VIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jak wam się podoba? - zapytał.
- Bardzo. Serio, super to wszystko wygląda - odpowiedziałam i zerknęłam na Hope, która w bezruchu wpatrywała się w jeden punkt. - Prawda, Hope? - zapytałam ją, ale nie otrzymałam odpowiedzi. - Hope!
Dziewczyna w końcu odwróciła się w moją stronę, a na jej ustach gościł ogromny uśmiech.
- On.. on tam j-jest! On tam kurwa jest! Widzisz go?! Tam jest Nick Jebana Perfekcja Robinson!! MAM ZAWAŁ! Mogę go zamknąć w szafie? Powiedz że mogę! Mogę? Mogę! Dzięki!! Macie może jaką wytrzymała linę?? I szafę pancerną?
Razem z Bruno wybuchnęliśmy śmiechem.
- Jak chcesz to mogę Cię z nim poznać - zaproponował brunet, a oczy Hope zaczęły świecić bardziej niż reflektory na scenie.
- Ja Cię kurwa kocham! - krzyknęła dziewczyna.
- Ej! On jest mój! - powiedziałam, a Bruno w tym samym czasie odparł ze śmiechem.
- Wybacz, ale mam dziewczynę.
Przez chwilę, nie mogło to do mnie dojść. Czy Bruno Mars właśnie nazwał mnie swoją dziewczyną?
- Dobra, dobra. Idziemy!? - poganiała chłopaka Hope.

Hope POV

- Teraz? - zapytał zdziwiony brunet.
Nie kurwa, jak stąd pójdzie i będziemy go szukać do usranej śmierci...
- Tak, teraz! Szybko! - złapałam go za nadgarstek i pociągnęłam w jego stronę. Bruno spojrzał z uśmiechem na Stellę, jakby pytał czy może ze mną iść.
- No przedstaw ją - zaśmiała się.
- Właśnie! Posłuchaj swojej dziewczyny i chodź, bo zaraz padnę!
- Dobra, dobra.
Kiedy byłam kilka kroków od Nicka, popatrzył na mnie tymi swoimi zajebistymi oczami, a ja poczułam, że miękną mi nogi. Wykrzywił usta w uśmiech i wstał.
- Hej, stary! - przywitał się z Marsem. - Co u Ciebie?
- Wszystko dobrze. Słuchaj, to jest Hope - Wskazał na mnie ręką, a Nick podszedł do mnie.
- Część, Hope - rzucił do mnie. Ja pierdole! On się do mnie odezwał. GDZIE MOJA LINA!?
- To serio Ty! Ja nie wierzę!
- Zapomniałem dodać, że jest twoją fanką - zaśmiał się brunet.
- Zauważyłem - rzekł najbardziej perfekcyjny facet, jakiego w życiu widziałam. - Dosiądziesz się? - zapytał.
Ja mam zwidy! Na pewno! Powinnam odpowiedzieć!?
- O kurwa... Znaczy, tak - powiedziałam w końcu.
- W takim razie Was zostawiam i wracam do Stelli - odezwał się Bruno.
- Taa, jasne. Rób co chcesz - pogoniłam go. Wiem, że właśnie za moimi plecami Stella śmieje się ze mnie i zapewne będzie mi to wypominać do końca jej pobytu tutaj. Ale czy mnie to obchodzi? Jestem tutaj z Nickiem Robinsonem! Wspomniałam już, że jest perfekcyjny?

Stella POV

Po chwili Bruno wrócił do mnie i usiadł naprzeciwko, uśmiechając się.
- Nie wiedziałem, że aż tak go lubi - zaśmiał się.
- Żartujesz? Ma na nim tak wielkiego bzika, jakiego ja mam na twoim punkcie - również się zaśmiałam i pożałowałam, że nie ugryzłam się w język. Co mi strzeliło do tego pustego łba? Nie chcę wiedzieć, co sobie teraz o mnie pomyśli!
- Rozumiem - odparł. - Gdybym był Tobą, też bym siebie uwielbiał.
Zaśmiałam się, a brunet razem ze mną. Atmosfera powoli zaczęła sie rozluźniać. Łyknęłam drinka i zaczęłam bawić się małą parasolką, doczepianą przy kieliszku.
- Chodź - powiedział chłopak i złapał mnie za dłoń, ciągnąc w kierunku sceny. Po chwili światła ją oświetliły i wokół zaczęli zbierać się ludzie. Na środku (imaczej scena) stał stojak z mikrofonem, a z tyłu kilka gitar, perkusja i pianino. Zza kotary, która odgradzała scenę od zaplecza, wyszedł Mars i stanął przed mikrofonem. Zaczął szukać mnie wzrokiem, po czym uśmiechnął się szeroko. Wziął do ręki piękna, czerwoną gitarę, a z głośników wydobyły się dźwięki piosenki, której zabrakło mi na koncercie - The Lazy Song.

*********

- I jak było? Nie przeniosłem Ci wstydu? - zaśmiał się chłopak, podchodząc do mnie po skończonym występie.
- Masz niepokolei w głowie? - również się zaśmiałam - Byłeś wspaniały. Jak ty to robisz, że twój głos brzmi jeszcze lepiej na żywo?
- Sugerujesz, że moje nagrania są słabe? - uśmiechnął się i puścił mi oczko.
- Nie, absolutnie! Są świetne, po prostu wielu artystów swoim głosem na koncertach powoduje, że pękają mi bębenki.
- Tysiące prób robią swoje.
- Nie jesteś czasem nimi zmęczony?
- Jestem, ale wiem, że mam dla kogo to robić - odparł, przy czym odsunął krzesło przy naszym stoliku. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, to o Hope, o koncertach, o mnie (zwykle unikam tych tematów, ale Bruno je zaczął). Co jakiś czas musiałam kontrolować sytuację z przyjaciółką, bo ostatnie doświadczenia nauczyły mnie, że nie można jej zostawiać samej na imprezie.

Kiedy Hope była już dość pijana, by wejść na bar i krzyczeć, że kwaśne żelki to zło, uznałam, że będzie lepiej jak będę ją trzymać przy sobie. Zawsze lubiła wypić, ale ostatnio jej zamiłowanie do alkoholu się wzmocniło. No dobra. Będę to ignorować. Przynajmniej na razie.
- Gdzie jest twój chłop? – zapytała mnie dziewczyna, siadając obok mnie przy stole.  Bruno popatrzył na nią ze śmiechem.
- Hope, siedzi naprzeciwko ciebie – wytłumaczyłam jej, starając się nie śmiać.
- Oooo, biedna Stella... Nie on. Ten, ten drugi... – powiedziała, chwiejąc się na krześle.
- Dobra, może już powinnyśmy się zbierać – rzekłam do chłopaka z niewinnym uśmiechem. Chciałam z nim spędzić jeszcze trochę czasu, ale nie mogę zostawić teraz Hope samej. Następnym razem muszę ją przypilnować, żeby nie upiła się przed północą.
- Szkoda – odparł brunet. – Zamówić Wam taksówkę?
- Nie trzeba, Bruno. Przejdziemy się.
- Nie pozwolę, żebyś wracała sama po nocy do domu – uśmiechnął się uroczo, na co zareagowałam tym samym.
- Uwierz, że wolę nie narazić się taksówkarzowi, jak Hope zwróci w jego aucie i zacznie przemawiać w imieniu czarnych jednorożców – zaśmiałam się.
- Dobrze, w takim razie Was odprowadzę – zaproponował.
- Byłoby super, ale nie musisz zostać? W końcu to twoja impreza.
- Nie, i tak większość osób już poszła – dodał i objął mnie ramieniem. Zabrał od ochroniarza moją kurtkę i zarzucił mi ją na ramiona. Hope szła półprzytomna obok mnie i o dziwo, za często się nie odzywała.
- Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś – rzekł Bruno i popatrzył na mnie tak, że poczułam, że się rozpływam.
- Nawet lepiej niż dobrze, ale chyba wiesz czyja to zasługa – zaśmiałam się i wykrzywiłam usta w lekki uśmiech.
- Hmm, udam, że nie wiem o kogo ci chodzi – odparł i pocałował mnie w policzek.
- O ludzie... Nie publicznie... – usłyszałam zrezygnowany głos przyjaciółki. Odwróciłam  się w jej stronę i posłałam jej wrogie spojrzenie. Dziewczyna jednak nic sobie z tego nie robiła. Wybiegła kilka kroków przed nas i zaczęła się kręcić przy najbliższej zapalonej latarni.
- Nigdy więcej z nią nie idę na imprezę – szepnęłam do bruneta, a on zachichotał uroczo.
- No przestań. Nick się za nią stęskni – dodał rozbawiony.
- Rzeczywiście, nieźle się bawili – potwierdziłam.
- Haha, patrz! Korona! – krzyknęła Hope zza rogu jednej restauracji, która mijaliśmy. Złapałam się za głowę.
Musiała się nawalić akurat dziś?
- O rany... Przepraszam cię za nią – powiedziałam do chłopaka. 
- Przestań, przynajmniej jest się z czego śmiać.
No racja. Nie dało się być smutnym przy takiej idiotce jak ona. To jedna z jej cech, które po prostu kocham. Wszyscy na około będą płakać i się żalić, a ona powie trzy słowa typu : „Nie masz kości” i nie będzie już nikogo ze skwaszoną miną.
Po paru minutach byliśmy już pod domem Hope, która czekała na nas obok bramy garażowej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro