🌻🌻🌻🌻🌻

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Czy w mieście są jakieś słoneczniki? – zapytał pewnego wieczora Taehyung. Siedzieli na werandzie domu Yoongiego i oglądali zapadający zmierzch, każdy z nich zagubiony pośród własnych myśli. Yoongi twierdził, że są już za starzy, żeby spędzać czas w domku na drzewie. Taehyung był innego zdania, ale tym razem postanowił przystać na zaproszenie przyjaciela. Machał w powietrzu przewieszonymi przez pręty balustrady nogami, zupełnie nie przejmując się faktem, że zdążył już w ten sposób zgubić jeden z butów – but leżał teraz smutno w trawie ogrodu państwa Min i istniało duże prawdopodobieństwo, że zostanie tam aż do momentu, w którym Yoongi przypadkiem go znajdzie i odda właścicielowi. Chodzenie boso było dla Taehyunga tak naturalne, jak spoglądanie w niebo.

- Jasne, że są – odparł Yoongi. – Zawsze jakieś się znajdą.

- Ja nie znalazłem ani jednego – powiedział Taehyung. – A szukałem bardzo dokładnie.

- W mieście nie ma pól słoneczników. W mieście są kwiaciarnie. A w kwiaciarniach są słoneczniki – wyjaśnił Yoongi rzeczowym tonem. Taehyung westchnął ciężko.

- To nie to samo...

- Po co ci słoneczniki w mieście? Przecież masz ich tu pełno – mruknął Yoongi, nie rozumiejąc zachowania przyjaciela. Taehyung nie odpowiedział na to pytanie. Zamiast tego wsparł głowę na ramieniu Yoongiego i przymknął oczy.

- Będę za tobą tęsknił, kiedy wyjedziesz – powiedział miękkim tonem. Czuł zdziwienie Yoongiego. Czuł, jak chłopak zesztywniał. Czuł, jak zastygł, niepewny własnej reakcji. I dopiero po upływie paru chwil Yoongi rozluźnił się nieco i przyjacielsko objął młodszego ramieniem.

- Przecież nigdzie nie jadę – odparł uspokajająco. Nie zabrzmiało to jednak zbyt przekonywująco.

Bo Taehyung wiedział.

Wiedział o pomyśle kilkudniowej wycieczki do miasta. Wiedział o planie wyjechania tam do pracy w wakacje. Wiedział o propozycji Seoyeon, żeby Yoongi zatrzymał się w jej apartamentowcu na nocleg.

Wiedział, że zbliżał się moment, w którym wizje jedenastoletniego Yoongiego wreszcie zaczną się spełniać, teraz, kiedy był już niemal pełnoletni.

I wiedział, że on w nich nie uczestniczył. To nie był jego świat.

- Mogę zadać ci bardzo ważne pytanie? – Taehyung uniósł głowę z ramienia przyjaciela i spojrzał na niego z powagą.

- Jasne.

- Czy nadal uważasz, że przypominam słonecznika?

Kiedyś Yoongi roześmiałby się na to pytanie. Teraz jedynie odpowiedział spojrzeniem równie poważnym, co to taehyungowe. I milczał. I patrzył. I patrzył. I milczał. Yoongi jeszcze nigdy nie spoglądał mu w oczy tak uważnie. Jakby samym tym spojrzeniem próbował odgadnąć, co się kryje w jego sercu. Taehyung zrozumiał jego milczącą odpowiedź.

- Mam jeszcze drugie pytanie – powiedział, po czym wziął głębszy wdech. – Jak myślisz, czy słonecznik może zmienić się w różę?

Tymi słowami go zaskoczył. Yoongi przez chwilę spoglądał na niego z uniesionymi brwiami, niepewien jak zareagować. A potem płochliwie odwrócił wzrok, jakby nagle dotarło do niego znaczenie taehyungowego pytania.

- Taehyung...

- Pytam poważnie.

- Nie powinieneś się zmieniać. Lubię słonecznikowego Taehyunga. – Yoongi wyciągnął dłoń i poczochrał włosy przyjaciela, tak jak to robił, kiedy obaj byli mali.

Ale od tamtych chwil minęło sporo czasu. Taehyung nie miał już dziesięciu lat. Wiedział, że rumieńce, które poczuł na policzkach nie były pozostałością słonecznych promieni, a dreszcz, który przebiegł mu po plecach, nie został wywołany przez wieczorny podmuch wiatru. Wiedział, że zdecydowanie za bardzo lubił spoglądać w zamyślone oczy Yoongiego i zdecydowanie zbyt często rozmyślał o jego rzadkim uśmiechu.

Wiedział, że bez Yoongiego nawet słoneczniki traciły swój urok.

- Ty też nie powinieneś się zmieniać – Taehyung wypowiedział te słowa tak cicho, że nie był pewien, czy zostały w ogóle usłyszane. – Nie powinieneś.

Wbrew jego życzeniu, Yoongi nie przestał się zmieniać.

Kiedyś, chcąc podnieść Taehyunga na duchu, przyjaciel zaproponowałby mu spacer skrajem lasu i nocne oglądanie nieba przez okna domku na drzewie. Nie dlatego, że sam lubił takie rzeczy. Dlatego, że dobrze znał Taehyunga i wiedział, jak poprawić jego humor. Natomiast teraz, chcąc rozjaśnić atmosferę, Yoongi zaprosił go na ognisko w lesie. Z kilkupakiem piwa i paczką podkradzionych ojcu papierosów. Nie dlatego, że sam lubił takie rzeczy. Dlatego, że Seoyeon je lubiła.

Taehyung nie planował przyjąć zaproszenia. Takie imprezy to zdecydowanie nie były jego klimaty. Wiedział, że źle by się tam czuł. Poza tym wolał oszczędzić sobie widoku Yoongiego, wodzącego głupim, zauroczonym spojrzeniem za Seoyeon, która zapewne planowała bawić się jego uczuciami przez całą noc. Doszedł do wniosku, że z pewnością lepiej będzie im bez niego.

Schował się w swoim domku na drzewie i udawał, że go nie ma. Wbił uparte spojrzenie w sufit z mocnym postanowieniem przeczekania całego wieczora w swojej kryjówce. Jego sprytny plan zawiódł już po dobrych dziesięciu minutach, kiedy przez jedno z okienek domku wleciał mały kamyk. A potem następny. I jeszcze jeden. Taehyung z westchnieniem podniósł się z podłogi i wyjrzał na zewnątrz.

Yoongi podrzucił kolejny kamyk w dłoni i uśmiechnął się.

- Bez ciebie nie idę.

Taehyung naprawdę chciał zaaprobować te słowa. Chciał poprosić, żeby nigdzie nie szli, żeby Yoongi został z nim w domku, żeby spędzili kolejny spokojny wieczór pełen rozmyślań i nocnego nieba. Ale nie miał serca łamać tej drobnej, kruchej nadziei, którą widział w jego oczach.

Więc poszedł razem z nim.

Ognisko odbywało się na polanie, jakieś dziesięć minut drogi od skraju lasu. Taehyung spodziewał się jasnych świateł, dudniącej muzyki i pijackich wygłupów i pewnie tak by to właśnie wyglądało, gdyby nie fakt, że rodzice zabronili Seoyeon urządzać imprez w domu. Pod gwiazdami, w blasku ogniska wszystko wyglądało znacznie bardziej przytulnie i kameralnie, niż w kanciastej willi na wzgórzu. Ktoś próbował uruchomić radio. Ktoś inny jazgotliwie brzdękał na gitarze, prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu trzymając ją w dłoniach. Seoyeon sprosiła mnóstwo swoich znajomych z miasta, ale nie zabrakło też okolicznej młodzieży. Tak jak Taehyung się spodziewał, dość szybko zgubił Yoongiego w tłumie obcych osób. Wszyscy byli głośni i nadmiernie rozweseleni, aż chłopak zastanawiał się, jak niebo nad ich głowami może pozostawać tak cierpliwe i spokojne, jak zawsze. Zamierzał nawet wziąć z niego przykład i jakoś dyskretnie przetrwać ten wieczór, ale ani się obejrzał, a ktoś wcisnął mu puszkę z piwem w dłoń.

Taehyung nie był pewien, jak to się stało, że w jednej chwili siedział z boku i sączył niepewnie swoje piwo, a w następnej razem z innymi tańczył wokół ogniska, wywołując głośną aprobatę imprezowiczów. Nie był też pewien, kiedy niebo nad jego głową zaczęło nieco wirować, a ziemia uciekać spod nóg. Iskry z ogniska ulatywały ku górze, wdziękiem konkurując nawet z rozmigotanymi srebrzyście gwiazdami. Noc była wielka, piękna i otwarta. Taehyung czuł, że w taką noc mógłby dosięgnąć nieba. Jego roztańczony, chwiejny cień wciąż trzymał go jednak przy ziemi, nie pozwalając odlecieć. Frustrowało go to, jak nigdy dotąd. W pewnym momencie wręcz zatrzymał się w miejscu, chcąc rzucić własnemu cieniowi poirytowane spojrzenie.

Zamiast tego uniósł brwi w zdumieniu.

Jego cień padał prosto na Yoongiego.

Chłopak stał z boku, wsparty o drzewo, i obserwował imprezę. Czarne włosy miał zmierzwione, a jego oczy nienaturalnie migotały w ciemności. Odległe refleksy bijącego od ogniska blasku odbijały się na jego twarzy, ale znaczną część sylwetki przykrywał taehyungowy cień. Mimo to Yoongi zdawał się go nie widzieć. Patrzył gdzieś w dal, na drugą stronę ogniska. Taehyung zerknął przez ramię i bez trudu wyłowił cel tego spojrzenia.

Seoyeon bawiła się w najlepsze, wybierając z którym z kolegów będzie łaskawa zatańczyć. Kilku chłopców w różnym wieku tłoczyło się przed nią i każdy próbował skraść jej uwagę. Popisywali się, wygłupiali, stawali na głowie, żeby wkupić się w jej łaski. A ona śmiała się i śmiała tym swoim wysokim, dźwięcznym śmiechem, który Taehyungowi przypominał raczej zgrzyt kredy na czarnej tablicy. Wręcz smutno było mu patrzeć na tych naiwnych adoratorów, których dziewczyna ewidentnie traktowała jak zabawki. Taehyung cieszył się, że wśród nich nie było Yoongiego.

Kiedy jednak wrócił wzrokiem do przyjaciela, wręcz westchnął na widok jego miny. Yoongi zawsze był tym starszym i mądrzejszym z nich. W tamtym momencie Taehyung nie mógł jednak oprzeć się wrażeniu, że jego przyjaciel skurczył i zapadł się w sobie. Że znów był tylko jedenastoletnim chłopcem, który zgubił się w lesie i nie wiedział, jak wrócić do domu.

Taehyung podszedł bliżej i zasłonił mu widok Seoyeon. Yoongi zamrugał kilkukrotnie oczami, jakby budząc się z jakiegoś transu. Spojrzał na przyjaciela.

Taehyung wyciągnął dłoń.

- Zatańczymy? – zapytał, uśmiechając się jak dawniej. Jak wtedy, kiedy pierwszy raz zaprosił Yoongiego do domku na drzewie. Jak wtedy, kiedy powiedział, że chciałby przez cały dzień wozić go klimatyzowanym samochodem pośród pól. Jak wtedy, kiedy Yoongi przyrównał go do słonecznika.

Starszy chyba rozpoznał ten uśmiech, bo po chwili wahania chwycił dłoń przyjaciela i pozwolił poprowadzić się bliżej ognia i muzyki, w krąg ciepłego światła rozlewającego się po ciemnej, zdeptanej trawie.

Ich taniec był śmieszny i niezgrabny. Każdy poruszał się do własnego rytmu, z których żaden nie miał zbyt wiele wspólnego z rozlegającą się z radia muzyką. Ogień odbijał się na ich twarzach i migotał we włosach. Taehyung wymyślał coraz to dziwaczniejsze figury taneczne i robił coraz to głupsze miny, a Yoongi śmiał się z niego swoim starym, pięknym śmiechem, tym zarezerwowanym tylko dla niego i jego nieprawdziwego świata. Niebo nad nimi było głębokie i nieskończone. Taehyung nie martwił się już o swój cień. Czuł się, jakby latał.

Nie był pewien, w którym momencie ich dłonie znalazły drogę ku sobie. W jednej chwili tańczyli osobno, a w następnej Yoongi raz po raz okręcał go w piruetach, zaśmiewając się przy tym w głos z jego zawrotów głowy i zachwiań równowagi (i za każdym razem ratując go przed upadkiem). Świat wirował Taehyungowi przed oczami, i choć mógł zrzucić to na karby alkoholu, dobrze wiedział, że powód był inny. Yoongiemu musiała przyjść do głowy podobna myśl, bo w pewnym momencie jego rozbawiony uśmiech przygasł, a oczy spoważniały, jakby nagle nieco wytrzeźwiał. Przez chwilę tylko tak stali i patrzyli na siebie. Taehyung miał wrażenie, że w tym jednym spojrzeniu zmieściły się wszystkie ich wspólne wspomnienia. Było w nim złoto słonecznikowych pól i granat nocnego nieba. Była zieleń lasów i czerwień szkolnego autobusu. Wszystkie kolory nieprawdziwego świata przepłynęły przez oczy Yoongiego, jakby jego samego wprawiając w zdumienie. A zaraz po zdumieniu pojawił się też strach.

Taehyung niepewnie wyciągnął dłoń i dotknął jej wierzchem bladego policzka przyjaciela. Przez chwilę miał wrażenie, że Yoongi ją odtrąci. Zamiast tego chłopak przyciągnął go do siebie i zamknął w uścisku. Wtulił się w niego tak, jakby naprawdę miał znów jedenaście lat i był przekonany, że pod jego łóżkiem mieszka potwór. Taehyung ułożył brodę na jego ramieniu, odwzajemniając uścisk. Czuł mocne bicie serca Yoongiego i jego dłonie, zaciśnięte na taehyungowej koszulce.

- Nie możesz być różą, Taehyung – powiedział cicho tuż przy jego uchu. Jego głos brzmiał desperacko, wręcz boleśnie. – Nie możesz – powtórzył, jakby chciał przekonać samego siebie. Młodszy przymknął oczy i mocniej objął przyjaciela.

- Nie będę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro