Rozdział III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przerwa obiadowa była jednym z najgorszych momentów w ciągu dnia. W poprzedniej szkole Eve zwykle siedziała sama, a w tym czasie Heder i Jack najbardziej lubili jej dokuczać. Tutaj ich nie było, ale mimo to cień obaw że nagle ktoś zacznie z niej drwić unosił się nad nią jak czarne chmury. Zdecydowanie była przewrażliwiona na tym punkcie, ale nie potrafiła poradzić sobie z swoimi niepewnościami. Jakoś wzięła tackę z jedzeniem po tym jak miła kucharka nałożyła jej porcję kurczaka z ryżem i warzywami. Szukając stolika zauważyła że przy jednym siedzi Lydia oraz jakaś dziewczyna, piwnooki, czarnowłosy, a także Theo. Eve szybko odwróciła wzrok i poszła dalej. Mimo to Lydia zauważyła ją.

Eve zajęła wolny stolik i zaczęła jeść. Jednak jej spokój został zburzony gdy do jej stolika dosiadła się Lydia z swoimi przyjaciółmi. Czarnowłosa speszyła się czując na sobie ich wzrok. Chciała uciec i zaszyć się w jakimś kącie, ale wyszła by na dziwaczkę gdyby wstała i po prostu sobie poszła. Nie chciała też zachować się chamsko. Lydia była przyjacielska i chciała być miła aby Eve czuła się dobrze w nowej szkole. Przedstawiła swoich przyjaciół, wśród których był Stiles, piwnooki chłopak który pomógł Eve podnieść książki, Malia, szatynka o brązowych oczach i gburowatej minie, Scott, brunet, który uśmiechał się tak radośnie że było to aż zaraźliwe, oraz Theo.

Eve znowu miała wrażenie że zaraz zemdleje, trzeci raz w ciągu dnia. Imię Scott i Stiles, zostało wypowiedziane w rozmowie Theo z Magnusem. To nie mógł być przypadek. Theo trzymał się z osobami, które zamierzał zdradzić, a Magnus chciał ich skrzywdzić.

– W porządku? Nie wyglądasz najlepiej.– odezwała się Lydia.

– Pierwszy dzień w nowej szkole jest stresujący.– wyjaśniła Eve. Przecież nie mogła od tak po prostu powiedzieć: Wiecie że wasz kumpel współpracuje z Magnusem, który chce was zabić?. Wątpiła by uwierzyli jej na słowo. Była dla nich obca, choć gdyby puściła im nagranie, to miała by dowód obciążający Theo. Ale jak powinna rozwiązać ten problem, nie narażając przy tym swojego życia? Czy Theo zabiłby ją? Czy Scott i jego przyjaciele obroniliby ją gdyby wydała Theo? Miała masę pytań i tyle niepewności, że po prostu stłamsiła emocje i postanowiła udawać że wszystko jest w porządku.

Przez resztę przerwy obiadowej Eve starała się być miła i nie pokazać po sobie że coś ją gnębi. Lydia i pozostali wydawali się być sympatycznymi osobami. Malia była trochę gburowata, a Stiles zerkał na Eve dziwnym wzrokiem jakby w ten sposób chciał rozpoznać jakim jest człowiekiem. Scott był bardzo miły i przyjacielski, podobnie jak Lydia, oboje szybko polubili Eve.

***

Czarnowłosa została po zakończeniu zajęć trochę dłużej w szkole. Poszła do biblioteki. Na korytarzu zauważyła na tablicach z ogłoszeniami ulotki informacyjne o poszukiwaniu kilku nastolatków. Do tych tragedii doszło w ciągu ostatniego miesiąca. Trzech nastolatków z siedmiu zaginionych, znaleziono martwych. Ostatnie zaginięcie miało miejsce dwa dni temu. Eve coraz bardziej nie podobało się to miasto. Czuć tu było złowieszczą aurę, a ciągłe zaginięcia i trupy nie działały na korzyść tego miasta.

– To nie wygląda na nadrabianie zaległości w nauce.

Eve wzdrygnęła się. Spojrzała przez ramię i zobaczyła stojącego za nią Stilesa. Siedziała przy stole i przeglądała dziennikarską dokumentację z Beacon Hills na szkolnym komputerze. Piwnooki przygladał się temu co czytała, a po chwili usiadł na krzesełku obok niej. Czarnowłosa zauważyła leżącą przy krześle torbę sportową, z której wystawał kij z lacrosse. Piwnooki zapewne był po treningu.

– W czymś ci pomóc?– zapytała gdy cisza między nimi stała się nieprzyjemna. Przygladał się jej uważnie, co wprawiało czarnowłosą w zakłopotanie.

– Przed kim uciekłaś rano na korytarzu?

– Przed nikim.– była zdziwiona jego pytaniem. W ogóle nie rozumiała czemu się do niej dosiadł.

– Przed Theo, prawda?– dopytał mrużąc lekko oczy jakby to miało mu pomóc w lepszym przyjrzeniu się reakcji czarnowłosej.

Eve prychnęła próbując w ten sposób ukryć panikę, która zaczęła w niej rosnąć. Czarnowłosej nie podobało się wścibstwo Stiles'a.

– Nie. Niby czemu miałabym przed nim uciekać? Ledwo go znam.

– Więc czemu zachowywałaś się dziwnie gdy był w pobliżu?

Eve zamilkła na moment. Stiles najwyraźniej był bardzo bystrą osobą, wiedział że coś ukrywa. Musiała jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Podczas rozmowy Magnusa z Theo, zielonooki wspominał o nieufności Stilesa. Był niezwykle czujny i zdecydowanie nie przepadał za Theo.

– Bo... – nerwowo zaczęła bawić się wisiorkiem. Pewien pomysł wpadł jej do głowy. Nie był najlepszy, ale raczej wystarczy by odwrócić uwagę Stilesa.– Theo jest całkiem przystojny, a ja... denerwuje się gdy jestem obok kogoś kto mi się podoba.– wydusiła z siebie. Mimo że udawała zakłopotanie, to z jakiegoś powodu gdy słowa opuściły jej usta, poczuła jak pieką ją policzki. Gdyby Theo to usłyszał zapadłaby się pod ziemię.

Stiles poruszył ustami jak ryba próbująca oddychać na lądzie. Chwilę milczał jakby przetwarzał informację. Dziwnie gestykulował twarzą, na moment odwrócił wzrok, po czym ponownie spojrzał na Eve.

– Więc nie knujesz z nim niczego?

Na to pytanie czarnowłosa miała ochotę się roześmiać.

– Chęć umówienia się z nim to raczej nic złego.– ciągnęła kłamstwo dalej. Miała wrażenie że odzie jej to beznadziejnie, ale Stiles wyglądał jakby dał złapać się na to kłamstwo, a przynajmniej tak wydawało się czarnowłosej.

– No nie wiem. Według mnie udaje niewiniątko, a tak na prawdę skrywa swoje obślizgłe i dwulicowe oblicze. Więc raczej odradzałbym wchodzenie z nim w jakąkolwiek reakcję.– piwnooki wzruszył ramionami.

Nawet nie masz pojęcia jak bardzo jest dwulicowy, pomyślała Eve.

– Czemu się tym interesujesz? – piwnooki zmienił temat. Wskazał podbródkiem monitor gdzie na ekranie wyświetlany był artykuł o zaginięciach w Beacon Hills.

– Z zwykłej ciekawości...

– Stiles? – do biblioteki wszedł Scott.– Cześć Eve.– uśmiechnął się do czarnowłosej po czym spojrzał na przyjaciela.– Idziesz? Nie będziemy dłużej czekać.– Scott skinął głową na drzwi po czym ruszył do wyjścia.

– Trzymaj się od Theo z dala. Wyjdzie ci to na dobre.– oznajmił Stiles po czym wstał i poszedł w ślad za przyjacielem.

Gdybym tylko mogła, pomyślała Eve.

***

W Beacon Hills było niebezpiecznie, szczególnie gdy wiedziało się że istoty nadprzyrodzone istnieją. Zwykły człowiek nie miał szans na wygranie walki. Dlatego Eve chciała choć trochę poczuć się bezpiecznie. Jej tata miał pistolet, colta. Nie używał go, ale trzymał w drewnianym pudełku w swoim biurze gdy mieszkali jeszcze w Jacksonville. Po przeprowadzce, Rosy nie pozbyła się broni. Razem z wszystkimi rzeczami Evan'a, pistolet, znajdował się w piwnicy ich nowego domu. Nie trudno było go znaleźć. Pudełko miało charakterystyczne zdobienia.

Eve poszła do lasu by poćwiczyć strzelanie. Nigdy tego wcześniej nie robiła. Ustawiła kilka szklanych butelek na obwalonym pniu drzewa. Oddaliła się od domu by nikt nie usłyszał dźwięków wystrzałów.

Czarnowłosa ustawiła się. Uniosła jedną dłonią broń i wycelowała. Szczerze, to nie miała pojęcia co robi. Sprawdziła jedynie czy w magazynku są naboje i odbezpieczyła broń. Pociągnęła za spust wzdrygając się przy tym. Dźwięk rozniósł się po okolicy. Nabój nie trafił żadnej butelki, ani nawet pnia. Ponowiła strzał, ale rezultat był taki sam.

Dziewczyna westchnęła. To było bezsensowne by mieć przy sobie broń, z której nie potrafiła korzystać. Prędzej zrobiła by sobie tym krzywdę albo komuś innemu. Jednak trzymając colta w dłoni czuła się bezpieczniej. Chciała by był tutaj jej tata. Nauczyłby ją strzelać. Opowiedziałaby mu o tym co widziała. Wysłuchałby ją jak zawsze, doradził i pocieszył. Tylko w nim miała prawdziwe oparcie. Bez niego czuła się zagubiona i samotna.

Eve była zbyt zamyślona by zwrócić uwagę, że ktoś zakradł się w jej kierunku. Chwilę się jej przyglądał z dwumetrowego dystansu. Oparł się ramieniem o drzewo. Kącik jego ust drgnął do góry gdy czarnowłosa odwróciła się i widząc go wzdrygnęła się.

– Nie strasz mnie tak.– mruknęła niezadowolona. Theo odbił się od drzewa i ruszył ku niej, przez co czarnowłosa się spięła.– Co tutaj robisz? Śledzisz mnie?

– Nie schlebiaj sobie. Byłem w okolicy i usłyszałem strzały.– stanął o krok od czarnowłosej. Zerknął za nią na butelki, żadna z nich nie była rozbita.– Kiepsko ci idzie.

– Pierwszy raz w życiu trzymam broń w dłoni. Cud że jeszcze krzywdy sobie nie zrobiłam.

– Po co w ogóle ci ona?

– Do obrony. Co cię bawi?– czarnowłosa zmarszczyła brwi gdy usłyszała parsknięcie zielonookiego.

– Myślisz że ta zabaweczka cię ochroni?

– Lepsze to niż nic.

– Pokaż jak strzelasz Katniss.

Eve wywróciła oczami. Jego uśmieszek był irytujący. I to głównie z jego powodu czuła się zagrożona. Gdyby nie poszła wtedy do lasu, to teraz nie musiała by się bać że jakiś potwór ją pożre. Czarnowłosa odwróciła się od Theo. Spojrzała na butelkę i wymierzyła z broni. Tym razem nie wzdrygnęła się przy wystrzale, ale i tak nie trafiła w cel. Skrzywiła się spodziewając się że za chwilę usłyszy drwiący śmiech zielonookiego, ale ten nie nadszedł. Poczuła jak Theo staje za nią. Chwycił jej lewą dłoń i zmusił by obiema dłońmi chwyciła broń. Położył dłoń na jej biodrze by inaczej ją ustawić.

– Unieś broń na poziom oczu. To szczerbinka– wskazał mały guzek na broni.– Przy celowaniu musi znajdować się pośrodku tej muszki. – wskazał nad lufą dwa małe guzki.– Przymknij oko i skup się na celu. Trzymaj broń stabilnie by kula przy oddaniu strzału nie zboczyła.

Mówił spokojnie i powoli. Eve zerknęła na niego. Był tak blisko niej że mogła poczuć jego ciepły oddech na policzku. Theo spojrzał jej w oczy. Przez chwilę milczeli patrząc się na siebie po czym nagle zielonooki odsunął się. Jego twarz nie wyrażała nic, w przeciwieństwie do Eve, której policzki zapłonęły rumieńcem. Z jakiegoś powodu poczuła się dobrze będąc tak blisko niego.

– Strzelaj już.– ponaglił jakby nagle jego cierpliwość się wyczerpała.

Eve posłużyła się instrukcjami zielonookiego. Trafiła w pień tuż pod jedną z butelek. Wciąż nie trafiła w cel, ale poszło jej lepiej niż poprzednim razem. Uśmiechnęła się dumnie i spojrzała na Theo, ale szybko odwróciła wzrok gdy nastolatek nie odwzajemnił uśmiechu.

– Mogę zadać ci pytanie?– opuściła broń i zabezpieczyła ją po czym włożyła za pasek spodni.

– Nie.

Trochę zdziwiła ją jego stanowcza odmowa. Jednak to nie powstrzymało jej ciekawości.

– Wilkołaka można zabić tylko srebrem?

– Czemu miałbym ci zdradzić jak możesz mnie zabić?

Eve skrzywiła się gdy z ust Theo padło słowo "zabić". Zadając swoje pytanie kierowała się jedynie czystą ciekawością, a nie myślą o zabiciu kogokolwiek.

– Sporo czytałam mitów i legend. Po prostu ciekawi mnie co z tego wszystkiego jest prawdą.– skoro sam nie chciał jej powiedzieć to postanowiła sama sprawdzić czy srebro krzywdzi wilkołaki. Zbliżyła się do niego i nie zważając czy mu się to spodoba, chwyciła jego rękę po czym przyłożyła swój wisiorek do wierzchu jego dłoni. Naszyjnik był z czystego srebra. Jednak żadnej reakcji na skórze nie było. Theo szybko wyrwał swoją rękę.– No co? Nie chciałeś odpowiedzieć.

Gdzieś w oddali Eve usłyszała trzask gałązki. Obróciła się i spojrzała w kierunku skąd dobiegał dźwięk. Instynktownie przysunęła się do Theo. Zielonooki uśmiechnął się rozbawiony jej strachliwością. Przypominała małego kociaka, który dopiero poznaje jak bardzo świat jest niebezpieczny. Oboje zobaczyli lisa, który na ich widok uciekł.

– Boisz się?– pochylił się lekko nad jej ramieniem.

– Nie.– mruknęła. Oczywiście że kłamała, ale nie chciała wyjść przed nim na słabą i płochliwą. Nic nie mogła poradzić że świat nadprzyrodzony budził w niej lęk. Była tylko zwykłym słabym człowieczkiem.

– Bicie twojego serca mówi co innego.

Eve zerknęła na zielonookiego. Odsunęła się od niego o krok i bardziej wyprostowała. Choć pozornie chciała wyglądać na pewną siebie.

– A ty odczuwasz strach?

– Oczywiście że nie. Strach jest dla słabych.

– To ludzka emocja. Każdy czasem się boi.

– Zapomniałaś? Nie jestem człowiekiem.

Eve poczuła się niepewnie. Wyglądał jak zwykły nastolatek przez co zapomniała kim na prawdę był. Niebezpiecznym stworzeniem.

Theo odwrócił się i bez słowa ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Eve szybko podniosła torbę z ziemi i schowała do niej pistolet. Ruszyła w ślad za zielonookim, który dość szybko szedł.

– Poczekaj! Chcę cię jeszcze o coś zapytać! – czarnowłosa przyspieszyła kroku próbując dogonić chłopaka.– Widziałam jak tamten facet przemienia się w wilka, ale ciebie nie. Potrafisz to co on? Jesteś alfą, omegą czy betą? Tojad jest na prawdę szkodliwy dla wilkołaków? I czy...

Theo wywrócił oczami. Eve miała mnóstwo pytań, na które nie miał ochoty odpowiadać. Jednak gdy dziewczyna nagle ucichła zatrzymał się i odwrócił. Rozejrzał się. Czarnowłosej nigdzie nie było. Zniknęła.

– Co do?

– Theo!

Zielonooki poszedł za dźwiękiem jej głosu. Uniósł wysoko brwi gdy zobaczył że czarnowłosa wpadła do wąskiego i głębokiego na dwa metry dołu.

– Pomożesz?– zapytała z prośbą, uśmiechając się lekko gdy patrzyła na niego z dołu. Los na prawdę z niej drwił.

– Dlaczego miałbym? – przykucnął nad dołem. Uniósł brew przyglądając się jej.

Uśmiech Eve zbladł. Nie wyglądał na chętnego by pomóc jej się wydostać.

– Bo ładnie proszę?– wyciągnęła ku niemu dłoń mając nadzieję że ją chwyci. Cisza i brak reakcji z jego strony rozwiały jej nadzieję. Zamierzała cofnąć dłoń gdy nagle poczuła silny uścisk, a później została pociągnięta do góry. Czarnowłosa upadła na kolana tuż przy dziurze, w której jeszcze chwilę temu tkwiła.– Dziękuję.– wstała z ziemi otrzepując kolana z piachu. Posłała zielonookiemu wdzięczny uśmiech. Theo nijak na to zareagował. Po prostu stał i na nią patrzył.

– Pechowa jesteś.– stwierdził po chwili ciszy po czym odwrócił się i kontynuował marsz.

– I to od urodzenia.– czarnowłosa podbiegła by zrównać z nim kroku.– Mam wrażenie że jestem przeklęta. Choć w sumie to pasuje bo urodziłam się w piątek trzynastego.

– Poważnie?– zielonooki zerknął na dziewczynę.

Eve przytaknęła głową.

– A do tego równo o trzynastej pięć. Tata twierdził że to wcale nie jest pechowa data. Wręcz przeciwnie, że jest wyjątkowa bo nie zdarza się zbyt często. Jego teoria była fajniejsza, choć niezbyt w nią wierzę.

– Była?

Eve spuściła wzrok. Spochmurniała. Theo od razu zauważył zmianę jej nastroju.

– Zmarł pół roku temu. Ale nie chcę o tym rozmawiać.

Przez kilka minut szli w ciszy. Jednak Eve zaczęło to przeszkadzać więc postanowiła się odezwać.

– Wracając do moich pytań...

– Tylko w połowie jestem wilkołakiem, a w drugiej połowie kojotem.– przerwał jej zielonooki.– Jestem chimerą.– dodał widząc jej zdezorientowany wyraz twarzy.

– Jesteś mieszańcem? To jednak możliwe?– dopytała, ale po tym jak nerwowo Theo wciągnął powietrze, żałowała że się odezwała. Zdecydowanie nie przepadał za określeniem "mieszaniec". – Przepraszam.– mruknęła cicho. W oddali między drzewami zauważyła zarys swojego domu przez co zwolniła kroku, a po chwili się zatrzymała. – Cały czas szliśmy w kierunku mojego domu?

– Dopiero teraz się domyśliłaś?– Theo zatrzymał się i spojrzał na nią.– A myślałaś że gdzie cię prowadzę?

– Nie wiem.– wzruszyła ramionami.– Ale na pewno nie do mojego domu.– dotknęła swojej szyi chcąc złapać wisiorek półksiężyca, ale niczego nie poczuła. Spojrzała w dół i zdała sobie sprawę że zgubiła naszyjnik.– Nie, tylko nie to.– w panice zaczęła rozglądać się dookoła. Przykucnęła na ziemi i zaczęła przeszukiwać trawę.

– Co robisz?

– Zgubiłam naszyjnik.

– I co z tego? To tylko głupia błyskotka.

Eve przestała szukać. Wstała i spojrzała gniewnie na zielonookiego.

– To nie głupia błyskotka. Tata dał mi go na urodziny. To ostatni prezent jaki od niego dostałam zanim zmarł. Jest dla mnie bezcenny. – oznajmiła twardo. Jednak po chwili dopadł ją smutek.– Jestem beznadziejna.– mruknęła przygnębiona. Cofnęła się i spojrzała za siebie, na ścieżkę którą szli. Jak na zrządzenie losu zaczęło się ściemniać. Po zmroku tym bardziej nie znajdzie naszyjnika. Mogła go zgubić w tamtej dziurze albo gdziekolwiek indziej. Westchnęła z bezsilności. Wolała już skręcić sobie drugi nadgarstek niż zgubić naszyjnik od taty.

– Zamierzasz włóczyć się po lesie po zmroku?– zapytał Theo gdy czarnowłosa ruszyła w drogę powrotną starając się iść po ich śladach. – Prędzej się zgubisz albo znowu zrobisz sobie krzywdę.

– Możesz mi pomóc.– zatrzymała się i spojrzała na chłopaka. Na prawdę potrzebowała jego pomocy. Jego wzrok był lepszy niż zwykłego człowieka, nawet w nocy. Mógłby dostrzec blask srebra z oddali.

– To nie mój problem.

– No tak. Jeśli cię to nie dotyczy, to czemu miałoby cię obchodzić. Myślisz tylko o sobie. Nastraszyłeś mnie bym nikomu nie powiedziała, że spotkałeś się z tamtym wilkołakiem w lesie. Tylko na tym ci zależy, bym się nie wygadała. Nie zrobię tego, jeśli mi pomożesz.

– Stawiasz mi ultimatum?– zapytał z oburzeniem. Szybkim krokiem zbliżył się do niej. Eve cofnęła się, prawie się przy tym przewracając. Plecami wpadła na drzewo. Patrzył na nią gniewnie przez co poczuła się zagrożona. Powoli zbliżyła dłoń do torby chcąc wyciągnąć broń.– I komu zamierzasz powiedzieć?

– Twoim przyjaciołom. W końcu nie bez powodu chciałeś zachować to w tajemnicy.– nie miała pojęcia skąd miała tyle odwagi by to powiedzieć. Theo prychnął drwiąco.

– Nie uwierzą ci. Jesteś dla nich obca. Nic dla nich nie znaczysz. Śmiało, wyjmij broń. Zobaczymy kto będzie szybszy.– powiedział wyzywająco. Oczywiście zauważył że sięgnęła do torby. Jego oczy zaświeciły się na żółto.

Eve z trudem przełknęła ślinę. Nie odważyła się wyciągnąć broni. Zanim cokolwiek by zrobiła, on mógłby rozszarpać jej gardło. Theo prychnął widząc że się poddała. Zwycięski uśmieszek wpełzł na jego twarz.

– Nie prowokuj mnie więcej.– oznajmił ostrzegawczo. Cofnął się po czym poszedł sobie gdzieś.

Eve odetchnęła głęboko. Zacisnęła usta w wąską linię. Wcześniej wahała się czy powinna powiedzieć Scott'owi i innym o rozmowie Theo z Magnus'em. Teraz była pewna że musi to zrobić. Tak czy siak była zagrożona, ale istniała szansa że Scott i jego przyjaciele mogliby ją ochronić jeśli zdradzi prawdę o Theo. Stiles na pewno się z tego ucieszy, w końcu nie przepadał za zielonookim.

Czarnowłosa nie kontynuowała poszukiwań. Zaczynało być coraz ciemniej więc na pewno nie znalazła by naszyjnika. Przybita wróciła do domu, ale jej ponure myśli przyćmiewała ochota odegrania się na Theo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro