Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Florence

–Wprowadzę się tu– były pierwszymi słowami jakie usłyszałam kolejnego dnia. Zmierzyłam wzrokiem chłopaka, który stał oparty o blat kuchenny.

–Nie zrobi mi to dużej różnicy– wzruszyłam ramionami. –Od kilku dni i tak ciągle siedzisz mi na głowie.

Wróciłam do robienia swojego śniadania, zupełnie nie przejmując się tym, że Harry jeszcze nic nie jadł.

Okej. Jednak się trochę przejęłam.

–Wiesz, że lodówka nie jest zamknięta na klucz? – zapytałam.

–Wiem. Ale nie chcę wyjadać Ci jedzenia. Dopiję kawę i pójdę na zakupy, więc jeśli czegoś potrzebujesz, to napisz listę– uśmiechnął się do mnie wstawiając pusty kubek do zlewu.

–Zamierzasz się tu wprowadzić, ale lodówki nie otworzysz –zauważyłam.– Mądrze.

On mnie jednak minął i poszedł schodami do góry, najpewniej do pokoju w którym spał.

Wzruszyłam ramionami, dokończyłam czynności przygotowujące śniadanie i pochłonęłam je w ciągu paru minut.

*

–To wszystko czego potrzebujesz? – zapytał zdziwiony. Pewnie dlatego, że na mojej liście, są zaledwie jajka, olej i woreczek ziemniaków.

–Mam dość duże zapasy. Raz na jakiś czas jadę na naprawdę duże zakupy, żeby nie musieć chodzić do sklepu co 3 dni– wyjaśniłam.

Harry skinął głową zanim wyszedł.

*

Miałam w głowie totalną pustkę. Mogłabym myśleć teraz o Rosie, mogłabym szukać pomysłu jak pozbyć się Harrego, mogłabym myśleć jakie kwiaty zaniosę następnego dnia na grób. Ale miałam w głowie totalną pustkę.

Nie chciało mi się o niczym myśleć. Byłam zmęczona. Zmęczona myśleniem, analizowaniem.. Baniem się..

Każdego dnia się bałam. Że choć moja bariera pogodzenia się ze śmiercią Rosie jest już mocna, to przez obecność Harrego, złamie się. Zniknie. I znów będę słaba, myśląca tylko o tym, jakby to nam było we trójkę.

Jakim Harry byłby ojcem? Jakim byłby mężem? Jak moglibyśmy się kochać i być wzorem dla innych rodzin?

Nienawidziłam tego myślenia. Cholernie nienawidziłam.

–O czym myślisz?

Spojrzałam na Harrego wytrącona z myśli.

–Nie chcesz wiedzieć–odpowiadam.

–Powiedz mi wszystko co leży ci na sercu, Florence –wzdycha. Widzę, że zaczyna go już męczyć moje zachowanie. Cóż, drzwi są otwarte. –Wypowiedz wszystkie te obelgi, które masz w zandarzu, wszystko, co chcesz żeby mnie zabolało, każde wyzwisko i każde jedno słowo. No dalej, Florence. Ulży ci, a przecież zasłużyłem.

Spojrzałam na niego rozbawiona. Śmieszył mnie. Myślał, że wyzwę go od śmieci i mi ulży? Że uderzę go w twarz i ból zniknie?

Myśli, że wygarnę mu swój ból, jego winę i nagle śmierć mojej córki nie będzie mnie już boleć?

–Idź do diabła– uśmiecham się.

–Zrobię obiad– odpowiada mi.

Jak gdyby nigdy nic, wchodzi do kuchni i zaczyna się w niej krzątać.

Tak, to w cholerę normalne zachowanie.

*

Do obiadu żadne z nas nie zamieniło słowa. Nie to żeby było inaczej podczas obiadu, nie.

Po obiedzie jednak kłóciłam się z Harrym kto będzie zmywał.

–Robisz to tylko po to, żeby potem wypominać mi jak mi pomagałeś– zauważam, tak jak szczerze myślę. Mierzę Harrego wściekłym wzrokiem kiedy prycha.

–Chyba zdążyłaś zauważyć, że robię to dla ciebie. Nie po to żeby Ci to wypominać, nie żeby odkupić swoje winy, bo wiem, że ich się nie da odkupić– warczy. Z jego oczu ciskają teraz pioruny –Robię to dla ciebie. Bo na to zasługujesz.

–Oh błagam cię! –śmieję się. Ta scena robi się komiczna – W dupie masz to jak się czułam, jak się czuję i na co zasługuję.

–Oceniasz mnie na podstawie tego czego żałuję–warczy w odpowiedzi. Nawet uderzył w stół przy którym siedzimy –Daj mi pozmywać te cholerne naczynia i przestań się kłócić.

–A zmywaj co chcesz–odpowiadam wstając. Kiedy mijam próg kuchni dodaję :–Najlepiej ty się zmyj stąd.

*Harry

Przyłożyłem głowę do zimnej ściany i zacisnąłem oczy.

–Czemu musisz być taka trudna, Flo– szepczę do siebie. –Ah tak. Przecież to tylko twoja reakcja obronna.

Zachowujesz się tak, jakbyś jej nie zdradził, Harry. Jakbyś nie zdeptał jej kobiecej godności. Jakbyś nie zostawił jej w potrzebie.

Jakbyś nie był winny temu, jaka teraz jest.

Wzdycham i zaczynam zmywać. Stukot talerzy i sztućców wybija mnie z rytmu myśli.

*

–Nie mogę teraz przyjechać–mówię do słuchawki. –Zapomniałem o tej kolacji. Przepraszam, Meghan.

–Ustaliliśmy ją w restauracji miesiąc temu, Harry. Nie mogę jej odmówić, bo pieniądze przepadną–odpowiada ostro.

–Zabierz Justin'a. Ucieszy się. Przepraszam naprawdę, ale... Szukam pracy, Meghan i jeszcze chwilę mi zejdzie. Nie zdążę wrócić do domu do 18.00– kłamię.

Co ze mnie za pieprzony kłamca.

–Może uda mi się ją przełożyć. Jeśli nie to zabiorę Justin'a, ale tylko dlatego, że praca jest dla ciebie ważna. –mówi ostentacyjnym tonem. –Zadzwoń do mnie, gdy skończysz.

–Jasne, Meg– kończę. –Kocham cię.

–Ja ciebie też.

–Przypomnij mi–odwracam się na ten gwałtowny dźwięk. Ściskam w dłoni telefon chyba zbyt mocno, gdy widzę Florence opierającą się o futrynę z rękami na piersi.–Używałeś wobec mnie tego samego tekstu, czy siliłeś się na coś oryginalnego?

–Nie żartuj, Flo–fukam.

–Oh, ale to nie żart. To poważne pytanie. Chciałabym wiedzieć, które momenty naszego związku były prawdą, a które nie. Dlaczego nie powiesz Meghan, że u mnie jesteś? Albo lepiej! – krzyknęła.– Dlaczego jej do nas nie zaprosisz?!

–Tak bardzo chcesz spędzić z nią czas? - drwię. –Może chcesz się zaprzyjaźnić?

–Może chcę poznać konkurentkę z którą przegrałam–odpowiada.–Może chcę zobaczyć wielkie cycki, długie włosy, piękne oczy, chudy brzuch u miłej, pomocnej, wiecznie uśmiechniętej, idealnej Meghan.

–Skąd niby wzięłaś sobie te epitety?

–Musi taka być, skoro ją wybrałeś– uśmiecha się najbardziej fałszywym uśmiechem jaki potrafi mi dać, zanim dodaje :–Prawda? – i odchodzi.

Ile razy jeszcze poniosę porażkę?

*

–Florence? Mogę wejść? – zapytałem. Zapukałem jeszcze raz do jej sypialni.

–Nie.

Ominąłem więc jej drzwi po raz trzeci w ciągu ostatniej godziny i przeszedłem parę kroków. Jednak zatrzymałem się kiedy jedne z drzwi przykuły moją uwagę. Są tu zawsze, ale nie są łazienką, garderobą, jadalnią ani pokojem dla gości. Czym więc jest?

–Nie bądź wścibski, Harry–karcę samego siebie. Kręcę głową na myśl, która urodziła się w mojej głowie, ale nie potrafiłem pozbyć się tego uczucia.

Kilka sekund biłem się z myślami czy powinienem nacisnąć klamkę, na której  trzymam dłoń. Nacisnąłem ją i otworzyłem drzwi szybko.

Zbyt szybko, jak na to co czaiło się za nimi.

Jasne ściany, pudła z zabawkami, małe, zaścielone łóżko.

Zrobiłem kilka kroków w przód, do oczu napłynęły mi łzy.

–Rosie– szepnąłem, widząc to samo zdjęcie w ramce, które stoi w salonie.

Dotknąłem ręką jej małego łóżka, otworzyłem szufladę komody i wyjąłem koszulkę.

Dlaczego Florence wciąż to trzyma?

Zamknąłem szufladę i spojrzałem na szafkę obok. Otworzyłem ją, robiłem to wszystko bezwiednie. Drżącymi rękoma przeglądałem jej zawartość aż trafiłem na obszerny album.

Nie mogłem się powstrzymać. Nie mogłem zatrzymać ręki w drodze do sięgnięcia jedynego śladu po Rosie.

Wziąłem album.

Wziąłem go i usiadłem na podłodze pod półką. Mały miś w czapce z pomponkiem uśmiechał się na okładce, kiedy otworzyłem album uśmiechał się do mnie mały aniołek.

–Boże– szepnąłem, widząc chyba najstarsze ze zdjęć Rosie.–Jaka byłaś piękna– dodaję we łzach.

Przejrzenie całego albumu zajęłoby mi wieki, z racji, że było w nim prawie 600 zdjęć, a ja nad każdym jednym zatrzymywałem się dość długo. Ale każde zdjęcie, to na których kilkutygodniowa Rosie śpi w czapeczce, to na których trochę większa Rosie śmieje się do jakiejś zabawki, to na których Rosie łapie jakiegoś psa czy to kiedy zasnęła jedynie góra ciała na łóżku, a dołem wisiała z niego, było tak piękne, tak czułe i poruszające serce, że nie mogłem się oprzeć, by nie zatrzymać wzroku trochę dłużej.

–Miałam nadzieję, że niepostrzeżenie wyszedłeś.

Uniosłem głowę znad albumu żeby zobaczyć Florence stojąca w drzwiach. Nie zauważyłem nawet jak weszła. Zamknąłem szybko album i wstałem z podłogi jak poparzony.

–Przepraszam. Przechodziłem obok i zauważyłem drzwi i...

–Nie żartuj–prycha. Jej kroki w moją stronę są stawiane z taką nonszalancją z jaką chyba nigdy się nie spotkałem.

Florence usiadła na podłodze, jakiś metr ode mnie, ale przejęła album.

I obejrzała ze mną cały, opowiadając o każdym zdjęciu po kolei.

*

–Co to? – pytam cicho, widząc zakładkę dobudowaną na okładce albumu w wewnętrznej stronie.

–Nic takiego. Zrobiłam to na ważne zdjęcia, typu pierwsze urodziny, ale ostatecznie zostało puste, bo wszystko jest włożone wcześniej–odpowiada szybko zanim kartkuje strony i przekłada album na pierwszą stronę.

–Ale tam coś jest. Widać, że jest pełne– mówię znów. Florence jednak okłada już album na szafkę.

–Chciałabym pobyć sama– mówi stając nade mną. –Wiem, że z domu nie wyjdziesz, bo jesteś jak wrzud na dupie, ale idź proszę do sypialni albo gdzieś. Zostaw mnie tu samą.

–Oczywiście– szepczę zanim wstaję. A potem opuszczam pokój z taką prędkością, że dziwię się, że nie połamałem sobie nóg.

Ta kobieta ciągle mnie zadziwia odkąd spotkałem ją po latach. Raz jest wściekła, wygląda jak wrzący wulkan, raz jest załamana i wygląda jakby miała rzucić się w otchłań rozpaczy, innym razem jest smutna, ale w bardziej neutralnych barwach, a jeszcze innym razem, mam wrażenie, że odrobinę do niej docieram.

Tak jak teraz, gdy siedzieliśmy razem, obok siebie, dość blisko i robiliśmy tą samą czynność. RAZEM.

Może wybaczenie od Florence nie jest dla mnie rzeczą niemożliwą. Może potrzebuje tylko czasu? Okazania mojej żałoby? Okazania, że biorę tę sytuację na poważnie?

A może żadnej z tych rzeczy nie potrzebuje, bo nie zamierza mi nigdy wybaczyć.

Może.

*Florence

Szczęk zamykanych drzwi i coraz cichsze kroki dają mi ulgę. Im Harry jest dalej, tym łatwiej mi oddychać. Tym łatwiej mi funkcjonować.

Otwieram znowu album na miejscu, którego w życiu nie pokażę Harremu i odpinam kieszonkę.

Nasze życie było dobre zanim nastąpił ten dzień. Patrzę na te zdjęcia i widzę to cudowne życie, to życie jak z bajki, które mi zapewniał. Patrzę na uśmiechniętego Harrego leżącego na brzuchu bez koszulki, patrzę na zdjęcie przedstawiające mnie i Harrego na łódce, w której pływaliśmy po jeziorze, patrzę też na zdjęcie moje i Harrego, gdy chłopak całuję mnie w czoło na tle ogrodu. Zdjęcie z pikniku, zdjęcie z balu, zdjęcie z pierwszej randki.

Biore głęboki oddech zanim zamykam album i zapominam o tamtym życiu.

Tamtego Harrego nie ma. Nie ma już od pięciu lat.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro