Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jay

Byłem zdruzgotany. Nie wierzyłem, że to zrobiłem. Mimo, że zrobiłem to z myślą o tym, żeby Garmadon nie zabił moich przyjaciół, siostry i dziewczyny, byłem smutny, że jednak to się stało. Gdybym mógł cofnąć czas jak Acronix lub Krux to bym to zrobił bez, żadnego zastanowienia się, ale niestety nie umiałem tego zrobić.
Niepokoił mnie też fakt, że Crystal zdjęła mi maskę i zobaczyła wraz z Ninja że złol, kóry im odebrał moc i siły to był ich przyjaciel. Zobaczyli, że to byłem Ja.
Co gorsza całe zdarzenie obserwowali wszyscy mieszkańcy Ninjago City i teraz skoro wiedzą, że to ja byłem tamtym bandytą uznają, że jestem zdrajcą!
Prubowałem nawet o tym nie myśleć, ale ta myśl była nie do zapomnienia. Do tego dochodziły jeszcze inne myśli, który wtrącały mnie w wielkiego doła.
Zawiodłeś ich Jay. Jak mogłeś to zrobić Jay?! Nie zasługujesz na nich Jay. Nie powini ci zaufać Jay. Nie powinieneś istnieć Jay!
Z moich oczu lały się potoki łez gdy skakałem z dachu na dach w stronę przetwurni. Z każdym skokiem w kieszeni stroju czułem worek z 6 kamieniami mocy przez, które moi przyjaciele nie mają już ani mocy ani siły.
Spoglądałem za plecy co chwilę czy nikt z Ninja mnie nie śledzi ale nikt za mną nie szedł.
W końcu zeskoczyłem z ostatniego dachu i skręciłem w uliczkę. Potem podeszłem do drzwi przetwurni i pchnąłem je. Uchylił się a ja weszłem przez nie do środka.
Zanim je zamknąłem pomyślałem nawet o tym czy nie uciec, ale dokąd miałbym uciec? Ninja mi już nie zaufają. Zamknąłem drzwi i upadłem na podłogę.
Nie z bulu czy zmęczenia. Upadłem, bo wiedziałem, że stałem się złoczyńcą. Z własnej woli czy nie poprostu nim byłem. Załkałem.
Wtedy usłyszałem trzasniencię drzwiami. Wiedziałem, że to Garamdon ale nie podniosłem się.
- I jak? Czy te Ninjasy nie mają już mocy, czy zawiodłeś i mam cię zabić? - spytał Garmadon. Ja bez słowa wyciągnąłem worek z kieszeni i rzuciłem go tacie Lloyda. Potem podniosłem głowę, ściągnąłem maskę i wstałem.
- Widzę, że się spisałeś - powiedział Garmadon oglądając kryształy. Ja pokiwałem głową na tak a z moich oczu polały się nowe łzy.
- Nie rycz jak jakaś baba! - powiedział Garmadon i do mnie podszedł. Potem dał mi najnormalniej w świecie z liścia.
Jednak mnie to nie obchodziło. Teraz nic już mnie nie obchodziło.
- Masz 10 minut na odpoczynek a potem przyjdź do mojej sali tronowej - dodał Lord i oddalił się do tej sali wraz z workiem z kryształami.
I kolejna moja nadzieja umarła.
Liczyłem, że zostawi mi worek i oddam Ninja moce. Teraz to przepadło.
Powlokłek się do mojego „ pokoju " i usiadłem na łóżku.
Byłem strasznie zły.
Nie na Ninja tylko na siebie. Nie mogłem sobie tego wybaczyć.
Wtedy rzuciłem z całej siły moją głupią maską o ścianę i ukryłem  twarz w dłoniach.
Jesteś nikim Jay.
Odezwał się głos w mojej głowię.
Jednak najgorszy był fakt, że ten głos miał rację.

Crystal

Klęczałam i płakałam na ziemi w tym samym miejscu gdzie ściągnęłam mojemu bratu maskę. Nierozumiałam już nic. Czemu on to zrobił? Czemu wyglądał jak złoczyńca i czemu się tak zachowywał? Czemu płakał? I czemu uciekł? Chciałam strasznie znać odpowiedzi na te wszystke pytania ale i tak to nie miało sensu. Teraz już nic nie miało sensu.
Nagle poczułam dłoń na moim ramieniu. Odwruciłam głowę. To był Lloyd. Był mega blady zresztą tak jak ja i inni Ninja, którzy stali za Zielonym Ninja.
- Crystal wiem, że ci jest teraz trudno zresztą tak jak nam, ale musimy wrucić do klasztoru i omuwić plan - powiedział Lloyd.
- Ale jak my się tam dostaniemy teraz? Nie mamy ani mocy ani nawet siły - zaprotestowałam.
- Trzeba spróbować - nieustępował Lloyd.
- Okej. Choćmy więc - ustąpiłam w końcu widząc powagę sytuacji. Potem jakoś wstałam i razem w 6 udaliśmy się w stronę klasztoru.
- To nam zajmię wieki - westchnął Kai.

Jay

Leżałem na łóżku 10 minut. Potem wziołem maskę jakby co i poszedłem do „ sali tronowej ". Garmadon oczywiście siedział na tronie.
- Po co miałem przyjść? - spytałem zrezygnowany.
- Zanim przejdziemy do dalszej strategi chciałem pokazać pewną rzecz - rzekł tajemniczo Garmadon.
- Jaka to rzecz? - spytałem znów. Garmadon bez słów zszedł z tronu i podszedł do mnie i wyciągnął do mnie dłoń.
- Co ja mam niby zrobić? - rzekłem.
- No złap się - odparł Garmadon jagby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem.
Zdziwiłem się wtedy trochę, ale i tak złapałem dłoń Garmadona.
Wtedy poczułem jakieś dziwne wibrację w dłoni. Następnie świat zaczął się rozmazywać. Po chwili poczułem, że lecę i nagle zrobiło się ciemno. Następnie poczułem, że spadam. Spadałem tak szybko, że nawet nie wiedziałem co jest podemną. Wtedy grzmotnąłem o ziemię.
Podniosłem się jakoś i popatrzyłem na Garmadona, który stał sobie obok jagby nigdy nic. Wtedy rozejrzałem się po okolicy.
Zdziwił mnie fakt, że nie byliśmy już w starej przetwurni skorupiaków. O dziwo to była wioska Jamanakai a dokładnie jezioro koło miasteczka! Jeszce dziwniejszą rzeczą był fakt, że w Jamanakai była noc.
- Co to miało być?! - spytałem zdezorientowany.
- Teleportowaliśmy się - odparł po prostu Garamdon.
- Ale jak i po co? - powiedziałem.
- Po pierwsze to magia a po drugie chciałem Ci coś pokazać - odrzekł Lord.
- Ale co!? - spytałem znowu.
- Choć to się przekonasz - odparł znowu tajemniczo tata Lloyda. Potem razem z nim zaczęliśmy iść w stronę domów.

Nya

Szliśmy już 2 godziny, a nawet nie doszliśmy do połowy drogi do klasztoru. Bez mocy i sił to było strasznie trudne i posuwaliśmy się może 1 kilometr na 15 minut.
- Nie dojdziemy tam do wieczora - jęczał Kai.
- Z takim podejściem to na pewno - odparł Lloyd, który szedł na przodzie naszego marszu. Strasznie podziwiałam go w tej chwili, bo w końcu stracił 2 razy więcej mocy i sił niż my, ponieważ był w końcu Zielonym ninja a prubował wszystkich podtrzymać na duchu i prubował być twardy w wprzeciwięstwie do naszej 5.
Po jego choć trochę motywujących słowach ruszyliśmy dalej odrobinę szybciej.
Po kolejnych 30 minutach zauwarzyliśmy dach klasztoru na horyzoncie.

Jay

Doszliśmy w końcu do miasta. Szybko przekonałem się, że jesteśmy czymś w  postaci duchów, nikt nas nie mógł widzieć, mogliśmy przenikać przez ściany itd.
Szliśmy już tak z dobre 10 minut wśrud ulic a ja nadal nie wiedziałem o co chodzi Garamdonowi.
Nagle przystanął przed małą drewnianą willą na małej górcę.
- To tu - rzekł tajemniczo Lord.
- Kto tu mieszka? - spytałem patrząc na dom. Potem ja wraz z czterorękim przeniknęliśmy przez ścianę willi i weszliśmy do salonu.
A w nim na kanapie siedziały 2 kobiety. Jedna miała blond włosy i były tyłem do drugiej - która była ruda.
Ale zdziwienie mnie dotknęło kiedy blondynka odwróciła się w stron rudej.
Kobieta miała takie samę oczy jak ja a ja odrazu wiedziałem kto to był.
Moja biologiczna mama.
---------------------------------------------------------
Witam ludzi!
Sorki, że nie było ostatnio rozdziałów ale mam urwanie głowy ze szkołą.
Jutro postaram się wstawić rozdział 7 ale nie mam pojęcia, czy będę mieć czas na jego wstawienie.
Strasznie się postaram :)
Do kolejnego razu!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro