Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziła się, kiedy pierwsze promienia słońca wpadały przez okno. Zmrużyła delikatnie powieki i mocniej wtuliła głowę w poduszkę. Słodki zapach pościeli delikatnie podrażnił jej nos. W tym samym momencie usłyszała za sobą szelest pościeli, a po chwili na jej biodrze zacisnęła się czyjaś dłoń.

Evelyn Harrington uniosła gwałtownie głowę i odwróciła się, tym samym spoglądając na śpiącego obok niej mężczyznę. Jego palce nadal zaciskały się na jej skórze, ale mimo to wyraz jego twarzy pozostał spokojny. Kobieta wstrzymała powietrze w płucach, jeszcze raz przyjrzała się nieznajomemu i zerwała się z miejsca, by jak najszybciej opuścić obce pomieszczenie, w którym wylądowała na całą noc.

Dopiero co pluła sobie w brodę, by nie przesadzać z alkoholem na imprezach, a obecnie wszystkie jej obawy się potwierdziły. Z irytacją i jeszcze większym gniewem szybko zeskanowała wzrokiem sypialnię, w której spędziła ostatnie kilka godzin. Naciągnęła na ramiona materiał kołdry, po czym obróciła się wokół własnej osi i zmrużyła oczy. Miała na sobie bieliznę, ale poza tym wszystkie jej ubrania zniknęły. Na podłodze przy drzwiach leżały jedynie jej czarne szpilki.

Evelyn obrzuciła mężczyznę jeszcze jednym spojrzeniem, ale jako iż spokojnie spał, nie zamierzała go budzić. Ruszyła w stronę wyjścia szybkim krokiem, zabrała przy tym parę szpilek i wyszła na korytarz, zamykając drzwi z cichym kliknięciem. Serce uderzało jej w klatce piersiowej dwa razy mocniej niż normalnie. Gdy zorientowała się, że tak naprawdę nie wie, gdzie jest, co robiła dzisiejszej nocy i jak do tego doszło, że wylądowała w obcym mieszkaniu, z trudem powstrzymała się od wiązanki przekleństw, która osiadła na jej języku. Blondynka wypuściła ciężko powietrze z płuc i ruszyła w stronę kolejnego pokoju, łudząc się tym samym, że zniknie z tego miejsca jak najszybciej.

– Cholera – szepnęła zachrypniętym głosem, kiedy zatrzymała się na środku przestronnego salonu. Szary wystrój wnętrza i półmrok jedynie spotęgował widok, który rozpościerał się przed nią. Znajdowała się na jednym z najwyższych pięter wieżowca i miała przed sobą obraz Nowego Jorku, który dopiero budził się do życia. Wschodzące słońce przedzierało się przez wysokie budynki, a jego promienie oślepiały ją na tyle, że znowu poczuła tępy ból głowy.

Nigdy więcej nie piję, obiecała sobie samej, jednocześnie wiedząc, że nigdy tej obietnicy nie dotrzyma. Rozejrzała się po salonie połączonemu z kuchnią i aż się skrzywiła, gdy dostrzegła przewróconą butelkę wina na ziemi. Podniosła ją, szybko przeczesując wzrokiem pokój, a jej oczy błysnęły, gdy na podłodze tuż przy drzwiach dostrzegła swoją czerwoną sukienkę.

– Mam twój płaszcz.

Evelyn zamarła wpół kroku i zacisnęła usta, kiedy za jej plecami rozległ się męski, zachrypnięty głos. Obróciła się na pięcie i nadal z cholerną kołdrą na ramionach spojrzała na mężczyznę, który stał w progu. Ich spojrzenia się skrzyżowały, a blondynka powoli zadarła podbródek.

– Dziękuję – mruknęła pełnym napięcia głosem i uśmiechnęła się słabo, podchodząc do niego. – I przepraszam – dodała już ciszej, odbierając od niego płaszcz. Mężczyzna był o wiele wyższy od niej, a jego ciemne, wręcz czarne włosy były zmierzwione. Miał intensywnie niebieskoszare oczy, których spojrzenie przeszyło ją na wskroś. Może była to wina obecnej sytuacji, a może wypitego w nocy alkoholu, ale Evelyn zabrakło słów, gdy na niego patrzyła.

– Nie masz za co przepraszać – odpowiedział, uśmiechając się łagodnie. – Tam jest łazienka. Gdybyś chciała wziąć prysznic...

– Właściwie tylko się przebiorę – przerwała mu wpół zdania i zerknęła na niego raz jeszcze. Musiała się upewnić, czy jej podejrzenia były słuszne, ale gdy dostrzegła jego grafitowe oczy, jej gardło zacisnęło się ostrzegawczo. – Zaraz wracam – dodała i ruszyła we wskazanym przez niego kierunku. Weszła do środka, zapalając światło i zamknęła za sobą drzwi. Dopiero wtedy odważyła się nabrać nieco więcej powietrza do płuc, choć jej mięśnie nadal były napięte. Nienawidziła takich sytuacji. W momencie, w którym musiała się mierzyć z człowiekiem sam na sam i znosić niezręczność, jaka się wtedy pojawiała, najchętniej od razu zniknęłaby na zewnątrz. W ramach jakiejkolwiek kultury musiała jednak zacisnąć zęby i postarać się wyjść z tego z klasą. Nie było to łatwe, gdy nadal nie wiedziała, co wydarzyło się w nocy i w jaki sposób znalazła się w mieszkaniu tego mężczyzny.

Okazało się to jeszcze trudniejsze, kiedy nałożyła na siebie czarną sukienkę, ale zamek przestał z nią współpracować. Nie mogła go zapiąć, więc szarpała za suwak przez dobre kilka minut, przeklinając w głowie całą tą cholerną sytuacją. Miała ochotę jednocześnie zapaść się pod ziemię i uciec jak najdalej, a czekający na nią mężczyzna w salonie wcale tego nie ułatwiał.

– Może jednak odpuszczę sobie kilka następnych imprez – syknęła do siebie samej, jeszcze raz starając się zapiąć sukienkę. Odpuściła jednak, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Evelyn wyprostowała się i zacisnęła zęby.

– Wszystko w porządku? – Dotarł do niej stłumiony głos mężczyzny. Blondynka na moment zacisnęła powieki, po czym jeszcze raz zapytała w myślach, komu tak bardzo podpadła, że skazał ją na taki los. Przełykając własną irytację i godność (którą prawdopodobnie tej nocy już straciła), otworzyła drzwi i wyjrzała przez szparę między futryną a wejściem. Tym samym ponownie spojrzała na przystojnego mężczyznę, który obdarzył ją opanowanym wzrokiem. Wyglądał na wręcz zmęczonego, gdy ona w środku starała się zapanować nad własnymi emocjami.

– Mógłbyś mi pomóc? – zapytała. – Już raczej gorzej być nie może, a nie mogę zapiąć sukienki – wyjaśniła, wpuszczając go do jego własnej łazienki. Czarnowłosy w milczeniu do niej podszedł. Starał się jej nie dotykać, ale mimo wszystko poczuła na swojej skórze jego palce i ponownie przeszył ją dreszcz. Dotyk był niewinny, ale szybko zamącił jej w głowie i Evelyn musiała zacisnąć zęby, by się skupić.

– Zamówię dla ciebie taksówkę – powiedział, nieznacznie się nachylając, by dopiąć zamek. Był od niej znacznie wyższy i gdy spojrzała na niego w lustrze, dostrzegła, jak drobna się przy nim wydawała. Mężczyzna zdążył przebrać się w szare dresy i czarną koszulkę, która podkreślała jego szerokie, umięśnione ramiona. Evelyn w końcu oderwała od niego wzrok i podziękowała mu po raz kolejny.

– Powinnam już iść – wychrypiała, odwracając się w jego stronę. Zorientowała się, jak mała odległość ich dzieliła i cofnęła się o krok, spoglądając mu prosto w oczy. Bijące od niego ciepło sprawiło, że na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.

– Zmarzniesz. – Zauważył nagle, wyglądając przez okno. – Zamówię taksówkę i dam ci coś do ubrania.

– Nie trzeba. – Uniosła głowę, ale czarnowłosy ruszył już w obcym jej kierunku. Evelyn ponownie rozejrzała się po pomieszczeniu. Próbowała nie myśleć o tym, co mogło wydarzyć się w nocy. Naprawdę próbowała. Ale fakt, że nic nie pamiętała, jedynie wzmagał jej frustrację.

Obudziła się przy boku obcego mężczyzny w samej bieliźnie. Miała ochotę uderzyć głową w ścianę i wymazać ten dzień z pamięci.

– Pozwól, że przynajmniej w taki sposób ci to wynagrodzę. – Dobiegł do niej jego stłumiony głos, kiedy zniknął za drzwiami. Zagryzła nerwowo wargę i w końcu ruszyła w jego stronę. Jej kroki były ciche, ale czuła w uszach szum własnej krwi. Jej serce po raz kolejny zdradziecko przyspieszyło. Skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej, by choć trochę uspokoić drżenie własnych rąk.

Kiedy stanęła w progu, jeszcze raz mu się przyjrzała. Był wysokim, umięśnionym mężczyzną o czarnych włosach. Jego wyraźnie zarysowana szczęka i kilkudniowy zarost przykuwały uwagę, tak samo jak wąski, prosty nos i pełne usta. Evelyn przełknęła powoli ślinę, obserwując jego napinające się przy ruchu ramiona. Wyciągnął z szafy czarną marynarkę i szarą, nakładaną przez głowę bluzę. Evelyn przyjrzała się obu rzeczom i wyciągnęła dłoń w kierunku bluzy. Zmięła w palcach jej miękki materiał i szybko ją na siebie nałożyła. Uniosła lekko brew, kiedy bluza dosięgła do połowy jej ud, niemal zasłaniając przy tym czarną sukienkę.

– Dziękuję – powiedziała i uniosła głowę. Spostrzegła, że jej się przygląda i przestąpiła z nogi na nogę. – Widziałeś może gdzieś moją torebkę? – spytała.

Kąciki jego ust uniosły się ku górze, a w jego oczach błysnęło rozbawienie.

– Pomogę ci szukać – zaoferował i skinął głową na korytarz. Wyczuła za sobą jego obecność, kiedy ponownie przekroczyła próg. Spuściła wzrok na swoje bose stopy i odetchnęła. Towarzyszący jej mężczyzna był kimś, przy kim nigdy nie powinna się znaleźć.

Starała się podwinąć o wiele za długie rękawy bluzy, w których bez problemu mogła ukryć całe dłonie. Splotła swoje włosy w niechlujnego koka i rozejrzała się po mieszkaniu raz jeszcze. Wnętrze apartamentu było utrzymane w stonowanych barwach.

– Mam torebkę. – Usłyszała z kuchni jego ochrypły głos i wsuwając niezdarnie buty na stopy, ponownie skierowała się w jego stronę. Szpilki zaczęły stukać o drewniane panele. Zatrzymała się w kuchni i otaksowała go jeszcze raz spojrzeniem.

– Jeszcze raz bardzo przepraszam – powiedziała, spoglądając mu prosto w oczy. – Oddam bluzę, jak tylko...

– Nie przejmuj się. – Machnął ręką, a ona zacisnęła usta i powoli skinęła głową. – Trzymaj. – Podał jej małą, czarną torebkę. Podziękowała mu uśmiechem i na szybko sprawdziła, czy wszystko się w niej znajduje. Kiedy upewniła się, że nic w niej nie brakowało, wyciągnęła z kieszeni telefon. Starała się go włączyć, ale szybko zorientowała się, że był rozładowany. Zacisnęła usta i narzuciła na ramiona płaszcz. Bluza, którą podarował jej mężczyzna, kompletnie nie pasowała do reszty jej ubrań, ale to była ostatnia rzecz, o której obecnie myślała. Chciała jak najszybciej wrócić do swojego mieszkania i zapomnieć o wszystkim, do czego tutaj doszło.

– Powinnam już iść – powiedziała, na co powoli przytaknął, nadal nie odrywając od niej wzroku. – Dziękuję – dodała szczerze, dziękując tym samym raz jeszcze.

– Nie ma za co. – Uśmiechnął się. Obdarzyła go jeszcze jednym spojrzeniem, po czym ruszyła w stronę wyjścia szybkim krokiem w za dużej, szarej bluzie i czarnych szpilkach. Miała ochotę pokręcić jeszcze raz z niedowierzaniem głową, ale zdecydowanie miała już dość atrakcji na dziś. Zacisnęła palce na klamce i wyszła z mieszkania, do końca mając jednak wrażenie, że czarnowłosy przez cały czas ją obserwował.

Weszła do windy i wcisnęła przycisk na parter. Dopiero kiedy drzwi się zasunęły, Evelyn oparła się o lustro i głęboko odetchnęła. Nigdy w życiu nie przypuszczałaby, że impreza, na którą poszła, skończy się w taki sposób. Jej przerażenie potęgował jednak fakt, że doskonale znała mężczyznę, u którego boku obudziła się dzisiejszego poranka. Może i on jej nie rozpoznał, ale ona wiedziała, kim jest i to stresowało ją o wiele bardziej.

Chwilę później wyszła z budynku i odetchnęła chłodnym, mroźnym powietrzem. Faktycznie bluza od czarnowłosego uchroniła ją przed zimnem. Evelyn szybko wyłapała wzrokiem taksówkę, po czym ruszyła w jej stronę, odgarniając przy tym niesforne kosmyki włosów z twarzy.

– Dzień dobry – przywitała się, choć jej głos był o wiele bardziej zmęczony niż jeszcze przed chwilą. Zapięła drżącymi dłońmi pas i podała taksówkarzowi adres zamieszkania. Kiedy tylko samochód ruszył, Evelyn oparła głowę o oparcie i z ulgą wypuściła powietrze z płuc. Chciała, żeby cały dzisiejszy poranek poszedł w niepamięć, a tym bardziej, by noc, której nie pamiętała, nigdy się nie wydarzyła.

Naiwne życzenia czasami miały jednak najbardziej gorzki smak.

I może gdyby stało się to z przypadkowym człowiekiem, blondynka szybko by o tym zapomniała. Miała jednak świadomość tego, że pracowała w kancelarii.

A mężczyzna, u którego boku się obudziła, nazywał się Ryan Ashrever i był jednym z najbardziej znanych prawników w tym mieście.

sztambuch

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro