V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nie chcę cię naciągnąć, a poza tym zawsze płaciłam swoją część, więc jestem przyzwyczajona.

- Po pierwsze, to uwierz, ale stać mnie na to - nie wątpię, pomyślałam. - Po drugie, skoro zawsze płaciłaś za siebie... ja dzisiaj będę płacił za ciebie.

- No chyba nie.

- No chyba tak - zaśmiał się. Jeśli ktoś sądzi, że jego śpiew jest boski, to znaczy, że jeszcze nie słyszał jak on się śmieje. - A teraz chodź.

Bruno złapał mnie za rękę i pociągną w stronę wyjścia. Szliśmy bardzo szybko, a on co jakiś czas patrzył na mnie, ciesząc się jak dziecko. To był taki słodki widok, że aż moje serduszko się rozpłynęło. Nawet nie patrzyłam gdzie idziemy. Po kilku minutach Mars zatrzymał się i stanął za mną.

- Zamknij oczy - szepnął mi do ucha, a po moim kręgosłupie przebiegł przyjemny dreszcz. Wykonałam jego polecenie, chwilę później czując jak lekko mnie obejmuje. - Idź ja cię pokieruje.

Jak powiedział tak zrobiłam. Trwało to może minutę, a kiedy otworzyłam oczy, dostałam napadu niekontrolowanego śmiechu.

- Wesołe miasteczko? - rzekłam gdy już trochę się uspokoiłam. Sądziłam, że to będzie coś ciekawego, ale nie to. Mężczyzna w odpowiedzi pokiwał energicznie głową, szczerząc jak szczerbaty do sera.

- Tak - odpowiedział wesoło. - Dawno tu nie byłem, a ty nie wyglądasz jakby ci to przeszkadzało, że jesteśmy akurat tutaj.

- No coś ty! Będzie super! - rozglądnęłam się wokół i zobaczyłam wielki rollercoaster, z masą pętli i innych takich. - Wiem od czego zaczniemy - klasnęłam w dłonie i łapiąc chłopaka za rękę zaczęłam kierować się w stronę tamtej cudownej maszyny. Zapewne wyglądałam teraz jak naćpana wiewiórka, ale trudno. Bez stania w kolejce, wsiedliśmy do wagonika. Takiego nabuzowania energią jeszcze nie miałam, chyba nigdy.

- Masz ADHD, czy jak? - zapytał ze śmiechem brązowooki.

- Chwilowe - odpowiedziałam, gdy nasz wagonik był już na samej górze. No to zaczynamy!!

***********************

- To było zajebiste! - krzyknęłam uradowana, gdy zeszliśmy z ostatniej atrakcji w tym parku. Była to wielka okrągła huśtawka, kręcąca się dookoła. - Chodźmy jeszcze raz - popatrzyłam na Bruno wzrokiem kota ze Shreka.

- I to ja się zachowuję jak dziecko? - zapytał na co szybko pokiwałam głową, a mężczyzna przewrócił oczami. - Zgoda.

Podskoczyłam uradowana, po czym rzuciłam się Marsowi na szyję mocno przytulając. Kiedy do mnie dotarło co robię szybko się od niego odsunęłam.

- Przepr... - nie dokończyłam, ponieważ mi przerwał.

- Nie masz za co. Wolę, żebyś zachowywała się przy mnie naturalnie, a nie hamowała na każdym kroku. Okay? - kiwnęłam na znak zgody.

- Więc chodźmy.

Przez całe trzy godziny do moich ust był przyklejony szeroki uśmiech. I szczerze nie przeszkadzało mi to. Bawiłam się naprawdę świetnie! Od dawna tak nie było, żebym przy kimś obcym była w stanie się tak wyluzować.

**********************

Szliśmy właśnie w stronę wyjścia z wesołego miasteczka, rozmawiając o głupotach. Niestety z każdym kolejnym krokiem, nasze rozejście było coraz bliższe.

- Dziękuję - odezwał się w pewnym momencie Bruno. - Nie pamiętam kiedy ostatnio spędziłem tak normalnie z kimś czas.

- Do usług - ukłoniłam się, dzięki czemu oboje się zaśmialiśmy.

- Jutro wieczorem organizuję w LA imprezę, może miałabyś ochotę na nią przyjść? - zapytał. Kolejny dzień z Bruno? Brzmi kusząco.

- Chętnie, ale obiecałam Hope, że pójdziemy do klubu, jak kiedyś.

- W takim razie zabierz ją ze sobą - powiedział podchodzący dwa kroki w moją stronę.

- Dziękuję - uśmiechnęłam się. - Chyba już na ciebie czekają - wskazałam na samochód, a raczej limuzynę, obok której stał lokaj.

- Niestety. W takim razie... do zobaczenia.

- Mam taką nadzieję - nie wiedziałam za bardzo jak mam się z nim pożegnać. Podać rękę, po prostu odejść, uścisnąć...

- Wydaje mi się, że zasłużyłem na buziaka w policzek - czy ty czytasz mi w myślach, człowieku?

Podeszłam do niego i stając lekko na palcach, no bo cóż 157 centymetrów to nawet - bez obrazy - przy nim jest mało. W chwili, kiedy już prawie dotknęłam jego policzka on odwrócił głowę i w ten sposób nasze usta się zetknęły. Poczułam mega dziwne uczucie w brzuchu. Jego dłonie znalazły się na moich policzkach, a on sam zaczął mnie całować. Oczywiście byłabym idiotką, gdybym to przerwała, więc oddałam każdy pocałunek, w międzyczasie wplątując palce w jego włosy.

O MÓJ BOŻE! WŁAŚNIE CAŁUJE SIĘ Z BRUNO MARSEM!!! Osz kurwa...

- Przepraszam... Nie mogłem się powstrzymać - powiedział kiedy się od siebie oderwaliśmy. Nasze czoła dalej się ze sobą stykały, a przyśpieszone oddechy mieszały. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. - Proszę przyjdź jutro - po tych słowach złożył jeszcze szybkiego całusa na moich wargach, a następnie odszedł.

Ciekawie się zapowiada nie ma co... Niech tylko Hope o tym usłyszy....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro