16. Deszcz Się Wzmaga, Dołącza Do Niego Grad

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedzenie przy stole oko w oko z Voldemortem to doprawdy dziwne doświadczenie. Ignorowanie węża, który czatuje pod stołem jak szczeniak proszący o bekon, gdy jednocześnie wiesz, że to śmiertelnie niebezpieczny morderca, jest niczym w porównaniu ze znoszeniem wzroku krwistoczerwonych oczu szarego Czarnego Pana.

- Nie chcesz jeść? - spytał Beznosy niemalże szarmancko, jeśli w ogóle był do szarmancji zdolny.

- Nie jestem głodna - wyjąkała Cho, patrząc w sufit. Oczywiście, że była, ale wolała nie próbować niczego z rzeczy leżących na stole. Poza tym widok Voldemorta i jego obślizgłego węża powodował, że robiło się jej mdło.

- Dobrze, w takim bądź razie porozmawiajmy - powiedział szary Czarny Pan, a Chang zaraz pożałowała, że nie zgodziła się czegoś zjeść. - Pewnie zastanawiasz się, czemu cię tu wezwałem. Otóż mam dla ciebie pewną propozycję. - Tu zrobił pauzę, oczekując chyba, czy ona czegoś nie powie, jednak Cho milczała. - Jesteś czystej krwi, Cho, a ja nie chcę by takowa się lała. Uważam cię też za wyjątkową i chętnie bym cię widział po swojej stronie, więc... Pomożesz mi zabić Pottera, a ja uczynię cię najpotężniejszą kobietą na świecie.

- Myślałam, że chcecie mnie zatorturować na śmierć - wycedziła po chwili ciszy.

- Och, każdy się czasem pomyli - zareplikował Voldemort, nie spuszczając wzroku z jej twarzy. - Zaimponowałaś mi swoją wytrzymałością i... Znajomością legilimencji. To niezwykła umiejętność jak na osobę w twoim wieku.

- Naprawdę sądzisz, że pomogłabym ci zabić mojego ukochanego? Jedyną osobę, jaką mam? - spróbowała uciec od tematu swoich umiejętności Cho.

- Cierpienie zmienia nastawienie ludzi, Chang - stwierdził. - Zmęczenie zabija nadzieję. Strach wzmacnia pragnienie wolności. To jest twoja jedyna szansa na wyjście z tego cało. Są dwie drogi, które mnie zadowolą: pokazanie Potterowi, że stanęłaś po mojej stronie lub pokazanie cię mu zniszczonej tak, że nie będzie mógł w tobie rozpoznać swojej dziewczyny. Spodobałaś mi się, dlatego proponuję ci wyrwanie się z nędzy, jaka jest przeznaczona dla wszystkich sprzymierzeńców bliznowatego. Ze swoimi zdolnościami mogłabyś zajść bardzo wysoko.

Dziewczyna zastanowiła się. Co było bardziej korzystne w jej sytuacji? Czy mogłaby grać rolę służki Voldemorta i jednocześnie patrzeć, jak mu wbić nóż w plecy? Może by udało jej się dowiedzieć czegoś ciekawego i przekazać o tym wiadomość Neville'owi...

Nie, nie mogła tego zrobić. Jakim kosztem miała zdobywać te wiadomości? Pewnie każą jej kogoś zabić lub torturować. A nawet jeśli nie, to z pewnością będzie musiała patrzeć na to, jak robi to ktoś inny. Nie mogła tak. Granie roli dziewczyny Harry'ego to jedno, a agentura wśród śmierciożerców to drugie. Zresztą prawdopodobnie byłaby i tak pod stałą obserwacją, gdyby się zgodziła, więc nie zrobiłaby niczego pożytecznego.

- Nie - pisnęła w końcu. - Wolę umrzeć niż zdradzić mojego ukochanego - stwierdziła zupełnie szczerze. Skrzywił się lekko, ale po chwili to skrzywienie przerodziło się w złośliwy uśmiech. Wstał od stołu i powoli zbliżył do niej. Dziewczynę przeszedł dreszcz, gdy również wąż ruszył się i otarł o jej nogę. Czarny Pan stanął nad nią i złapał za brodę. Zmusił ją do popatrzenia sobie w oczy. Były takie przerażające...

- A więc wybrałaś cierpienie - podsumował. - Cóż, miałaś wolny wybór. - Zamilkł na chwilę, ale jeśli miał nadzieję na to, że dziewczyna zmieni zdanie, to się grubo pomylił. - Skoro jesteś pewna swojej decyzji...

- Jestem - potwierdziła Cho.

- ...to myślę, że najwyższy czas ogołocić cię z resztek godności, jakie ci zostały - dokończył, drapiąc ją paznokciem kciuka w policzek. Nachylił się nad jej uchem. - Powiedz mi - szepnął - kogo najbardziej nienawidzisz...?

- Nikogo - wyjąkała, czując jego tchnienie na skórze.

- Naprawdę? Nawet mnie, który chce zabić twojego kochasia? - syknął. Nie odpowiedziała. Szczerze mówiąc, nie wiedziała. Nie chciała czuć nienawiści, siły, która wyniszczała i sprawiała, że stawało się kimś takim, jak ten straszny wrak człowieka stojący przed nią. Jednak bała się, że dopiął swego i że rzeczywiście jej oczywista wrogość to już odmiana nienawiści.

- Tak czy inaczej... - zamruczał Voldemort. - Bądź wdzięczna w cierpieniu, bo sprawi ci je sam Lord Voldemort, Czarny Pan, władca życia i śmierci...

To wszystko potoczyło się tak wolno... Zdecydowanie za wolno. Nie wiedziała, ile trwało, ale beznosy skutecznie sprawił, że zapamiętała każdą sekundę. Miała też wrażenie, że to się nigdy nie skończy. Za każdym razem, gdy miała nadzieję, że to już koniec, on zaczynał od początku. Wtedy się coś w niej złamało. Zapętliła się w czasie i czuła wszystko długo po tym, jak ustało. Jakby rzeczywiście trwało wieczność.

Nie wiedziała, kiedy skończył naprawdę. Zdawało jej się, że stało się to wtedy, kiedy ślady po łzach ostatecznie wyschły, ciało już dawno przestało walczyć, a umysł i zmysły były zamglone. Wtedy ogarnęła já ciemność. Jednak i w tym mroku nadal czuła, jakby to trwało i trwało. I jakby jej cierpienie nie miało się skończyć nigdy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro