#17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zamachnęła się po raz kolejny, wkładając w cios całą jej siłę, która pozostała po dłużącej się walce.

Przed oczami nadal miała obraz martwych przyjaciół, a widok Liama, który zwija się z bólu, tylko pogarszał sytuację.

Do tego jej przeciwniczka ciągle uśmiechała się z pogardą i pychą, patrząc prosto w jej oczy.

Kątem oka spojrzała w stronę Luana i Leo. Nadal starali się trafić swojego wroga i tym samym nie zostać przez niego trafionym.

Odwróciła wzrok w stronę dziewczyny. Na nieszczęście zrobiła to nieco za późno, ponieważ ta skoczyła do ataku, wyciągając przed siebie rękę.

Krótkowłosa napastniczka dopieła swego, przykładając swoją dłoń do prawego oka brązowowłosej.

Fala bólu zalała całą prawą stronę jej twarzy, promieniując na całym ciele.

Amy upadła, podobnie jak wcześniej Liam. Zdrowym okiem dostrzegła, że na ziemi, pojawiają się duże, czerwone plamy. Odruchowo złapała się za krwawiące oko. Jej pole widzenia zostało zmniejszone a prawa gałka przestała widzieć zupełnie. Źrenica przybrała mlecznego koloru, zlewając się z białkiem a tęczówka zniknęła w całości.

Mimo trudności w widzeniu i bólu, wstała na nogi, podpierając się pnia jednego z pobliskich drzew.

Spojrzała na Liama, który również podnosił się na nogi. Jego twarz była w połowie zalana jego własną krwią, a na ustach pojawił się grymas bólu.

Z trudem podniosła swoją broń, pokrywając siebie i kose, ciemną mgłą. Znowu spojrzała na swojego przeciwnika. Założyła grzywkę za ucho, otwierając powoli swoje lewe oko. Czerwień bijąca z jego wnętrza potrafiła przerazić. Po chwili wzięła głęboki wdech i zacisnęła dłoń na rękojeści, wypuściła powoli powietrze, po czym wystartowała w stronę wielookiej.

Jednym z licznych ciosów, zdołała przeciąć skórę na brzuchu dziewczyny. Jej krew była czarna niczym smoła a rana powoli i samoistnie zaczęła się zasklepiać.

Kiedy Amy szykowała się by zadać kolejny cios, drzewa zakołysały się mocno, a po okolicy zawiał, porywisty i mocny wiatr. Między konarami coś zaczęło się ruszać i już po chwili na polanie pojawiła się kolejna osoba.

Wysoki na ponad dwa metry mężczyzna, wyglądem przypominający wilka, z futrem koloru białego i lekko fioletowego. Jego długi ogon poruszał się lekko na różne strony a przymrużone oczy rejestrowały wszystko co działo się w koło. Na jego plecach znajdował się dużych rozmiarów miecz, schowany do skórzanej, ozdobnej pochwy.

Jego wzrok zatrzymał się na nadal otoczonej mgłą, dziewczynie. Odwrócił się w jej stronę, analizując wszystko w jej otoczeniu oraz ją samą.

Ruszył w jej stronę, powolnym, dostojnym krokiem. Zatrzymał się dopiero parę kroków od niej. 
Amy nadal nie opuściła gardy, a mgła wokół niej, wirowała nieco szybciej.

- Powinnaś iść z nami i nie robić żadnych problemów. Doktor chce się z tobą widzieć - jego głos był spokojny i opanowany. Mówił spoglądając w oczy dziewczyny.

- Jaki doktor?! - zapytała, ściskając mocniej rękojeść swojej kosy.

- Tego nie mogę Ci powiedzieć. Jak narazie możesz wiedzieć tylko tyle - odpowiedział, nie zważając na ton jakim się wobec niego odezwała.

- Więc niby czemu miałabym z wami iść? - również spojrzała prosto w oczy przybysza. Ich delikatny, szary kolor idealnie pasował do sierści na jego pysku.

- Spójrz na swoich towarzyszy - wskazał ręką Luana, Yuki i Leo - Są wyczerpani walką, a niektórzy ledwo trzymają się przy życiu - zwrócił uwagę na Liama - naprawdę chcesz ich zabić, tylko dlatego, że nie chcesz z nami iść? Przemyśl to lepiej, dobrze wiesz, że nie macie z nami większych szans.

Brązowowłosa zaniemuwiła na chwilę, ilustrując jej towarzyszy, by po chwili znowu spojrzeć wilkowi w oczy. Jej postawa się zmieniła, stała teraz prosto, z bronią opuszczoną do ziemi.

Krew na jej twarzy zdążyła już zakrzepnąć, a prawe oko było zamknięte. Lewe za to odsłonięte zza zasłony kasztanowych włosów, jażyło teraz mocniej, krwistą czerwienią.

Spojrzała jeszcze raz na swoich przyjaciół. Każdy z nich, żeczywiście był już na wyczerpaniu.

- Pójdę z wami - powiedziała ledwo słyszalnie, ale na tyle by zostało to zrozumiane, spuszczając wzrok na ziemię.

- Pod jednym warunkiem - Yuki wstała z ziemi i teraz stała pomiędzy wilkiem, a Amy - idę z nią i nie przyjmuję sprzeciwu do wiadomości - zwróciła się w stronę wilka.

- Yuki, zostań tu dla swojego bez--

- Zgoda - na twarzy Luana pojawiło się ewidentne rozwscieczenie, ale co mógł teraz zrobić? Ledwo stał na nogach, do tego stracił dużo krwi.

Wilk odwrócił się po czym zaczął zmierzać w stronę lasu. Spojrzał tylko przez ramię, po czym zawołał Amy.

Yuki od razu ruszyła za przyjaciółką.

Masło maślane w tym rozdziale :<

Próbowałam to naprawić ale wychodziło mi jeszcze górzej, przepraszam :<

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro