Rozdział XXIV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zabezpieczyli dom w wszelki możliwy sposób. Zabili deskami okna na parterze. Upewnili się że wszystkie wejścia są zamknięte albo zabarykadowane.

Przygotowali w salonie miejsca do spania. Dom Eve był duży i bez problemu starczyłoby łóżek dla wszystkich, ale bezpieczniej było trzymać się razem.

– Jakim cudem masz nadal prąd?– zapytał Stiles. Piwnooki stał z czarnowłosą w kuchni, oboje pili gorącą czekoladę.

– Mam awaryjny generator. Gdy zabrakło prądu, włączyłam go.– upiła łyk napoju. Ciepła czekolada przyjemnie rozgrzewała ją od środka. Dziewczyna spojrzała w bok. Będąc w kuchni nadal mała dobry widok na salon gdzie przebywali pozostali. Każdy z nich był spięty. Ona również. Musieli przetrwać dobę aby później znaleźć sposób jak odzyskać bliskich i mieszkańców Beacon Hills. Czarnowłosa starała się wierzyć że to możliwe. Musiała w to uwierzyć bo inaczej skuliłaby się w kącie i rozpłakała niczym małe bezradne dziecko.

Światło zamigotało zdradliwie, a chwilę później zgasł prąd. Jedynym źródłem światła pozostał teraz ogień w kominku. Eve dostała gęsiej skórki gdy wiatr mocniej uderzył w okna.

– Gdzie jest generator?– zapytał Stiles przerywając nieprzyjemną ciszę. Czarnowłosa spojrzała na niego. Piwnooki skrzywił się, po minie dziewczyny już domyślał się gdzie generator się znajduje.

– Na zewnątrz. I nie sądzie by nadal był w jednym kawałku.– oznajmiła czarnowłosa. Odstawiła pusty już kubek do zlewu po czym ruszyła ku salonowi.

Scott, Derek i Malia stali przy stole gdzie rozłożona była mapa miasta. Omawiali plan awaryjny gdyby pierwszy nie wypalił. Musieli omówić w razie czego jak bezpiecznie opuścić Beacon Hills albo gdzie byłoby najbezpieczniej ukryć się. Peter stał przy zabitymi deskami oknie i obserwował co dzieje się na zewnątrz. Theo zaś, stał przy kominku pilnując by ogień nie zgasł.

– Co z prądem?– zapytała Lydia gdy Eve przechodziła obok kanapy gdzie rudowłosa siedziała.

– Coś musiało uszkodzić generator.– odpowiedziała po czym podeszła do stołu. Lydia, Stiles, Theo oraz Peter również podeszli.

Eve zapaliła stojącą na blacie lampę naftową, którą wzięła z piwnicy w razie gdyby zabrakło prądu. Bez zasilania w domu będzie trudniej utrzymać ciepło. Podłogowe ogrzewanie wyłączyło się.

– Gorzej już chyba być nie może.– burknął podirytowany Peter.

Nagle usłyszeli stłumiony stukot nad głowami. Wszyscy unieśli wzrok. Coś działo się na górze.

– Mówiłeś coś?– odezwał się Derek i posłał wujowi minę typu "przestań krakać".

– Co to mogło być?– zapytał Theo.

– Nie wiem. Nie mam w domu żadnych zabawek, które Krampus mogłyby przemienić się w demoniczne kreatury.– oznajmiła Eve.

– A co z tym czerwonym workiem?– zapytał Stiles i spojrzał na czarnowłosą.

– Jakim workiem?– Eve posłała przyjacielowi zdezorientowane spojrzenie. Stiles, Scott, Malia i Derek wymielili się spojrzeniami.

– To chyba nie była żadna przesyłka.– stwierdził Stiles.

– Możecie wyjaśnić o czym mówicie?

– Pod twoim domem leżał czerwony worek. Uznaliśmy że to była jakaś przesyłka do ciebie więc wzięliśmy go do środka.– wyjaśnił Scott.

– Gdzie jest teraz ten worek?– zapytała Eve. Scott wziął lampę z stołu po czym razem z Eve ruszyli ku korytarzowi. McCall wskazał miejsce przy wyjściu z domu. Na podłodze leżał worek, ale był pusty.– Wcześniej był pełny.

Nastolatkowie wrócili do salonu.

– Są w środku. Krampus przysłał prezenty.– powiedziała Eve.

Derek wziął do ręki strzelbę i przeładował ją. Stiles chwycił swój baseballowy kij. Malia wzięła swoją wiatrówkę, sprawdziła czy broń jest naładowana. Eve wyjęła zza paska spodni colta taty.

– Chyba nie pójdziecie walczyć? Nie wiemy ile ich tam jest.– powiedziała spanikowanym tonem Lydia.

– To byłoby głupie.– dodał Theo.

– Dlatego tego nie zrobimy.– oznajmił Scott.– Musimy być czujni. Będziemy pełnić warty po dwie osoby.

Wszyscy w zgodzie przytaknęli głowami.

***

Na zegarze dobiła czwarta w nocy. Scott i Malia skończyli swoją wartę. Szatynka położyła się na wolnym materacu, a McCall obudził Eve po czym sam również się położył. Czarnowłosa miała wybrać z kim chce pełnić wartę.

Eve przykucnęła przy śpiącym Theo. Dziewczyna nie zdążyła dotknąć jego ramienia gdy zielonooki powoli otworzył oczy. Mały zuchwały uśmieszek zagościł na jego twarzy.

– Nie uśmiechaj się tak.– burknęła dziewczyna po czym wstała i zbliżyła się do zabitych deskami okien. Przysiadła na parapecie, a jej wzrok był skupiony na tym co dzieje się na zewnątrz. Jak na razie na górze panował spokój, który był podejrzanie niepokojący.

Theo wstał po czym dołączył do czarnowłosej. Usiadł obok niej na parapecie. Światło lampy naftowej stojącej między nimi na parapecie oświetlało bok jej twarzy.

Eve zerknęła na niego czując jego wzrok na sobie.

– Może stań przy wyjściu z salonu. Cholera wie co te demoniczne zabawki planują.– powiedziała półszeptem po czym odwróciła wzrok i skupiła się na obserwowaniu co dzieje się na zewnątrz.

– Skoro nie chcesz mojego towarzystwa, to po co mnie obudziłaś?– uniósł brew. Czarnowłosa mocniej wciągnęła powietrze. Była podirytowana, choć może bardziej sfrustrowana. Zielonooki położył swoją dłoń na jej kolanie. Dziewczyna od razu się spięła.

– Theo... – chciała zabrzmieć karcąco, ale jej głos lekko zadrżał. Nie umiała udawać że jego dotyk na nią nie działa. Dział i to bardzo, co jeszcze mocniej potęgowało jej frustrację.

– Podoba mi się jak wymawiasz moje imię.– pochylił się ku niej. Eve starała się pozostać przy zdrowych zmysłach, ale czując jego ciepły oddech na szyi, ciężko jej było skupić się na obserwowaniu podwórka. Dłoń zielonookiego zawędrowała trochę wyżej. Delikatnie masował jej udo. Czarnowłosa zagryzła wargę gdy jej oddech przyspieszył. Podobało jej się to co robił i to w jaki sposób jej ciało na niego reagowało, ale to był zły moment i czas.

– Nie powinniśmy. Niczego sobie nie wyjaśniliśmy, a do tego w każdej chwili może po... – obróciła głowę by spojrzeć Theo w oczy. Zielonooki wpił się w jej usta nie pozwalając jej dokończyć. Dziewczyna mruknęła zaskoczona, co chłopak od razu wykorzystał i pogłębił pocałunek. Theo położył dłonie na jej biodrach po czym wciągnął ją sobie na kolana. Dziewczyna usiadła na nim okrakiem. Objął ją w pasie gdy czarnowłosa próbowała się odsunąć. Dzisiaj mogli zginąć dlatego nie chciał zmarnować okazji.

Nastolatkowie byli zbyt pochłonięci sobą by zwrócić na cokolwiek uwagę. Krata od szybu wentylacyjnego, znajdującego się nisko przy podłodze, została zdjęta od wewnątrz. Pluszowy miś ostrożnie odłożył ją na podłogę aby nie narobić niepotrzebnego hałasu. Wyjął z szybu kolorowy gruby świąteczny łańcuch po czym ruszył ku materacowi, który leżał najbliżej wentylacji. Na materacu spał Stiles i Lydia, byli wtuleni w siebie i kompletnie nieświadomi że coś się do nich zakrada.

– Theo... – szepnęła Eve gdy zielonooki zjechał pocałunkami na jej szyję. Chłopak włożył dłonie pod jej sweter i powoli zaczął jechać nimi z jej bioder w górę. Eve trzymała dłonie na jego szerokich barkach. Czuła pod materiałem jego koszulki jak mięśnie mu się napięły gdy otarła się o niego. Ciężko jej było myśleć racjonalnie, ale w końcu zdecydowała się lekko odepchnąć od siebie chłopaka.

Czarnowłosa oparła swoje czoło o jego próbując unormować oddech. Uwielbiała kolor jego oczu. Ta zieleń kojarzyła jej się z lasem, a to z kolei kojarzyło jej się z spokojnym porankiem w lesie gdy natura budziła się. Promienie słońca przebijały się przez korony drzew, powietrze było wilgotne od rosy, a w tle słychać było świergot ptaków. Kochała naturę, a jeszcze bardziej kochała Theo.

– Wiem że to niewłaściwy moment, ale chciałem ci powiedzieć... – zaczął mówić Raeken.

Krzyk Lydii rozniósł się po pomieszczeniu. Wszyscy jak poparzeni rozbudzili się. Eve zeskoczyła z kolan Theo i chwyciła pistolet leżący na parapecie.

Kolorowy świąteczny łańcuch, który obwiązany był wokół kostki Lydii, pociągnął ją po podłodze. Stiles złapał dziewczynę za ręce w momencie gdy została prawie wciągnięta do szybu wentylacyjnego, który był wystarczająco szeroki by się do niego zmieściła.

– Pomóżcie!

Wszyscy ruszyli ku nim. Wspólnie złapali Stiles'a i pociągnęli. Udało im się wyciągnąć Lydie z szybu. Łańcuch boleśnie wbił się w skórę kostki rudowłosej przez co dziewczyna krzyknęła. Wszyscy złapali się za uszy, tym samym nie dobrowolnie puszczając dziewczynę. Łańcuch ponownie pociągnął ją do szybu, ale tym razem nikt nie zdążył jej złapać.

– Lydia!

Stiles wszedł do szybu bez wahania. Krzyk rudowłosej odbijał się echem od metalowych ścian szybu gdy coś ją ciągnęło.

– Stiles! Wracaj!– Scott ruszył ku wejściu do szyby, ale Derek zatrzymał go.

– Wszyscy tam nie wejdziemy.

– Coś porwało Lydie.– McCall był zdeterminowany by ruszyć na ratunek przyjaciołom. Usłyszeli huk na górze. Scott nie czekając chwili wybiegł na korytarz i ruszył na górę. Derek biorąc strzelbę pobiegł za nim.

Ich uwaga była odwrócona przez co nie zauważyli że coś podpaliło choinkę, a pluszowy miś wylał wiaderko wody do kominka.

– Co do cholery?!– Malia odwróciła się i strzeliła w kierunku miśka, ale ten zdążył uniknąć kuli po czym wskoczył do innego wejścia do szybu. Szatynka ruszyła ku kominkowi chcąc odratować ogień.

Eve ruszyła do kuchni. Jak najszybciej wyjęła z szafki największą miskę i zaczęła nalewać do niej wody. Nie napełniła nawet połowy, a ruszyła z miską na palącą się choinkę. W tym czasie Theo nalał wodę do kolejnej. Nastolatkowie próbowali ugasić płomienie zanim te rozejdą się po całym domu.

– Kurwa.– Peter warknął gdy coś mocno ukuło go w łydkę. Wyją z nogi zszywkę. Odwrócił się, a w progu wejścia do salonu zobaczył latającego aniołka, który trzymał w łapkach zszywacz pneumatyczny. Aniołek złowieszczo zaśmiał się i wystawił obślizgły język z ust po czym wcisnął przycisk. Starszy Hale skoczył za kanapę. Seria zszywek wbiła się w oparcie kanapy i w podłogę. Zabawka pofrunęła do przodu. Zszywki latały, a Peter próbował się przed nimi jakoś uchronić. Aniołek latał zbyt wysoko by go dosięgnąć. Mężczyzna zauważył leżący przy stole na podłodze colt Eve, ruszył ku niemu.

Malia próbowała rozpalić ogień. Nagle z wnętrza komina zsunął się łańcuch. Szatynka rozszerzyła oczy w szoku gdy na haku wisiał ciasteczkowy ludzik. Uśmiechnął się do niej ukazując swoje lukrowe ząbki. Dziewczyna sięgnęła po wiatrówkę, która leżała obok. Jednak nie zdążyła jej użyć. Ciasteczkowy ludzik w mgnieniu oka obwiązał ją łańcuchem i zapiął. Dziewczyna przewróciła się, a chwilę później coś pociągnęło ją do komina.

Eve i Theo udało się ugasić choinkę. Czarnowłosa jako pierwsza skoczyła na pomoc Malii gdy zobaczyła że dziewczynę coś zaatakowało. Eve złapała za łańcuch, i zaparła się nogami o podłogę nie pozwalając by łańcuch wciągnął Malie do wnętrza komina.

Theo ruszył na pomoc czarnowłosej, ale coś złapało go za łydkę i wgryzło się w niego. Chłopak przewrócił się z głośnym jękiem bólu, a wtedy zobaczył jak pluszowy miś wbiła swoje szpiczaste i ostre kły w jego nogę. Nagle pojawił się drugi aniołek. W błyskawicznym tempie obwiązał lampki choinkowe wokół szyi zielonookiego po czym wzbił się w powietrze. Aniołek przerzucił lampki przez belkę pod sufitem czym pociągnął nastolatka do góry. Zabawka zaśmiała się złowieszczo gdy trzymała końcówkę lampek utrzymując chłopaka w górze. Theo zawisł nad podłogą niczym wisielec próbując złapać oddech gdy lampki wbijały się w jego gardło uniemożliwiając mu złapanie tchu.

– Nie puszczę cię.– Eve z całych sił zapierała się nogami o podłogę, ale z każdą sekundą czuła jak za moment poślizgnie się.

– Za tobą.– powiedziała Malia.

Eve nie zdążyła zareagować. Zabawkowy robot rzucił się na nią od tyłu i wbił nóż w jej plecy. Czarnowłosa krzyknęła gdy jej ciało przeszyła fala bólu. Mimowolnie puściła szatynkę, a ta po chwili została wciągnięta do komina. Jej krzyk odbił się echem.

Z góry było słychać dźwięki strzałów.

Robot dźgał czarnowłosą w plecy. Dziewczyna sięgnęła rękoma do tyłu. Ściągnęła zabawkę z siebie po czym rzuciła ją o ścianę. Dotknęła rękojeści noża, który tkwił w jej ciele. Cichy jęk bólu opuścił jej usta gdy wyjęła z siebie ostrze.

– Pieprzony robot.– wysunęła pazury i kły po czym skoczyła na zabawkę. Złapała robota gdy ten próbował uciec do szybu wentylacyjnego. Z wściekłością uderzyła nim o ścianę. Powtarzała tą czynność aż zabawka rozleciała się na kawałki.– Theo!

Czarnowłosa ruszyła ku zielonookiemu na pomoc. Chciała złapać go za nogi by podciągnąć do góry, ale pluszowy miś rzucił się jej na twarz. Zabawka drapała ją po twarzy i próbowała wgryźć się w jej szyję. Dziewczyna próbowała go z siebie ściągnąć, ale był o dziwo silny. Przewróciła się o kanapę i z jękiem upadła na podłogę.

Peter odstrzelił aniołka, który latał za nim i strzelał do niego z zszywacza pneumatycznego. Później odstrzelił drugiego aniołka, który dusił Theo. Zielonooki upadł na podłogę. Szybko ściągnął z swojej szyi lampki. Zaczął kaszleć, a płuca paliły go gdy łapał oddech.

Starszy Hale kopnął miśka, który atakował Eve po czym postrzelił pluszaka gdy ten podnosił się z ziemi.

Eve leżała na podłodze. Była w szoku. Jej włosy były roztrzepane, a twarz pokrywały płytkie rany, które od razu zaczęły się goić. Podniosła się do siadu po czym ruszyła ku Theo, który siedział na podłodze niedaleko i łapał oddech.

Peter ruszył do kuchni by znaleźć coś co posłuży mu jako lusterko. Aniołek wstrzelał w niego niemalże cały magazynek zszywek. Przed częścią z nich nie udało mu się uciec. Nie znalazł niczego więc stanął tyłem do piekarnika. Szklane drzwiczki nadawały się wystarczająco na lustro gdzie mógł zobaczyć swoje odbicie. Zaczął wyciągać z siebie zszywki.

– Jesteś cały?– zapytała z troską Eve. Theo uśmiechnął się do niej słabo.

– Pieprzony aniołek powiesił mnie na lampkach choinkowych. Jakoś to przeżyję, a co z tobą?– dotknął jej policzka gdzie była plama krwi pozostawiona po zagojonych już ranach.

– Wciąż żyje.– chciała odwzajemnić jego uśmiech, ale wyszedł jej krzywy grymas.– Malia przepadła.– mruknęła z żalem.– Nie wiem co z pozostałymi.– miała ochotę się rozpłakać.

Dźwięk dzwonków rozbrzmiał na zewnątrz. Coś uderzyło w dach. Ciężkie kroki zatrzymały się przy wejściu do komuna na zewnątrz. Ogień w kominku nie palił się.

Dźwięk dzwonków będzie twoją zgubą.

Znajdzie, przyjdzie, a wtedy nie będzie odwrotu.

– On już tu jest.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro