18. Ciśnienie Skacze

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie był delikatny. Niby nie powinna się tego po nim spodziewać, ale serce ścisnęło się jej, gdy bez najmniejszej litości rzucił ją na stół. Jęknęła. Chyba zaczynała dygotać. Utkwiła wzrok w jego srebrnych tęczówkach. Mimo chłody i obojętności całej reszty twarzy, jego oczy patrzyły na nią ze skrywanym bólem. Wyciągnął różdżkę.

- Powiedz, z kim współpracujesz - rozkazał, starając się brzmieć jak najostrzej mógł. Jednak głos mu drżał.

- Przepraszam, Draco - szepnęła, trzęsąc trochę histerycznie głową. - Nie mogę.

Zacisnął powieki, zaciskając zęby. Wsparł się ciężko na blacie. Nie było to dla niego łatwe. Trochę ją to pocieszało. Może rzeczywiście czuł coś do niej. Ale w każdym razie nie było to na tyle silne, by sprzeciwił się swej rodzinie. Rozumiała to. Sama do niedawna taka przecież była. Tylko w niej coś jednorazowo pękło, a on powoli rozsypywał się w proch. Nie chciała, by zniknął.

Drżącą, jakby ogarnęła ją febra, dłoń przysunęła do jego ręki. Wsunęła ostrożnie palce na wierzch jego pięści. Spojrzał na nią. Uśmiechnęła się krzywo. Chwilę przyglądał jej się w lekkim otępieniu, po czym nagle wyrwał swoją dłoń spod jej dotyku i zaczął masować, jakby go rozbolała.

- Wyglądasz jakbyś zajął drugie miejsce w konkursie na największą niedojdę - charknęła sarkastycznie, pomyślawszy, że może gdy zrobi się tak nieprzyjemna jak zwykle, będzie mu łatwiej. To nie był jednak dobry pomysł. Wbił w nią lodowaty wzrok.

- I ty śmiesz jeszcze żartować?! - krzyknął pełnym oskarżenia i żalu głosem. Z trudem przełknęła ślinę z krwią. On chodził chwilę szybkim krokiem po pokoju. Przypadł do niej z pasją na twarzy. Ale nagle rozmyślił się i znów zaczął krążyć niespokojnie. Nagle zbliżył się do niej. Bez maski. Widziała szczerość. Był przybity. Jego wargi trzęsły się, oczy zachidziły mgłą. Usiadł na krańcu blatu i ujął jej dłoń.

- Mettie - powiedział, używając pieszczotliwego zdrobnienia jej imienia, które sam kiedyś wymyślił w przypływie krukońskiej kreatywności. Głaskał jej rączkę, starając się nie robić tego nerwowo. - Proszę... Wszystko jeszcze może być w porządku... Tylko powiedz...

- Nie mogę, Draco - stwierdziła, wypluwając z siebie trochę krwi, która splamiła jego kołnierzyk.

- Już to robiłaś, to nie takie trudne! - jęknął. Uśmiechnęła się smutno.

- Wiem, Draco - powiedziała głosem chrapliwym, ale tak miękkim, jak chyba nigdy w życiu nie udało jej się z siebie wydobyć. W miarę swych możliwości ścisnęła słabo jego dłoń. - Ale właśnie dlatego teraz nie mogę. Wiem już, że nie mogę.

Zamknął oczy. Po jednym z jego policzków spłynęła łza. Zacisnął zęby.

- Byliśmy bratnimi duszami - wycedził. - Rozumieliśmy się jak nikt inny. Podejmowaliśmy tak samo złe decyzje. Oboje wiecznych uciekinierów, pamiętasz...? - Sięgnął do jej szyi, by wziąć do ręki wiszący na niej naszyjnik z pająkiem. - Dlaczego teraz cię nie rozumiem...?

- Podobno dziewczęta szybciej dorastają, to pewnie dlatego - stwierdziła. Rzucił jej mordercze spojrzenie. Ona krzywiła się cynicznie, ale patrzyła na niego wzrokiem przepełnionym troską. - Nie mogę, Draco. Naprawdę.

- Czemu znów popełniasz złą decyzję?! - spytał zduszonym głosem. Zaśmiała się gorzko.

- Zawsze wybierałam zło i wmawiałam sobie, że wybrałam dobrze, a gdy raz w życiu jestem pewna, że wybrałam dobro, próbujesz przekonać mnie, że wybrałam źle - powiedziała z nutą rezygnacji w głosie. - Oj, Draco... Zrozumiesz. Wierzę w to. Nie można wiecznie uciekać. Kiedyś trzeba zmierzyć się z rzeczywistością. Myślałam, że to koniec. Że nie ma już żadnej dobrej strony. Że wszyscy ludzie są źli. Odwróciłam od ostatniej, która próbowała mi pomóc, bo świat ją potraktował niesprawiedliwie i powoli stoczyła się przez to w depresję. Była słaba, a w naszym świecie tacy przegrywają, prawda? Tak kiedyś powiedziałeś. - Westchnęła. - Poznałam ciebie. Byłeś taki sam jak ja. Nienawidziłeś i bałeś się świata. A jednocześnie starałeś się grać główną rolę, bo to nakazywała ci duma. - Uśmiechnęła się, a z jej oczu spłynęły dwie łzy. Pierwszy raz w życiu widział, jak płakała. Zamrugał zamaszyście. Nie mógł uwierzyć. - Byliśmy tak samo zgoszkniali i puści w środku. Tak samo samotni. I przez jakiś czas czułam się dobrze, gdy tak dzieliliśmy pustkę... - Głos jej się załamał, a łzy zaczęły powoli spływać ciurkiem po jej twarzy. - Zakochałam się w tobie... To było dziwne. Ale pierwszy raz zrozumiałam, dlaczego Cho miała takiego bzika na punkcie Harry'ego i trudno z nią było wytrzymać, gdy on się gdzieś pałętał w pobliżu. Po prostu... Miłość to taki stan, gdy chcesz być na każde skinienie kogoś. I wtedy pomyślałam o tym, jaka byłam wobec niej niesprawiedliwa. Ale bałam się podejść. Nie byłam godna, po tym jak ją potraktowałam. I wtedy ktoś, nie powiem ci kto, dał mi drugą szansę. Niespodsiewanie. Powiedział, że nie jestem stracona i mimo że czasami niektórzy tak nam wmówią, to nieprawda. Że zemsta rujnuje życie, ale ja mogę się po niej podnieść. Że mogę pomóc i wszystko nadrobić. Zgodziłam się. I nie żałuję.

- Czyli nagle uwierzyłaś, że Pottah nie jest hipokrytą, bo ktoś ci tak powiedział? - spytał lakonicznie Draco. Ściągnęła usta.

- Nie, wcale nie - szepnęła po chwili. - Uwierzyłam, że to, że ludzie teoretycznie wyznający jakąś ideę czasami zachowują się wręcz odwrotnie do niej, nie znaczy, że dana idea jest zła. I że mogę spróbować jeszcze raz. Ty też możesz, Draco...

- Chcesz, żebym co teraz zrobił?! - krzyknął głosem przesiąkniętym bólem. - Stąd nie ma ucieczki! - Położył swą głowę na jej czole, rosząc jej policzki swymi łzami. - Wierz mi, gdybym miał wybór, zabrał bym cię daleko stąd... Do Paryża... Tam moglibyśmy zacząć naszą podróż w dalekie kraje...

- Tu nie chodzi o mnie - szepnęła. - Tu chodzi o ciebie, Draco... Wiem, że to już dla mnie koniec i to moja decyzja. Kiedyś przyjdzie czas na twoją... - Załkał. Położyła drące dłonie na jego głowie. - Co do Paryża... Musisz pamiętać, że wycieczka ma też obejmować trzy dni w Dublinie.

- Tak, tak... - Nie potrafił się uśmiechnąć, mógł tylko płakać. - Tam pojedziemy na zakończenie naszego wyjazdu... Najlepsze rzeczy zostawia się na sam koniec...

- Tak... - szepnęła. - Gdy się może go zaplanować...

- Przepraszam - załkał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro