8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Katie leżała u siebie w łóżku, owinięta całkowicie w kołdrę, z miną która wskazywała, że zaraz zaśnie. Jedynie dobry obserwator zauważyłby, że tak naprawdę nie był to wyraz zmęczenia, a bólu. Od ostatniego spotkania z Louisem czuła się tylko gorzej, co najmniej jakby brak chłopaka obok przynosił jej złe fatum. Nikomu o tym nie mówiła, nie chcąc martwić mamy. Biedna kobieta i tak zauważyła, że coś jest nie tak, ale bała się o to zapytać. Bała się, że może się pogorszyć. Bała się, że trzecie stadium zamieni się w czwarte, a wtedy już nie ma odwrotu.

Tej samej rzeczy, i równie mocno bała się Katie. Pragnęła wrócić z powrotem do stanu, który miała przed chorobą. Jednocześnie kiedy o tym myślała, nie potrafiła wyobrazić sobie jak by to miało wyglądać. Zbyt długi czas nie funkcjonowała normalnie, żeby teraz zacząć, jakby nigdy nic.

Chyba by umarła, gdyby musiała wrócić do szkoły i zmierzyć się ze starymi znajomymi.

Ta myśl, jak wiele innych utrzymywała ją ciągle przy chorobie, którą zaczęła traktować jak część swojego charakteru – bez niej nie wiedziała, kim jest. I chciała czuć się dobrze, ale nie chciała być zdrowa. A to było praktycznie niemożliwe.

Dziewczyna chciała obrócić się na drugi bok, i w spokoju zasnąć, czując się nagle bardzo senna. Jej plany przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości, przez który podniosła ze stolika nocnego swój telefon. Westchnęła, po raz kolejny widząc wiadomość od Louisa.

Nie zasługujesz na niego.

Mimo tej myśli, nie odpisała mu. Chciała, ale kiedy tylko dotykała pierwszej literki, natychmiast nawiedzał ją obraz jego szczęśliwego, wraz ze swoją rodziną, i jej kompletnie nie pasującej do tego obrazu. Naprawdę na niego nie zasługiwała. Był dla niej zbyt dobry, kiedy ona potrafiła jedynie myśleć o sobie i o tym jak źle się czuje. Nie wiedziała wtedy, że jej stan przez psychologów zostałby z łatwością nazwany depresją. Zresztą, nawet gdyby wiedziała, mało by ją to obchodziło. Dochodziła do wniosku, że taka po prostu była, nie spodziewając się, że to jest coś więcej niż tylko jej osobowość.

Tymczasem Louis przygryzł wargę, widząc, że dziewczyna po raz kolejny nie odpisała mu na jego wiadomość. Odkąd nie miał z nią kontaktu – czyli od tygodnia – codziennie pisał do niej. Przez pierwsze dwa dni myślał, że po prostu aplikacja się zepsuła, i nie dochodzą wiadomości. Później jednak zrozumiał, że to zdecydowanie nie jest tego wina. Zaczął się więc doszukiwać powodów we wszystkich innych rzeczach. Ze smutkiem doszedł do wniosku, że najprawdopodobniej to on nim jest. To on jest problemem. To przez niego dziewczyna nie chcę się już z nim kontaktować. Nie wiedział dokładnie co zrobił źle, ale nie mógł znaleźć nic innego na to, że nagle urwała kontakt. Przemknęło mu przez myśl, że może być to przez jej chorobę, ale szybko to wykluczył, kiedy zobaczył, że odczytuje wiadomości. Gdyby naprawdę źle się czuła, nie robiłaby tego.

Wieczorami, leżąc w łóżku zastanawiał się, co powiedział źle. A może w jakiś inny sposób ją uraził? Miał zły nawyk łamania czyjejś przestrzeni osobistej, ale nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek dotknął ją, nawet po przyjacielsku. No, nie licząc tego jak staranował ją na ulicy. Ale wybaczyła mu to! Więc może powiedział coś nie tak? Może po prostu był zbyt męczący dla dziewczyny. Zdawał sobie sprawę, że potrafił być bardzo irytujący, nachalny i ogólnie, zawsze był "zbyt" lub "za".

Ale czy to napewno było to? Niewiedza go wykańczała. Chciał- nie! On musiał się upewnić, że z Katie wszystko w porządku. Dlatego, po kolejnej godzinie rozmyślania o tym, zerwał się z łóżka. Może być na niego zła, może go nienawidzić, ale ma mu powiedzieć za co. I koniec.

– Mogę pożyczyć wasze auto? – Zapytał swojej mamy, powodując, że ojciec spojrzał na niego nieufnie. Ten mężczyzna zawsze wiedział, kiedy coś jest nie tak.
– Po co?
– Chcę pojechać do Katie – wyznał szczerze. I tym razem to popłaciło, bo od razu dostał od nich kluczyki i już piętnaście minut później stał pod domem dziewczyny, zastanawiając się co powiedzieć.

Hej, sorry, że się tak dobijam, ale byłem ciekawy, czemu mnie już nie lubisz.

Dlaczego w takich momentach zawsze na myśl przychodziły jedynie głupie wytlumczenia, do których zdolni są pięciolatkowie?

Jego zaciśnięta pięść automatycznie wystrzeliła do góry, żeby zapukać w stare drzwi. Czekał spięty aż otworzy je drobna brunetka, ale zamiast tego spotkał się z jej mamą.
– Dzień dobry! Czy jest Katie?

Kobieta spojrzała na niego zaskoczona.

– Tak, jest u siebie. A coś się stało?
– Nie odpisywała mi na wiadomości, więc się zmartwiłem. Czy mogę się z nią spotkać?

Melissa przez chwilę przyglądała mu się w ciszy. To pytanie wprowadziło ją w zakłopotanie. Co miała zrobić? Wiedziała, że jest jakiś powód przez który Katie go olewała. Ale jednocześnie ten chłopak sprawił, że się uśmiechała szczerze, co było do tamtej pory wręcz niemożliwe. Bała się, jak zareaguje na ich dom. Panowała w nim nadmierna czystość, ale meble były już stare, tak samo jak cały budynek. Nie miały pieniędzy na remont, co było zdecydowanie widać. Czy Katie będzie się tego wstydzić?

– Wszystko w porządku? – Zapytał w końcu brunet, kiedy cisza trwała za długo. Bał się, że może nie wytrzymać już dłużej wzroku kobiety, który go niemal prześwietlał.
– Tak, tak. Wejdź.

Potrzeba uszczęśliwienia Katie okazała się być ważniejsza, niż wszystkie inne czynniki. Gdyby przez tego chłopaka miała się uśmiechnąć choćby przez sekundę, Melissa zrobiłaby wszystko żeby go zatrzymać.

– Po schodach na górę i drzwi po lewej. – Poinformowała go, w czasie kiedy rozglądał się po salonie. Był on połączony z kuchnią, w której były drewniane blaty i meble. W samym pokoju dziennym stała kanapa, której materiał był delikatnie przetarty w niektórych miejscach. Na przeciwko niej była mała telewizja, należąca do tych starszego typu, które trzeba mocno uderzyć żeby się włączyły. Na ścianie wokół niej wisiały ramki ze zdjęciami, głównie Katie. Kiedy Louis przekraczał kolejne stopnie schodów słyszał ich skrzypienie, i mocny zapach drewna które wydzielały. Na górze były tylko dwa pokoje, co wnioskował po parze drzwi. Od razu skierował się do tych po lewej, w które zapukał. Nie usłyszał jednak odpowiedzi, więc ponowił swój gest.

– Proszę? – Usłyszał w końcu cichy głos ze środka, z tonacją wskazującą na pytanie. Nie potrzebował jednak więcej zaproszeń. Zdecydownie nacisnął na klamkę, a drzwi ustąpiły bez problemu, i z dziwnym dźwiękiem się otworzyły.

Louis rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając wzrokiem dziewczyny. Najpierw jednak zauważył starą białą szafę, z której odprysnęła farba oraz biurko na którym leżały zeszyty i lampka bez klosza, który zapewne odpadł. Wtedy dopiero zobaczył Katie leżącą na łóżku, przykrytą całkowicie kołdrą, odwróconą w drugą stronę. Przez chwilę stał tam, przyglądając się jej, aż w końcu dziewczyna sama się odwróciła, zaciekawiona tym kto przyszedł.

– Louis?

Chłopak nic nie odpowiedział. Bez słowa przyglądał się jej mizernej, bladej twarzy, i podkrążonym oczom. Kiedy podniosła się do siadu, wydała mu się być jeszcze bardziej chuda niż była. Pierwszy raz zauważył pewne ubytki w jej włosach.

– Wyglądasz… jak żywa śmierć. – Odezwał się, nie do końca to kontrolując. Jakby słowa grozy same wypłynęły z jego ust.
– Lepiej nie mogłeś tego ująć – odpowiedziała, z sarkazmem. Mimo jego uwagi nie poczuła się szczególnie urażona. Sposób w jaki to powiedział sprawiał, że nie mogła być na niego zła. Tak samo jak fakt, że tutaj przyszedł.

Chłopak przez chwilę się wahał, nim w końcu usiadł koło dziewczyny, opierając się o jej nogi.
– Dlaczego nie odpisywałaś? Zrobiłem coś źle?

Katie zmarszczyła brwi, momentalnie chcąc cofnąć czas. Nie spodziewała się, że chłopak może tak pomyśleć. Była tak bardzo skupiona na sobie, i na tym jak do niego nie pasuje, że nie pomyślała o tym jak on się czuje.

Jesteś najgorszą przyjaciółką, Katie.

– To nie tak.

Pokiwała głową w zaprzeczeniu, a wtedy do pokoju weszła jej mama. Melissa uśmiechnęła się delikatnie, pytając, czy nie są głodni. Kiedy oboje odmówili wyszła, a od nowa zapadła cisza.

Po paru minutach Louis doszedł do wniosku, że ma dość. Poderwał się do góry, przez co Katie się wystraszyła, ale on nie zwracał na to uwagi. Zamiast tego wystawił w jej stronę rękę, przez co zmarszczyła brwi.

– Nie daj się prosić.
– A jak wywieziesz mnie poza miasto i zabijesz? – Zapytała, wywołując na jego twarzy uśmiech. Przemknęło jej przez głowę, że już chyba wolałaby umrzeć w ten sposób, ale ta myśl została natychmiast zastąpiona inną, o cudownym uśmiechu chłopaka, który mógłby oświetlić całe miasto nocą. I właśnie przez ten uśmiech, pół godziny później wysiadała z samochodu przed piaszczystą plażą jeziora, które tak często kiedyś odwiedzała ze swoją mamą. Tym razem była jednak z wysokim brunetem, którego ręka była niebezpieczne blisko jej, kiedy szli. Przez chwilę Katie nawet wahała się, czy jej nie złapać ale nim zdążyła podjąć decyzję, byli już na miejscu.

Zimna woda przypływała i odpływała, robiąc cichy, relaksujący szum. Drzewa kołysały się, a wokół nich latały owady. Piasek wbijał jej się w stopy, lecz w ten przyjemny sposób, przez który mogła sobie wyobrazić jak jest nad morzem.

Uśmiechnęła się na myśl, że mogłaby być nad morzem. Kiedyś to był kolejny punkt na jej liście rzeczy do zrobienia przed śmiercią. Teraz było to jedynie smutne marzenie. Uśmiech zszedł z jej twarzy na tą myśl.

– Chodźmy usiąść – zachęcił ją Louis, wskazując na niski murek, który kiedyś pewnie pełnił jakąś funkcję. Dziewczyna nie protestowała, lecz spojrzała tęsknym wzrokiem na wodę, jakby miała coś innego w planach.

Louis jednak tego nie zauważył, więc chwilę później siedzieli, obserwując niskie fale i słuchając ich szumu.

– Martwiłem się, kiedy nie odpowiadałaś. Nie powiedziałaś mi jeszcze dlaczego.

Katie przełknęła ślinę, widząc, że szykuje się dłuższa i poważniejsza rozmowa.

– Gorzej się poczułam.
– Pomyślałem, że Cię męczyłem i dlatego urwałaś kontakt.
– Zawsze jestem zmęczona, ale nigdy tobą. – Odpowiedziała szybko, kiwając głową na boki, żeby chłopak nie pomyślał, że miał rację. – Naprawdę gorzej się poczułam.
– Aż tak źle, żeby mi nie odpisać?

Przez chwilę zapadła cisza. Tu ją miał. I nie mogła zrobić nic innego, jak wyjawić mu pełną prawdę.

– Dobrze, racja. Nie tylko o to chodziło. Znaczy, w sumie to o to, ale przy tym też o to, że nie pasuję do ciebie, i o to, że byłeś taki szczęśliwy ze swoją rodziną, a ja nie mogę tego zniszczyć, i nie chcę żebyś się do mnie przywiązywał bo w końcu i tak umrę i nic z tego nie będzie, więc nie pisałam, bo się bałam, że nie zrozumiesz i pewnie teraz też nie zrozumiesz, i…

Katie chciała mówić dalej, ale zabrakło jej oddechu. Musiała przestać, żeby nabrać powietrza, ale jeden wdech nie pomógł. Złapała się mocniej murku, pochylając się do przodu, kiedy starała się uzupełnić braki tlenu w organizmie. Louis zmarszczył brwi, przetwarzając to, co przed chwilą powiedziała. Miała rację. Nie rozumiał jej. Nie rozumiał, że może tak łatwo mówić o swojej śmierci, jakby to był fakt, a przecież ludzie nie raz wychodzili z takich chorób. Nie rozumiał, jak mogła pomyśleć, że cokolwiek zniszczy. Nie rozumiał czemu się nie bała swojej śmierci, ale bała się do niego napisać. Naprawdę nie rozumiał tej dziewczyny, ale czuł się źle, że musi ona przez to wszystko przechodzić całkiem sama, z takim sposobem myślenia. Nie chciał tego. Nie zasłużyła na to.

– Dlaczego byś miała to zniszczyć? Moja rodzina cię bardzo polubiła. George cały czas o ciebie pyta.
– Dlatego, że ja nigdy nie miałam takiej rodziny. Nie wiem jak się zachować. Nie potrafię po prostu na was patrzeć, bez jakiejś pustki w sobie. Zawsze marzyłam, żeby mieć ojca i rodzeństwo. Moja mama musiała nas utrzymywać całkiem sama, więc nie miała nigdy dla mnie dużo czasu. Nie rozumiem co to znaczy mieć rodzinę. Nie doświadczyłam tego.

Kolejna rzecz, która sprawiała, że chłopak coraz bardziej żałował Katie. Nie chciała jego współczucia, jak to zwykle bywa z osobami chorymi, ale jednocześnie nie była w stanie go nie dostać, kiedy ktoś znał całe jej życie.

– Przykro mi, że musiałaś przez to przejść. Nie wyobrażam sobie tego. – Wyznał, kiedy ta machała nogami niczym pięciolatka, starając się uspokoić i oddychać głęboko, mimo raka na jej płucach który nie chciał jej na to pozwolić.
– Czy teraz mnie rozumiesz? Nie chcę zniszczyć tobie tego, czego ja nigdy nie miałam. To, że ja byłam pokrzywdzona, nie znaczy, że ty masz być.
– Dalej nie rozumiem. Jak możesz zniszczyć coś, czego nie masz?
– Gdyby się przywiązali do mnie, a ja bym umarła…
– To by zbliżyło do nas jeszcze bardziej, bo cierpieli byśmy wszyscy.

Dziewczyna uniosła wzrok, otwierając usta. Nie wypłynęło z nich jednak żadne słowo, a zamiast tego ostatnie słowa chłopaka odbiły się echem w jej głowie, wywołując u niej gęsią skórkę.

Cierpieli by wszyscy?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro