rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W kierunku konia wraz z opiekunem zbliżał się pewien żółtooki imp z rogami przeplatanymi białymi i czarnymi paskami osadzonych na głowie. Jego Mentor czekał już na niego. Powitał go szerokim uśmiechem i poklepał konia po grzbiecie.
-gotów na pierwszą jazdę?
Zapytał, a podekscytowany lokai przytaknął entuzjastycznie, powoli podszedł do konia.
-jest niezajerzdżony.
Odpowiedział dorosły demon z wachaniem w głosie
-to nic. Czyli oboje będziemy amatorami
Zaśmiał się Striker, po chwili oderwał wzrok od konia I spojrzał w oczy kociemu demonowi. Już nie mógł się doczekać gdy wsiądzie na ognistego ogiera. Podszedł do konia po prawej stronie, to był jego pierwszy raz i nie miał pojęcia co ma zrobić.
-podeprzyj się rękami o grzbiet konia I wybij się tak, by wylądować.
Poinstruował go dorosły. Imp postąpił wedle wskazówek i oparł ręce delikatnie na grzbiecie zwierzęcia i czekał na reakcję. Gdy zobaczył, że koń stoi spokojnie, przeniósł ciężar ciała na ręce i podskoczył. Pierwsza próba zakończyła się fiaskiem, tak samo dwie kolejne. Za czwartym razem udało mu się wybić poprawnie, jednak zaraz po lądowaniu zaczął ześlizgiwać się z kłębu i spadać. Kurczowo próbował złapać się szyi konia, niestety po chwili uderzył o ziemię.
-uhh....
Podniósł się z ziemi, był zły na siebie i zarazem zniechęcony.
-nic nie umiem dobrze zrobić.....
Striker, zniechęcony po nieudanych próbach jazdy konnej, odwrócił wzrok, wyrażając swoje rozczarowanie. Na jego ramieniu poczuł pocieszenie w postaci dłoni mentorującego demona.
-Hej! Nie przejmuj się, każdemu się zdarza-usłyszał otuchę od swojego opiekuna.
Imp spojrzał mu z niepewnością w oczach, a następnie szepnął z niedowierzaniem: -Ale wszystko psuje. Pewnie arystokracja miała rację, że jestem beznadziejny. Wściekłość mignęła w jego żółtych oczach, a jego ton wyrażał frustrację.
-Nie martw się tym, Lokaiu. Każdy zaczyna od początku, i ważne jest, że próbujesz. Pamiętaj, że sukces to proces, a nie natychmiastowy rezultat. Nie daj się zniechęcić.
Po tych słowach Imp spojrzał na swojego mentora, chwilę zastanowił się nad tym, co usłyszał, a następnie wstał z determinacją.
-Masz rację, Spróbuję jeszcze raz i pokażę, że mogę to zrobić lepiej.
Opiekun uśmiechnął się z dumą, zachęcając go do kolejnej próby, wierząc w potencjał chłopaka. W oczach strikera zalśniła determinacja, podszedł do ognistego zwierzęcia I spróbował jeszcze wsiąść. Dał radę utrzymać się na grzbiecie zwierzęcia, musiał jednak lekko się poprawić bo siedział krzywo.
-Spróbuj się wyprostować i zaczynamy, powiedział mentor, a nastolatek z trudem poprawił swoją pozycję, starając się uspokoić drżące ręce. W jego oczach malował się niepokój, gdy czekał na rozpoczęcie pierwszej lekcji jazdy konnej.
-Jasne...
odpowiedział nieśmiało, czując jak serce bije mu szybciej. Nie miał wcześniejszego doświadczenia w jeździe konnej, co dodatkowo podsycało jego obawy.
-Zaczynamy,
rzekł mentor, dając sygnał do ruszenia konia. Zwierzę zaczęło poruszać się spokojnie, jednak dla nastolatka każdy krok wydawał się niebezpieczny. Niepewnie trzymał wodze, próbując dostosować się do ruchów konia.
Pierwsze chwile na grzbiecie zwierzęcia były dla niego wyzwaniem. Każdy niewielki ruch konia wywoływał w nim uczucie niepokoju. Jego ciało zdawało się być zlepione z grzbietem konia, a każdy krok sprawiał, że trzymał się mocniej. Gdy koń zatrzymał się i pochylił głowę, imp krzyknął cicho zlękniony i przytulił się do szyi zwierzęcia.
-spokojnie...na dziś koniec. Nawet nieźle jak na pierwszy raz.
Imp zsiadł z konia I ruszył zpowrotem do pałacu. Tam przywitał go krzyk ptasiej arystokratki.
-Znów się wymknąłeś!!!normalne reprymendy nie przynoszą efektów, czas na kary cielesne.  Atera, wściekła i z obrzydzeniem, doprowadziła Strikera do innego pomieszczenia. Po tym, jak siłą zmusiła go do zciągnięcia koszuli, wyszła i wyciągnęła bat. Strikera w tym momencie nagle ogarnął niepokój.
Wszystko działo się szybko - Atera wyszła i zaczęła biczować Strikera. Kiedy bat po raz pierwszy uderzył go po plecach, imp upadł na kolana, łzy zmoczyły podłogę. Kolejne ciosy cięły ramiona i plecy nastolatka, krew zbrukała podłogę.
-p...proszę!d...dość
Powiedział przez łzy.









[623 słowa, ten rozdział kródszy, ale myślę, że treściwy-Amirart000]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro