#4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po paru minutach znalazły się w przymiejskim lesie, obok jednego z dużych głazów obrośniętych mchem ze wszystkich stron.

- Miałby mi się spodobać... kamień?

- Nie kamień. To co jest w środku.

- Kamienia?

Szatynka z niedowierzaniem patrzyła na obecne tu czerwonowłose po czym, jak gdyby nigdy nic, odwróciła się na pięcie i zaczęła wracać do domu.

- Eejjjj, a ty gdzie? - przed nią pojawiła się zdenerwowana Sue

- Do domu. Nie ciekawią mnie kamienie.

- Ale tu nie o kamień chodzi! Chodź!

Sue wzięła Amy za nadgarstek po czym zaprowadziła pod głaz w którym, tym razem, pojawiło się przejście.

Zarys drzwi, mienił się kolorami niczym diament w promieniach słonecznych.

- Mówiłam, że będzie super! - z oszołomienia wyrwał ją radosny okrzyk rudowłosej.

Po chwili, cała trójka przechodziła przez coś, co z pewnością można było nazwać portalem.

Pierwsze czego doświadczyła szatynka to mrowienie w żołądku i szybsze bicie serca.

- Kiedyś się przyzwyczaisz - usłyszała głos Yuki

Kiedyś? Pomyślała. O co im chodzi?

Po chwili znalazły się w zupełnie innym miejscu.

- To był jeden z telefortów szefowej. Są one rozsiane po całym świecie a nasza "baza główna" znajduje się w Estrii.

Przed grupką stał ogromny budynek podobny do połączenia zamku i szkoły.

- To tutaj! Siedziba główna naszej zarąbistej organizacji! - wydarła się Sue.

Bliźniaczki prowadziły oszołomioną szatynkę najpierw przez dziedziniec, gdzie siedziało paru uczniów a następnie po korytarzach, aż dotarły pod duże, dębowe drzwi.

- No, wchodź. Szybko, szybko - bliźniaczki wepchnęły Amy do środka pokoju, same zostając na korytarzu.

Pokój był średniej wielkości. Po środku stało wielkie biurko z fotelem, za biurkiem było okno z widokiem na cały dziedziniec. Na lewo od drzwi stał regał z książkami a na prawo, puste akwarium zakrywające całą ścianę.

- Witam cie, dziecko, usiądź proszę - kobieta pokazała gestem ręki, drugi fotel.

Szatynka posłusznie wykonała polecenie bowiem, nie chciała urazić czymś obecnej tu kobiety,nie wiedziała co mogłoby się wtedy wydarzyć.

- Myślę, że nie wiesz, dlaczego cie tu sprowadziłam? - jej głos był spokojny, melodyjny i delikatny. Bardzo miło się go słuchało.

Szatynka pokręciła głową przecząco.

- Wierzysz może w magię? Może zabrzmiało to tak jakbym miała wymysły ale ona istnieje - kobieta zrobiła przerwę bo odpowiednio dobrać następne słowa - na przykład ja, umiem się teleportować w dowolne miejsce ale muszę je widzieć, lub mieć jego zdjęcie. Sue potrafi czytać w myślach ale musi widzieć swój cel i być bardzo skupiona. Jej siostra, Yuki, jeżeli kogoś widzi, może przenieść się do jego ciała ale jej własne jest wtedy bezbronne i potrzebuje ochrony przed ewentualnymi napastnikami.

- Ale po co ja tu jestem?

- Podejrzewam, że ty też masz jakąś moc.

- Niby dlaczego miałabym...

- Pamiętasz atak cienia? Zranił cię w oko. Taka a nawet miejsza rana jest dla zwykłego człowieka śmiertelna. Ty jednak przeżyłaś i masz się dobrze. To jest dowód, że ty też masz w sobie magię. I teraz ja chcę cię poprosić o to, żebyś dołączyła do mojej organizacji, odkryła swoją moc i pomogła nam w walce z cieniami. Jaka jest twoja odpowiedź?

- Ja... To wszystko jest jakieś dziwne. Moja koleżanka umarła, ja mam jakąś moc. Wy wszyscy macie moce ale ja nie. Ja się tu nie nadaje....

- Oczywiście, że się nadajesz. Musisz tylko odkryć swoją umiejętność.

- Ja... Muszę to wszystko przemyśleć.

Po krótkim pożegnaniu, brunetka mogła opuścić gabinet a następnie całą tę bazę główną.

- Ale czemu się nie zgadzasz? - za Amy siły czas biegły Sue i Yuki.

- Zostawcie mnie w spokoju! Mam tego jak narazie dosyć!

Dziewczyna wbiegła do swojego domu, zamykając za sobą drzwi na klucz.

Przez chwilę słyszała dobijające się do niej bliźniaczki ale odpuściły sobie po jakimś czasie.

Opuściła wszystkie żaluzje w oknach, usiadła na kanapie w salonie po czym przykryła się szczelnie kocykiem leżącym obok poduszek.

- Co ja mam teraz zrobić? - spytała niby sama siebie, ale jej wzrok utkwił na jednym z rodzinnych zdjęć. Wszyscy byli uśmiechnięci pomimo przeciwności losu. Byli razem a teraz? Została sama.

Miała wrażenie, że jest sama na całym świecie, że nie istnieje nikt poza nią.

Straciła rachubę czasu. Zegarek na jednej ze ścian zaczął wybijać godzinę 21 więc zjadła kolację, tak na szybko po czym powędrowała do swojego pokoju.

Światło wewnątrz pomieszczenia, jak zwykle bardzo jej przeszkadzało. Miała nawet wrażenie, że dziś jest jeszcze gorsze niż ostatniej nocy.

Nie wiele myśląc, założyła na siebie bluzę po czym nałożyła na głowę kaptur. W takim stanie poszła spać.

Rozdziały w każdą sobotę, niedzielę i środę xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro