🌻🌻🌻🌻🌻🌻🌻

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Taehyung znalazł stację benzynową dopiero za trzecią próbą. Potrafił z zamkniętymi oczami przemierzać zagubione wśród drzew leśne ścieżki i był w stanie poznać, gdzie się znajduje po samym wyglądzie otaczających go roślin. Jednak szukanie drogi w labiryncie miejskich ulic okazało się być tajemną sztuką, której zgłębienie zapewne zajęłoby mu długie miesiące. A nie zamierzał spędzić w prawdziwym świecie aż tyle czasu.

Stacja benzynowa była obskurna, pełna obdrapanych ścian i zardzewiałych prętów. Klienci wjeżdżali na nią w pośpiechu i równie szybko ją opuszczali. Każdy gdzieś się spieszył, każdy miał coś do zrobienia. Taehyung nie rozumiał miasta. Nie rozumiał go ani mając lat dziewięć, ani w wieku lat siedemnastu. Nie rozumiał szklanych gór, ani lasów z betonu. Nie rozumiał marzeń Yoongiego. Czy te łuszczące się ściany naprawdę były warte takich poświęceń? Czy to duszące powietrze o zapachu i kolorze benzyny naprawdę było lepsze od prawdziwego? Czy ten dziwny świat rzeczywiście był dla Yoongiego piękniejszy? Czy może tylko mu się tak zdawało?

Taehyung zauważył go dopiero po chwili. Drobna zgarbiona postać, kręcąca się przy podajniku paliwa. W za dużej bluzie z przydługimi rękawami wyglądał znów jak mały chłopiec, ten sam, który wciąż potykał się o wiecznie rozwiązane sznurowadła. Dawniej Taehyung myślał, że być może jego przyjaciel faktycznie bardziej pasuje do swojego wymarzonego prawdziwego świata. Teraz jednak widział wyraźnie, że ten świat tylko do reszty odebrał mu kolory. Że całkowicie rozmazał jego niegdyś ostre krawędzie. Że Yoongi nie był już chłodnym słonecznikowym cieniem, a jedynie niewyraźnym, rozmytym konturem miejskiego marzenia.

Taehyung podszedł bliżej, a kiedy przyjaciel go zobaczył, podajnik paliwa niemal wypadł mu z rąk. Szybko się zreflektował i dokończył tankowanie samochodu. Dopiero, kiedy klient zapłacił i odjechał, chłopak ponownie spojrzał na czekającego w pewnej odległości Taehyunga. Długo tak stali i patrzyli na siebie. Młodszy zastanawiał się, czy to możliwe, żeby skóra przyjaciela stała się jeszcze bledsza, odkąd ostatni raz go widział. A może to tylko wina niezdrowych, miejskich świateł? Nie wiedział. Oczy Yoongiego ukryte były za nasuniętym nisko daszkiem czapki. Dłoń zaciskał mocno na krawędzi przydługiego rękawa.

Taehyung zastanawiał się, czy dobrze zrobił, przyjeżdżając. Bo od momentu, w którym Yoongi go zobaczył, znów wyglądał, jakby miał zamiar uciec. W pewnej chwili faktycznie zrobił w tył zwrot i zniknął za drzwiami budynku stacji. Taehyung poczuł ukłucie w sercu. Chciał tylko przywieźć mu trochę uśmiechu. Spuścił wzrok i rzucił smutne spojrzenie trzymanym przez siebie słonecznikom. Może to był błąd. Może dla Yoongiego słoneczniki oznaczały coś innego, niż dla niego. Coś niewłaściwego, co nie powinno w ogóle mieć miejsca.

- Trzeba było mnie uprzedzić, że przyjedziesz – usłyszał pełne wyrzutu słowa. Uniósł wzrok. Yoongi stał przed nim z rękami w kieszeniach wielkiej bluzy. Zdążył pozbyć się firmowej czapki z daszkiem, najwyraźniej zrywając się z pracy na resztę dnia. Minę miał niepewną, a oczy rozbiegane. Taehyung naprawdę za nim tęsknił. – Wziąłbym wolne.

- To była spontaniczna podróż – odparł młodszy, na moment przykuwając spojrzenie przyjaciela. Korzystając z tej krótkiej chwili, Taehyung uśmiechnął się do niego ciepło, chcąc pokazać, że nie zamierza mu robić wyrzutów o nagłe zniknięcie bez pożegnania. Yoongi chyba jednak nie tym najbardziej się martwił, bo otrzymany uśmiech tylko dodatkowo go zestresował. Chłopak wyglądał przez chwilę, jakby chciał coś powiedzieć, ale w końcu tylko przygryzł wargę i znów odwrócił wzrok.

- Oprowadzisz mnie po okolicy? – zapytał Taehyung, wkładając w te słowa cały entuzjazm, jaki zdołał w sobie znaleźć, choć tak naprawdę nic go nie obchodził ten widmowy świat cudzych marzeń. Obchodził go tylko ów blady chłopiec w za dużej bluzie, który za nic nie chciał spojrzeć mu w oczy.

Yoongi zawahał się, ale w końcu skinął głową i ruszył jednym z chodników w znanym tylko sobie kierunku. Taehyung podążył za nim. Jak za dawnych lat – Yoongi szedł przodem, on zaś starał się go nie wyprzedzać, choć miał zdecydowanie więcej energii i chęci do spaceru. Tylko że za dawnych lat otaczały ich słoneczniki, a teraz jedynie samochody. Za dawnych lat Taehyung gadał jak najęty, a teraz nie był pewien, co mógłby powiedzieć. Za dawnych lat Yoongi nie unikał wzroku przyjaciela, a jego milczenie było zdecydowanie lżejsze, niż to obecne.

- Co chciałbyś zobaczyć? – odezwał się Yoongi, wzrok wbijając w chodnik pod swoimi stopami.

- Ucieszyłaby mnie odrobina zieleni – przyznał Taehyung, przyglądając się spuszczonej głowie przyjaciela. W odpowiedzi otrzymał jedynie drobne skinienie, nic więcej. Yoongi szedł u jego boku, zgarbiony i uparcie milczący. Taehyung niemal czuł, jak dzielące ich powietrze wibruje od niewidocznego napięcia. – Jak ci się żyje w mieście? – zapytał, postanawiając jednak spróbować nawiązać rozmowę.

- W porządku – odparł starszy bezbarwnym tonem. Taehyung wiedział, że nie było w porządku. Yoongi marzył o mieszkaniu w wielkim mieście od dziecka. W porządku to dość mizerny opis dla spełnionego życzenia. W porządku to nie są słowa, które wymawia się w takiej sytuacji. W porządku nie pasowało do spłoszonych oczu Yoongiego i jego nerwowego kroku. W porządku nie obejmowało ich napiętego milczenia i zagubionej swobody. Słowem, nic nie było w porządku i używając tych słów Yoongi oszukiwał samego siebie.

- Byłem wcześniej u Seoyeon. Nie wiedziałem, że się przeniosłeś – powiedział Taehyung, sprawiając że Yoongi niespodziewanie zatrzymał się w miejscu.

- U Seoyeon? – powtórzył nieco zdenerwowanym głosem. – O czym rozmawialiście?

- O niczym. – Młodszy wzruszył ramionami.

- Nie powiedziała ci nic dziwnego? - Głos Yoongiego był pełen mizernie maskowanego napięcia.

Taehyung wspomniał ostatnie słowa Seoyeon. Yoongi mi się nie znudził. To jemu znudziły się róże. Chłopak nerwowo przygryzł wargę.

- Nie – powiedział, natychmiast dostrzegając pewien rodzaj ulgi na twarzy przyjaciela. – Czemu pytasz?

- Tak po prostu. – Yoongi wzruszył ramionami. – Przestaliśmy się dogadywać. Mogłaby być przez to trochę niemiła względem ciebie.

Taehyung zaśmiał się pod nosem na te słowa, wreszcie skutecznie przykuwając uwagę przyjaciela. Yoongi rzucił mu pytające spojrzenie.

- Czy ona kiedykolwiek była miła? – zapytał z rozbawieniem. Po chwili jego uśmiech przygasł, a oczy spoważniały. – Róże nie muszą być sympatyczne – powiedział, czując ciężar tych słów na języku. Yoongi chyba też to poczuł, bo zatrzymał się gwałtownie, tym razem obracając się twarzą do Taehyunga. Jego spojrzenie było równie ciężkie, co wypowiedziane przez młodszego słowa. Ciężkie i okropnie zagubione. - Są piękne i eleganckie – kontynuował Taehyung, z łagodnym uśmiechem spoglądając w chmurną twarz przyjaciela. – Pełne klasy. Idealne.

- Taehyung...

- Szczerze mówiąc z początku chciałem ci przywieźć różę w prezencie – mówił dalej młodszy, nie dając sobie przerwać. Zmarszczył brwi i na moment zacisnął usta, tylko po to, żeby chwilę później znów je otworzyć. – Ale nie mogłem się na to zdobyć – przyznał, wreszcie dziwnie przegranym gestem unosząc dłoń z wymiętoszoną wiązką słoneczników. Ich złote główki wglądały na zmęczone, ale i tak były najbardziej żywym, jaśniejącym i godnym uśmiechu elementem całego otoczenia. – Dlatego przywiozłem to. – Chłopak wyciągnął dłoń w stronę przyjaciela i z mocno bijącym sercem czekał na jego reakcję. Z jakiegoś powodu czuł, że wiele zależy od tego, czy Yoongi postanowi przyjąć jego mały, głupi, dziecinny prezent. Że jeśli go odrzuci, ich wspólne lato naprawdę już nigdy nie wróci.

Yoongi przez dłuższą chwilę w milczeniu spoglądał na darowane mu kwiaty. W jego oczach nie było złości, bądź obrzydzenia, które Taehyung obawiał się zobaczyć. Był tylko strach. Strach i dziwna miękkość, z którą przyglądał się złotym płatkom. W końcu Yoongi przyjął kwiaty i z tą samą miękkością spojrzał na chłopca, który mu je podarował.

- Taehyung, ja...

- Wiem, że niełatwo jest kochać słoneczniki – odezwał się młodszy, samemu wciskając puste dłonie w kieszenie. Wskazał brodą na trzymane przez przyjaciela rośliny. – To kwiaty, które zasługują co najwyżej na sympatię. – Chłopak uśmiechnął się łagodnie, po czym zwrócił spojrzenie w bok, na rzędy rosnących wzdłuż alejki róż. Yoongi powędrował za jego wzrokiem, a jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia, jakby dopiero w tamtym momencie zorientował się, dokąd ich podświadomie zaprowadził. 

Miejski park niewiele się zmienił przez te wszystkie lata. A najmniej zmieniły się zdobiące go szkarłatne, kolczaste kwiaty, które niegdyś spoglądały chłodno na dwóch chłopców podczas ich pierwszej rozmowy, a teraz z równie monumentalną obojętnością przysłuchiwały się innej, być może ostatniej. Chyba naprawdę były nieśmiertelne.

– Inaczej, niż róże – kontynuował Taehyung. – Ach, róże są wręcz stworzone do kochania! Piękne i szykowne. Perfekcyjne. Są powodem do dumy. – Chłopak wrócił wzrokiem do Yoongiego, który słuchał go z dłońmi mocno zaciśniętymi na łodyżkach otrzymanych kwiatów. – Słoneczniki nie potrafią takie być, nawet jeśli próbują. Są wielkie i niezgrabne. Bezbronne i ulotne. Żyją tylko jedno lato. Daleko im do nieśmiertelności. Daleko im do ideału. – Taehyung posłał przyjacielowi słaby, choć pełen empatii uśmiech. – Także rozumiem, naprawdę. Każda osoba przy zdrowych zmysłach wybrałaby róże.

Zapanowała cisza. Cisza długa i pełna niepewności. Cisza odmierzana kolejnymi płochliwymi uderzeniami serca. Taehyung nie spuszczał wzroku z przyjaciela. Bał się, że jeśli choćby mrugnie, Yoongi zniknie, odejdzie, ucieknie. 

Ale Yoongi nie uciekł. Zamiast tego tylko mocniej zacisnął dłoń wokół słonecznikowych łodyżek, jakby to właśnie one utrzymywały go w miejscu. Chłopak wziął głębszy wdech.

- Róże mają kolce – odezwał się wreszcie. Nie patrzył na Taehyunga. Patrzył na kwieciste krzewy. – Sam mi to powiedziałeś. – Zawahał się i nerwowo przygryzł wargę. – A ja nie posłuchałem - dodał cichym głosem.

- Każdy ma jakieś kolce – odparł młodszy, przywołując słowa, które sam niegdyś od Yoongiego usłyszał. Ku jego zaskoczeniu, starszy pokręcił głową na znak protestu i wreszcie spojrzał mu prosto w oczy.

- Ty nie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro