I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po wyjściu z hotelu skierowałam się w stronę mojego celu. Miałam do areny mniej niż 2 kilometry, a już po przejściu przez bramę wjazdową zauważyłam ciągnące się korki z każdej strony ulicy. Boczne uliczki były zapełnione samochodami, poruszającymi się żółwim tempem. Całe szczęście, że moje podekscytowanie wygrało z lenistwem i przez łamiący się głos nie dałam rady zadzwonić po taksówkę.
Dwadzieścia minut później stałam już pod areną. No, może nie pod samą areną, bo dzieliło mnie od niej ponad 500 osób. No trudno. Stanęłam w kolejce i cierpliwie czekałam aż zaczną otwierać bramki. Szczerze, trochę im to zajęło.

Biegiem ruszyłam w stronę sektora VIP, na który przepuściłam sześciomiesięczne oszczędności. Wokół mnie zaczęli zbierać się ludzie. Z taką samą upartością i walecznością bili się o miejsce najbliżej sceny. Nie byłam wyjątkiem. Jestem ciekawa jak to wyglądało z boku...
W końcu! W głośników poleciała muzyka, a na arenie rozległ się pisk uradowanych fanek.
Chyba prędzej stracę głos niż słuch. Mówi się trudno.
Nie minęła chwilą, a dokładnie przede mną staną Bruno Mars. Nie wiedziałam co robić. Po prostu mnie zatkało. I zaczęło się.

Tonight
I just want to take you higher
Throw your hands up in the sky
Let's set this party off right

Cały koncert stałam jak zaczarowana. Kto by się przejmował tym, że po 3 piosenkach gardło zaczęło boleć mnie tak, że myślałam, że zaraz spłonie mi szyja. Przecież to szczegół. Nie mogłam się na niego napatrzeć. To jednak nie to samo co oglądanie koncertów na YouTubie. A nawet jak je oglądałam to przeszywał mnie dreszcz. A teraz co mam powiedzieć? Zaraz zemdleję.
Usłyszałam moją ulubioną piosenkę. Bruno usiadł na scenie dokładnie przede mną. Przyłożył mikrofon do ust i zaśpiewał tym perfekcyjnym głosem.
Nagle skierował swoje cudowne oczy na mnie. Teraz to już na pewno zemdleję! Uśmiechnął się słodko, nie spuszczając ze mnie wzroku.

Cause girl you're amazing
Just the way you are

Rozpłynęłam się, a moje serce zaczęło bić szybciej. Stałam tak po prostu, zatapiając się w jego oczach.

Kiedyś musiało to nastąpić. Koniec koncertu. Z tak wielką niechęcią opuszczałam miejsce, gdzie spełniło się moje największe marzenie.
Kiedy ludzie już się porozchodzili, było po północy. Stałam przed kasą zupełnie sama i grzebałam w telefonie, w poszukiwaniu numeru do mojej przyjaciółki - Hope.
- Hej wariatko! Jechać już po Ciebie? - usłyszałam jej ciepły głos.
- Tak, jestem pod kasą, od strony kina.
- Jasne, będę za dziesięć do dwudziestu minut.
Rozłączyłam się i zaczęłam dreptać w miejscu. Było już trochę zimno.
Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się niepewnie w stronę jej właściciela i zamarłam. To co zobaczyłam, a raczej kogo, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
- Bruno Mars!? - powiedziałam zszokowana. Jestem pod wrażeniem, ze pod wpływem emocji, nie przekręciłam jego imienia, a znając mnie mogłam powiedzieć coś w stylu "Mruno Bars".
- To ty jesteś tą niesamowitą dziewczyną? - rzekł do mnie z uśmiechem, a ja poczułam, że się rozpływam. Czy to sen? Jeśli tak, to nie chcę się już nigdy budzić.
- Nie wierzę... - uśmiechnęłam się szeroko.
- Co tutaj robisz tak późno? - zapytał.
- Czekam na... na przyjaciółkę - zaczęłam się jąkać. To takie dziwne uczucie, że on mówi, oddycha i jest człowiekiem. Dobra, gadam głupoty...
- Może chcesz, abym poczekał z tobą?

Zaraz zacznę krzyczeć i rzucę mu się na szyję!

- Jasne. Dziękuję - nie wiem jakim cudem się opanowałam...

- Więc, jak ci się podobał koncert? - zapytał i włożył dłonie do kieszeni podartych jeansów.
- Był wspaniały. Cudownie się ciebie słuchało na żywo. Masz naprawdę niebiański głos - odpowiedziałam. Bruno zaśmiał się i zrobił niewielki krok w moją stronę.
- Miło mi to słyszeć.
Nagle zobaczyłam czerwone Audi, podjeżdżające do nas. W tym momencie chciałam zabić Hope. Jakby nie mogła stać teraz w pięciu kilometrowym korku!
- To ona. Będę musiała już lecieć - powiedziałam, ale naprawdę chciałam spędzić z nim jeszcze chociaż chwilę.
- W takim razie, do zobaczenia - rzekł i przytulił mnie delikatne. Już byłam w totalnym szoku! Nie wierzę, po prostu nie wierzę! - Jesteś inna niż wszystkie - szepnął i odsunął się ode mnie. Uśmiechnęłam się tylko i patrzyłam jak odchodzi. Co tu się właściwie stało?
Kiedy zniknął już w mroku, Hope zaparkowała kawałek dalej i wyszła z auta.
- Stella! Stęskniłam się! - podbiegła do mnie i mocno przytuliła.
- Hej Hope! - odpowiedziałam, cały czas zszokowana sytuacją, która miała miejsca kilkanaście sekund temu.
A może ja mam zwidy?
- Dlaczego się trzęsiesz? - zaśmiała się brunetka.
- To pewnie z zimna - skłamałam. Ale co miałam jej powiedzieć?
Bo przed chwilą był tutaj Bruno Mars i mnie przytulił?
Jeśli nie zacznie się ze mnie śmiać, to zawiezie mnie do psychiatry.
- To szybko wchodź do samochodu.
Popędziła mnie do Audi i sama usiadła za kierownicą. Odpaliła radio i ruszyła oświetloną ulicą w stronę jej domu.
- Mój hotel jest w drugim kierunku - zaśmiałam się.
- Nie ma w domu rodziców i rodzeństwa, więc dzisiaj śpisz u mnie - odpowiedziała i szturchnęła mnie lekko. Świetnie, bo moje wszystkie ubrania i kosmetyki zostały w pokoju...
Na skrzyżowaniu, kiedy stałyśmy na światłach, obok nas stanęła czarna limuzyna. Spoglądnęłam przez okno. Jedna szyba limuzyny osunęła się, a w niej pojawił się nieziemsko przystojny brunet. Uniósł kąciki ust, ukazując szereg białych zębów. Mimowolnie zrobiłam to samo. Chwilę potem Hope ruszyła i skręciła w głąb wieżowców i sklepów. Po paru minutach wjechała do garażu i wysiadłyśmy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro