7. Deszcz Znów Się Rozrzedza

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czuła się lepiej, znacznie lepiej. Krew znów zaczęła jej krążyć zarówno w rękach, jak i nogach, ból nie był aż taki dokuczliwy jak wcześniej. Przybyło jej nawet tyle sił, że zmieniła pozycję na wygodniejszą. Eliksir ugasił też na krótki czas jej pragnienie. Nie miała pojęcia, czy było to tylko po to, by dała radę przeżyć niezwykłe tortury, jakie gotował jej szary Czarny Pan, ale dziękowała Bogu choćby za to małe polepszenie i chwilę względnego spokoju. Nadal odczuwała dotkliwie zimno, nadal też bolała ją głowa, jednak mimo wszystko czuła się trochę silniejsza.

Po jakimś czasie, nie wiedziała jak długim, znów rozległo się zawodzące skrzypienie drzwi i do lochu, lodówki, ciemnicy, czy w czym ją tam zakmnięto, zawitał dyrektor Snape. Na wejściu spytał się jej, jak się czuje, takim samym tonem, jakim pytał o wymienienie składników eliksiru wielosokowego.

- Lepiej, dziękuję - wyjąkała. Rzucił jej nieco zirytowane spojrzenie.

- Tyle, to podejrzewałem. Opisz mi swój stan, żebym mógł ci lepiej pomóc - rzekł cierpko. Zaczerwieniła się lekko.

- Przepraszam? - bardziej spytała niż powiedziała, a najodpowiedniejszym określeniem byłoby "wychrapałopiszczała", niestety takowe nie występuje w naszym języku. - Strasznie boli mnie... Wszystko, w szczególności głowa i brzuch. Wcześniej strasznie też dokuczały mi nogi i ręce, ale teraz już są raczej znośne, tylko strasznie słabe. No i jestem strasznie głodna, ale nie wiem, czy to się liczy.

W ramach odpowiedzi w jej stronę poleciał kawałek chleba. Złapała go tuż przed tym, jak plasnąłby o ziemię. Sycząc i jęcząc przewróciła się na brzuch, by w miarę wygodnie spożyć kromkę, która ku jej wielkiemu zawodowi nie zawierała żadnego tłuszczu.

"Ale czego ja się spodziewałam - pomyślała. - Nie jestem w hotelu".

Jedząc przyglądała się mistrzowi eliksirów. Zapalił świecę, stojącą w kącie na stoliku, którego przedtem nie zauważyła z powodu ciemności. Rozłożył na nim parę fiolek i coś przy nich robił, chyba mieszał niektóre ze sobą. Zamyśliła się.

Kiedyś była jedną z nielicznych osób, która ufała, że ten człowiek w głębi duszy nie jest taki zły. Jak to powiedziała kiedyś starsza siostra jej przyjaciółki Beatrice, Penny Haywood: "Myślę, że to nie tak, że profesor Snape nienawidzi uczniów. Myślę, że ich lubi, tylko ma po prostu zabawny sposób na okazywanie tego". Cho nie była wprawdzie pewna, czy wszystkich lubił, ale miała wtedy wrażenie, że on po prostu stosuje takie metody wychowawcze. Przecież świętej pamięci profesor Dumbledore mówił, że żeby wyrosnąć na silną roślinę, trzeba napotkać i pokonać ciernie. Może profesor Snape wziął to do siebie nazbyt poważnie?

Ale tak myślała dawna Cho, która nie oceniała krytycznie ludzi, których dobrze nie znała. Teraz, gdy wszyscy dowiedzieli się, kim ten człowiek był naprawdę... Pewnie nawet siostry Haywood nie myślały teraz o nim dobrze. Wystarczyło spojrzeć, czym przez niego stał się Hogwart. Gdyby był dobrą osobą, chroniłby ich przecież choć trochę przed Carrowami, już nie mówiąc o tym, że mógł przyjąć na to stanowisko mniejszych sadystów! Cho nie sądziła, żeby Voldemort na tyle interesował się głupią szkołą, żeby w jej sprawach dyrygować Snape'm tak, by ten nie mógł choć troszkę im pomóc. Wszystkim im dostało się od Carrowów, pomijając paru zdrajców, a dyrektor nic z tym nie robił...

Gdyby Cho miała na to siłę, potrząsnęłaby głową. Nie mogła już niczego zrozumieć. Rozum podpowiadał jej, że powinna nienawidzić tego człowieka, ale zmęczone, łaknące choć najmniejszej pomocy i w gruncie rzeczy mimo wszystko wierzące w ludzi serduszko szeptało, że może się zmienił, może...

- Zjadłaś? - spytał, wyrywając ją tym z zamyślenia.

- Tak, dziękuję - wyjąkała, przewracając się na bok i skulając. Szczerze chciała prosić o więcej, bo cienka pajdka ledwo pobudziła w niej głód.

- Nie masz za co - stwierdził tak sucho, jak wtedy gdy odpowiadał na pytania podczas lekcji powtórkowych. Obrócił się na pięcie. - Uważasz, że w takiej pozycji będzie ci wygodnie pić?

Zawstydzona i z niechęcią przewróciła się z powrotem na brzuch. Podał jej buteleczkę z płynem, który - jak ufała - miał jej pomóc. Gdy tylko wypiła wyrwał jej puste naczynie, ale za to dał jeszcze jedną kromkę chleba. Ta też nie posiadała na sobie tłuszczu, ale przedtem, siedząc w ciemnościach, Cho już zastanawiała się nad zjedzeniem własnych, brudnych włosów, więc chętnie zjadła. Wręcz połknęła pajdkę w całości.

- Nie tak szybko, Pot... panno Chang - wycedził profesor. - Jeśli nie połkniesz wraz z chlebem dostatecznie dużo śliny, nie będziesz w stanie strawić chleba, bo to w ślinie są enzymy trawiące węglowodany.

"Skąd on to wszystko wie?" - pomyślała, przewracając się ostatecznie na bok.

- Dziękuję - powiedziała szczerze, dużo szczerzej niż by chciał jej rozsądek. Snape rzucił jej tylko zagadkowe spojrzenie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro