Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Florence

Nie wahałam się przed zapukaniem do drzwi domu Meghan. Oh przepraszam, domu Harrego i Meghan. A Meghan nie czekała długo żeby mi te drzwi otworzyć.

–Słucham? –zapytała z uśmiechem, opierając się ręką o drzwi.

–Cześć. Ty napewno jesteś Meghan– uśmiechnęłam się fałszywie jak najmocniej potrafiłam. –Ja mam na imię Florence. Nie znasz mnie, wiem. Ale mam z tobą sporo do przegadania.

–Yyy. Nie rozumiem–odpowiedziała uśmiechając się miło, gdy opierała się dłonią o kant drzwi.

–Jest Harry? – zapytałam sarkastycznie.– Oh nie, wiem przecież, że go nie ma. Jest w moim mieszkaniu–zaśmiałam się teatralnie. Byłam teraz suką, naprawdę. Ale Harry sobie na to zasłużył.

–W twoim mieszkaniu? –szepnęła. Jej mina zmieniła się o 180 stopni ze zdziwionej na wściekłą. –Jesteś kochanką mojego faceta!?

–Oh nie, Meghan–przewróciłam oczami.– To ty jesteś kochanką mojego byłego faceta. Byłam z Harrym pięć lat temu. Zanim zaczął spotkać się z tobą, a w sumie to, dokładnie wtedy, kiedy zaczął spotkać się z tobą– tłumaczyłam jej sytuację szeroko uśmiechnięta. Odsłanianie Harrego przed kimś kogo kocha, napawało mnie radością. –Czyli jakby ci to powiedzieć prościej, gdy Harry był ze mną, był z tobą. Zdradzał mnie z tobą.

Meghan zaprosiła mnie do środka. Zamknęła za mną drzwi i znalazłyśmy się w salonie. Meghan usiadła na kanapie w salonie. Wyglądała na zszokowaną, Harry więc choć w jednej rzeczy mówił prawdę, że Meghan o mnie nie wie.

–Nie przyszłam tu, żeby wypominać Ci, że poderwałaś mi faceta, nie martw się– odezwałam się znów. –Chcę po prostu, żeby ten dupek przestał mieć idealne życie.

–Mówisz, że... Jestem z mężczyzną, który zostawił już inną kobietę?– zapytała płaczliwym tonem. –Ale.. Był z tobą, gdy zaczął spotykać się ze mną? Zerwał z tobą, by być ze mną? Ja... nie miałam pojęcia!

–Meghan?

Odwróciłyśmy głowy w stronę dobiegającego głosu i jakże dumna byłam widząc przed nami Harrego.

–To prawda, Harry? –zapytała go mając w oczach łzy. –Byłam ze zdrajcą?

–Tak, Meghan. To prawda. Byłem z Florence, gdy zacząłem się z tobą spotkać–przyznał wchodząc  głębiej.– Byłem też w związku z Florence, kiedy cię pokochałem i wiążąc się z tobą odszedłem od niej. Nie wiedziałem, że Florence była w ciąży, bo była samolubną suką i nie powiedziała mi o niczym– słysząc to zdanie spojrzałam na niego zszokowana. On również patrzył na mnie, tylko jego wzrok był pogardliwy. –Nie powiedziała mi, że jest w ciąży, nie powiedziała, że urodziła i nie powiedziała, że miałem córkę, bym mógł ją poznać. Zagarnęła to dla siebie, tylko dla siebie.

–Miałeś? –szepnęła Meghan.

–Nie powiedziałam mu, że miał dziecko, bo spakował walizki i wyszedł z domu mówiąc mi '' Sorry''– powiedziałam Meghan na swoją obronę, chociaż nie czułam potrzeby się bronić.– To, że mieliśmy dziecko nie ma w tym wszystkim znaczenia, przyszłam Ci tylko powiedzieć, że twój "mężczyzna", ma trochę za kołnierzem i nie jest taki idealny, za jakiego go masz.

Zanim Meghan mogła cokolwiek odpowiedzieć, wyszłam z jej domu i trzasnęłam drzwiami. Ulżyło mi, wiecie? Gdzieś z tyłu głowy miałam nadzieję, że jeśli Meghan z nim nie zerwie, to chociaż przysporzy mu kłopotów, typu zazdrość, brak zaufania i takie tam. Może, gdy życie Harrego trochę się rozwali, moje zacznie rosnąć w siłę.

–Lepiej ci!?

Zatrzymałam się. Odwróciłam prosto do Harrego z uśmiechem.

–Jak tam, Harry!? Jakie to uczucie, gdy ktoś Ci niszczy życie!? –zawołałam z uśmiechem. –Gdy ktoś robi ci problemy, nie licząc się totalnie z twoim zdaniem!?

–Wiesz, że nic ci to nie da!? –odkrzyknął. Mogłabym teraz zastanowić się nad naszą głupotą, bo kłóciliśmy się na środku ulicy, ale po co. Zapewne jego sąsiedzi teraz wyglądają przez okna.– Meghan ode mnie nie odejdzie, bo mnie kocha! Jakieś fakty z przeszłości nie będąc dla niej problemem!

–Nie chciałam, by od ciebie odeszła! – prychnęłam. –Chciałam by znała prawdę! By chociaż ona poznała ją, gdy jeszcze nie będzie za późno, Harry, bo masz tendencję do przedobrzania terminów!

–Więc co? Twoim planem było tylko powiedzieć jej, że cię z nią zdradzałem?– prychnął wyrzucając ręce w powietrze. –Że to, że się w sobie zakochaliśmy, stało się, gdy byłem jeszcze z tobą?! Tak cię cieszy przypominanie sobie tego?!

–Tak mnie cieszy, gdy ktoś poznaje prawdę–syknęłam. –Ja nie byłam godna jej poznać w dobrym czasie! A może gdybym ją poznała...

–To co, Florence? –prychnął. –Ty byś mnie zdradziła?! Zostawiła mnie!? –zaśmiał się w głos, jakby w ogóle nie obchodziło go, że jego sąsiedzi słuchają. –Myślisz, że jeśli powiedziałbym Ci o Meghan na samym początku, zatrzymałabyś mnie!?

–Tak! – krzyknęłam pewnie. –Tak myślę! I wiesz co, czuję się z tym dobrze! Bo wolę myśleć, że byłbyś obok! Że wychodziłbyś na spacer z Rosie trzymając ją za rękę i mieszkalibyśmy się w innej dzielnicy! Gdzie nasza córka mogłaby się bawić daleko od drogi! –krzyczałam, machając rękoma, czując w oczach łzy. Ale potrafiłam je powstrzymać, teraz nie smutek był najważniejszy. –Wolę myśleć, że bawiłbyś się ze swoją córeczką i nigdy nie musiałabym wyprawiać jej pogrzebu! Ale nie mogę tak myśleć! Bo nie zatrzymałam cię przy sobie, bo nie wiedziałam o Meghan!

–Nie mogłem powiedzieć ci o Meghan, Florence– szepnął. Stojąc do niego tyłem nawet nie zauważyłam, że podszedł.– Żałuję tego, że stało się to w ten sposób, że musiałem cię zdradzić by ją poznać, by z nią być. I żałuję, że nie było mnie przy Rose. Ale żadna z tych rzeczy, że odszedłem, że Rose zginęła ani, że nam nie wyszło, nie jest winą Meghan.

–Nie mówię, że jest jej winą–szepnęłam szykując się by ruszyć. –Ale, że dołożyła do tego cegiełkę. A w zasadzie to pustak.

Odeszłam.

Zawsze w towarzystwie Harrego robiłam się miękka. Zaczynałam wspominać, płakać, wyzwalać emocje. Było łatwiej, gdy nie pamiętałam o jego istnieniu, gdy nie widywałam go codziennie.

–Co mam zrobić, Florence!?

Zatrzymałam się w pół kroku i stanęłam na chodniku, kiedy usłyszałam wołanie. Odwróciłam się w stronę głosu i ocierając łzę z policzka spojrzałam na Meghan.

–Gdybym tylko wiedziała w jakiej sytuacji się znajdujesz.. Że w ogóle istniejesz, Florence, nigdy nie związałabym się z Harrym!

–Nic nie możesz zrobić, Meghan, chyba, że masz maszynę do cofania czasu– prychnęłam spoglądając na nią.

Była piękna. Miała pięknie proste włosy, makijaż chociaż delikatny, ubrana w piękna sukienkę i na palcach miała piękne paznokcie. Gdzieniegdzie miała biżuterię pasującą do jej oczu, a ciuchy i buty, które miała na sobie, uwydatniały jej sylwetkę. Była po prostu piękna. Nic dziwnego, że Harry wybrał ją.

–Nie mam takiej maszyny, a uwierz, że użyłabym jej setki razy–odpowiedziała mi idąc dróżką by stanąć przede mną.

–Więc wiesz co możesz zrobić? – zapytałam głośno. Uniosłam głowę wysoko, by wiedziała, że wcale mnie nie złamała. –Idź do diabła , Meghan. I zabierz chłopaka.

*Harry

Kiedy Florence odchodziła naprawdę szybkim krokiem, sam nie wiedziałem co zrobić. Byłem na nią tak wściekły, ale z drugiej strony pragnąłem przecież żeby mi wybaczyła! Myślałem, że idziemy w dobrą stronę, że w końcu Florence zaczyna powoli zapominać, ale...

–Nic nie powiesz?

Uniosłem wzrok na Meghan.

–Nie teraz–jęknąłem i odwróciłem się by wejść do domu.

–Nie teraz!? A kiedy?! Za kolejne pięć lat!?– wrzasnęła. Odwróciłem się od razu żeby ją uciszyć, sąsiedzi napewno już się nasłuchali, ale do Meghan nic nie docierało. –Żyłam z tobą przez cały ten czas, myśląc, że Florence to nikt ważny! Nawet na samym początku, gdy mówiłeś, że jesteście po rozstaniu! Jak mogłeś stworzyć ze mnie takiego potwora, Harry, żeby ta kobieta miała mnie za rozbijaczkę związków!?

–Nie stworzyłem z ciebie żadnego potwora! Kochałem cię, Meghan! Wybrałem ciebie! – wrzeszczałem jak oszalały. Uderzyłem dłonią w ogrodzenie, ale nie rozładowało to moich emocji. Byłem teraz jak burza, która mknęła do przodu tworząc spustoszenie. –Chciałem być z tobą, bo z tobą mi było dobrze! Byłaś kimś kogo potrzebowałem, podczas kiedy Florence robiła listy rzeczy, które zjebałem! Potrafiła usiąść przy obiedzie i wrzeszczeć, że źle trzymam widelec!

–Była w ciąży, Harry! – krzyknęła szlochając. –Była w ciąży i była sama!

–Mogła mi powiedzieć!

–Najwyraźniej nie czuła się jakby mogła to zrobić! –wrzasnęła dużo głośniej niż zwykle. –Może problem nie tkwi w niej tylko w tobie do cholery!?

Meghan ciężko dyszała, gdy zapadła między nami głucha cisza. Jej słowa... Jej słowa wbiły się we mnie jak sztylet. Spojrzałem na nią skrzywdzony. Czy jako moja kobieta nie powinna trzymać mojej strony?

Co ty pierdolisz, Harry? - zganiłem się.

Usiadłem na chodniku i zakryłem twarz dłońmi. Krzyknąłem w nie głośno, chcąc żeby wściekłość, frustracja, zawiedzenie i całe to gówno opuściło mnie razem z krzykiem. Ale tak nie było.

–Jak mogłem tak zjebać?–szepnąłem do siebie. Zacisnąłem oczy zbsy spod powiek nie wyleciały mi łzy i znów krzyknąłem. – Jak mogłem coś takiego zrobić?

Poczułem nagle jak Meghan siada obok mnie. Nie dotknęła mnie, usiadła dobre pół metra dalej i milczała. Wyprostowałem się więc i również milczałem.

To, czego teraz bałem się najmocniej, to to, że z tego milczenia nic nie wyjdzie. Będziemy tylko milczeć.

*Florence

Zamknęłam piekarnik z którego wyjęłam blachę upieczonych frytek i położyłam ją na kuchni. Zdjęłam specjalne rękawice i odłożyłam na swoje miejsce, żeby podjeść mega gorącą frytkę.

Wyjęłam talerz z szafki, nałożyłam sobie porcję i polałam ją keczupem. Usiadłam przy stole słysząc jak już burczy mi w brzuchu, ale kiedy podniosłam frytkę do ust, ktoś zapukał do drzwi

Przysięgam na Boga, że jeśli to listonosz, zgłoszę to jutro na poczcie. Często potrafił roznosić pocztę nawet do 19:00. Jakby w środku dnia robił sobie przerwę! Wstałam z krzesła odpychając trochę talerz z jedzeniem i wściekłym krokiem ruszyłam do drzwi.

Niespodzianka! Za nimi nie było listonosza.

–Mogę wejść?

–Jeśli Ci odmówię, wjebiesz się oknem– prychnęłam i przepuściłam Harrego w drzwiach, nie kłopocząc się by je za nim zamknąć. Wróciłam do kuchni, usiadłam znów przy pełnym talerzu i zaczęłam jeść.

–Meghan odeszła–powiedział stając przede mną oparty o szafki. –Możesz być z siebie dumna. Udało ci się?

–Jedyne czego pragnę by mi się udało, to przejść całe '' Mario''–prychnęłam.– Nigdy nie chciałam, by Meghan od ciebie odeszła.

–Błagam cię, Florence, skończ ten teatrzyk. Cieszysz się, że odeszła. Że poznała prawdę i przejechała się na mnie.

–Dlaczego mam się cieszyć? –rzuciłam frytką o talerz–Wiem jakie to uczucie, dowiedzieć się o zdradzie, Meghan dziś dowiedziała się o wiele więcej niż ja lata temu i uwierz lub nie, ale jest mi jej cholernie szkoda– przegryzłam kawałek frytki, by potem wymierzyć drugą jej połową w chłopaka. –Mam nadzieję, że szykujesz wielki bukiet kwiatów, wycieczkę przeprosinową na Hawaje i całoroczny karnet do spa.

–Nie szykuję żadnej z tych rzeczy– prychnął. Opadł na krzesło przede mną i zaczął bawić się guzikiem swojej dżinsowej kurtki. –Meghan odeszła i nie zamierzam prosić, by wróciła.

–Oh–zaśmiałam się. –Męsko! Spieprzyłeś i nawet nie przeprosisz. Może jeszcze poczekasz, aż to ona cię przeprosi!

–Nie rozumiesz– przerwał mi. –Nie chcę, by Meghan do mnie wróciła. Powinna znaleźć sobie kogoś odpowiedniego dla niej. Kogoś, kto nie rozpocznie z nią znajomości od stosu kłamstw.

Zapadła między nami cisza. Gdybym go nienienawidziła, powiedziałabym teraz, że dobrze gada, że zrobił dobrą robotę. Ale cóż, nienawidzę go, więc nie przyznam tego. Siedziałam w ciszy dalej jedząc swoje frytki, gdy Harry wpatrywał się w ścianę.

–Myślisz, że będzie zdolna mi wybaczyć?– szepnął po długim czasie. Wkładałam właśnie talerz do zlewu, więc zawisł on w połowie drogi.

–Pytasz czy Meghan będzie zdolna ci wybaczyć? –powtórzyłam po nim.

–Tak. Ty jesteś zdolna? Bo jeśli Ty byś była, to Meghan również dałaby radę.

–Wiesz co, Harry? – szepnęłam odwracając się do niego. Jego obecność w moim życiu naprawdę zaczynała mnie drażnić. –Myślę, że nie ma na to szans– wypowiedziałam z uśmiechem, zanim udałam się prosto do swojej sypialni, zostawiając Harrego zamyślonego i zapewne załamanego.

*

Kiedy już w piżamie zeszłam na dół, by zobaczyć czy drzwi frontowe i okna są pozamykane, pierwszym co rzuciło mi się w oczy były żółte róże. Bardzo wiele żółtych róż.

Zajmowały prawie całą posadzkę salonu i połączonego z nim kuchnię, nie chcę nawet liczyć ile tego może być.

–Żałosne posunięcie, Harry– szepnęłam sobie pod nosem. Otworzyłam drzwi frontowe i po kolei, każdy wazon, zaczęłam wynosić na dwór.

Dokładnie pod kontener na śmieci.

Bo tylko do tego się one nadawały.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro