Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

* Florence

Nigdy bym nie pomyślała (a przynajmniej nie przez ostatnie kilka lat), że własnowolnie zgodzę się na towarzystwo Harrego.

Ba! To jeszcze nic!

Nigdy bym nie pomyślała, że będę się z tego towarzystwa cieszyć! Że przyniesie mi ono wygodę i zamieni się w pustą misę, w którą będę mogła przelać wszystkie swoje łzy, żale, winy czy myśli.

–Nie chcesz wstać z łóżka?

Obróciłam głowę w stronę głosu, który nie rozbrzmiewał po raz pierwszy, co zdecydowanie wnioskuję po jego zaciętej minie.

Pokręciłam głową mając ochotę zostać dziś w łóżku cały dzień.

–Wstań, Florence–jęknął znów.–Leżeliśmy prawie 10 godzin! Jeśli położę się choćby na pół godziny, moje plecy odpadną od reszty ciała–narzekał.

–To możesz porobić coś pożytecznego. O wiem! –pisnęłam z udawaną radością- Na przykład możesz wyjść i zostawić mnie samą! Świetny pomysł!

–Ha. Ha– po krótkiej chwili ma teraz mojego łóżka ugiął się pod ciężarem chłopaka, który zdecydował się dołączyć do mnie w łóżku.

Jak to zabrzmiało...

–Wiesz, że jeśli nie wyjdę dziś z tego domu, znów nie znajdę pracy–zaśmiał się.

–Jakby ci to powiedzieć, mało mnie to obchodzi–prycham. Wtuliłam głowę mocniej w puchatą, bordową poduszkę i podciągnęłam kołdrę pod brodę. –Jesteś przystojny, w agencji napewno cię zechcą. Oh, a jaki doświadczony – prycham znów. –Jak ci nie uwierzą to zawołaj nas, poświadczymy za to.

–Nas?

–No mnie i Meghan– mówię, jakby to było najoczywistszą informacją na świecie.

–Uważasz, że to zabawne? –pyta znów. –Nie mówisz o niej, poruszasz jej temat tylko wtedy, gdy czujesz się dotknięta. Rozpracowałem cię, Florence.

–Harry– zaśmiałam się kręcąc głową. Nie wierzę, że to powiedział! – Jestem ''dotknięta'' od pięciu lat, odkąd mnie zostawiłeś. A '' dotknięta'' podwójnie od trzech lat, odkąd zostałam kompletnie sama. Więc wybacz mi, ale będę poruszać temat kochanki mojego eks narzeczonego, kiedy mi się będzie podobać.

–Proszę, przestań mi to wytykać na każdym kroku, Flo! Przecież wiesz, że tego żałuję, wiesz, że cholernie żałuję, że cię zdradziłem i każdej kolejnej czynności! Dlaczego mnie katujesz?

–Może porozmawiamy na przyjemny temat? - uśmiechnęłam się zupełnie szczerze, czując jak na temat Meghan mam mdłości. – Jak twój głos? Śpiewasz jeszcze? Co, Harry? –dopytywałam.

–Nie. Już nie śpiewam.

–Dlaczego? Przecież śpiewasz jak anioł!– mówię zanim mogę ugryźć się w język. Ale z drugiej strony, dlaczego bym miała?

–Tak uważasz? – wyszeptał. Nasze oczy na pare sekund się spotkały, mogłam zobaczyć w jego iskierki szczęścia, które zabłysły, ale w moich widać było tylko jakiś cień zainteresowania.

–No jasne. Może nie pamiętasz jak kochałam kiedy grałeś czy śpiewałeś, bo to w końcu mało istotne, ale nadal uważam, że masz talent–mówię z sarkastycznym uśmiechem. –A co myśli o tym Meghan? Jestem ciekawa.

–Nic nie myśli–mruknął. Jego wzrok poszybował gdzieś daleko i wysoko, jakby uciekał od moich oczu, które i tak wyciągną z niego prawdę. Chociaż, jak się okazuje, nie muszą. –Nigdy nie śpiewałem dla niej. Nie czuję się z tym komfortowo, Meg zazwyczaj nie lubi słuchać akustycznych występów, a już napewno nie lubi ckliwych piosenek.

–Nie gadaj– szepnęłam z niedowierzaniem. Co z niej za kobieta, jeśli nie lubi, gdy mężczyzna dla niej śpiewa ckliwe piosenki o miłości! – Powinieneś ją rzucić. Jeśli nie lubi, gdy śpiewasz, napewno udaje też orgazm.

Harry prycha.

–Ze mną w łóżku nie da się udawać orgazmu–dumnie odbija piłeczkę. – Wiem, bo jesteś dość słaba z aktorstwa.

–Może miałam małe wymagania. No wiesz, pięć centymetrów w naprężeniu  i trzy minuty.

–Okej, Florence–zaśmiał się głośno. Mówiąc głośno naprawdę mam na myśli, że wybuchnął śmiechem jak dusząca się czymś foka. –Oboje dobrze wiemy, że nigdy nie zapomnisz żadnego razu, gdy byłaś ze mną w łóżku, ale możemy udawać, że jest inaczej, żebyś czuła się swobodniej i myślała, że jesteś ponad mną. Okej?

Zaśmiałam się na jego słowa, chociaż próbowałam ten śmiech stłumić. Wyszło mi przez to jakiś dziwne charchnięcie, jakby połączyć chrumkanie świni z dławieniem się i dźwiękiem płukania gardła.

Harry zaczął śmiać się jeszcze mocniej, okręcając się na drugi bok, czego rezultatem było dość niskie, ale głośne łupnięcie jego ciała o podłogę.

Nie mogłam powstrzymać się żeby nie wybuchnąć śmiechem! Zakryłam usta dłonią i zacisnęłam oczy do których zaczęły napływać mi łzy od śmiechu, gdy jeszcze patrzyłam na krzywiącego się z bólu Harrego na podłodze.

–Jesteś suką–wychrypiał. Najwyraźniej upadek na plecy odebrał mu trochę tlenu. Zanim mogłam otworzyć oczy i przestać się śmiać, kołdra na której teraz się opierałam, zsunęła się z łóżka,co za tym idzie?

Proste. Wylądowałam na podłodze.

Co prawda kołdra trochę zamortyzowała mój upadek, ale jestem sierotą i zamiast obrócić głowę po prostu w prawo, w stronę chłopaka, ja spróbowałam okręcić ciało o 360 stopni, czego rezultatem było głośne, bolesne i przeszywające całe ciało, łupnięcie o noge łóżka.

–Karma jest suką–zaśmiał się Harry, który napewno już trzymał się za brzuch.

–Podobno ja nią jestem–syknęłam z bólu, czując zawroty głowy.

–Może jesteście siostrami. A może to twoja ma... Kurwa, krwawisz, Florence!

Fakt. Dlatego tak mnie to bolało. Bo kto by pomyślał, że po upadku z łóżka i przyjebaniu o drewniany kant szafki z całej siły, rozwali mi się łeb?

Cóż, żadne z naszej dwójki.

A szkoda.

*

Szkoda bardzo, że wcześniej nie pomyśleliśmy o konsekwencjach tego zachowania. Nie musiałabym teraz siedzieć na tym pieprzonym blacie. A może zamiast siedzieć na nim zrobiłabym jakieś kanapki na śniadanie?

Nie. Ja musze siedzieć na nim i nie ruszać się, kiedy Harry odkaża mi ranę i zakłada duży, kwadratowy plaster na pół czoła i łuk brwiowy.

–Wiesz, że jeśli to odkleję, brew zostanie pod spodem? – prychnęłam, czując, że specjalnie przykleił tak ten plaster.

–Istnieją nadal kredki do rysowania brwii. Używałaś kiedyś takich–wzrusza ramionami jak gdyby nigdy nic i zaczyna sprzątać naprawdę duży bałagan, który zrobił, czy zaledwie dwóch czynnościach jakie wykonywał: odkażenie rany i założenie plastra.

–No napewno nie rysowałam sobie brew, idioto–prychnęłam zeskakując z blatu w tym samym momencie, w którym Harry z koszykiem pełnym ułożonych bandaż, plastrów, maści i sprey'ów odkażających także się odwraca.

Nigdy bym nie pomyślała, że mając jego twarz tak blisko swojej, poczuję się... TAK.

Jego twarz nie jest bezpośrednio przy mojej, jest trochę nade mną, bo jest dużo wyższy, ale jakimś cudem mogę swobodnie patrzeć w jego oczy. Myślę, że to dlstego, że jest schylony i również patrzy w moje oczy.

Miał takie ładnie oczy. Pamiętam, jak potrafiłam wpatrywać się w nie w każdej sekundzie, gdy do mnie mówił. Jak błyszczały kilkoma błyskami, gdy się cieszył, albo jak świeciły we łzach, gdy płakał.

Były takie ładne.

Odchrząknęłam. Odwróciłam szybko wzrok, choć to szybko trwało kilkanaście sekund i przeszłam parę kroków by odłożyć używane wcześniej rzeczy na swoje miejsce.

–Może pójdziemy na cmentarz? –zapytał, by zniszczyć tę niezręczność pomiędzy nami. –Oczywiście jeśli chcesz iść sama to zrozumiem.

–Przecież też możesz tam chodzić– wzruszyłam ramionami. –Pójdę się przygotować.

–Ja też.

*

Nasze ostatnie słowa były totalną bzdurą. Nie musieliśmy przygotowywać się do wizyty u Rosie, ale oboje chcieliśmy odetchnąć po sytuacji sprzed paru chwil.

Był tak blisko. Było mi tak gorąco. A jego oczy tak cholernie błyszczały. A zapach... Boże jak on pachniał.

Zacisnęłam powieki i oczami wyobraźni przypominałam sobie jak to było leżeć z nim w jednym łóżku. Nie musieć nawet wyciągać ręki, by mieć go blisko, bo nasze ciała zawsze przywierały do siebie. Otwierać oczy i każdego ranka widzieć go błogo śpiącego.

Nie, Florence! Pamiętaj, że cię zdradził! Opuścił!

Tak. Pamiętam. Dzięki mentalna Florence.

*

Pierwszy raz drogę na cmentarz pokonywałam samochodem. Było tak, iż na zewnątrz padało.

Nigdy jednak nie zrezygnowałam z wizyty u Rose. Nawet przez padający deszcz, albo czterdziestopięcio stopniowy upał.

Wysiadłam z samochodu Harrego i rozłożyłam nad głową parasolkę. Przeszłam parę korków by stanąć w bramie cmematrza i obserwować jak Harry mocuje się ze swoją parasolką.

–Szlag–przeklnął, gdy parasolka rozłożyła się, ale w drugą stronę. Metalowe druciki robiące za stelaż były wygięte w niektórych częściach, a materiał, który powinien być na nich opięty, marszczył się fałdami. –W bagażniku chyba mam drugi.

–Oj nie guzdraj się– przewróciłam oczami. Zanim mogłam pomyśleć co robię, kroki same poprowadziły mnie do otwartych drzwi kierowcy i wysunęłam parasolkę tak, żeby Harry się pod nią zmieścił. On jednak musiał zauważyć moje zmieszania i zawahał się– Ile mam tak stać? –zapytałam.

Chłopak stanął pod parasolką obok mnie. Zatrzasnął drzwi i zamknął je kluczem.

–Chyba będzie wygodniej, gdy ja będę trzymał. Jestem wyższy– powiedział i złapał parasolkę w tym samym miejscu, w którym trzymała ją moja ręka.

Od razu puściłam przeciwdeszczowy przedmiot i swoim baldachimem zatrzymał się na naszych głowach, zanim Harry ją złapał.

–Chodźmy już– szepnęłam i kierując się od razu do wejścia na cmentarz, zdjęłam wzrok z chłopaka.

Nie siedzieliśmy nad grobem długo. Warunki pogodowe zmusiły nas abyśmy ściśnięci na ławeczce siedzieli pod idealną dla nas dwojga parasolką, ale gdy deszcz zaczął się nasilać, a z daleka zaczęło być widać pioruny, udaliśmy się z powrotem do auta, gdy pożegnaliśmy się z Rose.

Cholernie dziwnie było słyszeć:

–Wrócę, gdy pogoda nie będzie chciała mnie przegonić. I opowiem Ci mega historię. Pa aniołku.–nie z moich ust.

Drogę do samochodu przebiegliśmy w trymiga, Harry najpierw podszedł ze mną do strony pasażera, a dopiero potem usiadł za kierownicą.

–Może spacer do domu? –zaśmiał się wrzucając mokrą parasolkę i w przerwę pomiędzy tylnymi, a przednimi siedzeniami. Gdy odwrócił się do mnie, spotkał się z moją znudzoną i złą miną.

–Spacerować to zaraz będziesz ty– prycham. –To twoja wina, że pada.

–Czemu niby moja!? Mogłaś sprawdzić pogodę tak samo jak ja! –krzyknął oburzony i obrócił się całkowicie w stronę kierownicy.

–Zawsze przychodziłam na cmentarz na piechotę, Harry! I nigdy nie padało! – krzyknęłam, mając ochotę się za śmiać na debilizm sytuacji. –A raz, jeden raz przyjeżdżam z tobą autem i leje jakby ktoś opóźniał nad nami pieprzone morze! I to nie twoja wina?

Wycisnęłam wodę ze swoich nogawek na wycieraczkę i machnęłam ręką.

–Jedź już.

–Jak sobie życzy królowa– prycha. –Może mam jeszcze odtańczyć taniec deszczu?

–Taniec deszczu jest na przywołanie deszczu, Harry– przewracam oczami.

–Okej. Krytykuj wszystko co mówię, zniosę to–dodał znów włączając się do ruchu. Ruchu, który był znikomy, w końcu nikt nie jeździ w takim deszczu.

–Nie krytykuję wszystkiego co mówisz, Harry. Nie przesadzaj.

–A widzisz!? Krytykujesz co mówię, nawet jak mówię, że krytykujesz co mówię!

–Twój głos zaczyna mnie drażnić–
szepczę odwracając głowę w stronę szyby. –Skup się na prowadzeniu– mówię już głośniej, mając nadzieję, że nie słyszał pierwszej części.

Dojeżdżamy do domu w ciszy, wydaje się że deszcz zelżał więc przebiegamy do domu i szybko do niego wpadamy.

–E– stopuję chłopaka.–Ściągaj to– wskazuję na ubranie.

–Mam się rozebrać?

–Zamoczysz mi panele– prycham z oburzeniem jakby to była najpoważniejsza rzecz na świecie. – Zdejmij chociaż te spodnie, są jak pieprzona gąbka!

–Twoje też takie są! Dlaczego ja mam zdjąć, a ty nie? Twoja deszczowa woda inaczej zamoczy panele niż moja?

–Mój dom, moje warunki– odpowiadam tylko i śmieję się po cichu, kiedy odwracam się, by dotrzeć do łazienki.

*

Wiedziałam, że Harry zrobi to co mówię. W końcu odkąd znów mamy kontakt, zachowuje się jak mój podwładny, a nie były. Próbuję udobruchać mnie na każdy sposób, np też na ten, jaki właśnie demonstruje w moim przedsionku.

Prawie nagi, odkrywający 90% swojego ciała z którego 50% jest zakryte tatuażami.

Mój Boże. Piękny.

Prawie już zapomniałam, dlaczego zawsze na jego widok miękły mi kolana. Ale jeśli miałabym powiedzieć, że się zmienił, to musiałabym nadmienić, że tylko w te dobrą, wizualną stroną. Poza twarzą, która zrobiła się szczuplejsza i miała na sobie więcej zarostu niż 5 lat temu, jego klatka piersiowa była taka, jaką zawsze chciał.

Harry wyglądał teraz jak model wyjęty z katalogu.

'Albo męska dziwka z burdelu' - dodaje moja podświadomość. Patrząc na okoliczności, ma rację.

–Gapisz się.

–Co? –odchrząkuję.

–Stoisz tam, suchutka, w ciepłych ubraniach i gapisz się na prawie nagiego, mokrego, zmarzniętego mnie–zaśmiał się. –Mogę się już ubrać, czy wyciągniesz telefon i zrobisz zdjęcie?

–Mam twoje zdjęcia. Wystarczy mi– strzelam, zanim mogę pomyśleć co powiedziałam.–To znaczy.. Możesz się ubrać.. A ja.. Jak się ubierzesz to zrobię kawę. Tak. To miałam na myśli.

–To idę–mruczy tylko fałszywie się uśmiechając i znika za drzwiami łazienki.

–Mam twoje zdjęcia– powtarzam po sobie uderzając się płaską ręką w czoło.– Świetnie kurwa. To se miej, Florence.

Poszłam szybko do sypialni, żeby wyjąć z szafy coś co wygląda na męskie (bo jest z męskiego działu) i co służyło mi za ubranie w dniach, w których miałam ochotę czołgać się po podłodze zamiast chodzić i zaniosłam to pod drzwi łazienki.

–Pod drzwiami masz ciuchy! –zawołałam do chłopaka i uciekłam zanim wyszedł z łazienki pół nagi.

*Harry

Wycisnąłem wodę z ciuchów do kabiny prysznicowej i ściągnąłem z siebie przemoczone bokserki. Byłem calusieńki mokry i nie mówiłem tego w tym pozytywnym znaczeniu.

Mając świadomość, że jestem nagi, wychyliłem się z łazienki i sięgnąłem ciuchy, które położyła pod drzwiami Florence. Wytarłem się ręcznikiem i dopiero zobaczyłem co za ciuchy leżą na pralce.

Zdecydowanie męska koszulka, szeroka w barkach, na długi rękaw i długie spodnie dresowe ze ściągaczami na kostkach i ekspresowymi kieszeniami. Również na bank męskie.

Skąd Florence miała w swojej szafie męskie ciuchy? Ma kogoś?

Tak. Jasne. I zdołałaby go przede mną ukryć przez te kilka dni pod łóżkiem.

Jak więc wytłumaczyć to, że posiada kolekcję męskich ubrań? Hola! Kto powiedział, że kolekcje? Może to tylko jedna koszulka i para dresów? Które pożycza np, hydraulikowi, gdy zaleje się podczas pracy?

Napewno, Harry. Napewno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro