Rozdział I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czarnowłosa nastolatka przypatrywała się dużemu budynkowi, który wykonany był z ciemnego drewna. Okna były wysokie, a przed wejściem znajdowały się kilkustopniowe schody. Dom prezentował się wyrafinowanie. Był starej daty, ale poprzedni właściciele bardzo dobrze o niego dbali. Przed budynkiem znajdowała się fontanna, przy której stał czarny jeep matki nastolatki, Rosy, oraz ciężarówka do przeprowadzek. Mężczyźni nosili meble oraz pudła do domu. Rosy chodziła między nimi i instruowała ich gdzie wszystko mają zanieść. Kobieta była ubrana elegancko jakby szykowała się do pracy, choć miała dziś wolne. Jej ciemne brązowe włosy były upięte w wysoki kucyk, a piwne oczy emanujące lekką irytacją czujnie obserwowały pracujących ludzi. Pilnowała niczym szefowa, by każdy szczegół był wykonany według jej gustu. W końcu stanęła przed domem na schodach by zapalić papierosa. Rozejrzała się po okolicy. Dom znajdował się przy skraju lasu. Był oddalony trochę od innych domostw. Ta cisza, spokój i powietrze było niezwykle przyjemne. Na co dzień Rosy żyła w ciągłym pośpiechu, hałasie i duszącym zapachu zatłoczonego miasta. Taka odmiana był jej potrzebna. Kąciki jej ust drgnęły do góry gdy pomyślała, że to miejsce spodobało by się Evan'owi, jej mężowi. Bardzo lubił przyrodę. Od razu jej uśmiech zgasł gdy ponura rzeczywistość zburzyła jej miłe wyobrażenia. Spojrzała na swoją córkę. Eve siedziała na murku fontanny z słuchawkami w uszach. Oglądała jakiś filmik na telefonie. Czarnowłosa bawiła się srebrnym wisiorkiem w kształcie półksiężyca. Rosy po tym geście wiedziała że jej córka jest zdenerwowana. Zawsze bawiła się wisiorkiem gdy czuła się niekomfortowo albo była poddenerwowana. Rzuciła pet na beton i przygniotła go obcasem. Zeszła po schodkach i podeszła do córki.

Eve niechętnie oderwała się od telefonu gdy kątem oka zauważyła swoją matkę. Oglądała film przyrodniczy, dźwięk ptaków i ich codzienne życie, uspakajało czarnowłosą. Z jednej strony kochała naturę, a z drugiej przypominało jej to że straciła tatę. Dzieliła z nim to zainteresowanie. Nikt inny nie rozumiał jej tak jak on. Nastolatka zdjęła słuchawki i spojrzała na matkę.

– Wybierz swój pokój.– oznajmiła beznamiętnie Rosy.– Lepiej się pośpiesz bo inaczej zostawią twoje rzeczy w holu.

– Na prawdę nie mogłaś się oprzeć przed kupieniem tego pałacu?– Eve wstała powolnie. Skrzywiła się patrząc na budynek, który miał stać się jej nowym domem. Zerknęła na matkę, której kącik ust drgnął w protekcjonalnym uśmiechu.

– Nie narzekaj. Będziesz mogła robić tu huczne imprezy. Za domem jest nawet basen.

Eve prychnęła. Jej matka dobrze wiedziała że nie przepada za tego typu rzeczami. Była raczej odludkiem i nie interesowały ją typowo nastoletnie sprawy.

– Jasne.– burknęła czarnowłosa. Ruszyła ku wejściu do domu. Jedynym plusem zamieszkania tutaj, był fakt że budynek znajdował się na skraju lasu. W Jacksonville, które było sporym miastem, mieszkała w centrum więc kontakt z naturą był ograniczony. Tutaj las miała dosłownie pod samym nosem.

Nieszczególnie przejmowała się wyborem pokoju. Zdecydowała się wybrać pomieszczenie, które było w miarę duże, miało własną łazienkę oraz miało widok na las. Pokazała pracownikom, które rzeczy przynieść do jej pokoju.

Przeprowadzka sama w sobie była męcząca. Do tego dochodziła nowa szkoła. Obce miejsce gdzie zapewne Eve nie będzie pasować. Śmierć taty mocno odbiła się na niej. W Jacksonville wpadła w niemałe kłopoty. Pewna dwójka nastolatków lubiła zachodzić jej za skórę. Później czepiali się jej jeszcze bardziej jakby cieszyło ich to że straciła tatę. Próbowała stłamsić w sobie emocje. Jednak to niczego nie dało. W końcu pękła. Uderzyła Heder pięścią w twarz, a Jack'owi przebiła opony w samochodzie. Szkody nie były duże, ale nastolatkowie pochodzili z wpływowych rodzin i mocno sprawę nadmuchali. Najgorsze było to że jej matka nie stanęła po jej stronie. Uznała ją za winną, jakby wierzyła tak jak inni że Eve jest wszystkiemu winna. To szczególnie ją podłamało. Nigdy nie miała z matką zbyt dobrych relacji, ale przedtem nie było aż tak źle. Wszystko pogorszyło się z wieścią że Evan zginął w katastrofie lotniczej gdy wracał z wyjazdu związanego z pracą archeologa w Europie.

***

Eve poderwała się gwałtownie do siadu. Siedziała w swoim nowym łóżku. Ciężko oddychała. Kolejny koszmar. Nawet wizyty u szkolonej psycholożki nic nie dały. Czarnowłosa westchnęła głęboko. Opadła ponownie na łóżko po czym sięgnęła po telefon i słuchawki. Włączyła filmik z dźwiękami natury by uspokoić się. Nie śpieszyła się z wstaniem. Wczorajszego dnia siedziała długo do późna by uprzątnąć swój pokój do ładu. Ozdobiła go sztucznymi winoroślami oraz lampkami aby choć trochę poczuć się jak w starym domu. Na półkach stało kilka książek, płyt z muzyką, na parapecie dwa duże zielone ozdobne roślinki. Dom był odnawiany przed ich przeprowadzką więc w powietrzu wciąż było czuć zapach farby. Ściany w pokoju były w jasnoszarym kolorze, ale Eve nie zamierzała zmieniać koloru, taki jej pasował. Odpowiadał jej teraźniejszemu życiu.

Po godzinie leżakowania w końcu wstała. Ogarnęła się trochę w łazience po czym założyła pierwszą lepszą koszulkę z zabawnym nadrukiem z kotem oraz ciemne jeansy. Zeszła na dół. Pomyliła się skręcając w korytarzu przez co musiała zrobić kółko. Dom wydawał się być jeszcze większy niż wyglądał na zewnątrz. Było to irytujące i jeszcze bardziej utwierdzało ją w przekonaniu, że matka świadomie oraz z premedytacją wybrała ten dom aby jej zrobić na złość.

– Księżniczka w końcu wstała.– oznajmiła Rosy gdy zauważyła wchodzącą do kuchni Eve. Kobieta piła kawę w białym kubku i opierała się tyłem o kuchenny blat. Jej biała koszula była nienagannie wyprasowana. Jedną dłoń trzymała w kieszeni materiałowych granatowych spodni. Wyglądała jak prawdziwa bizneswoman.

Eve wywróciła oczami na uszczypliwy komentarz matki. Zerknęła na zegar na ścianie, było już po trzynastej. Nie miała ochoty kłócić się z rodzicielką więc w milczeniu zaczęła zaglądać do szafek w poszukiwaniu jedzenia. Mocno zamykała drzwiczki co irytowało jej matkę.

– W lodówce jest śniadanie.

– Nie mam ochoty jeść tych twoich zdrowych brei.– czarnowłosa znalazła cynamonowe płatki, wzięła miskę oraz mleko po czym usiadła przy wysepce kuchennej.

– Jest zdrowe i zbilansowane w witaminy. Przydałoby ci się.– upiła łyk kawy. Jednak nie widząc po córce żadnej reakcji postanowiła zmienić temat.– Za godzinę wybierz się na miasto.

– Po co?– czarnowłosa nie przejmowała się że odezwała się z jedzeniem w buzi, co od razu wywołało na twarzy Rosy lekki niezadowolenia grymas, ku uciesze czarnowłosej. Tak bardzo przypominała Evana. Odziedziczyła po nim szare oczy oraz gęste czarne włosy. Tak jak on miała oliwkową karnacje. Gdy Eve uśmiechała się czy śmiała Rosy miała wrażenie że widzi męża. Byli swoimi przeciwieństwami, Rosy była typową pracoholiczką, uzależniona od elektroniki, a Evan kochał przyrodę, nie pędził jak większość świata, cieszył się drobnostkami i miał nietypowe zainteresowania. Byli tak różni, a jednak pokochali się niezwykle mocno.

– Ponieważ będę mieć gościa. I nie chcę byś mi przeszkadzała. Masz pieniądze na karcie więc przejdź się do galerii. Przydały by ci się nowe ubrania.– uśmiechnęła się delikatnie. Dla innych jej uśmiech wydawałby się uprzejmy i przyjazny, ale Eve zbyt dobrze znała swoją matkę. Za tą uprzejmością kryła się pogarda i złośliwość.

– Dopiero co się wprowadziłyśmy, a ty już znalazłaś jakiegoś faceta. Desperat czy szaleniec?– zapytała jakby samą siebie. Eve nie musiała patrzeć na matkę by wiedzieć że żyłka na jej czole pulsuje i lekko zaczerwieniła się od złości. Głośny dźwięk stawianego kubka na blat rozniósł się echem po pomieszczeniu.

– Na prawdę mam cię dość. Lepiej żebyś już wyszła gówniaro. Zjesz na mieście.– oznajmiła chłodno Rosy.

Eve nie obdarzając rodzicielki spojrzeniem zeszła z krzesełka. Nie przejmując się że powinna odnieść miskę do zlewu, po prostu poszła na górę by zabrać plecak i telefon.

Czarnowłosa wyszła trzaskając za sobą drzwiami, przez co Rosy wzdrygnęła się prawie upuszczając przy tym kubek.

Eve chodziła bez większego celu po mieście. Miała na uszach słuchawki, nawet jeśli niczego nie słuchała. Czuła się nie komfortowo wśród tłumów. Szczególnie będąc sama. Ludzie wyglądali na szczęśliwych. Rodziny spacerowały spędzając miło razem czas. Nastolatkowie śmiali się i wygłupiali jakby nie mieli niczego istotnego do robienia w życiu. Eve jedynie z boku przyglądała się tym obcym ludziom. Ich radosne twarze, śmiechy, chaos rozmów, to wszystko mimo że było realne wydawało się dla czarnowłosej wymuszone. Jakby ci ludzie tylko na pokaz wyglądali na szczęśliwych, a wewnątrz siebie skrywali swoje cierpienie i problemy. Udawali albo może faktycznie byli szczęśliwi. Przez ponure myśli, które nie dawały jej spokoju wszystko wydawało się szare i bez wyrazu.

Ktoś nagle trącił ją ramieniem. Jedna z słuchawek wypadła z jej ucha. Osoba nawet nie przejęła się że trąciła ją. Chłopak poszedł dalej wciąż ożywczo rozmawiając z swoim towarzyszem. Jakby wcale jej nie zauważył. Eve zamierzała kontynuować bezsensowny spacer, ale po drugiej stronie ulicy zauważyła budkę z goframi. Lubiła je więc postanowiła przejść na drugą stronę. Gdyby tamten chłopak, zapewne Eve nawet nie zauważyła by tej budki i poszła dalej. Czasami nie zwracała uwagi na otoczenia. Utkwiona w własnych myślach mijała innych i wszystko, nawet nie zdając sobie sprawy że coś dobrego może ją spotkać. W tej sytuacji nie miała by okazji zjeść przepysznych gofrów.

Poprosiła sprzedawcę o podwójną porcję bitej śmietany oraz owoców. Miała teraz przed sobą słodką rozkosz, którą zamierzała zjeść z ogromną przyjemnością. Może życie jednak nie było tak denne.

Nagle gdy skręcała, zza rogu ktoś wpadł na nią. Czarnowłosa widziała jak jej smakowita przekąska upada na chodnik i to stroną gdzie była bita śmietana. Miała przebłysk dobrego nastroju. Budka z goframi była jak słońce, które wyjrzało zza chmur zwiastując przejaśnienie, ale to była fałszywa nadzieja, a deszcz mocniej zaczął padać. I dobry nastrój szlag trafił.

– Za co życie mnie tak każe?– mruknęła cicho, nie zwracając uwagi na osobę, która na nią wpadła. Zamierzała olać nieznajomą i pójść dalej, ale zabójczyni jej gofra odezwała się, tym samym ją zatrzymując.

– Tak bardzo cię przepraszam. Zagapiłam się w telefon.– rudowłosa dziewczyna schowała telefon do kieszeni kurtki. Widać było po niej, że czuła się głupio tym felernym zderzeniem. Z grymasem zerknęła na gofra na chodniku.– Odkupie ci go.

– Nie trzeba.– mruknęła Eve. Chciała wyminąć rudowłosą, ale ta poruszyła się zagradzając jej przejście.

– Oczywiście że muszę.– oznajmiła z stanowczością. Złapała Eve za nadgarstek po czym ruszyły ku budce z goframi.

Eve stała z boku zerkając ukradkiem na sprzedawcę gdy nieznajoma zamawiała jej gofra. Bawiła się wisiorkiem. Sytuacja była trochę niezręczna. Szczególnie że rudowłosa nie poszła sobie nawet po tym jak zafundowała Eve gofra, sobie również kupiła.

– Nawet się nie przedstawiłam.– odezwała się rudowłosa gdy usiadły na ławce niedaleko budki.– Jestem Lydia.– uśmiechnęła się przyjaźnie do czarnowłosej, która starała się odwzajemnić uśmiech by nie wyszedł na zbyt wymuszony.

– Eve.– mruknęła i ugryzła gofra. Zdecydowanie czuła się niezręcznie.

– Jesteś nowa w mieście?

– Aż tak to widać?

– Nie, ale... – Lydia urwała jakby to co zamierzała powiedzieć nie powinno opuścić jej ust. Uśmiechnęła się delikatnie i odchrząknęła.– Nie kojarzę cię z szkoły.

– Przyjechałam do Beacon Hills dopiero wczoraj.

– Więc pewnie nikt cię jeszcze nie oprowadził po mieście?– jej usta rozciągnęły się w radosnym uśmiechu. Zwiastowało to coś z czego Eve nieszczególnie była zadowolona, ale nie chciała wyjść na chamską więc zdecydowała się nie skłamać.

– Nie, nie dostąpiłam jeszcze tego zaszczytu.

Lydia z entuzjazmem opowiedziała Eve o najciekawszych miejscach w Beacon Hills. Do niektórych pojechały samochodem rudowłosej.

Lydia wydawała się być miłą i sympatyczną osobą. Była chętna do rozmów, ale nie ciągnęła ich na siłę. Zmieniała tematy jakby wiedziała kiedy nastrój Eve pogarszał się więc próbowała odwracać jej uwagę.

Eve nawet nie zwróciła uwagi że zaczęło się ściemniać. Ponad godzinę wcześniej dostała sms od matki że może wracać do domu, ale nie śpieszyła się. Miło spędziła czas w towarzystwie Lydii. Jednak mimo że zdążyła polubić rudowłosą, wolała zachować dystans. Po drogim samochodzie i markowych ubraniach, Eve od razu poznała, że ma do czynienia z osobą z zamożnej rodziny. Wolała od takich osób trzymać się z dala ponieważ to oznaczało że w szkole jest znana i lubiana. A to z kolei oznaczałoby, że ludzie zwróciliby na Eve uwagę gdyby zaczęła pokazywać się z Lydią. Nie przejmowała się zbytnio opinią innych, ale nie chciała by ktokolwiek zwracał na nią uwagę. Szczególnie że przez to wszyscy szybko mogliby się dowiedzieć dlaczego wyrzucono ją z poprzedniej szkoły. To był wrażliwy dla niej temat dlatego wolała ograniczyć rozprzestrzenienia się tej informacji do minimum.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro