#22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wszyscy spali, brązowowłosa wzięła swoją kosę, po czym ruszyła przed siebie, wychodząc przez wybite okno, opuszczonego budynku.

- Przepraszam Yuki - obejrzała się szepcząc.

Nie minęła chwila, a dziewczyna zniknęła w gęstej, czarnej mgle, nie zostawiając po sobie żadnego śladu.

~*~

- Niestety, moja moc nie zdoła uleczyć twojego oka do końca, moge przynajmniej przywrócić ci wzrok - niska blondynka dotykała oczu Liama. Wokół jej dłoni pojawiło się jasne, lekko zielone światło.

- Tyle mi wystarczy, dzięki - odezwał się chłopak.

- Nie ma za co... Skończyłam.

Dziewczyna wyszła z pokoju, zostawiając chłopaka samego.

Od razu podszedł do lustra, oglądając swoją twarz. Teńczówka prawego oka była lekko mleczna, a źrenica wyblakła.

- Czyli został mi tylko sztylet - mruknął do siebie, spoglądając na odbijającą się w lustrze broń - lepsze to niż nic - wypuścił powietrze z płuc, odwracając się w stronę łóżka.

Zarzucił na siebie skórzaną kórtkę, złapał broń w dłoń, po czym wyszedł z pokoju.

Za drzwiami czekał już na niego Leo. Odbił się nogą od ściany, ruszając za kolegą.

~*~

Usiadła, ciężko wypuszczając powietrze z płuc. Obok siebie położyła swoją broń.

Jej gardło zalało dziwne uczucie suszy, na czole pojawiły się krople potu, a usta wyschły nie miłosiernie. Wiedziała czego jej brak, jednak nie może się tak łatwo poddać! Nie może przecież zostać mordercą jedynie dla krwi! To nieludzkie!

Ale czy ja jestem jeszcze człowiekiem? - przemknęło jej przez głowę.

W uszach pojawiło się dziwne uczucie dudnienia. Oddech jej przyspieszył. Przed oczami przemknęła czyjaś sylwetka. Wzrok od razu podążył za wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną. Nie spieszył się wcale, najpewniej było już po godzinie szóstej i miał pewność swojego bezpieczeństwa.

Jakby nie świadomie wzięła broń do ręki, idąc za mężczyzną. Był na wyciągnięcie jej ręki. Słyszała jak krąży krew w jego żyłach. Słyszała bicie jego serca. Źrenice się powiekrzyły, a świat jakby zawirował.

W jej głowie toczyła się wojna. Zabicie go i zaspokojenie głodu wydawało się teraz dobrym pomysłem, ale z drugiej strony, on może mieć rodzinę! Co jeśli ten mężczyzna jest samotnym ojcem? Albo opiekuje się kimś bardzo chorym?

To było jak impuls. To, że znalazła się tuż obok niego, to, że rozcięła skórę na jego ciele i to, że unieruchomiła go, przykładając usta do rany. Zamknęła oczy i oddała się chwili.

Krew w jej gardle była niczym manna z nieba. Błogie uczucie ciepła zalało jej ciało, pozwalając, by wszystkie zdrowe myśli zostały odtrącone, byle tylko wypełnić głód.

Kiedy napiła się wystarczająco, rozsądek powrócił, od razu odskoczyła od mężczyzny, upadając na ziemię. Cała drżała.

Patrzyła na martwe ciało i wciąż nie mogła uwierzyć w to co zrobiła. Przecież miała być silna! Ratować, a nie zabijać ludzi!... Najgorsze jest to, że głód nie zniknął całkowicie. Czy to oznacza, że to się powtórzy?

Najlepiej byłoby gdyby dała się zabić, ale ona nie chce umierać. Przecież to nie jej wina, że stała się taka! Prawda?

Od razu zaczęła szukać jakichś pomysłów. Coś co uratowało by ją i od śmierci, i od głodu. Coś takiego musi istnieć!

Schowała ciało w pobliskich krzakach. Ruszyła przed siebie, rozmyślając nad dalszymi posunięciami.

Do głowy wpadły jej tylko trzy możliwe pomysły.

1. Wrócić do bazy i tam szukać pomocy.

Ale czy jest jeszcze dla niej ratunek? W końcu zabiła już jednego człowieka! Jest mordercą, potworem!

2. Będzie żywiła się krwią zwierząt.

To dopiero byłoby obrzydliwe! Szukać po smieciach jakichś wyrzutków i je jesć.

Sama też jest kims w rodzaju wyrzutka, to dopiero ironia losu.

3. Pożywiać się tylko kryminalistami.

To z tego wszystkiego wydawało się jej najlepszym rozwiązaniem, ale to też są ludzie, nie ważne jak źli.

Doszła do placu budowy. Nikogo nie było w pobliżu, więc wślizgnęła się na jego teren. Po ziemi były rozrzucone jakieś części.

Usiadła na kupce pustaków i zaczęła rozmyślać.

Widziała stąd ludzi spieszących się do pracy, dzieci do szkoły i staruszki do kościoła.

Dziwne, że jeszcze nikt nie zwrócił na nią uwagi, w końcu miała krwiste oczy, kose i na pewno była poplamiona gdzieś krwią. Ale oni wszyscy są tak zajęci sobą, rachunkami i pracą, że nie zwracają już uwagi na innych ludzi. Pewnie nic by nie zrobili, nawet gdyby teraz kogoś między nimi zabiła.

Od razu skarciła się za ostatnią myśl.

Jeszcze ci mało zabijania ludzi? - szepnęła do siebie.

Po chwili ciszy objęła kolana dłońmi, pozwalając by z jej oczu polał się strumień łez.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro