Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Florence

Dzień po tej cholernie ulewie, przez którą zmuszona byłam zobaczyć klatę Harrego, znowu lało.

Lało zdecydowanie mocniej niż wczoraj, więc tym razem nie byliśmy tacy głupi i żadne z nas nie proponowało wycieczki chociażby na ogródek.

Zamiast tego, Harry stwierdził, że kreatywnie spędzi czas w domu, cytuję '' A ty zajmij się babskimi rzeczami, zrób sobie maseczkę albo wyczyść klozet''. Poszłam za jego radą i zrobiłam coś pożytecznego, zajebiście smaczny obiad.

Deszcz obijał się o dach domu jak i o okna czy betonową posadzkę dookoła, dając przy tym głuchy odgłos. Piękny odgłos. Kocham kiedy pada deszcz, wtedy umysł wydaje się taki oczyszczony. Dobrze mi się gotuje w deszczu, więc idąc za tą myślą, zajęłam się obiadem. A co mogłoby być lepszego na obiad niż gorący, panierowany kurczak w sosie z majonezu, keczupu, czosnku, cebuli i pomidora?

Nic. Dosłownie nic.

Moje myśli odpłynęły daleko. Nie wiem nawet o czy nie ucięłam sobie palca podczas krojenia produktów, bo nawet nie rejestrowałam tych ruchów.

Myślałam... Właśnie,o  czym ja myślałam?

O tym, czemu Harry jest w moim domu? O tym, czemu przez jego obecność, na moim ciele są ciarki? Czy o tym jak szybko i z jaką łatwością Harry wyparł z mojej podświadomości przysięgę, bym go nienawidziła?

–Co tak pachnie?

Odrzuciłam nóż gdzieś w przód z przestrachu. Tak sie zamyśliłam, że nie zauważyłam, że Harry zszedł na dół, że skończył już swoje sprawy na laptopie. (Tak. Przywiózł tu sobie laptopa.)

–Obiad–mruknęłam. –Jak co dzień.

–A ty jak co dzień musisz udawać, że mnie tu nie chcesz–zaśmiał się i kiedy oparł swoje plecy o blat obok mnie, zabrał kawałek pomidora z naczynia żaroodpornego.

–Odliczę ci tego pomidora od porcji jaką ci nałożę– zaśmiałam się, odwracając się by tego nie widział. Jednak widział i napewno słyszał. Szlag.

–Mogę trochę schudnąć, jeśli zaśmiejesz się do mnie jeszcze raz–szepnął.

–Daruj sobie, Harry–prychnęłam, znów przyjmując obronną postawę. –To nie żadna gra "Coś za coś".

Już miał się odezwać. Widziałam, że otwiera usta, ale telefon w jego kieszeni zaczął wydawać dźwięk przychodzącego połączenia. Bosymi stopami zaczął iść w stronę korytarza, zanim jeszcze wyciągnął telefon już go nie było.

Na szczęście nie poszedł daleko. Stanął w przedsionku.

–Mówiłem, że zadzwonię, gdy będę miał czas–powiedział od razu. W czasie kiedy osoba po drugiej stronie linii mówiła, on milczał. –Nie mogę teraz przyjechać. Jestem prawie 60 kilometrów od ciebie, Meghan. Przyjadę jutro, najwcześniej mogę być wieczorem–gdy rozmówca Harrego odpowiadał, we mnie uderzyła myśl : "To on chcę tu siedzieć do jutra?" – Tak, Meghan. Nic mi nie jest, po prostu dużo pracuję...

Biorąc pod uwagę fakt, że imię Meghan kojarzy mi się tylko ze zdradą i łącząc wątki, zrozumiałam, że Meghan, musi być kobietą, którą wybrał Harry.

I o ile do tego nie miałam prawa się wtrącać, to do tego, że perfidnie ją oszukuje, już mam prawo. Żadna kobieta nie zasługuje na coś takiego, a już napewno nie taka osoba jak Meghan, z opisu jaki podał mi Harry.

Dobra, czuła, z sercem na dłoni, pomocna.

O nie, Harry. Nie oszukasz jej.

–Przepraszam– odwróciłam głowę w stronę Harrego, który wszedł znów do kuchni. –Z pracy.

–A gdzie ty pracujesz, Harry? Bo w sumie chyba mi o tym nie mówiłeś–zagaiłam.

–Chcesz słuchać o tym co robię? To nudne, Florence. Zajmuję się nieruchomościami–odpowiedział. Stał teraz przy blacie na którym ja przygotowywałam obiad i spojrzał na mnie... Znacząco.–Sprzedaję małe domki, kupuję, wymieniam i tak w kółko. Ale nie zajmuje mi to zbyt dużo czasu, więc moje życie nie kręci się wokół pracy.

–Skoro nie zajmuje ci to wiele czasu– zaczęłam –to dlaczego Meghan wierzy ci, że jesteś w pracy, za każdym razem gdy jesteś u mnie? Czyli codziennie, chciałabym zaznaczyć.

–Proste. Zależy mi na tym żeby tu z tobą być, żebyś zauważyła jak poświęcam się by zdobyć twoje wybaczenie– powtórzył dokładnie to samo co kilka dni temu. – Nie robię przy tym niczego złego, Meghan mi ufa, więc nie musi o tym wiedzieć.

–Szczerość to podstawa, twoje motto– prychnęłam. Odwróciłam wzrok od chłopaka i znów zajęłam się obiadem.– Jeśli Meghan dowiedziałaby się, że cały ten czas, kiedy mówiłeś jej, że jesteś w pracy, tak naprawdę byłeś u mnie, to co by zrobiła? – zapytałam z ciekawości.

Nie kreowałam żadnego szatańskiego planu, zemsty czy czegoś podobnego. Byłam ciekawa jak daleko zajdzie ta cała Meghan, jeśli tak kocha Harrego i jest taką dobrą kobietą.

–Nie wiem. Zapewne przeprowadziłaby ze mną godzinną rozmowę o tym jak się na mnie zawiodła, jak straciłem jej zaufanie i jak długo będę musiał je odbudowywać, a potem zaproponowałaby, żebyśmy zaprosili cię na obiad–wzruszył ramionami.

–Zaprosili mnie na obiad?–powtórzyłam prychając. Zaprzestałam swoich czynności dochodząc do wniosku, że obiad zaczeka. –Uważasz, że Twoja obecna kobieta, ta z którą mnie zdradzałeś i dla której odeszłeś, nie miałaby nic przeciwko żebym zjadła z wami obiad?

–Tak. Tak uważam. Jak już mówiłem, Meghan ma serce na dłoni i wierz...

–Słyszysz siebie!? –przerwałam mu. Harry zdziwiony moim wybuchem wyjął nóż z mojej ręki, którą zaczęłam machać. –Nie dźgnę cię, nie bój się. Po prostu taki z ciebie egoista, że ledwo to można wytrzymać!

–Egoista? Co jest we mnie z egoisty?

–Harry! Sądzisz, że z przyjemnością zjadłabym z twoją narzeczoną kolację!? Cokolwiek, choćby jebane gofry!?– wykrzyknęłam, czując jak złość we mnie zaczyna wrzeć. – Nie mam zamiaru nawet na nią patrzeć, do cholery.

–Ona ci nic nie zrobiła. Jeśli masz kierować na kogoś swój gniew, to już Ci mówiłem...

–Właśnie że zrobiła! –krzyknęłam. Oparłam ręce o mokry blat i wzięłam głęboki oddech. –Wiesz co zrobiła? - warknęłam. –Zabiła mi córkę. –kiedy w moich oczach pojawiły się łzy, już nie tłumiłam w sobie emocji. Pseudonim jaki nadało mi społeczeństwo wokół, utożsamiało mnie z burzą emocji i jak najbardziej się z tym zgadzałam. –Nie było cię obok mnie, żebyś trzymał Rosie! Nie było cię żebyś mógł ją przełożyć, by była daleko od rozpędzonego auta! Nie było cię, Harry, żebyś chociażby naprawił szkody i zabrał to jebane drewno z posesji! I to ona jest temu wszystkiemu winna– szepnęłam ostatnie zdanie. – Gdybyś jej nie poznał, nie zakochałbyś się w niej, nigdy byś nie odszedł, nigdy byś nie zostawił mnie samej i trzymałbyś rączkę Rosie, Harry.

Spojrzałam na chłopaka ostatni raz, zanim łzy zalały mi widok. Otarłam mokre krople wierzchem dłoni i widząc już wszystko dookoła, ruszyłam do wyjścia z kuchni. Niestety tylko ruszyłam, bo nie dane mi było zrobić chociażby trzech kroków. Ręce Harrego złapały moje i lekkim szarpnięciem spowodował, że moje ciało wbiło się w jego. Uderzyłam w niego z taką siłą, że lekko się odbiłam, ale ręce chłopaka ciasno owinęły się wokół mnie.

–Tak strasznie cię przepraszam–szepnął.

On... Płakał?

–Powinienem przy niej być. Nigdy nie powinienem być skurwielem, który cię zostawił, bo byłaś dla mnie całym światem. Nie mam pojęcia co mi odjebało, że spotkałem się z Meghan, ale wiedz, że do końca życia będę tego żałował–Harry złapał moją twarz w dłonie i kciukami starł spływające po niej łzy.–Do końca życia będę się nienawidził za to, że jej nie poznałem, że mnie przy niej nie było i że mogłem zapobiec temu co się stało! Ale niczego już nie zrobię i prócz przysięgniecia ci, że cierpię przez to równie jak ty, niczego nie mogę zrobić– nie miałam siły by zrobić tak upragniony krok w tył. By znaleźć się daleko od Harrego w strefie komfortu, który nie byłby zmącony jego zapachem, dotykiem czy widokiem. Nie potrafiłam nawet odwrócić od niego wzroku.

–Byłam z tym wszystkim sama– szepnęłam. Powiodłam wzrokiem za łzą, która spłynęła z policzka chłopaka i rozbiła się gdzieś na dole, skapując z brody. –Nie było nikogo, kto zabrałby ten ból. Nic nie pomagało. Potem nadszedł jej pogrzeb, załamałam się kompletnie. Dopóki... Dopóki nie widziałam, jak spuścili trumnę do dołu i zasypali ziemią, nie wierzyłam, że ona nie żyje, wiesz? – szepnęłam. –Zakodowałam sobie jakoś, że wróci do mnie za kilka dni albo kilka tygodni, ale kiedy zamknęli ją w trumnie... Zrozumiałam, że już naprawdę zostałam sama. Ciebie nie było od lat, nagle pozbawiono mnie jeszcze jej i..

–Cssiii– szepnął, ściskając mnie mocniej. Zacisnęłam ręce w piąstki na jego koszulce i pozwoliłam żeby wchłonęła moje łzy. –To musiało być straszne. Wybacz mi, że mnie wtedy z tobą nie było. Ale jestem teraz, zrobię wszystko czego potrzebujesz, Florence. Będę obok zawsze, będę Ci pomagał i pracował na to, byś mi wybaczyła choć w małej cząstce. Bym choć w jednym procenie mógł zabrać twój ból... Tylko... Daj mi wrócić, Florence.

Mój mózg niezbyt szybko zakodował to co mówił Harry, ale ostatnie zdanie wprawiło mnie w osłupienie na dość długo. 'Daj mi wrócić, Florence.'. Co to ma znaczyć?

–Masz teraz swoje życie– szepnęłam gdy gwałtownie odsunęłam się od chłopaka.– Nie wolno ci żyć w przekonaniu, że jesteś mi coś winny.

–Chcę Ci pokazać, że tego żałuję. Że gdybym wtedy spotkał tamtego dzieciaka, który cię zdradzał i zbierał się by cię zostawić, uderzyłbym go tak mocno, żeby mózg mu się obrócił i zrozumiał, że to najgłupsza decyzja jaką może podjąć–szepnął. –Ale nie cofnę czasu, więc pozwól mi po prostu z tobą być. Obok ciebie. Gdybyś tego potrzebowała.

–Co z Meghan? Nie będę jej oszukiwać, Harry. Albo jesteś w związku z Meghan i nie spędzasz tu całych dni mówiąc, że pracujesz albo chcesz mi pomóc– szepnęłam. Odsunęłam się od chłopaka, by odwrócić się w stronę wyjścia z kuchni, ale zanim ją opuściłam, dodałam: – Albo ja albo Meghan. Nie oszukasz żadnej z nas, wybieraj–i wyszłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro