~1/3~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

DAEHYUN

  Przez ostatnie trzy miesiące przebywałem w Busan. Miałem tam zdecydowanie za dużo na głowie, dlatego cieszę się, że to już koniec. Uwielbiałem akcje, kłótnie i bójki z innymi gangami czy nawet idiotami, którzy udawali chojraków. Jednak kiedyś nawet mi potrzebny jest odpoczynek. Z moimi umiejętnościami spokojnie radziłem sobie z każdego typu przeciwnikiem.
Teraz, tutaj w Seulu mogłem chociaż kilka dni odpocząć i zrelaksować się w objęciach jakiejś pierwszej lepszej laski, która będzie miała ten zaszczyt, by mnie dotknąć, a może nawet odczuje moje dobre serce i dam jej spełnienie, którego zawsze pragnęła, a nie dostała od żadnego innego mężczyzny. To by była jej najlepsza noc w życiu i całkiem możliwe, że ostatnia.

Wyszedłem z samolotu z moim małym bagażem podręcznym. Całe szczęście wcześniej już wszystko wysłałem do domu, dzięki czemu nie muszę teraz latać i szukać moich rzeczy. W tym momencie dziękowałem bogom za mój geniusz.
Skierowałem się do wyjścia, do miejsca, w którym powinien stać któryś z moich kochanych przyjaciół, tak jak się umówiliśmy i grzecznie zawieść mnie do domu.
Z czasem zacząłem wątpić w swoją spostrzegawczość, gdyż nikogo z nich nie widziałem. Dokładnie jeszcze raz przeleciałem wzrokiem wszystkich zgromadzonych ludzi, którzy trzymali te śmieszne kartki z imieniem. Mnie osobiście one nie dotyczyły, gdyż mnie miał kto odebrać. Miałem wystarczająco dużo tutaj przyjaciół, a nawet chłopców na posyłki, którzy mogli dziś po mnie przyjechać.

Tylko dlaczego żadnego nie widziałem!

Usiadłem spokojnie na kanapie, która stała przy wyjściu i czekałem. Całkiem możliwe, że po prostu się spóźnia, gdyż mogło ich coś zatrzymać, jak na przykład korek w mieście, albo niespodziewany gość, który nie świeci inteligencją, gdyż chciał sprawdzić swoje umiejętności walki.
Po chwili stwierdziłem, że lotnisko jest beznadziejnie nudnym miejscem. Nie działo się nic ciekawego na czym mógłbym na dłużej zawiesić wzrok. Z tego wszystkiego zacząłem czytać napisy na tych durnych kartkach. Niektóre słowa, były napisane tak chaotycznie, że ledwo dałem radę je odczytać. Niektóre widziałem pierwszy raz w życiu. Domyśliłem się, że były to zagraniczne imiona, które moim skromnym zdaniem brzmiały co najmniej dziwnie i śmiesznie.
Wszystko było w porządku, dopóki na jednej z tych śmiesznych kartek nie zobaczyłem swojego imienia. Zdziwiony spojrzałem na człowieka, który trzyma ten kretyński kawałek białego papieru. Nie znałem go. Wstałem powoli i podszedłem do niego, mając nadzieję, że jednak jest to pomyłka, zwykła zbieżność nazwisk.

-To ty po mnie przyjechałeś? Dlaczego? Kim jesteś?  

  Może zabrzmiało to zbyt groźnie, bo chłopak przede mną, aż się skurczył. Nie przejąłem się tym, bo mało mnie obchodził jakiś kretyn, ale zdecydowanie musiałem ograniczyć wrogość w swoim spojrzeniu, gdyż mógłby mi wtedy ze strachu nic nie powiedzieć, a nie chciałem paniki na lotnisku.

-Jak mniemam.. Pan Jung Daehyun?

-Inaczej bym nie podszedł. Skąd mam wiedzieć, że tu akurat o mnie chodzi?

Jego ton głosu potwierdził moje wcześniejsze myśli. Wziąłem wdech i wydech, chcąc się uspokoić. Gdy w końcu zapanowałem nad sobą, posłałem mu swój jeden ze zniewalających uśmiechów.

-Sernik jest mój dupku!

Zaraz...że co...?!

Od razu żałowałem, że kiedykolwiek wcześniej chciałem być miły dla tego człowieka. Przez chwilę myślałem, że się przesłyszałem, jednak skruszona mina chłopaka mi uświadamiała, że rzeczywiście odważył mi się wykrzyczeć to w twarz.

-Słucham?!

-Osoba, która do mnie zadzwoniła, bym po Pana przyjechał, powiedziała, że jak będzie Pan sprawiał problemy mam to wykrzyczeć.

Teraz miałem pewność, że to o mnie chodzi, a nawet wiedziałem kto dokładnie, wysłał tego chłopaka. Jednak to wcale nie znaczyło, że jestem szczęśliwy z tego powodu. Byłem wściekły na każdego z osobna, że zamiast pofatygować swój tyłek, karzą to robić innym. Jak tylko dojadę do domu, to rozpętam piekło.

-Tak więc mój nowy, jedyny przyjacielu..jak masz na imię?

Złapałem go za ramię i zacząłem prowadzić do wyjścia. Jeśli on jedyny znalazł czas, by po mnie przyjechać, będę dla niego miły. Chłopak wydaje się całkiem sympatyczny, wygląda też dobrze. Jest całkiem przystojny, choć ma trochę dziecinne rysy twarzy.

-Kunpimook Bhuwakul.

-Że jak..? To jest imię? Nie ważne... Będę Ci teraz mówił... BamBam, ok? Myślę, że nawet pasuje do ciebie. Jesteś dość uroczy.

-Dziękuję. Myślę, że może być.

Od razu zachowanie chłopaka się zmieniło o sto osiemdziesiąt stopni, a wystarczyło jedynie się uśmiechnąć. Cóż, od zawsze wiedziałem, że mój urok osobisty działa cuda.

-Mów mi Dae... Więc gdzie pracujesz?

Ktoś kiedyś powiedział, że aby nawiązać dobrą znajomość, musisz być upierdliwie miły i zajebiście ciekawski, by osobnik, który jest twoim domniemanym celem, był choć trochę usatysfakcjonowany, że interesuje cię jego nudne życie.

-Jako taksówkarz.

-Świetnie... To teraz skoro jesteśmy przyjaciółmi, dasz mi zniżkę!

Zabije każdego, kto maczał palce w tym, abym wracał taksówką. Z lotniska mam gdzieś ponad piętnaście kilometrów do domu, gdzie przy korkach lub innych nietypowych incydentach na drodze moja podróż nie tyle będzie nudna, ale i kosztowna, a przy sobie nie miałem zbyt dużo gotówki.

-Obawiam się, że tak to nie działa.

-Zawsze warto było spróbować.

Gdy dotarliśmy w końcu na miejsce, złość na moich przyjaciół jedynie wzrosła. Przez nich musiałem tłuc się taksówką przez pół miasta i jeszcze zapłacić kosmiczną cenę za dojazd. Mój portfel płacze. BamBam tak jak mówił, zniżki mi nie dał, więc musiałem, płacić całą kwotę, którą jakimś cudem zdołałem wyciągnąć z kieszeni i z różnych innych miejsc.
Jedynie co w całej tej podróży było dobre, to to, że spotkałem nowego kolegę, który okazał się naprawdę ciekawym taksówkarzem. Myślę, że jeśli miałbym kiedyś przyjemność korzystać z takich usług, prosiłbym właśnie o tego kierowcę.  

  -Tu masz mój numer. Jakbyś czegoś potrzebował, to pisz. Jedyny znalazłeś dla mnie czas, więc ja też znajdę go dla ciebie.

-Taka już moja praca, ale dzięki, zapamiętam.

-Dobra, leć. Praca wzywa, a ja też już muszę iść. Do zobaczenia!

Nie czekałem już na odpowiedź i szybkim krokiem dotarłem pod drzwi mojego domu, którego dziele z tymi wszystkimi pseudo gangsterami, znanymi również jako moi przyjaciele. Niestety.
Budynek, w którym mieszkamy, jest ogromny. Bang kupił jakiś mniejszy hotel i przerobił go na dom dla nas wszystkich. Stwierdził, że chce mieć wszystkich pod ręką. Drugim powodem było to, że wszyscy do tej pory działali solo, więc niekoniecznie szła nam praca zespołowa, mieszkanie razem miało zwiększyć szansę dogadania się ze sobą. Praktycznie każdemu z nas przydzielił partnera. Ja całe szczęście nie doznałem tego zaszczytu współpracy z kimś. Od zawsze byłem wolnym strzelcem i mam nadzieję, że tak zostanie. Nie nadaje się na pracę w grupie, mój styl wybiegał daleko od tego.
Całe szczęście Bang nie zlikwidował windy. Gdybym miał wchodzić na czwarte piętro po schodach, by dostać się do pokoju, padłbym.
Znałem ciekawsze zajęcia, by tracić energię.

Właśnie wchodziłem do windy, aby wjechać najpierw na pierwsze piętro, gdzie znajdował się pokój główny, to tam większość czasu przesiadają mieszkańcy tego budynku. Chciałem im uświadomić, że jestem na nich wściekły, że nikt po mnie nie przyjechał na lotnisko.
Czekałem cierpliwie, aż winda się zatrzyma i będę mógł wyjść.

-To dziadostwo chodzi jeszcze wolniej niż wcześniej.

Gdy w końcu zatrzymała się na wyznaczonym, przeze mnie, piętrze mogłem spokojnie wyjść. Pierwsze co, to atmosfera nakazała być mi poważnym. Od razu było czuć, że coś się stało. W tym momencie moje plany zwyzywania wszystkich przeszły na dalszy plan.
W pomieszczeniu był Suga, który spokojnie siedział na kanapie i oglądał telewizję. Oczywiście udawał, że cała ta sytuacja go nie interesuje. Było tak za każdym razem, jednak wszyscy wiedzą, że chłopak przejmuje się tym, tylko na swój sposób. Chcę tylko pokazywać na prawo i lewo, że wychowała go ulica.
Obok niego, a raczej na nim, siedział nasz psycholog Jin, wiecznie opanowany, ale i zatroskany o każdą pierdołę. Temu człowiekowi za każdym razem jak zobaczy krew, włącza mu się instynkt macierzyński. To taka gangsterska mamuśka.
Teraz też tak było, był zmartwiony i wtulał się w Yoongiego. Wiedziałem, że między tą dwójką coś jest, jednak oni dalej zaprzeczają.
Zaskakujące było to, że nikogo innego nie było w pokoju.

-Hej, gołąbeczki, gdzie reszta?

Gdy tylko usłyszeli mój głos, Jin jak opętany, zerwał się z kolan młodszego. Speszył się moją osobą, przez co na jego policzkach widniały słodkie rumieńce.

-Daehyun? Wróciłeś już?

-Jak widać. Gdzie reszta? Co się dzieje?

-Szefuńcio z młodym i z Xiu napotkali mały problem.

-Problem? Jaki?

-Spotkali się z informatorem, którego Bang zatrudnił. Spotkanie nie przebiegło, tak jak zaplanowali. Xiumin oberwał kulkę w ramię.

-To kogo on zatrudnił? Nie sprawdził człowieka wcześniej? Może to jakiś oszust?

-Podobno jeden z najlepszych.

-Widocznie. Nie każdy potrafi zranić Xiu. Bang mógł poczekać na mnie z tym wszystkim, znam jednego, i nie wierzę, że to mówię, ale dobrego informatora. Załatwiłbym to.

Sama myśl o tym człowieku doprowadzała mnie do szaleństwa. Nigdy nie chciałbym widzieć go w szeregach Butterfly, jednak gdyby była, jednak taka konieczność zrobiłbym to sam, bez jakichkolwiek podejrzeń od strony Banga.  

  -Jakoś wcześniej się nie chwaliłeś.

-Nie chce go mieszać w sprawy Butterfly.

-Z powodu, że mu nie ufasz, czy dlatego, że zależy ci na nim?

-Ani to, ani to. Jest inny powód, którego Ci nie zdradzę. 

Usiadłem obok Sugi, który do tej pory w ogóle się nie odzywał. Tak, ten drań uwielbiał mnie ignorować. Nasza relacja jest dość skomplikowana. Traktowaliśmy się w sumie jak typowe rodzeństwo. Raz tłuczemy się o byle co, raz, razem pijemy i świetnie się bawimy, a raz nawet się nienawidzimy i próbujemy się zabić, jednak jeden za drugiego w ogień skoczy, tego byłem pewny.

-Tak właściwie..to dlaczego nikt po mnie nie przyjechał!? Wy mendy społeczne! Żadnemu się dupy ruszyć nie chciało?!

-Uspokój się kretynie, ja tu serial oglądam!

-Nie obchodzi mnie to! Kto miał po mnie przyjechać?

-Wypadło na mnie.

Ta wymiana zdań uświadomiła mi wszystko, całą moją sytuację. W dodatku upewnił mnie w tym, że dzisiejszy dzień to dzień, w którym Min Yoongi kończy swój żywot.

-Ty?! Dlaczego akurat ty? A reszta?

-Wszyscy byli zajęci Dae. Xiu postrzelony, a Suga był jedyny wolny, chociaż...

-Ciesz się, że chociaż byłem na tyle miły, że taksówkę ci załatwiłem.

Naszła mnie wielka ochota uderzyć go i to tak konkretnie, że wszystkie jego zęby walałyby się teraz na podłodze. 

-Cieszę się szalenie. Wiesz ile kretynie wyniosła mnie ta głupia taksówka?!

-Nie obchodzi mnie to.

- W ogóle co to miało znaczyć: Sernik jest mój dupku!

-To, co znaczyło.

-Nie mów, że..

Wstałem jak oparzony i pobiegłem w stronę lodówki, w której miał być mój obiecany kochany sernik, moja słodka miłość życia. Szybko przeleciałem wzrokiem po wnętrzu lodówki. Na samym dole stało opakowanie na ciasto. Ucieszony złapałem od razu za nie, by zjeść mój przysmak, zanim rzeczywiście przyssałby się do niego Yoongi.
Waga opakowania była zdecydowanie za lekka. Nie pasowało mi to. Otworzyłem kartonik i spojrzałem do środka. Nie dostrzegłem tam nic, oprócz jednej małej białej kartki papieru z napisem:  

  ~A nie mówiłem? Sernik jest mój dupku!~

Żyłka na moim czole niebezpiecznie pulsowała. Jin osobiście przez telefon obiecał dla mnie kawałek sernika, gdy wrócę z Busan, lecz jego nie było!

-Suga!! Ty kretynie! Nie żyjesz!

Od razu wróciłem do salonu. Widząc niewzruszonego Mina, który dalej spokojnie oglądał sobie telewizję, cała moja irytacja aż mną wstrząsnęła. Moja złość sięgnęła apogeum. Nie potrafiłem nad sobą zapanować, nie jeśli chodziło o moje ciastko.
Jak lwica w obronie swoich pociech, rzuciłem się na tego bydlaka. Mój gwałtowny ruch spowodował, że Suga spadł z kanapy na ziemię, a ja siedziałem na nim okrakiem i trzymałem go za szyję.

-Zapłacisz za moje ciasto!

Potrząsałem jego głową, nie interesowało mnie teraz nic innego jak wymierzenie mu sprawiedliwości. Ten człowiek musiał ponieść karę za zniewagę jakiej się dokonał.

-Daehyun opanuj się! Zejdź z niego!

-Zamknij się Jin! Tu chodzi o moje ciasto!

-Kupię Ci więcej. Złaź z niego!

Od razu w myślach stwierdziłem, że jest to kusząca propozycja. Jednakże nie mogłem się powstrzymać i uciec teraz od wymierzenia sprawiedliwości. Ten człowiek za dużo sobie pozwalał, a ja za długo to tolerowałem.

-Tu chodzi o honor! Nie zejdę!

-Spieprzaj idioto! A ciasto było pyszne!

-Lepiej się nie odzywaj!

Moje dłonie, które zacisnęły się mocniej na jego szyi, powodują, że Yoongi tracił możliwość wzięcia oddechu.

-Honor w bitwie o ciasto? Serio? Z każdym dniem zastanawiam się, co Bang w was widział, zapraszając was w swoje progi.

Suga cały czas machał rękoma i co rusz bił mnie nimi po twarzy. Wierzgał jak prawdziwy byk, jednak ja się nie dałem. Swoim refleksem starałem się odgonić jego ręce i przy okazji wymierzyć mu porządny cios w tą jego zdradziecką mordę.
Mimo wszystko nie mogłem pozwolić sobie na przegraną. Jin był głupi, myśląc, że mnie przekupi.

- Kupię Ci po jednym z każdego rodzaju.

Dobra może jednak dam się przekupić, w końcu z taką ceną się nie dyskutuje. Jin był wyjątkowo dzisiaj hojny, więc trzeba było skorzystać, póki mogłem w ogóle coś utargować.

-Po dwa!

-Stoi.

Jak na zawołanie zszedłem z Sugi. Teraz gdy jestem spłukany, bo majątek wydałem na głupią taksówkę, byłbym głupi, gdybym nie przyjął tej propozycji. Raz mogę przymknąć oko na idiotyczne zachowanie Yoongiego. Niech chłopak dziękuję Seokjinowi za to poświęcenie.
Z powrotem usiadłem na kanapę i złapałem za pilot, który Yoongi pod wpływem mojego ataku puścił. Przejąłem władze nad telewizorem. Teraz będę mógł przynajmniej, oglądać co zechce.
Suga jakby nigdy nic usiadł obok mnie i wpatrywał się w ekran. Nie komentował nic, więc ja też siedziałem cicho. Byłem już wystarczająco zdenerwowany, nie potrzebowałem następnych bodźców, które spowodują, że wybuchnę.

- Wykonałeś wszystko, co miałeś?

-Inaczej bym nie wrócił. Nie była to jakaś ciężka robota, ale czasochłonna... Wolę jednak działać tutaj... Jest ciekawiej.

-Domyślam się.

Jin teraz wydawał się, że nie widzi w ogóle Sugi. Całkowicie poświęcił mi całą swoją uwagę. Nigdy chyba nie zrozumiem na jakich zasadach dział ich związek, czy nawet znajomość.

-Zadanie musiało być banalnie proste, skoro wykonała je taka ameba jak ty.

-Zamknij się Suga! Bo teraz już cię Jin nie uratuje!

-Myślisz, że...

-Dae! Wróciłeś!

W tym momencie do pokoju wleciał Baekhyun, który od razu rzucił się na mnie, tuląc do siebie. W całej naszej organizacji to właśnie on jest najbardziej przyjazny, przynajmniej dla mnie. Za każdym razem, gdy długo mnie nie ma, chłopak co chwila do mnie wypisuje czy żyje i jak się czuje. W sumie nie rozumiem, dlaczego akurat we mnie zobaczył najlepszego przyjaciela, jednak nie przeszkadza mi to. Baekkie jest kochany, uroczy i seksowny. Gdyby nie to, że chodził z Chanyeolem zabrałbym się za niego. Ma wszystko, co potrzeba.  

  -Długo kazałeś gnoju na siebie czekać!

Mówiąc to, wtulił się we mnie jeszcze bardziej. Automatycznie moje ręce oplotły jego drobne ciało. Lubiłem jego przytulać. Strasznie przypominał mi mojego kuzyna, którym się w dzieciństwie opiekowałem. Był drobny i uroczy zupełnie jak on. Nawet pachniał podobnie.

-Wybacz, Baekkie. A teraz gadaj mi tu mały frajerze, dlaczego nie mogłeś po mnie przyjechać! To właśnie na ciebie liczyłem najbardziej!

-Miałem robotę. Bang w ostatniej chwili mi dał. Wybacz, że Suga musiał po ciebie przyjechać. Na drugi raz...

-Myślisz, że ten leń ruszył dupsko z tej kanapy?! Taksówką wróciłem! Wydałem majątek!

-Taksówką?! Suga! Prosiłem cię!

Byun zmieniał swoje emocje tak szybko, jakby miał w sobie jakieś magiczne przyciski, które odpowiadały jego humorkom. Był nieprzewidywalny oraz nawet bym powiedział, że niestabilny emocjonalnie. Właśnie teraz na moich oczach, z kochanego i uroczego, zmienił się na zdenerwowanego i zabójczego. Tak jak nikt inny nienawidził, jak ktoś olewa jego obecność, czy prośby. Gdyby nie to, że Suga jest naszym przyjacielem, leżałby już martwy.

-Nie zasłużył sobie na moją dobroć.

-Olej tego idiotę. Lepiej mów gdzie Chan? Nie ma go z tobą?

Jak na zawołanie wspominany przeze mnie chłopak wszedł do pokoju. Widząc mnie, uśmiechnął się od ucha do ucha i pomachał mi na przywitanie. Uwielbiałem człowieka, zawsze był pogodny i taki szalony. On i jego ładunki wybuchowe zawsze potrafiły poprawić mi humor.
Chanyeol widząc Baekhyuna w moich objęciach podszedł do nas i oderwał go ode mnie. Wiedziałem, że nie było to wywołane zazdrością, bo ufał mi i Baekkiemu całkowicie, ale zwyczajnie w świecie chciał mnie uwolnić od niego. Byun jak się przyklei to ciężko się go pozbyć.

-Daehyun! Jak tam? Coś się zmieniło?

-Dalej jestem młody, dziki i wolny!

-Czyli wszystko po staremu?

Chłopak usiadł obok mnie, układając swojego kochanka na kolanach. Podziwiałem ich związek. Ich miłość dało się zobaczyć gołym okiem. Jeden za drugiego życie, by oddał. W dodatku swoje uczucia pokazywali wszystkim. Dosłownie. To dej pory pamiętam, jak kiedyś przypadł nas zaszczyt jechać we trójkę pociągiem. To był pierwszy raz, gdy widziałem, jak ludzie uciekają, bo dwa pedały liżą się na środku przedziału. Oni byli całkowitym przeciwieństwem do Sugi i Jina.  

  -Dalej jest tak samo mało inteligentny, jak wcześniej.

-Suga, kretynie..

Żyłka na moim czole z pewnością przypomniała już wszystkim o swoim istnieniu. Ten człowiek jak żaden inny potrafił wyprowadzić mnie z równowagi. Chociaż nie, on jest na drugim miejscu. Suga był denerwujący, jednak dalej daleko było mu do tego marnego informatora.

-Yoongi! Opanuj się! Pamiętaj, że jesteś mi winny kasę!

-O czym ty pierdzielisz Jin? Jaką znowu kasę? Przecież..

-A myślisz, że kto zapłaci za ciasto Daehyuna? Ja? Mowy nie ma!

Z dnia na dzień chyba coraz bardziej lubię Seokjina. Chłopak umie robić interesy, a zwłaszcza takie gdzie Yoongi leży, a ja nad nim góruje.

-Ja mam mu te ciało kupić?!

-Tak. I ja tego dopilnuje.

Miałem ochotę płakać ze śmiechu. Kim Seokjin to była jedyna osoba, która mogła tak rządzić Yoongim. Nawet Bang nie miał takiej władzy nad nim. Suga od samego początku dołączając do Butterfly uświadomił Yongguka, że będzie wierny jemu, jednak tylko i wyłącznie, jeśli Jin będzie tego chciał. Stwierdził nawet, że na zlecenie Kima zabiłby szefa z zimą krwią. Szczerze to na początku może i tak było, jednak teraz gdy Min zdobył swoje bezpieczne miejsce i prawdziwy dom, jakkolwiek to śmiesznie brzmi, żyjąc wśród gangsterów, nie sądzę, by to zrobił. W końcu od zawsze pragnął rodziny.
Kiedyś, jak poznałem jego, Suga był całkowicie wyprawy z emocji, jedyne uczucia, jakie miał kierował tylko w stronę Jina, dopiero z czasem jak zaczął nam ufać, był w stanie uśmiechnąć się szczerze i z nami porozmawiać.

-To ja czekam Suga, na moje ciasto!

- Zamknij się!

Usłyszałem sygnał z windy, który informował nas o nowych gościach. Nie byłem pewny kto, tym razem zaszczyci nas towarzystwem, jednak miałem nadzieję, że nie będę musiał nic robić. Po wszystkich tych godzinach w podróży miałem jedynie ochotę na sernik, którego już nie zjem, gdyż ten kretyn go zjadł, i na spanie w moim miękkim łóżku. Tak, zdecydowanie potrzebowałem snu.
Wpatrywałem się cały czas w miejsce, w którym zaraz pojawi się nasz nowy towarzysz, a raczej dwóch. Gdyż okazało się, że to nasz szef, założyciel Butterfly i jego osobisty ochroniarz Zelo. Oboje podeszli bliżej i usiedli naprzeciwko nas, na drugiej kanapie. Nie spojrzeli nawet nikomu w oczy. Z aurą, jaką tu weszli, wiedziałem już, że nie są zadowoleni ze swoich osiągnięć.
Bang mi ufał, to wiedziałem, jednak nie koniecznie pochwalał moje sposoby działania. No ale cóż nie można mieć wszystkiego albo daje mi wolną rękę i robię po swojemu, albo niech szuka sobie kogoś nowego w zastępstwie. Byłem jednak pewny, że mam bezpieczną pozycję w jego gangu, gdyż byłem jego pierwszym człowiekiem, plus dodatkowo wliczając moje umiejętności, Guk byłby idiotą jakby mnie wywalił. Nikt z gangu nie dorównywał mi w pewnych kwestiach i wszyscy musieli wziąć to pod uwagę.
Pięć lat temu mnie zwerbował w swoje szeregi, tym samym niszcząc moje marzenia o byciu wolnym strzelcem. Całe szczęście poszedł na moje warunki, dzięki czemu zgodziłem się dołączyć do jeszcze nieistniejącego gangu. Bang widział we mnie nadzieję, abym zebrał ludzi, którzy będą nadawać się do różnego typu robót. Gdy on załatwiał wszystko do naszej organizacji, ja zbierałem informacje na temat czarnych charakterów ulicy. Ciężko było dopasować osoby pod kryterium Yongguka, mimo wszystko poradziłem sobie. W budynku, którym stacjonujemy, mieszkają same szychy, najbardziej niebezpieczni ludzie Butterfly, jak nie w całym mieście. Cała reszta to tylko pionki w rękach szefa.  

  -Xiumin jeszcze nie wrócił?

Byłem ciekawy, jak wygląda po spotkaniu, tego sławnego informatora. Byłem wściekły, że nie poczekalni z tym wszystkim na mnie. To nie tak, że nie wierzyłem w ich umiejętności, ale byłem pewny, że jakbym tam był, byłoby całkowicie inaczej, a Xiu nie byłby ranny.

-Poszedł do Himchana, by go opatrzył.

Teraz byłem pewny, że to nie zwykle muśnięcie kuli. Xiu był twardym przeciwnikiem i nie z wszystkim od razu leciał do naszego lekarza. Byłem coraz bardziej ciekawy, kto zdołał ich tak urządzić. Chciałem już tam iść i spotkać tego faceta. Uwielbiałem czuć adrenalinę i byłem pewny, że ten informator by mi ją podniósł.

-To pewnie jeszcze u niego siedzi.

-Daehyun, po powrocie miałeś zdać mi raport.

Głos szefa był poważny tak jak zawsze, jednak można było w nim, wyczuć tę nutkę zdenerwowania, a w oczach widać było całą irytacje. Przede mną nic nikt nie ukryje. Umiem czytać z ludzi jak z książki.

-Zatrzymały mnie tu informacje, które mnie śmieszą Bang.

Zacząłem dość ostro, chcąc pokazać przede wszystkim, to jak wściekły na niego jestem. Szanowałem go, ale nie będę tolerować takich wpadek. Butterfly nie może upaść, puki ja tu jestem.

- Powiedz mi, jak można dać się zaskoczyć zwykłemu informatorowi? Mogłeś z tym poczekać na mnie. Znam kilku informatorów.

-Zamknij się Daehyun! Nie byłeś tam. To był moment, sam jeszcze nie wiem jak, to się stało. Himchan ma powiedzieć więcej.

-Ciekawe jak bardzo ucierpiała reputacja Butterfly... Już widzę te plotki. Szef Butterfly załatwiony przez jednego informatora! No genialnie. Nie ma mnie trzy miesiące, a ty co?! Brak reputacji! Brak ciasta!

Wszyscy w pomieszczeniu siedzieli cicho i przypatrywali się niczym poczynaniom. Wiedziałem, że każdy z nas jest zły o tą całą akcję, to było widać. Jednak z szacunku do Banga nikt nic nie mówił, lecz ja musiałem powiedzieć wszystko, co leży mi na duchu.

-Ty się nie bój o naszą reputację. Da nam wszystko, co trzeba i go zabije.

-Dasz mi go, to wyciągnę z niego jeszcze więcej.

Na tym chciałem skończyć naszą rozmową i udać się do pokoju, aby w końcu odespać całe te trzy miesiące w Busan. Wstałem z kanapy, nawet nie patrząc na nikogo, udałem się do windy. Nie chciałem się więcej denerwować.

-Dae! Możemy wieczorem porozmawiać? Masz czas?

Usłyszałem za sobą młodego Zelo więc odwróciłem się szybko do niego z wymuszonym uśmiechem. Byłem zbyt zmęczony, aby o wszystkim teraz myśleć, a było dopiero popołudnie.

-Jasne Zelo. Wpadnij do mnie o osiemnastej.

Młody kiwnął głową i uśmiechnął się do mnie. Co jak co ale uwielbiam jego. Była z nas najmłodszy więc starałem się, go uczyć wszystkiego co umiałem, aby nie odstawał od reszty i muszę przyznać, że był genialnym uczniem.

-Chodź jeszcze do nas. Szef chce byś...

-Dobra już dobra. Wiem, że się stęskniliście za mną.

Zrezygnowany wróciłem na swoje miejsce. Jeżeli chłopaki mnie znudzą zasnę im na tej niewygodnej kanapie a jutro będą słuchać moje narzekanie na ból pleców. To będzie moja zemsta.

- Bang, kiedy masz się spotkać z tym informatorem?

-Powiedział, że zadzwoni do mnie, jak będzie coś wiedział. A teraz gadaj jak było w Busan?

Gdy usłyszałem pytanie, uśmiechnąłem się szeroko. Teraz mogłem pochwalić się moją robotą. Byłem najlepszy w swoim fachu, nie było nikogo, kto mógłby mi dorównać. Bang wysyłając mnie, podjął najlepszą decyzję.
Sięgnąłem po moją torbę, w której znajdowała się teczka z wszystkimi informacjami na temat nowego gangu Ikon, który był potencjalnym zagrożeniem dla Butterfly. Moim zadanie było jedynie zdobycie informacji i zabicie ich szpiega, który przeniknął w szeregi naszej gruby w Busan. Oczywiście musiałem się jeszcze dowiedzieć, kto to dokładnie był i wyszło mi to idealnie. Zadanie wykonałem na szóstkę z plusem.  

  -Wszystko przebiegło idealnie po mojej myśli. Nie napotkałem żadnej przeszkody.

Gdy wyciągnąłem teczkę, podałem ją naszemu liderowi. Nie było sensu o tym wszystkim opowiadać, gdyż tam były wszystkie informacje, które potrzebował.

-Tam masz wszystko. Od człowieka, który zdradził po informacje, gdzie jadają członkowie Ikon w wolnym czasie.

-Jak silni są?

-Nie są dla nas żadnymi przeciwnikami.

Byłem w stu procentach pewny swoich słów. Tamta grupa może i miała mocnych członków, jednak to nie wystarczy, aby mierzyć się z naszym gangiem. Do pięt nam nie dorastają.

-Dobrze się spisałeś. Mam nadzieję, że ładnie potraktowałeś zdrajcę.

- Oczywiście. Może nie miałem mojego kochanego sprzętu, więc szedłem na żywioł, ale to nie oznacza, że mniej cierpiał.

Same wspomnienia jego zmasakrowanego ciała wywołały u mnie uśmiech i chęć powtórzenia takiej zabawy. Nie należałem do osób z miękkim sercem, o czym doskonale dowiedział się tamten frajer. Do tej pory mogłem usłyszeć w głowie jego cudowne wrzaski o litość.

-Nie toleruje zdrajców. Każdy u mnie ma tylko jedną szansę.  

***

Tak więc mamy następny rozdział! ;3

Po pierwsze to mam nadzieję, że wam się podobało! ❤

A po drugie, jeżeli są tu jacyś fani Ikon to mi wybaczcie ❤🙏 
Ja osobiście też bardzo lubię ten zespół, ale jakoś tak przyszło mi to do głowy, aby to właśnie oni byli ❤

Trzymajcie za mnie kciuki! ❤

Fighting!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro