Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po godzinie dziewiętnastej zrobiło się już spokojniej. Evelyn podpisywała właśnie ostatnie papiery, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Uniosła głowę, by zaprosić do środka tego, kto czekał na korytarzu. Nie zdążyła jednak nawet się odezwać, bo drzwi otworzyły się gwałtownie i do środka wparowała Victoria. Blondynka uniosła powoli brew i przyjrzała się jej pospiesznym krokom. Kobieta usiadła naprzeciwko niej i przysunęła się, jak gdyby jej życie zależało od ich rozmowy.

– Co się stało? – spytała Evelyn, spoglądając na swoją przyjaciółkę.

– Pamiętasz, jak opowiadałam ci o tym Ryanie, który wygrał ostatnio jedną z większych spraw? – zapytała, a blondynka zmrużyła lekko oczy i szybko zapanowała nad emocjami, które poczuła na wspomnienie o mężczyźnie. – Musisz pamiętać.

– Pamiętam – przytaknęła blondynka. – I co w związku z tym? – zapytała ostrożnie.

– A pamiętasz, jak mówiłaś, że doceniasz spotkania z bardziej znanymi prawnikami i zawsze się czegoś od nich uczysz? – I to właśnie pytanie sprawiło, że Evelyn zamarła w miejscu, a w jej oczach pojawiło się zrozumienie. Niestety, jej przyjaciółka nie była świadoma tego, co wydarzyło się po ostatniej imprezie i gdzie tak naprawdę blondynka wylądowała na całą noc. To sprawiło, że wizja spotkania z tak znanym prawnikiem była dla niej idealnym pomysłem, ale Evelyn... Cóż, Evelyn skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie poczuła przerażenia na samą myśl o skonfrontowaniu się z Ryanem raz jeszcze.

– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł – powiedziała w końcu wolno. – Posiadam tą kancelarię od ponad roku, Victoria. Wystarczająco dużo nauczyłam się przez ten czas.

– Za późno – odparła na to. – Czeka na ciebie na korytarzu.

Evelyn poderwała gwałtownie głowę do góry i spojrzała na Victorię z szokiem błyszczącym w jej jasnoniebieskich oczach.

– Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? – zapytała ostro. – Victoria...

– Przestań tak na mnie patrzeć i zacznij chociaż trochę tryskać entuzjazmem, bo inaczej zrobi mi się głupio – powiedziała, na co Evelyn nabrała nieco więcej powietrza do płuc i zacisnęła usta. – No widzisz, od razu lepiej jak nie masz o nic pretensji. To ja go zaproszę, a ty spróbuj się chociaż trochę uśmiechnąć.

W odpowiedzi blondynka posłała jej zirytowane spojrzenie i skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej. Victoria zachichotała cicho pod nosem, najwyraźniej rozbawiona jej reakcją i bez zastanowienia wyszła z gabinetu. Evelyn nie wiedziała, co powinna zrobić. Jeśli Ryan faktycznie czekał na zewnątrz i jeśli naprawdę mieli się spotkać, musiała w porę zapanować nad gniewem. Może nie rozpoznał jej tego feralnego poranka, ale czy naprawdę nie domyślił się, że to ona była tą prawniczką, która zyskała w tym roku rozpoznawalność? Blondynka westchnęła z rozdrażnieniem i poprawiła poły czarnej marynarki, którą na sobie miała. Wstała z miejsca i ruszyła do wyjścia z myślą, że powinna przywitać go jako pierwsza, choć poczuła znajomy ucisk w klatce piersiowej.

Otworzyła drzwi i wyjrzała na zewnątrz. Powoli zadarła podbródek, kiedy tylko dostrzegła go na korytarzu.

Mogła się spodziewać, że będzie wyglądać perfekcyjnie. Jego czarne włosy były delikatnie zaczesane. Szybko dostrzegła jego przenikliwe, niebieskie spojrzenie i pewność z jaką się poruszał. Miał na sobie czarny płaszcz, który jedynie uwypuklał jego wysportowaną sylwetkę. Przez szyję przewiązał kaszmirowy szalik w tym samym, ciemnym odcieniu i szedł w jej stronę tak, jak mógł iść jeden z najlepszych prawników – pewnie, z dozą nonszalancji i ostrym, wręcz obezwładniającym spojrzeniem.

Evelyn wyszła mu na przekór, robiąc kilka kroków do przodu w wysokich, czarnych szpilkach. Uniosła głowę, pozostając niewzruszoną i otaksowała go spojrzeniem swoich błękitnych oczu. Ani na moment nie odwróciła wzroku, choć oboje patrzyli teraz na siebie bez słowa, a mężczyzna zmniejszał dzielącą ich odległość. Blondynka z irytacją zacisnęła zęby i stuknęła obcasem o podłogę. W tym samym momencie na ustach Ryana pojawił się, leniwy, wręcz zimny uśmiech. To było pierwsze ostrzeżenie, na które powinna była zwrócić uwagę.

– Pan Ashrever – powiedziała chłodno i zachowała należyty dystans między nimi. – Nie spodziewałam się pana w mojej kancelarii – dodała, wyciągając dłoń, którą mocno uścisnął. Stojąca obok niego Victoria uśmiechnęła się z zadowoleniem.

– Słyszałem o pani sukcesach wystarczająco dużo, żeby wiedzieć, że do spotkania z panią musiało dojść – odpowiedział na to, a ona lekko zacisnęła usta. Dupek, pomyślała, ale obdarzyła go nieszczerym uśmiechem i wskazała na wejście do gabinetu.

– Zapraszam. Porozmawiamy na osobności – odparła, ale mimo to Ryan wpuścił ją do pomieszczenia jako pierwszą. Evelyn powstrzymała się przed jakąkolwiek reakcją i zajęła miejsce za biurkiem, tym samym wygodniej rozpierając się na fotelu. Victoria zamknęła za nimi drzwi, a mężczyzna w milczeniu przemierzył dzielącą ich odległość i usiadł na krześle po drugiej stronie blatu.

Nigdy w życiu nie pomyślałaby, że dojdzie do sytuacji, w której Ryan Ahsrever będzie goszczony przez nią w jej własnej kancelarii. Słyszała o jego sukcesach i wygranych sprawach od naprawdę dawna. Tym samym przez większość czasu nie wierzyła, że kiedykolwiek stanie na równi z nim. A mimo to siedział teraz naprzeciwko niej z tym samym przenikliwym spojrzeniem, a ona była z nim na równi.

– Czyli jednak mnie poznałeś – zaczęła niewinnie, splatając dłonie i delikatnie nachylając się w jego stronę. Ryan uśmiechnął się lekko.

– Ciężko nie poznać tak znanej kobiety we własnym łóżku – odparł, na co zmrużyła z irytacją oczy. – Choć najwyraźniej musiałaś być mocno skacowana, skoro zapomniałaś się przywitać.

– Gdybyś spojrzał na siebie w lustrze, zastanowiłbyś się, kto tak naprawdę poczuł skutki alkoholu.

– Mam nadzieję, że bluza się przydała – powiedział niewzruszony.

– Obeszłoby się bez – skwitowała prosto. Ryan śledził ją spokojnie wzrokiem, a ona czuła się coraz bardziej zmęczona jego spojrzeniem. Czy na rozprawach patrzył na swoich przeciwników w ten sam sposób? Evelyn musiała przyzwyczaić się do swojej nowej roli i pewność siebie zbudowała wraz z remontem kancelarii, którą teraz posiadała. Nie przyszło jej to łatwo, ale on wyglądał tak, jak gdyby urodził się z wrodzoną szarmanckością i pewnością siebie. Może właśnie ta myśl sprawiła, że jego obecność zirytowała ją jeszcze bardziej. – Czego właściwie oczekujesz po naszym spotkaniu?

Ale mężczyzna jedynie wzruszył ramionami.

– Może to ciekawość. A może chciałem sprawdzić, dlaczego informacje o tobie wyskakują mi nawet z lodówki – sarknął. Uśmiechnęła się.

– Jesteś zazdrosny? – zakpiła.

– Ludzie w tej branży zmieniają się cały czas, ale ty mimo wszystko pniesz się na samą górę. Nie możesz mieć mi za złe, że chciałem sprawdzić, do czego jesteś zdolna – odparł na to tym samym tonem.

– Schlebiasz mi, przyznając się, że poczułeś zagrożenie – odpowiedziała. Ich spojrzenia ponownie się skrzyżowały.

– A może przyjechałem, żeby sprawdzić, czy boisz się mnie nadal tak samo?

Na jego słowa Evelyn parsknęła z kpiną i spojrzała na niego z niedowierzaniem. Ryan wpatrywał się w nią pewnie i nawet nie drgnął pod jej rozbawionym spojrzeniem.

– Bać się? Ciebie? – prychnęła. – Niedoczekanie.

– Twoja przyjaciółka dopiero co wspominała, że o mnie rozmawiałyście – odparł, na co powoli zacisnęła usta. Nie oderwała jednak od niego wzroku. Mimo że doskonale wiedziała, kto postanowił ją odwiedzić i siedział naprzeciwko niej, zbyt długo walczyła z własnymi słabościami, by teraz tak po prostu ugiąć się pod jego spojrzeniem.

– Musisz mieć naprawdę wysokie ego, jeśli myślisz, że kiedykolwiek się ciebie obawiałam. – Szybko przejęła pałeczkę, patrząc na niego z wyzwaniem w niebieskich, błyszczących oczach. – Jeśli przyszedłeś tutaj, żeby wypomnieć mi, jak wiele osiągnąłeś w porównaniu do mnie to... Tam są drzwi.

Kiwnęła głową w stronę wyjścia, dobitnie dając znać, że nie ma zamiaru być przez niego poniżana. Ryan wyglądał jednak tak, jak gdyby spodziewał się po niej takiej reakcji. To rozzłościło ją jeszcze bardziej, ale ugryzła się w język, nim wypowiedziała słowa, których później by żałowała.

– Evelyn – zaczął, a jego imię zabrzmiało słodko w jej ustach. – Nie przyszedłem tutaj po to, by ujmować ci talentu lub poniżać stanowisko, które zajęłaś. Przyszedłem, ponieważ na ostatniej imprezie wielu moich znajomych zachwalało twoje sukcesy. A ja potrzebuję kogoś, kto zna się na prawie równie dobrze, a może i lepiej.

Evelyn znieruchomiała. Przypatrywała mu się przez chwilę bez słowa, a Ryan czekał, aż przyswoi wszystko, co właśnie jej powiedział. Blondynka lekko przechyliła głowę, gdy kąciki jego ust uniosły się w łagodnym uśmiechu.

Na pewno nie tak wyobrażała sobie konfrontację z najlepszym prawnikiem w tym mieście.

– To znaczy? – mruknęła, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Ryan sięgnął po aktówkę, którą przyniósł tutaj ze sobą i otworzył ją płynnym ruchem. Evelyn przypatrywała mu się nieruchomo, czekając aż pokaże jej to, co kryło się w środku. Mężczyzna wyciągnął czarną teczkę, którą położył na jej biurku i przesunął w jej stronę. Ani na moment nie oderwał od niej spojrzenia, a ona obdarzyła go tym samym, chłodnym wzrokiem i przyjęła podane przez niego dokumenty. – Co to? – zapytała w końcu, otwierając teczkę i przeglądając przygotowane przez niego papiery.

– Jestem w trakcie obrony mojej klientki – odpowiedział spokojnie i nabrał powietrza do płuc. – Ale napotkałem pewne problemy i pomyślałem, że możesz mi z nimi pomóc.

Przeczytała pierwsze akta, które je podał, po czym uniosła na niego wzrok. W jej niebieskich oczach pojawił się błysk, jak gdyby nie dowierzała w to, co do niej mówił. Uniosła lekko brew, po czym odłożyła kartki na blat i przysunęła w jego stronę.

– Dlaczego ja? – mruknęła, krzyżując z nimi spojrzenie.

– Ponieważ zwróciłaś moją uwagę.

Zacisnęła zęby na jego pewną odpowiedź i lekko pokręciła głową. Może i jeszcze kilka lat temu była zachwycona jego stanowiskiem, ale teraz miała przecież to samo. Nie mogła patrzeć na niego przez pryzmat tego, co widziała w przeszłości.

– Myślę, że znajdziesz kogoś lepszego na moje miejsce – odparowała prosto i skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej. Ryan westchnął cicho, ale żadne emocje nie pojawiły się w jego spokojnych, grafitowych oczach. – I przestań tak na mnie patrzeć – dodała cicho.

– Jak? – zapytał.

– Jak gdybyś wiedział, że mimo wszystko się zgodzę – mruknęła. Na jego usta wpłynął leniwy uśmiech.

– A mylę się?

sztambuch

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro