Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Mężatką? – spytała zszokowana Ginny.

Harry ponuro skinął głową.

- Mężatką. Właściwie w separacji, ale to nie zmienia faktu.

Ginny poświęciła chwilę na odzyskanie oddechu. Ze wszystkich rzeczy, o które mogła podejrzewać Harry'ego, podrywanie cudzej żony było ostatnie na liście.

- Wiedziałeś o tym?

- Wiedziałem – potwierdził. – To nie było dobre małżeństwo. Pobrali się bardzo młodo i ona zorientowała się, że go nie kocha. Zdradził ją kilka razy, nie żeby to było jakieś usprawiedliwienie.

Pochylił się, opierając łokcie na kolanach i chowając twarz w dłoniach.

- Gadaliśmy, gadaliśmy i skończyliśmy...

- Seksem – podpowiedziała Ginny. Mogła sobie wyobrazić, jak współczujący Harry, tak skory do rozwiązywania cudzych problemów, zostaje wciągnięty w taki związek.

- Oboje wiedzieliśmy, że to jest niewłaściwe, że nie przetrwa. Ale chyba byliśmy po prostu bardzo samotni. Była dla mnie... kimś jak Dean – spojrzał na nią i zorientował się, że źle to zabrzmiało, więc uniósł ręce, by powstrzymać jej ewentualne protesty. – To nie zabrzmiało tak, jak miało zabrzmieć.

Ginny uśmiechnęła się smutno.

- Chyba rozumiem. Będąc z Emily nie musiałeś myśleć... - urwała, nie potrafiąc wypowiedzieć ostatnich słów.

- O tobie – wyszeptał. – Nie musiałem myśleć o tym, że osoba, z którą jestem, nie jest tobą.

Całe powietrze uciekło z jej płuc i Ginny jeszcze bardziej zwinęła się w kłębek. Harry przyglądał jej się przez chwilę, następnie podniósł się i zaczął chodzić po pokoju, tam i z powrotem.

- Wszystko dobrze się skończyło. Chyba. Wiedziała o tobie i poradziła mi wrócić do domu i porozmawiać z tobą. A sama wróciła do domu, do męża.

- I tobie to pasowało?

Harry wzruszył ramionami.

- Nie... tak... sam nie wiem. Nie kochałem jej. Czy to złe?

- Nie – odparła Ginny cichutko. – Myślę, że ona dała ci pociechę, której potrzebowałeś.

- Wtedy potrzebowałem – potwierdził. – I byłem gotów zrobić coś ze swoim życiem. Myślałem, że jestem na tyle silny, by wrócić do domu i skierować je w stronę, której pragnę.

- I to jest chyba ten moment, w który wpasowuje się kolejne wspomnienie – wtrąciła Ginny.

- Drogi Merlinie – jęknął Harry. – Ile ich widziałaś?

- Najwyraźniej zbyt wiele – uśmiechnęła się smutno Ginny.

- Które?

- Nora, wieczór zaręczyn George'a i Angeliny.

Harry westchnął i usiadł ciężko na sofie. Warknął wściekle, gdy szlafrok zaplątał się wokół jego ciała. Zerwał się ponownie i zaczął go ściągać, jednak w pewnej chwili zamarł i popatrzył na Ginny z miną winowajcy.

- Nie urazisz mnie Harry – zapewniła go. – Jest zbyt ciepło na coś tak ciężkiego.

Harry wydawał się rozważać przez chwilę wszystkie możliwości, zanim zdjął szlafrok i przewiesił go przez oparcie kanapy. Ponownie usiadł, uważając, by nie dotykać Ginny.

- Wróciłem właśnie z Brazylii – rozpoczął wyjaśnienia. – Rozstałem się z Emily w zgodzie, oboje wiedzieliśmy, że mamy swoje sprawy w domu. W końcu zdecydowałem się, by z tobą porozmawiać.

- A ja przyprowadziłam Deana na kolację – skonstatowała Ginny z żalem. – Wpadliśmy na siebie na Ulicy Pokątnej i, cóż... poprosił o jeszcze jedną szansę. A Ron wspominał, że mieszkasz z kobietą gdzieś za granicą.

- Niech to szlag – warknął Harry. – Nawet nie przypuszczałem, że to ta zaboli, gdy zobaczę cię z innym. To chyba chodziło właśnie o niego. Skoro ponownie się z nim spotykałaś, to uznałem, że to musi być coś poważnego i pewnie nigdy nie będę miał okazji, żeby ci powiedzieć... no wiesz...

Ginny skinęła głową.

- Nie dostrzegłam tego wtedy, ale we wspomnieniu miałeś to wyraźnie wypisane na twarzy. Przepraszam, że byłam taka nieczuła.

- Nie twoja wina – pokręcił głową ze smutkiem. – Nie wiedziałaś, nie mogłaś wiedzieć.

- Powinnam była – rzuciła cicho, ale zdecydowanie. – Dojrzałabym to, gdybym tylko otworzyła oczy.

- I co byś zrobiła?

- Coś. Cokolwiek. Nie wiem, Harry, ale może zapobiegłabym temu, co stało się później.

Harry drgnął i podciągnął stopy na kanapę, obejmując dłońmi kolana i kuląc się w pozycji embrionalnej.

- Ginny, nic nie mogło temu zapobiec. To była moja decyzja. Od lat do niej dojrzewałem.

Ginny przysunęła się do niego i zaczęła głaskać go po plecach, kontynuując, mimo że widziała, że Harry czuje się niezręcznie. W końcu uspokoił się i zdawał się akceptować jej pociechę.

- Ktoś jeszcze wie?

Potrząsnął głową.

- Tonks wie. Kingsley mnie znalazł.

- Widziałam.

Harry drgnął i wyciągnął dłoń, by przeciągnąć drżącym palcem po linii jej szczęki.

- Przepraszam, że musiałaś to oglądać – powiedział drżącym głosem. – Nikt nie powinien widzieć czegoś takiego.

- Odrzuciło mnie – potwierdziła. – Dalej odrzuca. Ale myślę, że musiałam to zobaczyć, Harry. Niezależnie od twoich słów, dołożyłam do tego swoją cegiełkę. Jestem częściowo odpowiedzialna.

Harry przyglądał się jej przez moment, a następnie pozwolił opaść swojej ręce.

- Skąd Kingsley wiedział? – spytała Ginny.

- Ma zegar, podobny do tego twojej mamy. Chyba nawet ściągnął od niej ten pomysł. Pokazuje miejsce pobytu i stan każdego aurora. Maja wskazówka była na śmiertelnym zagrożeniu. Wydaje mi się, że trochę potrwało nim mnie znalazł.

Ginny skinęła głową, na znak, że rozumie.

- Było tam mnóstwo krwi – zauważyła.

Delikatnie sięgnęła do jego ramienia i przeciągnęła opuszkiem po białej bliźnie. Próbował się odsunąć, ale szybko chwyciła go za rękę.

- Odwołali mnie z czynnej służby i umieścili w szpitalu w Kanadzie – wyjaśnił. – Spędziłem tam dwa miesiące.

- Pomogło?

Roześmiał się lekko.

- Nie chcę już ze sobą skończyć, jeśli to masz na myśli.

- Taką mam nadzieję – rzuciła mu ponure spojrzenie, pokazujące, co myśli o jego czarnym humorze. No ale to właśnie był Harry.

- Mam za to wiele blizn – wymamrotał i Ginny wiedziała, że nie mówi tylko o śladach na swoim ciele. – Niektórych nikt nie może uleczyć.

Ginny skinęła głową zamyślona.

- Ale czasem możemy żyć z bliznami – powiedziała cicho.

- Możemy? – oczy Harry'ego wodzące w ślad za palcami przesuwającymi się po jego ramieniu, uniosły się i spojrzały wprost na nią.

- Możemy, Harry. Na blizny można nie zwracać uwagi, a z czasem zbledną i zapomnimy o nich. Jasne, ciągle będziemy czuli, że je mamy i od czasu do czasu zabolą, ale możemy się pogodzić z faktem ich posiadania.

- Być może – odpowiedział Harry, opierając się na poduszkach i spuszczając stopy na podłogę. – Czy to było ostatnie?

- Chciałabym – westchnęła Ginny. – Ale potem zobaczyłam starsze wspomnienie – podniosła wzrok i zobaczyła, że wbija w nią spojrzenie. – Myślę, że to może być jeszcze boleśniejsze.

Harry zacisnął szczękę i wzniósł swój mentalny mur, coś czego nie robił, odkąd obudził się u Ginny.

- Nie mam zbyt wielu, które byłyby bardziej bolesne niż próba samobójcza.

Skinęła głową.

- Tuż po Ostatniej Bitwie – zaczęła szeptem, opierając głowę na jego napiętym ramieniu. – Charlie rozmawiał z tobą w Wielkiej Sali.

Wydawało się, że minęły godziny, a Harry nie poruszał się, ani nie oddychał. Wreszcie drgnął odrobinę.

- I teraz już wiesz.

Ginny skinęła głową, nie odrywając jej od jego ramienia.

- Teraz już wiem.

- I nie jesteś zła?

- Na nich? Słowo wściekła nawet nie zaczyna oddawać moich uczuć. Na ciebie? – westchnęła. – Nie, Harry. Nie winię ciebie. Mogę żałować, że nie podjąłeś wtedy innej decyzji, ale nie zmienia to faktu, że zrobiłeś to, co uznałeś za słuszne. Mogę się zastanawiać, co by się stało, gdybyś przyszedł wtedy ze mną porozmawiać, albo któryś z moich braci bez kręgosłupa moralnego wyhodował sumienie, ale to nie cofnie bólu, w którym żyliśmy przez te wszystkie lata.

- Zgodziłem się z nimi wtedy, zgadzam się i teraz. Gdybym wtedy był z tobą... - zabrakło mu słów i jedynie potrząsnął głową.

- Wtedy może mielibyśmy kilka dobrych wspomnień, które pomogłyby nam przetrwać trudne czasy. Tak naprawdę – kontynuowała, nie dając mu dojść do słowa – żadne z nas nie wie co by było, bo ktoś inny odebrał nam tę możliwość. Nie mieli prawa nam tego zrobić.

Harry przyglądał jej się przez chwilę, po czym potrząsnął głową.

- Przyjmujesz to znacznie lepiej niż przypuszczałem.

Giny uśmiechnęła się.

- Wierz mi, w środku cała się gotuję. Kiedy tylko skończy się nasza kwarantanna, lepiej żeby mieli się na baczności. Poza tym ciągle staram się wymyślić dla nich jakąś karę, która byłaby wystarczająca po tym co nam zrobili.

- Właśnie dlatego nigdy nic nie mówiłem – wymamrotał Harry, uciekając spojrzeniem. – Ginny, nigdy nie chciałem wchodzić między ciebie i twoich braci.

- I nie zrobiłeś tego, Harry. Całą piątka dokonała swoich wyborów i musi teraz żyć z konsekwencjami.

- Percy nie...

- Jest winny współudziału – potrząsnęła głową. – Poza tym jest męskim Weasley'em, a to wystarczy, bym nie odczuwała do niego w tej chwili jakiejkolwiek sympatii.

- Ginny, może będzie najlepiej, jeśli... - przerwał, gdy Ginny złapała jego policzek i gwałtownie obróciła jego głowę, by spojrzał jej w oczy.

- Status quo nie jest dla mnie akceptowalne. Jesteś z tym szczęśliwy? – czekała na jego odpowiedź, ale Harry jedynie patrzył na nią błagalnie, więc kontynuowała: - Jesteś? Bo, ni cholery na to nie wygląda. Ty jesteś nieszczęśliwy, ja jestem nieszczęśliwa. Nie mieli prawa wpędzać któregokolwiek z nas w taki stan.

Jej emocje wyrwały się spod kontroli i łzy pociekły jej po twarzy, choć wydawało się, że wcześniej wypłakała całą wilgoć.

- To podobno jest moja rodzina. To podobno jest twoja rodzina. I nie mieli prawa robić nam tego. Harry, zdradził cię twój najlepszy przyjaciel. Jak mogłeś być świadkiem na jego weselu? Jak mogłeś się w ogóle do niego odzywać?

Harry niepewnie otoczył ją ramionami i posadził na kolanach, a następnie przytulił. Po ruchach jego klatki piersiowej zgadywała, że on również płacze.

- Nie, nie jestem szczęśliwy – wyszeptał w końcu Harry w jej włosy. Ginny odchyliła się i położyła mu ręce na twarzy, wyczuwając wilgoć i szczecinę zarostu.

- I ja też nie jestem szczęśliwa – pochyliła się, dotykając czołem o jego czoło, nosem o jego nos. – Chcę spróbować, Harry. Chcę być szczęśliwa i myślę, że możemy to zrobić razem.

Harry powoli otworzy oczy i zdawał się być bardzo niepewny.

- Ginny, ja...

- Harry, to nam się należy – przerwała mu. Odchyliła się nieco, ale wciąż trzymała ręce na jego policzkach. – Musimy spróbować, jesteśmy to sobie winni. Kocham cię, Harry. Odpychałam to od siebie tyle lat i nie chcę już tego dłużej robić. Chcę, żebyś to wiedział, żeby cały świat wiedział.

Zawahał się, a ona opuściła ręce na jego klatkę piersiową.

- Dlaczego nie chcesz spróbować, Harry?

- Nie o to chodzi – zsunął ją ze swoich kolan i wstał. Przeczesał rękami włosy, mierzwiąc je jeszcze bardziej. – Po prostu... Nie rozumiesz? – wyszeptał zbolały. – Są wszystkim co mam. Jeśli to zrobię, jeśli będę z tobą, stracę ich. Nigdy mi nie wybaczą.

Giny warknęła i przyklękła na krawędzi kanapy. Złapała go za biodra i przyciągnęła, by złożyć głowę na jego klatce piersiowej.

- Nigdy ich nie miałeś, Harry! Zdradzili ciebie, zdradzili mnie.

Wciąż wydawał się niepewny, więc pchnęła go z powrotem na kanapę i, zanim mógł zaprotestować, siadła na nim okrakiem, przodem do niego.

- Niech to szlag, Harry, masz mnie – wyszeptała, po czym przycisnęła wargi do jego ust. Przelała w ten pocałunek tyle emocji ile potrafiła i w końcu, kiedy już miała się poddać, Harry oddał pocałunek. Jego ręce ścisnęły jej biodra i przyciągnął ją bliżej do siebie. Przekręcił głowę i językiem rozchylił jej wargi. Otworzyła je i oddała mu wszystko czego chciał. Pozwoliła namiętności przejąć kontrolę, gdy wpijała się w jego włosy i ramiona.

- Ginny – jęknął, gdy wreszcie oderwali się od siebie, a jego usta ześliznęły się po jej szczęce i krtani.

- Teraz widzisz – wyszeptała mu do ucha, przytulając go mocno. – Razem możemy tak wiele.

Skinął głową, ale to jej nie wystarczyło. Odchyliła głowę i znów zetknęli się czołami.

- Powiedz to, Harry – zażądała. – Powiedz, co do mnie czujesz.

- Ja... kocham cię, Ginny – zająknął się, ale zdawał się czerpać siłę z tych słów, bo po chwili powtórzył je, tym razem z większą pewnością.

- Najwyższy pieprzony czas, Potter – powiedziała Ginny ponownie przyciskając wargi do jego ust.

- Nie spieszmy się, Ginny – zaprotestował Harry, gdy pozwoliła mu wziąć oddech. – Nie chcę popełnić tego błędu ponownie.

Ginny skinęła głową, choć nie uważała, by pójście na całość było w tym wypadku błędem. Jednak odsunęła się, poprzestając na wtuleniu się w jego klatkę piersiową.

- Mamy czas – powiedziała, a Harry skinął głową i otoczył ją mocno ramionami.

- Mamy – zgodził się. – Co teraz?

Ginny studiowała jego twarz, przeciągając po niej palcem i odnotowując z radością dreszcze, które to u niego powodowało.

- Poświęcimy trochę czasu, by się ponownie poznać. Kiedyś byliśmy przyjaciółmi.

- Byliśmy – zgodził się. – Ale chcę być kimś więcej, niż twoim przyjacielem.

- Wiem – odparła. – nie to miałam na myśli. Ale jeszcze przynajmniej przez tydzień mieszkamy tu razem. Musisz odzyskać siły. Więc użyjemy tego czasu, by zbudować dobry fundament związku.

- W porządku.

- I potrzebujemy tego czasu, by zaplanować zemstę na tych palantach.

- Ginny...

- Harry, oto pierwsza lekcja posiadania stałej dziewczyny. Po prostu powiedz „tak, kochanie".

Harry roześmiał się.

- Ale ja nie chcę...

Ginny skinęła głową na znak, że rozumie i położyła palec na jego ustach.

- Nie zabiję ich, jedynie zwabię i potorturuję.

Wciąż patrzył na nią sceptycznie, więc uniosła brew.

- Syn Huncwota nie przepuści przecież okazji na spłatanie figla ludziom, którzy zasłużyli na to, jak nikt inny.

- W porządku, jeśli mówimy o figlach – odparł. – Ale jeśli coś ma rozedrzeć twoją rodzinę... to nie zgadzam się na to.

- Wiem. Masz rację. Ale oni już sobie pościelili, teraz muszą się wyspać.

----------------------------------

Przez tydzień Harry i Ginny mieli kilka niezręcznych sytuacji, ale generalnie pod koniec tych siedmiu dni przywykli już do wspólnego życia. Harry przespał większość tego czasu. Ginny także nadrobiła zaległości w odpoczynku, a przy tym zrobiła kilka rzeczy w domu, które zawsze odkładała z powodu braku czasu.

Pierwsza noc była najbardziej niezręczna. Ginny zamierzała spać na kanapie, ale Harry nalegał, że to on spędzi tam noc, w końcu zajmował tyle czasu jej łóżko. Ostatecznie oboje wylądowali w łóżku i, po zwalczeniu chwilowej nieśmiałości, wtulili się w siebie. To zakończyło spór o ten drobny szczegół.

Kolejną kwestią okazała się łazienka. Przy tak małym mieszkaniu, często zbliżali się do siebie na bardzo intymne odległości. Jednak wkrótce zaczęli się tym bawić i Ginny była zachwycona, widząc, że Harry znów potrafi się z nią przekomarzać. Stawał celowo na jej drodze, zmuszając ją do czekania, aż się odsunie lub przepychania się wokół niego.

Choć Harry był tak zestresowany ich związkiem, zdawał się zdeterminowany, by wszystko ułożyć jak trzeba. Pewnego wieczoru, gdy siedzieli przy szachach, Ginny opowiedziała mu wszystko o szkole uzdrowicieli, a on opisał jej kilka ciekawszych misji. Siedzieli tak niemal do trzeciej rano, nie myśląc o grze, trzymając się za ręce ponad szachownicą. Po pewnym czasie figury przestały im przerywać i zasnęły tam gdzie stały.

Pomagali sobie w kuchni jak mogli i Ginny odkryła, że Harry nie jest takim złym kucharzem. Robił całkiem niezłe śniadania i choć lista jego potraw obiadowych wymagała poszerzenia, tam także radził sobie nienajgorzej.

W tych godzinach, które Ginny wyznaczyła do kontaktu ze światem zewnętrznym, starali się zachowywać normalnie. Zgodzili się, że swój rozwijający się związek zostawią na razie dla siebie.

Pod koniec tygodnia Giny uznała Harry'ego za wolnego od smoczej grypy i wspólnie zdjęli z mieszkania zaklęcia kwarantanny. Wiaterek od wreszcie otwartych okien pomógł odświeżyć mieszkanie i pozbyć się zapachu choroby i ciężkiego aromatu dwojga ludzi zamkniętych w środku przez ostatnie tygodnie. Ginny zaprotestowała przeciwko powrotowi Harry'ego na Grimmuald Place, a ona zgodził się poszukać nowego mieszkania. Ale nie pasowało mu żadne z tych, które oglądał i w końcu został u niej. Ginny była przeszczęśliwa i podejrzewała, że Harry'emu tak się spodobało bycie z nią, że nie chciał się wyprowadzać.

Gdy tylko rozniosła się wieść o wyzdrowieniu Harry'ego, Molly zaczęła nalegać, by wpadli na kolację do Nory. Harry początkowo odmówił, ale poddał się, gdy Ginny obiecała, że nie zostaną długo i będą mogli wyjść, jak tylko Harry poczuje się niezręcznie.

Piątkowa kolacja zbliżała się wielkimi krokami i Harry był bardzo zdenerwowany. Przez ostatni tydzień był bardzo szczęśliwy i czuł, że związek z Ginny to punkt zwrotny w jego życiu. Wciąż nie powiedzieli nikomu o swoim związku, ale miał wrażenie, że Hermiona coś podejrzewa. Zawsze przybierała bardzo domyślny wyraz twarzy, gdy z nią rozmawiał.

Po południu Ginny wygoniła go z mieszkania, twierdząc, że ma coś ważnego do zrobienia i ma się nie pokazywać aż do momentu, gdy będą się musieli przygotować do wyjścia. Roześmiał się, ale szybko spoważniał, gdy zobaczył, że jego dziewczyna mówi serio. Dodatkowo nie dała się przekonać, by uchylić rąbka tajemnicy, co dodatkowo go stresowało.

Kilka dni wcześniej napisał krótki liścik do Teddy'ego i Tonks, wyjaśniający, że był chory i że odwiedzi ich gdy wyzdrowieje, jeśli nie będą mieli nic przeciwko. Tak naprawdę to Harry strasznie stęsknił się za Teddym. Chłopczyk był jakąś stałą przez ostatnie kilka miesięcy jego życia, odkąd Harry wrócił z Kanady. Młody auror był wdzięczny, że Tonks dała mu jeszcze jedną szansę na znajomość z jej synem, mimo że jako zwierzchniczka Harry'ego wiedziała o jego próbie samobójczej i rehabilitacji.

Zdecydował, że powinien zobaczyć się z Kingsley'em, więc teleportował się do Ministerstwa. Szef Biura przywitał go mocnym uściskiem dłoni i szerokim uśmiechem.

- Dobrze, że jesteś z powrotem, Harry.

- Dobrze być z powrotem, Kingsley – Harry skinął głową i usiadł na miejscu wskazanym mu przez mężczyznę, którego tak bardzo podziwiał.

- Wierzę, że panna Weasley ogłosiła cię zdrowym, skoro tu jesteś.

- Tak – odparł Harry. – Powiedziała, że już nie zarażam i teraz będę całkowicie odporny.

Kingsley uśmiechnął się krzywo.

- Zawsze mi się wydawało, że te eliksiry odpornościowe to trochę szemrana sprawa, prawdę mówiąc.

- To moja wina, proszę pana – Harry przybrał bardziej formalny ton. – Świadomie wystawiłem się na zakażenie. Byłem pewien, że nie zachoruję i...

- Harry – Kingsley uniósł rękę, by powstrzymać potok wyjaśnień młodszego mężczyzny. – Nie winię cię. W życiu zdarzają się różne rzeczy i nie wszystko możesz przewidzieć. Jeśli znalazłeś się w sytuacji, gdzie byłeś wystawiony na zakażenie, wierzę, że robiłeś coś ważnego. Nie jestem twoim ojcem, Harry. Jestem twoim szefem i przyjacielem.

- Dziękuję – odparł Harry, szczerze zaskoczony. Kingsley zawsze był dla Harry'ego zagadką. Był mężczyzną, na którym Harry wzorował się w czasie swojego treningu i przykładem, jak radzić sobie w życiu, gdy straciłeś wszystko, co spowodowało, że Harry umieścił go na swego rodzaju piedestale. Kiedy obudził się w szpitalu po nieudanej próbie samobójczej, to właśnie wyczerpana twarz Kingsley'a była pierwszym, co zobaczył. Jego szef odwiedził go nawet dwukrotnie w Kanadzie, a poza tym pisał regularne listy, czego nie robił nikt inny. Harry jednak nie był pewien czy chce, żeby przerodziło się to w głębszą przyjaźń. Jego dotychczasowe doświadczenia z przyjaciółmi nie były najlepsze.

- Tak sobie myślałem, Harry – zaczął Kingsley, gdy siedli już w jego biurze, gdzie za oknami świeciło wesoło słońce – że może zaczniesz przez jakiś czas tylko w Akademii, zanim wrócisz do liniowej służby.

Harry zastanowił się i skinął głową, wiedząc, że wciąż jest jeszcze osłabiony.

- To może być dobry pomysł, zanim odzyskam pełnię sił.

- W porządku – zgodził się Kingsley. – Daj mi znać kiedy będziesz mógł wrócić do uczenia i ustalimy twój plan zajęć.

Przypatrywał się Harry'emu długo, na tyle, by młodszy mężczyzna zaczął się kręcić na krześle.

- Harry – westchnął. – Nie wiem co się w tobie zmieniło, ale wydajesz się, ja wiem, bardziej zrelaksowany niż kiedykolwiek wcześniej.

Harry poczuł, jak krew napływa mu do twarzy. Wiedział dokładnie na czym polega różnica, ale nie był pewien, czy chce się tym dzielić z Kingsley'em.

- Zmieniłem kilka rzeczy – wymamrotał w końcu, wzruszając ramionami.

Kingsley uśmiechnął się, jakby się czegoś domyślał, zupełnie jak Hermiona, po czym skinął głową.

- No cóż, cokolwiek by to było, trzymaj tak dalej, dobrze?

- Postaram się – odparł Harry, starając się nie uśmiechać za szeroko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro