w stanie rozpoznać.

- Moje imię każdy tutaj na pewno słyszał! A brzmi ono X! - Tubalny głos samuraja rozszedł się po okolicy, wywołując przy tym westchnienia zaskoczenia.

Nawet Y cofnął się o krok, niepewny, czy dobrze usłyszał. Oto przed nim stał jego dawny przeciwnik. Człowiek, którego oszukał w tak parszywy sposób i którego miał nadzieję już nigdy nie zobaczyć. A jednak ten wrócił i wyzwał go na pojedynek. Mężczyzna rozejrzał się dyskretnie. Jeżeli rozpoznałby go wcześniej, mógłby rozkazać go zabić, jeszcze zanim ten miałby okazję go wyzwać. Jednak teraz nie miał innego wyboru, niż stoczyć ten pojedynek. Inna możliwość nie wchodziłaby w grę, to tylko dowiodłoby, że to on miał coś na sumieniu.

- Czyli wróciłeś? - zapytał lodowatym tonem. Nie musiał się nawet specjalnie wysilać, nienawiść wręcz od niego biła. - Czego tu szukasz ty, który tak bezwstydnie wymordowałeś wszystkich swoich bliskich?

- Nie moja była to wina! I zamierzam to udowodnić!

Jeszcze zanim słowa X zdążyły do końca wybrzmieć, Y rzucił się do ataku. Obserwujący ich ludzie mogli co prawda uznać to za niezbyt honorowe zagranie, ale był pewien, że akurat z tego byłby w stanie się wytłumaczyć. Pojedynek już się zaczął, zgodnie z przyjętymi wcześniej regułami, a jego mogła ponieść złość na morderce zaprzyjaźnionego klanu. Tak, Y wszystko przemyślał.

Jego miecz ciął ukośnie w górę, dosłownie o milimetry mijając skórę przeciwnika. Jednak samuraj na tym nie poprzestał. Szybko zmienił ustawienie rąk, po czym zadał ponowny atak, tym razem tnąc niemal pionowo w dół. Rozległ się szczęk stali, kiedy jego ostrze zderzyło się z bronią przeciwnika.

- Nigdy nie byłeś fanem honorowych zagrywek, prawda? - zapytał X, pchając swoją kataną z ogromną siłą, przez co Y został odepchnięty kilka kroków do tyłu, tracąc przy okazji równowagę.

Jednak ronin nie wykorzystał okazji na zaatakowanie. Cierpliwie poczekał, aż ten zdoła ponownie stanąć pewnie i dopiero wtedy wyprowadził własne cięcie.

Katana wykreśliła zgrabny łuk w powietrzu, kierując się w stronę witalnych punktów na ciele Y. Ten zdołał odskoczyć w ostatniej chwili, ale przypłacił to płytkimi ranami na klatce piersiowej. Syknął cicho z bólu, ale spiął się w sobie i zrobił krok do przodu, samemu wyprowadzając atak.

Okazało się jednak, że X nie dostał tytułu niepokonanego ronina przypadkiem. Zgrabnie zablokował ostrze przeciwnika, samemu wyprowadzając coraz bardziej niebezpieczne ataki. Ani razu się nie zawahał, ale też nawet nie spróbował zadać ciosu, który mógłby wydać się chociaż po części niehonorowy. Utrzymywał stałą odległość, jego nogi poruszały się szybko, jednak ani na moment nie uniosły się za wysoko, katana trzymana oburącz wykonywała jedynie pełne cięcia. Pojedynek w jego wykonaniu był wręcz perfekcyjnym odwzorowaniem kodeksu samurajskiego.

Czego nie można było powiedzieć o Y. Co prawda na początku usiłować sprawiać wrażenie pewnego siebie, jednak z każą chwilę uświadamiał sobie, że nie jest w stanie w ten sposób wytrzymać. Dlatego, oprócz cięć, wykonywał również pchnięcia, często jego miecz poruszał się jedynie w jednej ręce, kilka razy zdarzyło mu się „przypadkiem" nadepnąć na stopę rywala... A mimo wszystko, wciąż wiele mu brakowało do wygrania tego starcia.

Katana ronina świsnęła dosłownie milimetry od twarzy Y, dlatego też ten zdecydował się zastosować nieco inne podejście. Wyprowadził kolejny cios, który ponownie minął cel. Kiedy zobaczył, jak ostrze przeciwnika zbliża się na wysokości brzucha, odsunął się, schylając jednocześnie. Przyklęknął na jedno kolano, jedną ręką zakrywając niewielkie nacięcie, które tam powstało. Nic groźnego, ale ani X, ani nikt z oglądających, nie mogli o tym wiedzieć.

Ronin zawahał się na chwilę, po czym opuścił ostrze i zrobił krok w kierunku rywala. Dokładnie w tym momencie katana Y wystrzeliła w górę, tworząc głęboka ranę na ramieniu X. Ten cofnął się z zaskoczeniem, ale niemal od razu wzmocnił chwyt na swojej broni.

- Znowu stosujesz te tanie chwyty? - zapytał X, patrząc na przeciwnika z pogardą.

- Tanie chwyty? - niemal wysyczał. - Nie pozwolę, aby morderca twojego pokroju się do mnie zbliżył! - wykrzyknął. To powinno starczyć do uspokojenia gapiów.

Podniósł się na nogi i ponownie zmierzył wroga nienawistnym spojrzeniem. Przeklinał go za jego przezorność, kiedy zaprosił świadków na ten pojedynek. To tylko mu zawadzało!

Ponownie ruszył do ataku, mając nadzieję, że rana osłabi X na tyle, żeby mógł uzyskać chociaż drobną przewagę. Pomylił się.

Ronin atakował z jeszcze większą zajadłością niż na początku, chociaż wciąż irytująco trzymał się wszystkich zasad. Y nie był w stanie znaleźć nawet najmniejszego posunięcia, które mogłoby poświadczyć, że oto stoi przed nimi pozbawiony skrupułów morderca. Zdawał sobie też sprawę z tego, że jeżeli zaraz czegoś nie zrobi, prawdopodobnie zginie. Nie chciał umierać. Wiedział, że wojownik nie powinien obawiać się śmierci, winien wręcz jej wyczekiwać, jednak nie był w stanie. Lubił swoje pełne przekrętów życie i nie przeszkadzał mu brak honoru. Bał się stracić życia. Właśnie dlatego pozwalał sobie na coraz więcej.

Wyprowadzając kolejny cios, tym razem prowadzący z góry na dół, wcisnął ostrze głęboko w pył na drodze. Cofnął się, unosząc katanę do zablokowania ataku X, jednocześnie posyłając w stronę jego twarzy chmurę kurzu. Niemal natychmiast obniżył ponownie miecz, trafiając drugiego mężczyznę w ramię, skraplając przy okazji ziemię delikatną czerwienią.

- Jesteś tchórzem, Y! - wrzasnął X, unosząc katanę. Nie przejął się nową raną, a zamiast tego rzucił się do przodu.

Y ledwo zablokował jego cios i cofnął się o kilka kroków. Zaczynało mu brakować powietrza, płuca zamożnego oszusta zdecydowanie nie przywykły do tak długich i wykańczających pojedynków. Dlatego zdecydował się zakończyć wszystko teraz, nawet, jeżeli miał zaryzykować szacunek pozostałych mieszkańców. Zawsze mógł zabrać najcenniejsze rzeczy i pod osłoną nocy przenieść się w inne miejsce. Tam mógłby zacząć od nowa, zarabiając oszukując innych ludzi.

Sięgnął do pasa i wyciągnął stamtąd kilka niewielkich ostrzy, ukrytych na wypadek podobnych sytuacji. Kiedy miecze ponownie się ze sobą spotkały, użył wolnej ręki do wykonania szybkiego zamachu. Chwilę później widział, jak stal wbija się głęboko w klatkę piersiową ronina. Ten zatoczył się do tyłu. Z kącika ust pociekł mu strumyczek krwi, jednak uśmiechnął się do niego.

- W taki sposób zabiłeś mojego brata, prawda? Poznaję tą broń – wydyszał z wyraźnym trudem.

Y usłyszał, jak dookoła niego wzbierają na sile głosy niedowierzania i oburzenia. Świadkowie zaczynali rozumieć, co się działo tuż przed ich oczami, tak samo, jak docierała do nich prawda, dotycząca wydarzeń sprzed kilku lat. Y zacisnął wargi. Musiał zakończyć to szybko, jakoś załagodzić sytuację i uciec jak najszybciej z miasta. Tak, to było jego jedyne wyjście.

Uniósł katanę wysoko nad głowę, robiąc krok do przodu.

- Nie dałbym rady ich wszystkich pokonać, dlatego zatrułem im jedzenie – wyszeptał jeszcze, stając tuż nad przeciwnikiem. - Ale zabierzesz tą wiedzę do grobu! - warknął, kiedy końcówka jego ostrza zaczęła się niebezpiecznie obniżać.

- Nie tylko wiedzę – odpowiedział ronin, robiąc gwałtowny krok do przodu i tnąc po skosie, od dołu.

Y z niedowierzaniem spojrzał w dół na własne, przecięte ciało.

- Wyświadczam ci ostatnią przysługę, pozwalając na honorową śmierć – dodał jeszcze X.

Chwilę później głowa Y potoczyła się po piaszczystej ulicy, kreśląc za sobą czerwony ślad.

- X... Nigdy nie byłeś winny – rzekł ktoś z tłumu. Był to Z, jego dawny przyjaciel, który jako jeden z nielicznych nigdy nie uwierzył w winę X.

Ronin uśmiechnął się, przytakując. Następnie opadł na jedno kolano, jednak wciąż nie wypuszczając katany z rąk. Rany, zadane ukrytymi ostrzami, nie zapowiadały mu długiego życia z wiedzą, że udało mu się odzyskać dobre imię rodziny. Teraz pragnął tylko jednego.

- Z, przyjacielu... Teraz, kiedy to wiesz... Pozwól mi na honorową śmierć – wyszeptał, robiąc coraz dłuższe przerwy między kolejnymi częściami zdania.

Zacisnął pięść na swojej broni, by mieć pewność, że jej nie wypuści, nie pozwolił również, by na jego twarzy wymalował się grymas bólu. Chociaż czuł, że długo już w ten sposób nie wytrzyma. Życie z każą sekundą ulatniało się z jego ciała.

- Oczywiście. Możesz odejść w spokoju ducha. Dopilnuję, żeby wszyscy się o tym dowiedzieli – rzekł Z, łapiąc za swoją własną katanę.

Tego dnia miał miejsce uroczysty pogrzeb. Samuraja, który poświęcił życie, żeby odzyskać honor klanu, oraz kłamcy, który przez wiele lat oszukiwał wielu ludzi.

~~~~

No i ten... To by było tyle xD

Taki randomowy pojedynek. Ja wiem, sama walka wyszła taka sobie (właśnie dlatego się katuję, wciąż pisząc te wredne stworzenie), ale zarys historii nie jest aż tak tragiczny, prawda?

Ach, dobra, zmywam się...

Miłego dnia~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro