5. Chmury Ciemnieją

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Liście powoli opadały na ziemię, pokrywając ją coraz grubszą swoją warstwą. Dean patrzył na nie i nie mógł się oprzeć wrażeniu, jakby po prostu ją grzebały. Tak jak ona pożarła sponiewierane ciała jego towarzyszy, tak teraz te maluchne płatki pałaszowały ją. Taki był porządek rzeczy. Zabójca prędzej czy później sam ginie. Ale czy na pewno?

Westchnął i przeniósł wzrok na ogień. Miał ochotę się rozpłakać. Bał się, chociaż nie chciał się do tego przyznać. Nie lękał się o siebie. Nie. Przechodziły go dreszcze na myśl, że pewna dziewczyna o włosach i oczach podobnych do płomieni, choć według niego o wiele piękniejszych i może nawet bardziej gorących, była cały czas wystawiona na niebezpieczeństwo, samiuteńka. Że jej cały żar, który tak ukochał, może zgasnąć. Wtedy dziewczyna niczym ten czerwony liść, który przed chwilą obserwował, powoli upadłaby na ziemię lub stertę podobnych sobie liści, lecz o nie tak wyrazistym kolorze i po prostu zgniła zapomniana. Bo kto przygląda się jednemu wśród milionów innych trupów? Tak, właśnie myśl o tym, że Ginny z płomienia mogłaby przemienić się w liść klonu, tak okropnie ściskała go za serce. Bo ten drugi również jest piękny, ale nie ma już w sobie ani odrobiny życia - nie ociepli cię, ani nie oparzy.

Tak bardzo chciał doświadczyć nawet jeśli nie tego pierwszego, totego drugiego. Pragnął widzieć się z Ginny, nawet jeśli znów mieli się pokłócić. Serce Deana łaknęło pewności, że jego złodziejka jest cała, zdrowa i tak samo ognista jak zawsze. Umysł marzył o zobaczeniu jej podczas meczu Quidditcha, jak sprząta Zabiniemu kafla sprzed nosa i rzuca go pewnym ruchem prosto do bramki. Dlatego wyobraźnia budziła stare wspomnienia i próbowała wmówić reszcie, że to rzeczywistość.

Z rozmyślań wybudził go chrzęst stóp zatapiających się w liściach. To pewnie Gryfek wracał do obozu. Już chciał zagadać do goblina o swoich obawach, gdy nagle poczuł na szyi ukłucie czegoś zimnego i twardego jak... Różdżka...

"Już po mnie - pomyślał. - Tylko dlaczego nie zabili mnie od razu..."

- Błagam nie krzycz, bo oboje będziemy mieli kłopoty - powiedział nad nim jakiś przytłumiony głos. Po chwili ktoś zdjął różdżkę z jego szyi i obszedł go dookoła. To nie był Szlamcownik. Przynajmniej nie wyglądał jak typowy łowca. Nie. Przed Deanem stała osoba ubrana w czarny płaszcz z szalem zawiązanym tak, by wraz z nasuniętym nisko kaputerm, skutecznie zakrywał twarz.

- Kim jesteś i czego chcesz? - spytał Thomas, zachowując zimną krew i zastanawiając się, jakim sprytnym sposobem mógłby wyrwać obcemu różdżkę.

- Moje nazwisko nie ma znaczenia - stwierdził przybysz. - Możesz mnie nazywać... - Zastanowił się chwilę. - Smokiem...? Albo nie, nie, nie, nazywaj mnie "Tchórzofretką".

Dean zmarszczył brwi.

- Nawet nie mogę wiedzieć, kto mnie zabije? - spytał, starając się jak najbardziej brzmieć spokojnie, jakkolwiek to "najbardziej" nie było takim stopniem, jakiego by pragnął.

- Nie zamierzam cię zabijać! - warknął obcy z taką irytacją i zdumieniem w głosie, że aż przebiły się przez grubą warstwę materiału szala.

- Ach, tak? - spytał Dean. - Czyli odstawisz mnie do Ministerstwa i tam mnie zabiją?!

- Na Merlina, nie! - jęknął nieznajomy. - I nie krzycz tak, bo się to źle skończy dla wszystkich!

- To mów, czego chcesz, na Godryka! - zirytował się Dean.

- Chcę, żebyś chronił Ginny Weasley. - Te proste pięć słów tak zszokowało Gryfona, że przez dobrą chwilę nie mógł ich do końca zrozumieć, a tym bardziej na nie odpowiedzieć.

- Jak...? - wyjąkał w końcu.

- Będziesz... - Przybysz zawahał się. - Będziesz udawał Mariettę Edgecombe za pomocą eliksiru wielosokowego. - Nim Dean zdążył przerwać obcemu, ten szybko przyskoczył do niego i złapał go za rękę. Thomasowi nagle wszystko zakręciło się przed oczami. Zrobiło mu się też trochę niedobrze. Nagle zorientował się, że jest niedaleko Hatki Hagrida. Nim zdążył dojść do siebie, stojący nad nim nieznajomy zaczął mówić dalej:

- Będziesz udawał, że dostałeś nauczkę i chcesz wrócić do Gwardii Dumbledore'a oraz pomóc Weasley. Najpierw po prostu spróbuj się zbliżyć. Potem możesz zorganizować zdobycie miecza Godryka Gryffindora, który jest potrzebny Harry'emu Potterowi do zniszczenia horkruksów. A przez cały czas pilnuj Ginny. Voldemort w każdej chwili może zaatakować. Tutaj masz włosy Edgecombe i eliksir. - Obcy rzucił mu torbę. - Spotkamy się znów w wieczorem przed pełnią za Chatką Hargida - dodał jeszcze, po czym bez słowa pożegnania aportował się.

Dean przez chwilę siedział oszołomiony, po czym z prędkością godną Quicksilvera, którego uwielbiał jego młodszy brat, zaczął się przebierać w dziewczęcy mundurek wyjęty z torby.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro