Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Specjalnie dla @Basta11pi ❤️😁

*Florence

Otworzyłam drzwi jeszcze zaspana, w końcu ktoś pukał do nich o 9.00 rano.

Odkąd... Odkąd jestem w domu sama, wstaje z łóżka późno, bo nie mam żadnych obowiązków. Nie mam o kogo się martwić. Nie mam kim się zająć.

–Harry? –zapytałam zdziwiona. Stanęłam za drzwiami, żeby ukryć swoją kusą piżamę przed mężczyzną i przed światem. –Co ty tu robisz do cholery?

–Wiem, że jestem ostatnią osobą, którą chcesz widywać co dzień, ale błagam cię, Florence. –zaczął, kiedy wszedł już do domu. –Daj mi szansę, pokazania ci, że nie jestem takim skurwielem, za jakiego mnie masz.

–Nie mam cię za skurwiela–prychnęłam, zamykając drzwi i odwracając się w stronę kuchni. Skoro już wstałam i będę musiała znosić to dziecię szatanów, potrzebna mi kawa. W chuj kawy–Mam cię za totalne zero, Harry. Na skurwiela, trzeba zasłużyć.

Wlałam wodę do czajnika, w tym czasie Harry przemierzył za mną krok w krok.

–Masz rację. Jestem totalnym zerem. Najgorszym sortem tego świata. Nigdy nie wybaczę sobie tego, że nie dociekałem co z tobą po naszym... Po tym jak cię zostawiłem– poprawił się. Jego obecność od tych kilku dni, zaczęła mi ciążyć, ale i była na porządku dziennym, więc teraz bez stresu wykonywałam kawę, jakby go tu nie było– Florence. Florence? Florence, do cholery!

–Co?! –wrzasnęłam odwracając się do niego z na wpół wypełnionym wrzącą kawą kubkiem. –Co mam Ci powiedzieć!? Cieszę się, że tu jesteś? Nie cieszę się! Cieszę się, że zrozumiałeś? Nie cieszę się! Czy, że cieszę się, że też cierpisz? Nie kurwa, nie cieszę się!– odstawiłem kubek z trzaskiem na blat i odwróciłam się do niego znów. –Kiedyś, przysięgłam sobie, że dowiesz się o niej i będziesz umierał z cierpienia. Ale ty tego nie robisz! Funkcjonujesz, Harry! –krzyknęłam z wyrzutem. –Żyjesz, potrafisz chodzić, jeść! Przemierzać dom za domem! Nie umierasz na każdym kroku, jak ja, a dowiedziałeś się zaledwie parę dni temu! Nie masz ochoty ze sobą skończyć, jak ja! Nie obwinaisz się, jak ja! Ty nawet nie płaczesz!

–Nie wiesz nawet ile wypłakałem łez przez te krótkie dni, Florence–warknął do mnie.–Nie wiesz jak boleśnie zniosłem fakt o śmierci Rosie! Nie wiesz jak to przeżyłem i jak próbuje to przecierpieć nadal! Wyobraź sobie jaki przeżyłem szok, dowiadując się w ogóle o jej istnieniu!

–Właśnie! Nie wiem! Bo nawet nie wyglądasz na załamanego! –prychnęłam.– Nie zachowujesz się jakby zmarła Twoja córka. Conajmniej jakby to był twój pieprzony pies.

–A co mam robić? Co mam robić, Florence? Wspominać ją?! –krzyknął znów, tym razem wyrzucając ręce w powietrze. –Chciałbym ją wspominać, ale prócz tych paru zdjęć w ramkach twojego domu, nigdy jej nie widziałem! Nigdy nie miałem szansy zobaczyć jej na żywo, dotknąć czy przytulić...!

–I to moja wina!? –rzuciłam wściekle.– Zarzucasz mi to, Harry?! Miałeś nas gdzieś! Mnie miałeś gdzieś! Kazałeś mi się od siebie odczepić w ciągu paru dni, żebym nie przeszkadzała tobie i twojej nowej szmacie!

–Nie nazywaj jej szmatą, Florence. Ostrzegam cię.

–Jesteś w moim domu, Harry– wycisnęłam przez zęby. –I tak samo jak ją mogę nazwać szmatą, tak ciebie mogę nazwać nic niewartym, bezuczuciowym, zdradliwym i zakłamanym chujem. I właśnie to kurwa zrobiłam.

Harry zamilkł. Odwróciłam od niego wzrok wściekła i dokończyłam robić kawy i wcisnęłam mu jeden kubek w ręce.

Nie wiem ile tak staliśmy, sącząc kawy. Wiedziałam, że oboje już skończyliśmy swoje napoje, ale żadne z nas się nie ruszyło, nie odezwało.

Aż do momentu, gdy Harry włożył kubek do zlewu.

–Wiem, że spieprzyłem, Florence–
szepnął, nawet na mnie nie patrząc. –I możesz wierzyć lub nie, ale kurewsko tego żałuję.

–Masz rację, nie wierzę–szepnęłam.

–Przecież znasz mnie. Nie chciałem nigdy niczyjej krzywdy–dodał. –Po prostu się zakochałem.

Moje serce zabiło podwójnie. Co ja mówię! Poczwórnie! Powstrzymałam napływające do oczu łzy.

–To naturalne–szepnęłam z sarkazmem.– Że jednego dnia z kimś jesteś, z kimś kogo kochasz całym sobą, komu poetyzujesz swoje wyznania miłości, a następnego dnia kochasz już kogoś innego na tyle mocno, że opuszczasz tę drugą osobę, mówiąc jej w chuj krzywdzące słowa przez jebany próg i wyjeżdżasz do innego miasta. To naturalne– powtórzyłam i usunęłam się z pola widzenia mężczyzny. –Daj mi proszę dziś spokój, Harry. Chciałabym w spokoju przygotować się do wizyty na cmentarzu.

Nie czekając na odpowiedź chłopaka, weszłam po prostu do swojej sypialni. Założyłam na siebie długą do połowy łydek, czarną sukienkę i zwykle sandałki. Zabrałam z portmonetki dokładnie 5 dolarów i 60 centów i zamknęłam je w ręce, która nie potrzebna mi była do otworzenia drzwi.

Minęłam Harrego na dole i wyszłam na dwór. Szłam wolnym krokiem ku bramom cmentarza.

*

–Nie sądziłam, że to kiedykolwiek się stanie, wiesz? –szepnęłam, kładąc na grobie Rosie świeże kwiaty. –A ty? Myślałaś, że jeszcze kiedyś go zobaczymy? Napewno nie myślałaś.

Uśmiechnęłam się w stronę grobu i usiadłam na ławce. Wpatrywałam się w wyryte literki i cyferki jak za każdym razem co kilka dni. Jakby miało to coś zmienić, jakby mój wzrok miał wyciągnąć moją córkę spod grobowej płyty.

–Nie mogę mu wybaczyć, Rosie– mówiłam dalej. –Oczywiście, że nie mogę mu wybaczyć. Gdyby wtedy nie odszedł, ty byś tu była. Kochałby cię, zajmował się tobą i żadna inna kobieta nie miałaby już dla niego znaczenia prócz nas dwóch– mój ton był niemal płaczliwy, gdy mówiłam o tym, czego wtedy tak cholernie potrzebowałam. – Byłybyśmy dla niego całym światem, trzymałby nas ciągle za ręce. Kierowca tego pieprzonego Chevroleta, gdy wjechał w naszą posesję, uderzyłby w pustą huśtawkę, bo by cię na niej nie było. Bo byłabyś na jego rękach, uważając go za swojego bohatera.

Zapłakałam głośno czując jak te słowa mnie przytłaczają. Jeśli ktoś kiedyś powiedział, że jest gorsze uczucie od straty dziecka, nigdy nie stracił dziecka. Nie ma i nigdy nie będzie gorszego uczucia na całym świecie, od uczucia, że zginęła ta osobą, którą przysięgałaś chronić. Którą przysięgłaś pielęgnować, uczyć, czynić dobrą. Której przysięgłaś pomogać. I której czystą przyjemnością było szarganie twoich nerwów i przyjmowałaś to z radością.

–Nigdy mu nie wybaczę, Rose– szepnęłam, spoglądając znów na grób.– Dlaczego bym niby miała? Bo o to prosi? Ja też go prosiłam. Prosiłam ze łzami w oczach. A on zamknął za sobą drzwi. Myślisz, że powinnam się od niego zwyczajnie odciąć? –zapytałam, zupełnie jakbym oczekiwała odpowiedzi. Zmarszczyłam brew patrząc na piękny nagrobek. –Może nie otworzę mu już więcej drzwi, co, Rose?

*Harry

Ile minęło? Dwa dni? Czy trzy? Trzy, dziś mijały trzy doby, odkąd nie mam kontaktu z Florence.

Jej drzwi ciągle są zamknięte, okna zasłonięte, nie odpowiada na moje wołania i pukania. Nie mam jej numeru, żebym mógł do niej zadzwonić, nie wiem nawet czy ma sprawny telefon.

Waliłem do drzwi dziś już po raz dziesiąty.

–Jeśli mi nie otworzysz, wyważę te drzwi– krzyknąłem głośno. Miałem gdzieś, że usłyszy mnie cała okolica. Musiałem dowiedzieć się, że z Florence wszystko dobrze.

Obiecałem. Obiecałem, że naprawie każdą krzywdę, którą jej zrobiłem. Zacznę od tego, że zacznę się o nią martwić. A w tym momencie wczułem się w to chyba zbyt mocno.

Uderzyłem w drzwi Florence barkiem raz i drugi, za trzecim razem puściły, więc dosłownie wpadłem do domu. Rozejrzałem się po salonie, po kuchni i po całym parterze, ale po Florence nie było śladu.

Wbiegłem szybko po schodach, wpadłem do sypialni, a potem do łazienki i... I zamarłem.

Florence siedziała w wannie zamontowanej obok prysznica. Była do ramion zakryta wodą, napewno zimną już wodą, bo dygotała. Trzęsła się jak galareta.

–Oszalałaś?! – wrzasnąłem rozglądając się za ręcznikiem. Na szczęście wielki, naprawdę wielki, puchaty, brązowy ręcznik wisiał na jakimś haczyku, który prawie odpadł od ściany. Zabrałem go. Szybko podbiegłem do kobiety i siłą wyciągnąłem ją z lodowatej wody, od razu owijając jej ciało ręcznikiem, żeby nie pomyślała przypadkiem, że zobaczyłem chociaż skrawek jej ciała.

Chociaż... Chociaż przecież już go widziałem, prawda?

–Po co to robisz? –szepnęła stając nieruchomo. Złapała ręcznik i ciasno owinęła go dookoła ciała, zanim wytarła spod stóp o puszysty dywanik, na którym ją postawiłem.

–Po co ratuję ci życie?! Ty mnie pytasz po co ratuję Ci kurwa życie!? – wrzasnąłem, chociaż nie powinienem. –Florence, spójrz na mnie. - złapałam w ręce policzki kobiety. – Nie traktuj tak siebie. Błagam, Florence. Musisz żyć! Żyć tak, jak Twoja córka by tego chciała! Dla niej! Za nią!

–Nie wiesz czego ona by chciała!

–Ale wiem czego ja chcę–szepnąłem, przytulając jej mokre ciało do swojego. Nie przejmowałem się zimną skórą, kroplami wody czy mokrym ręcznikiem. Przyciskałem ciało dziewczyny do swojego, jakby zależał od tego świat.

I zależał. Jej zależał.

–Czego chcesz? –szepnęła po kilku minutach trwania w moim uścisku. Nie wyrywała się, nie ruszyła nawet ręką.

–Chcę żebyś przestała się winić– szepnąłem w jej mokre włosy. Posadziłem mokrą Florence, w mokrym recnziku na swoich kolanach i wtuliłem nos w jej mokre włosy. –Musisz winić mnie. Tylko mnie. Gdybym cię nie zostawił, gdybyś nie była wtedy tam sama... Gdybym dopełnił swoich ojcowskich obowiązków, Rosie mogłaby to być teraz z nami.

Nie widziałem czy po moich policzkach spływają łzy czy to krople wody przeniosły się na moją twarz z włosów Florence. Ale wolałem myśleć, że to łzy. Łatwiej mi było, gdy płakałem. Wiedziałem, że te emocje są żywe, że nie zamykam się w sobie ani nie duszę tego w sobie.

–Ciebie winię za naszą samotność– szepnęła, odklejając się od mojego ciała. Pociągnęła nosem kiedy już stała jedną ręką trzymając ręcznik. –Siebie winię za jej śmierć– powiedziała i wyszła. Trzasnęły cicho za nią drzwi i zostałem sam na zimnej, mokrej, kafelkowej podłodze.

Nic więcej nie myśląc spojrzałem w górę. Widząc jak siedem różnych ręczników leżało złożonych w kostkę na odkrytych półkach, zrzuciłem z siebie ubranie zostawiając je na podłodze łazienki.

Wszedłem pod zimny strumień wody.

Coś przecież musiało mi w końcu pomóc.

*

–Zostajesz na noc? –szepnęła Florence, gdy minąłem jej ciało by wyjść z kuchni.

–Chcesz abym został? –szepnąłem spoglądając na nią od razu. Florence wzruszyła ramionami, znaczy, że jej odpowiedź była obojętna. –A więc zostaje.

Jeśli tylko mnie stąd nie wyrzucisz, Flo, mógłbym spędzić przy twoim boku każdy dzień, żebyś tylko poczuła się w jednym procencie lepiej. Żebyś tylko choć w jednym procencie wybaczyła mi postawę zakurwiałego gnoja.

Żebyś tylko zechciała przyjąć moją pomoc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro